Jest pewna różnica między hołdem, a zwykłym kopiowaniem. Prawie każdy gag, każdy wątek w fabule jest rekonstrukcją z pierwszej części. Jeden wielki odgrzewany kotlet. Czy twórcy przez te 20 lat myśleli w ogóle o sequelu? Czy po prostu w jeden dzień napisali scenariusz, nakręcili, zmontowali i wyprodukowali film? Jeden z najbardziej rozczarowujących sequeli jaki widziałem, ale i tak jest lepszy od prequela z 2003 (dzięki Carreyowi i Danielsowi). Nawet napisy końcowe przypominały, jak daleko Głupiemu i Głupszemu Bardziej do pierwszej części.
Bez przesady, żarty były w stylu pierwszej części, ale nie były ich kopią. A pewne nawiązania do wydarzeń sprzed dwudziestu lat, jak i powtarzające się wygłupy, były raczej do przewidzenia. Film może trochę za bardzo zrobiony na modłę współczesnych komedii z mnóstwem chamskich dowcipów, ale ogólnie czuć w nim ducha pierwowzoru i na pewno nie jest to męczące, jak w przypadku innych sequelowych produkcji.
Jak uważasz, ale dobry dowcip powinien być nieprzewidywalny. Tutaj większość była już powielana.
Przykład "najbardziej irytujący dźwięk"- w jedynce to było śmieszne, ponieważ dialog ten pojawia się nagle, bez kontekstu, a sam "irytujący dźwięk" był abstrakcyjny. W dwójce Lloyd podchodzi do drzwii z dzwonkiem i już od razu można się domyśleć do czego to prowadzi.
Co prawda historia w Głupim i Głupszym była zamknięta, ale temat jest na tyle "elastyczny", że można go eksploatować na wiele sposobów. Ba, to świetny materiał na serial (i kiedyś nawet powstał, ale animowany z inną obsadą, więc się nieliczy). Liczyłem na kolejną, zupełnie świerzą historię, a nie na jedną wielką jazdę po nostalgii. Czy naprawdę trzeba było powtarzać motyw tajemniczej, cennej walizki (zamienionej na pudełko), kryminalistów (wątek szpiega podróżującego razem z Harrym i Lloydem taki sam), fantazje miłosne Lloyda, konfrontacje FBI w której Harry zostaje postrzelony i zakończenie w której bohaterowie spotykają atrakcyjne kobiety? Pewne mrugnięcia okiem, jak ponowna konfrontacja z postacią z pierwszej części, czy przejażdzka "owczarkiem" są mile widziane, ale rekonstrukcja nie mal całego filmu nie ma większego sensu. Od dziecka marzyłem o sequelu i to takim z nowymi gagami, nową, zabawną historią. Nie czekałem na film który odtwarzałby prawie wszystko co najbardziej znane i lubiane wcześniej. Nie czepiał bym się tak bardzo, gdyby to nie był jedyny, istniejący sequel z Carreyem i Danielsem. Głupi i Głupszy Bardziej przypomina wręcz remake, tylko ze Starą (przez duże S) obsadą. Jeżeli twórcy tak bardzo chcieli nam przypominieć kultową komedię to już nie lepiej by z okazji 20 lecia wydać jakieś specjalne wydanie Blue Ray, ale ponownie wyświetlić film w kinach, ale tym razem w HD i z nowymi scenami? Z tematu można było wyciągnąć dużo więcej.
PS Tak, bywały gorsze kontynuacje komedii. Zwłaszcza filmów z Jimem Carrey, w których nie było Jimiego Carreya (jak prequel Głupiego i Głupszego, czy sequel Maski), ale ich poziom był wręcz zerowy.
I mam rozumieć, że od razu domyśliłeś się, że tym drugim najbardziej irytującym dźwiękiem będzie krzyk baby, a nie dźwięk dzwonka? Nie sądzę. Ale jeśli już się czepiać przerobionych motywów, to oprócz takich było w tym filmie przecież dużo więcej zupełnie nowych żartów.
No cóż, mógłby to być film idący fabularnie w innym kierunku, ale nie musiał. Być może autorzy postanowili, tak jak twierdzisz, zagrać na nostalgii (mnie samego w pewnym momencie uderzyło, że to ten sam schemat), ale nie przeszkadzało mi to, bo mimo iż wiedziałem, że bohaterowie jadą gdzieś z jakąś ważną paczką, a gonią ich ludzie, którzy chcą ich zabić, to wiedziałem również, że w tym wszystkim zobaczę jednak dużo gagów, które mnie rozśmieszą i to mi wystarczyło. Może to dlatego, że nie czekałem wcale na ten film, a gdy już się pojawił, to byłem bardzo sceptycznie do niego nastawiony. Jakiś czas temu obejrzałem "Ace'a Venturę" i niespecjalnie mnie rozbawił, a kiedyś tarzałem się po podłodze ze śmiechu oglądając go. Myślałem więc, że jestem już za stary na filmy z Carrey'em i nie spodziewając się niczego wielkiego obejrzałem nową część "Głupich". I to było dobre podejście. Myślę, że przy takich filmach nie ma co się nastawiać na nie wiadomo co, tylko brać historię, jaka jest i dobrze się bawić :)
Żartów właśnie nie było. Pojawiał się jedynie ciekawy zarys i liczyłem na jakiś punch-line by skwitować zabawnie sytuację, tego niestety nie dostawałem przez większość czasu. Większość żartów była obrzydliwa bądź żałosna.
To jest film o głupkach i błędem jest spodziewać się po nim inteligentnego dowcipu. To nie Woody Allen. Zabawnym skwitowaniem sytuacji była na przykład scena, gdy bohaterowie dowiadują się, że tak naprawdę nigdy nie uprawiali seksu, a przecież głównym wątkiem filmu było odnalezienie córki jednego z nich. Takich scen było wiele i ja je dostrzegałem. Serio, tylko dwie gwiazdki?
Pierwsza część była filmem niegłupim opowiadającym o ludziach głupich, w drugiej części Farelly pokazali, że zidiocieli. Nie pamiętam dokładnie obu filmów, ale pierwszy lepszy przykład z brzegu: pozbycie się trzeciego pasażera przez Harrego i Llloyda było umiejętniej zrobione w jedynce (papryczki chilly i trucizna), a w dwójce znikąd kolesia przejeżdża pociąg, wow. Potrójny twist z córką przewidziałem i piszę to szczerze, chociaż prawdy o nerce już nie, to było akurat dobre. W jedynce jak już były żarty klozetowe to dało się na nie patrzeć bez zażenowania podczas gdy tutaj podkręcono pikantność. Dodatykowo Carrey i Daniels wydawali mi się sztuczni. Jak tobie się podobało to super, ale ja się mocno zawiodłem, tym bardziej, że lubię tę markę, Carreya i okazję żeby się pośmiać.
No weź, w drugiej części koleś zginął przez przypadek pod kołami pociągu, a w jedynce zginął przez przypadek od papryczek chili i w jaki to niby sposób było bardziej umiejętnie zrobione? Bo papryczki chili? W jedynce policjant pije mocz jednego z nich z butelki po piwie i coś mu nie pasuje, ale oczywiście nie zauważa, że są to siki - baaardzo mądra i życiowa sytuacja, nikt by się pewnie nie kapnął. Widzisz, Ty byłeś odporny na odgłosy wypróżniania Harry'ego w kiblu z niedziałającą spłuczką, ale kogoś innego mogła ta scena zniesmaczyć bardziej od jakiejkolwiek sceny z drugiej części filmu. Ilu ludzi, tyle typów wrażliwości.
Jak już wcześniej zauważyłem, w najnowszej odsłonie "Głupiego i głupszego" znacznie podnieśli poziom chamstwa, ale było to też do przewidzenia, bo teraz po prostu takie komedie się robi. Zważywszy jednak na to, że film opowiadał o dwóch debilach, nie poczułem się zbytnio dotknięty takim humorem. Innymi słowy nie spodziewałem się po tym filmie kina wysokich lotów.
Pierwsza część "Głupiego i głupszego" ma już dwadzieścia lat, więc przypuszczam, że oglądałeś ją będąc w wieku, gdy jeszcze nie byłeś tak bardzo wyczulony na poziom humoru w filmie. Być może gdybyś teraz obejrzał pierwowzór, to wcale nie wydałby Ci się lepszy, bo przecież obiektywna ocena jakiegoś utworu, a sentyment z lat młodzieńczych do niego to dwie różne sprawy.
Jedynkę pamiętam i takie rzeczy jak picie moczu czy wypróżnianie się Harrego nie zniesmaczały mnie, w drugim filmie jest tego za dużo i za mocno więc mi przeszkadza. End of story. Grubas padł bo dodali mu truciznę, która była przeznaczona dla nich, więc to jest coś bardziej złożonego niż pociąg znikąd.
Myślę, że skądś jednak ten pociąg jechał... Spoko, film może Ci się nie podobać, ale tylko dwa punkty? Po co tak zaniżać ocenę całkiem dobrej komedii z powodu subiektywnego widzimisię?