Zostanie wiernym fanem Uwe Bolla (zwany dalej Bolcem) to ciężkie wyzwanie jakie sobie postawiłem przed sobą. Jest to trzeci film tego reżysera, jaki mam przyjemność oglądać. Tutaj Bolec przenosi nas w świat fantasy. W filmie wcale a wcale nie widać inspiracji takimi pozycjami jak "Władca Pierścieni" (chociaż wiele dzieł fantasy czerpie od siebie garściami) czy "Braveheart", tyle że sto razy gorszy. Jest to fantastyka, tyle że z domieszką bolcowej reżyserii. I tak w normalnym filmie fantasy nie uświadczylibyśmy takich drewnianych dialogów albo wielce dramatycznej sceny nie powiem czego (22:30 - najlepsza scena w filmie). Dzisiejszy "an Uwe Boll film" nie porywa, ale nie jest dnem totalnym. Można go przeżyć z odrobiną dystansu i poczucia beznadziejności, takiej wszechobecnej w filmach tego genialnego reżysera.