Film mi się podobał 98/10), takie skrzyżowanie Pulp Fiction z Kill Bilem 'przyprawione' golizną po japońsku (naga japonka wymachująca samurajskim mieczem, a w około tryskająca [m.in. również na nią] krew jej ofiar). Walki nie powalają, aktorki też nie grzeszą urodą. Ale jak ktoś lubi taką konwencję ala Tarantino (ja to nazywam "artystyczny tandetny kicz") to na pewno spodoba mu się ten film.
problem w tym, że to nie jest styl a'la Tarantino, tylko coś z czego on czerpał pełnymi garściami... czerpał ale dodał pewien dystans do samego gatunku, olbrzymią dawkę (zwykle czarnego) humoru, lepszych aktorów... ogólnie sprawił, że jego filmy są czymś dość lekkim i przyjemnym, gdy japońskie pierwowzory kłują w oczy tandetą.
Nazwałem to stylem "a'la Tarantino" dla zobrazowania ogólnego stylu filmu. wiem doskonale że to Tarantino czerpał pełnymi garściami z tego typu filmów, a nie na odwrót, Z resztą średnio inteligentnemu widzowi wystarczy porównać daty produkcji tego filmu i filmów Q. Tarantino.
heh... faktycznie zabrzmiało jakbym był czepiającym się bucem.... nie miało.... piszę tylko precyzyjnie co ma Tarantino (zazwyczaj) a czego tu mi brakuje
Jak dla mnie ten film jest lepszy niż "Kill Bill" ( zaznaczam że Kill Billa widziałem przed obejrzeniem Sex and Fury).
A jeśli chodzi o aktorki to nie wiem o co ci chodzi. Wszystkie ładne jak z obrazka. Ale co tam, nie każdemu podobają się Azjatki.