Ale film sam w sobie to jakaś dziwność. Rozchodzi się o typa który jest oskarżony o podpalenie jakiejś fabryki i zabójstwo które z niego wynikło, a potem uciekł i ukrył w domu jakieś laski. W teorii jest więc to thriller a potem komedia pomyłek, bo w 15 sekund po bohaterze do domu wbija kolejna osoba. A że to zbieg to nikt nie może go zobaczyć, nie? A więc mamy coś co niby bardzo lubię, bo cały czas ktoś się będzie wbijać do domu, co chwila usłyszymy jakieś syreny albo pukanie i komentarz "Co znowu?!".
Tyle teorii, w praktyce nie stwierdziłem żartów. Była dynamika, napięcie, możliwości, ale żartu brak. Wszystko zmarnowano na rzecz wymuszonych żartów przez 2/3 filmu i dziwnych dyskusji nt prawa w której chodziło chyba o to, że zasady bez duszy są mumią, a fakty... sam nie wiem, co z nimi. Naprawdę nie wiem, o co chodziło bohaterowi gdy szukał dowodów świadczących o jego niewinności cały czas gadając o tym, że dowody i fakty to same śmieci i... Eee... Chyba chciał na tym strychu mieszkać całe życie w oczekiwaniu na jakiś cud.
Chaotyczny film.
4/10.