Miałem wrażenie jakby twórca filmów gangsterskich chciał dodać trochę okruchów obyczajowych, żeby zrobić ambitny kolaż o życiu ale w rezultacie wyszedł film o niczym. Sceny często mają swój urok, ale ogólnie wszystko pozbawione jest składu i właściwie sensu... nie potrafię powiedzieć o czym był ten film.
Najgorszy problem mam z głównym bohaterem - facet budził we mnie antypatię od początku filmu. Palenie papierosa w szpitalu przy chorej żonie, rabowanie banku, żeby spłacić dług yakuzie, bicie drzwiami kierowcy, który potrzebuje pomocy... po prostu milczący buc.
Nie wiem jak wyglądają realia życia w Japonii więc trudno mi ocenić realizm tego filmu ale - czy japoński bank można obrobić z byle pistoletem, nie zakładając maski i spokojnie odjeżdżając pseudopolicyjnym wozem? Czy żołnierzy yakuzy upominającej się o dług można tłuc i okaleczać bez konsekwencji?
Zatoichi bardzo mi się podoba, ale drugie spotkanie z Kitano niestety było praktycznie bezwartościowe. Uwielbiam Kurosawę i japońskie kino ale to... nie. Bardzo rzadko mam tak negatywną opinię o uznanym filmie. Zaznaczam, że to moje subiektywne odczucia, nie przeszkadza mi, że ktoś ceni ten obraz, być może język Kitano do mnie po prostu nie przemawia.