Andrzejewska która cudownie wcieliła się w roli Franki,scena gdy umiera w rekach profesora na długo zapada w pamięci... po prostu majstersztyk.
Tak. Choć mnie jeszcze bardziej wzruszyła scena, gdy po powrocie profesora, Franka całuje go po rękach, tuli się w niego...po prostu łaknie miłości, by ktoś ją prawdziwie pokochał i zaopiekował się nią troskliwie (może syndrom braku ojca, stąd afekt do dojrzałego mężczyzny, a może kwestia zawodu, jakiego zaznała od nieco młodszych panów). Bardzo poruszyła mnie ta scena.
Podobała mi się w tym filmie dość ciekawa praca kamery - te zbliżenia, gdy ktoś całkowicie zasłania sobą kadr, wchodzi niemal na kamerę i przejście na kontynuację danej sceny "po chwili" lub na inny fragment historii. Bardzo rzadko coś podobnego widuję w filmach, w zasadzie prawie nigdy. Na wyrywki mogę wymienić tylko D.Lyncha (oczywiście nie twierdzę zaraz, że Lynch oglądał "Dziewczęta z Nowolipek" ;))