"Generał Nil" to przede wszystkim świetnie zagrany (oczywiście Łukaszewicz, ale także niezauważeni Adam Woronowicz, Wenanty Nosul jako Bierut i przede wszystkim MACIEJ KOZŁOWSKI jako świadek oskarżenia - czyżby rola życia?)
.A jednak "ŚMIERĆ ROTMISTRZA PILECKIEGO" lepsza. Ostrzejsza i bardziej bezkompromisowa.
RYSZARD BUGAJSKI przyzwyczaił nas już do swego sztychu - robi kino mocne, zaangażowane, mądre. I taki jest "Generał Nil". Szkoda tylko, że taki skromny.
Prawdę rzekłeś. Kozłowski był naprawdę dobrym aktorem drugiego planu. Ale Rozenek i Dziurman z ich "Tak po prostu" dawali radę.