Niestety Val Kilmer nie przekonal mnie swa gra aktorska. Zagranie niewidomego czlowieka nie jest latwym zadaniem, jednak od czasu gdy zobaczylam genialna role Pacino w "Zapachu kobiety" wiem, ze da sie to realistycznie i przekonywujaco odegrac. Kilmerowi do mistrza Ala bardzo daleko. Uwazam, ze rola Virgila w innym wydaniu aktorskim wypadlaby o niebo lepiej. Mira Sorvino, ktora bardzo dobrze poradzila sobie w "Lulu na moscie" w tym filmie zdaje sie byc niewyrazna, nie daje z siebie wszystkiego, a szkoda, bo to calkiem niezla aktorka. Jedyne co rzuca sie u niej na pierwszy plan to permanentne powtarzanie "oh my god" i "I'm sorry"... W rezultacie ogól wypada nieźle, lecz bez większego polotu i głębi. Niektore momenty wydaly mi sie zbyt cukierkowe i poruszające chyba tylko dla egzaltowanych czytelniczek Harlequina.
"Przebudzenia" z 1990, ktore prezentuja opowiesc tego samego autora co "Dotyk milosci" poruszyly mnie o wiele bardziej. Film ten potrafi wzruszyc do glebi, wywolac lawine roznych emocji, sprawic, ze w oku zakreci sie nie jedna lza. Gra De Niro miażdzy swym perfekcyjnym realizmem, moment gdy po raz pierwszy patrzy na Williamsa przy stoliku z kredkami jest nieoceniony...W "Dotyku milosci" niestety tej magii nie ma...
Podsumowujac: ogolnie film nie okazal sie doszczetnie i banalnie zestetyzowany. Nie wieje tu mocno nudą i niektore momenty potrafią pochlonac, dlatego daje mocne 6.
Zgadzam się w zupełności. Kilmer jest wręcz śmieszny a Mira Sorvino bezbarwna.Mogło być zdecydowanie lepiej.
odniosę się tylko do "Zapachu kobiety" ten film jest przereklamowany a gra aktorska wcale świetna nie jest.
No niestety muszę się zgodzić, że Val Kilmer nie był przekonywujący w tym filmie, ale cała historia bardzo ciekawa
i film uświadamia nam, że nie wszystko można zobaczyć wzrokiem.
Dlatego oceniłam go w ten sposób.
Moim ulubionym filmem z tego gatunku to "Nietykalni" - oglądam go bardzo często i za każdym razem mnie
przenika.
Prowokujesz? czy kpisz sobie? Film oczywiście po amerykańsku happy i correct, ale ja to wolę niż europejski, zwłaszcza polski, skrwsński, nihilizm i degrengoladę moralną.
Absolutnie się zgadzam. Film można określić krótko - do bólu holiłódzki. Piękna bajeczka o niewidomym panu, który poznaje och-jakże-piękną panią, najpierw zaczyna widzieć, potem znowu ślepnie, koniec historii. Fabuła rodem z harlequina, przeżycia bohaterów podobnież. Na plus względy formalne, przyzwoite aktorstwo (nie powala, ale nie miałam ochoty rzucić szklanką w telewizor), zdjęcia muzyka, ale wszystko to jakieś przezroczyste. A wydaje mi się, że był materiał na coś lepszego.