Ogólnie film leci w dół po lekko wyboistej równi pochyłej. Z początku jak na ostanie produkcje ze stajni Full Moon "wygląda" to nieźle, czyli jak zjadliwa niskobudżetowa. Aktorzy byliby może i do przełknięcia, gdyby wymawiali jakieś zabawniejsze dialogi. Pomysł z bongiem mi się podobał, wygląd bonga też spoko, ale mogło by chociaż ruszać ustami, jak gada ;]
To co najważniejsze, czyli humor leży i kwiczy. Tzn było kilka momentów do śmiechu, ale jednak więcej było tych żałosnych. Oglądaliśmy to w 9 osób, wszyscy narajani. I szału nie było, a 2osoby wręcz umarły. Jednak występ Chonga w sumie mi się podobał. To chyba z uwagi na 70s show i Cheecha i Chonga, ale kocham tego faceta. I w jego krótkiej scence był jeden rewelacyjny tekst. Ale chyba warto by obejrzeć go na youtubie, zamiast pakować się w ten film.
Sceny śmierci są raczej mierne i do tego prawie takie same. Cały film dzieje się na przemian w mieszkaniu i w fazie wytworzonej przez złego bongosa, gdzie jakieś dupeczki tańczą na rurkach i wykańczają naszych jaraczy.
Nie spodziewałem się wiele i wiele nie dostałem. Mogło być gorzej (kto zna troszkę kino tego pokroju sam to pewnie wie) ale mogło, i powinno, być duuużo lepiej.