Nie wiem jak mozna stworzyc film, na ktorym kazdy sprawia wrazenie zdolowanego...nie wiem jak mozna sie nie wzruszyc, koncowka MIAZGA!!! Film polecam szczegolnie osobom, ktorym anime to nic nieznaczace bajki. Pozdrawiam
Trudno się nie zgodzić, dodam tylko, że moim zdaniem również warto polecić ten film tym którym na słowo "anime" włącza się odruch wymiotny. Kilka osób już namówiłem i nikt nie mógł uwierzyć, że kreska tak poruszyć potrafi:)
arcydzieło!? do arcydziała to mu bardzo daleko! film jest dobry, ale nie jest ani rewelacyjny, ani nawet "nowatorski". smutna historia i tyle, wpisująca się w nurt i debatę polityczną jakq miała miejsce w Japonii na przełomie lat 80/90. ciekawszą historią równie tragiczną jest dla mnie Imperium Słońca Spielbega, opowieść o drugiej stronie i chłopcu amerykańskim uwięzionym przez japoński totalitaryzm! innym zarzutem jest fakt przewidywalności - od połowy filmu można już było się domyślać jak się wszystko zakończy. o wiele ciekawszymi anime są Ruchomy zamek czy W krainie bogów, zupełnie inne od znanych nam amerykańskich bajek!
Weź poprawkę na: a) gatunek (Grobowiec to nie bajka, a nawet jeśli - to raczej dla starszych widzów, do tego jest całkiem przygnębiający) b) czas powstania (film sprzed 22 lat). Nie zgodzę się też domyślnością zakończenia - owszem, częsciowo wiadomo, ale nie jest tak, że myślisz "no, mówiłem" tylko "cholera, jednak?:(". No, ale są ludzie bardziej obeznani z filmami i domyślniejsi ode mnie, więc w sumie może i jest przewidywalne :D "Imperium Słońca" wlatuje zaś na listę "do obejrzenia".
już po samym początku wiadomo jak się skończy ten film. Pierwsze dwie minuty mówią wszystko, a potem jest tylko gorzej. Pooglądajcie sobie zdjęcia dzieci z Oświęcimia może też się wzruszycie!!!
Kiepska prowokacja, nawet jak ideowca. *mało filmów dobrych jest, gdzie podają - choćby częsciowo - na początku zakończenie? I co, to jest wada?*
Po pierwsze nie zaliczam sie do buraków którzy wyśmiewaja jakiś film tylko po to że by powkurzać ludzi. A prawda jest taka że w przypadku tego filmu jest to ogromna wada. pokazanie umierającego samotnego bohatera ustawia fabułe tylko w jednym kierunku, siostra musi umrzeć. I przez to że ten film jest tak dobrze zrobiony staje się niezwykle męczacy w odbiorze. Pomijając te wszystkie wątki miłosci pomiedzy bratem a siostra dziececa beztroska jako przeciwstawienie się okropnością wojny, oddanie itp itd. I właśnie to jest najgorsze nawet w scenach ukazujących tą beztroskę autor musiał dorzucić jakąś schize zeby nie dać zapomnieć że dziewczynka umrze. żadnej nadzieji na choćby częściowy happy end(scena kapieli w morzu i plamki na pleckach dziewczynki że o trupie nie wspomnę). Każdy podświadomie oczekuje że wszystko będzie dobrze, natomiast w pewnym momencie film tak mnie zmęczył że naprawde chciałem żeby ona już zmarła, bo najgorsze jest czekanie. I fakt że tak pomyślałem świadczy że nie był to dobry film!! Film w którym przez większość czasu mała dziewczynka umiera śmiercią głodową i nie ma nadzieji że ktoś ją uratuje nie można nazwać arcydziełem, są to tanie chwyty które w łatwy sposób grają na uczuciach. Zauważyłem że już powstała aktorska wersja tej historii. Naprawde nie wyobrażam sobie jakim chorym psychopata trzeba być żeby jeszcze raz oglądać umierające dzieci i jeszcze nazywać to arcydziełem.
Też jestem podobnego zdania. Film może i opowiada jakąś tam historię dziejącą się w dość interesującym czasie II Wojny Światowej, ale tak poza tym niczym nadzwyczajnym nie zaskakuje. Motyw brata i siostry, biedy, samotności i śmierci głodowej to niemal kanony literatury XIX i XX-wiecznej. Oczywiście opowiastka nawet wciąga swoją ckliwością i przygnębiającym klimatem, mnie jednak specjalnie to nie wzruszyło, nie zadziałał na mnie ten wyciskacz łez. Może dlatego, że zdaje sobie sprawę z tego, iż historyjki o skrzywdzonych, bezbronnych dzieciątkach, są najlepszą metodą na wzbudzenie litości u widza. Jedyną godną uwagi sceną w filmie, jest chwila (ok. 80 min.)w której do domu nad rozlewiskiem powracają bogate panienki. Muzyka z lat 20-tych podłożona pod tą scenę nadaję niesamowitego klimatu sielanki skontrastowanej z tragedią, która nieopodal miała miejsce.
Zgadzam się co do tej sceny. I zgadzam się też z tym, że ten film nie zaskakuje. Ale tu nie o to chodzi - przez cały czas widzimy przeplatanie się jakby dwóch światów - tego dziecięcego, świata beztroski i świata realnego, brutalnie wyrywającego z zabawy. Ja przez cały czas nie płakałem ani nawet nie byłem bliski, ale ten kontrast jakoś jednak mnie dobijał (zwłaszcza w rzeczywiście wręcz schematycznych momentach - np. gdy Setsuko mówi, że wiedziała, że ich matka umarła). I na takich właśnie przeciwstawieniach ten film się otwiera - ostatnia scena (w niej już zapłakałem...) nie działa tak mocno przez - dajmy na to - muzykę, nie przez jakieś swoje szczególne walory. Działa tak dlatego, że... oglądaliśmy wcześniej. Przez całą poznaną historię, nie dlatego, że po prostu Setsuko umarła (choć dla niektórych pewnie to wystarczy), lecz dlatego, że widzieliśmy ją wcześniej. Duży udział ma w tym szczegółowość filmu - nie chodzi mi o jakieś większe czy mniejsze zdarzenia, a o różnie drobiazgi (ukazanie płączu etc., na które nie zwraca się, ale które w niewidoczny (?) sposób przybliżają świat przedstawiony.
ps. acha, żeby nie było wątpliwości - nie mam nic do Twojej opini czy czegokolwiek innego - po prostu widzę to trochę inaczej (wyjaśniam nie dla Ciebie - bo po poście widzę, kto to pisał - tylko raczej dla różnego rodzaju oszołomów) pozdrawiam