To dziwne, że w filmie, w którym tyle się dzieje: od wojny atomowej w tle po ojca anarchistę-erotomana, od dziecięcej przyjaźni bohaterek po otrucie się matki... nic się nie dzieje. Może dlatego, że większości istotnych spraw dowiadujemy się z rozmów, a nie z ekranowego dziania się; może dlatego, że renesansowa Potter tylko nazwisko dzieli z magicznym Harrym... Nie wiem. Wiem, że to film nieudany w sensie artystycznym, poruszający - owszem - ważne sprawy, które bez reszty przepadły w nijakich dialogach i scenariuszowych mieliznach. Autorce nie udało się nawet ożywić pary głównych bohaterek, każąc im zachowywać się na poziomie I klasy gimnazjum. Film jest dosyć ładny, ale w takim sensie, w jakim ładne są kolorowe magazyny. Film zaczyna się od wybuchu bomby atomowej (napis sugeruje, że w Hiroszimie), a kończy próbą otrucia się matki Ginger na wieść, że jej mąż, a ojciec Ginger, sypia z Rosą. CBDP.