PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=630823}

I żyli długo i zaplątani

Tangled Ever After
7,2 26 823
oceny
7,2 10 1 26823
5,3 3
oceny krytyków
I żyli długo i zaplątani
powrót do forum filmu I żyli długo i zaplątani

Podobnie jak Pisarka i _Dusia_ postanowiłam, że napiszę coś jak dalsze części genialnego filmu wytwórni Disney "Zaplątani". Mam nadzieję, że opowiadanie spodoba wam się i nie będziecie się czepiac, ze albo jestem beztalenciem, albo żebym nie zaśmiecała filmwebu takimi bzdurami...

PS Sorry za literówki i uwaga, na moim komputerze z jakichś dziwnych przyczyn nie mogę pisac litery "c z kreską", więc w niektórych wyrazach możecie natrafic na tego typu błędy. Jeszcze raz za to przepraszam, ale inaczej się nie da...

ocenił(a) film na 10
Princess_Daisy

He he, fajnie, że podoba ci się ta postac XD Powiem jeszcze tyle, że pojawi się później, ale poki co, oto kolejny rozdział...

Rozdział 5
- Jak ty to... - Julian nadal nie mógł uwierzyc w to, co właśnie zrobiła Roszpunka - Ale ty się... Skąd ty wogóle... To nie jest możliwe, żeby... - jąkał się nie mogąc znaleźc logicznego wyjaśnienia co chwila dobiegając do niej.
- Julek, zrozum. Z czymś takim po prostu trzeba się urodzic - uśmiechnęła się dumnie, ale nagle zatrzymała się gwałtownie - Hmm... Ciekawe, gdzie ta twoja Andrea się podziewa... Czemu jej nie ma? Mam nadzieję, że spotkało ją jakieś nieszczęscie... - przerwała widząc dziwny wyraz twarzy Juliana, spoglądał na nią podejrzliwie unosząc jedną brew - Znaczy się... - przewróciła oczami - ... Mam nadzieję, że NIE spotkało jej jakieś nieszczęście - poprawiła z szerokim uśmiechem.
- Niech ci będzie... - Julian powoli pokiwał głową, lecz nagle tuż przed nimi ukazała się Andrea.
- Już jestem - zawołała triumfalnie - Mam nadzieję, że za mną nie tęskniliście?
- Ależ skądże... - Roszpunka z niesmakiem skrzyżowała ramiona, gdy własnie podszedł do nich Maximus.
- Hej, Max - Julian również nie był dokońca zachwycony pojawieniem się Andrei, wskazał na wyraźnie radosną dziewczynę - Zobacz kto w końcu się pojawił... - westchnął ponuro z udawanym przejęciem.
Maximus zarżał radośnie. On również, podobnie jak jego przyjaciele nie przepadali za Andreą. Stali chwilę nieruchomo w niezręcznej ciszy, gdy nagle podszedł do nich jakiś starszy mężczyzna. Mierzył wzrokiem Juliana i zapatrzoną w niego Andreę.
- Czy mnie moje oczy mylą? - mężczyzna otworzył szeroko oczy ze zdumienia - Czyż to nie jeden z tych dni, kiedy umysł płata mni figle - rozłożył błagalnie ręce - A może to prawda!
- Dzień dobry, panie Feldmaan... - Julian lekko uśmiechnął się.
- Julian Szczerbiec zaczycił nas swą zacną obecnością w naszych skromnych progach... To znak apokalipsy!!! - wrzasnął donośnie.
- Niekońiecznie to koniec świata, proszę pana - Julian z krzywym uśmiechem uspokoił mężczyznę - My tu tylko przejazdem...
- Zaraz, zaraz... My?! - zerknął na Roszpunkę - Ach, nic nie mów. Wszystko rozumiem, ech... - westchnął wyraźnie wzruszony - Całe życie czakałem, aż stanie się taki przełom w twoim życiu. Znalezienie parterki na całe życie... To przecież do ciebie nie podobne!!! - gwałtownie zmienił ton - Jeszcze parę lat temu wogóle nie obchodziło cię z kim się będziesz...
- Ekhe-Może-już-starczy-co? - Julian udał, że dostał nagłego ataku duszącego kaszlu.
- Cicho?! - Feldmaan jednak nie dawał za wygraną - A niby czeku? Czyż twoja narzeczona nie powinna wiedziec, że jeszcze jakiś czas temu byłeś... - przerwał, bowiem Julian podbiegł do niego i zasłonil mu ręką twarz.
- Tak... - chłopak zaśmiał się nerwowo - Roszpunko, powoli zaczyna robic się ciemno, więc... - chwycił ją za rękę i ciągnąc wzdłuż drogi pobiegł w stronę dużego drewnianego budynku.
Dopiero gdy weszli do środka, Julian odetchnął z ulgą, a Roszpunka, jeszcze chwilę temu zbyt oszołomiona by cokolwiek powiedziec, odzyskała mowę.
- Julek, gdzie my jesteśmy? - zapytała rozglądając się po pomieszczeniu.
Znajdowali się w wielkim pokoju wypełnionym stolikami i krzesłami, a na środku tuż pod ścianą stała długa szafka przy której stała pani Flolchauer.
- To karczma "Pod Czarną Borówką" - Julian uśmiechnął się opierając o jeden ze stolików - To właśnie to miejsce, gdzie mamy się zatrzymac... Podoba się?
- Nawet bardzo - Roszpunka uśmiechnęła się od ucha do ucha obserwując każdą osobę znajdującą się wewnątrz karczmy.
Nagle, jednka ktoś powoli zbliżał się do Juliana od tyłu. Skaradał się niemal bezszelestnie, ale Rospzunka w pore zdążyła ujrzec zakradającą się postac.
- Julek, uważaj! - zawołała, jednak Julian nic sobie z tego nie robiąc nawet nie odwracając się chwycił "zakradzacza" w jakis dziwny sposób za rękę i jednym ruchem powalił na ziemię - Filippo, wiem, ze to ty...
Jak się okazało młodzieniec podnósł się z ziemi. Uśmiechnął się Juliana, po czym podał mu rękę.
- No, widzę, że nie wyszedłeś z formy - pogratulował chłopak - I kolejny raz wylondowałem przez ciebie na podłodze, zwracam honor...
- Emm... - jąknęła się Roszpunka - Julek, kto to jest?
- Wybacz, mój błąd, Roszpunko, poznaj Filippo. Filippo, oto Ropszunka.
- Prztszliście tu RAZEM? - zapytał z niedowierzaniem Filippo, a tuz po potwierdzeniu Roszpunki, wybuchnął głośnym śmiechem - I pomyślec, że jeszcze kiedyś nawet w najśmielszych snach ty nie...
- Roszpunko, wybacz nan moment - Julian popchnął Filippa w stronę wyjściowych drzwi - Musimy coś obgadac... Zaraz wrócę - oznajmił i razem z kompanem zniknęłi za drzwiami.
Roszpunka stała w miejscu. Czuła, że Julian coś przed nią ukrywa. Myślała, że nie jest taki i będzie jej zawsze o wszystkim mówił, ale teraz? Teraz gdy wszyscy, których spotkali chcieli powiedziec coś o jego przeszłości, on za wszelką cenę ich powstrzymywał. Ale dlaczego? To pytanie nie dawało Roszpunce spokoju.
- Przepraszam najmocniej - głos pani Foulchauer wyrwał ją z zamysłów - Roszpunka, jak dobrze pamiętam, tak? Wybrałam dla ciebie i "Pana niedostęp... Oj, wybacz, kwestia przyzwyczajenia - uśmiechnęła się - Dla ciebie i Juliana bardzo przytulny pokoik, może zechcesz go obejrzec, co?
- Bardzo chętnie - Roszpunka posłusznie skierowała swe kroki na poddasze budynku.
Otworzyła drzwi i znalazła się w ślicznym, malenkim pokoju. Tuż pod onem stało szerokie dwuosobowe łóżko, a całe pomieszczenie wypełniały promienie zachodzącego już powoli słońca. Na parapenie stało kilka doniczek z kwiatami. Rospzunka od razu wzięła się do pracy. Naraz poprzenosiła kwiaty na puste i zakurzone drweniane półki, a parapet wyścieliła kolopowymi poduszeczkami, których aż w nadmiarze leżało na łóżku. Stanęła uśmiecnięta na środu pokoju, gdy usłyszała ciche popiskiwanie na jej ramieniu.
- I jak, Pascal? - zapytała - O wiele lepiej, prawda?
Kameleon pokiwał łebkiem i zeskoczył z ramienia przyjaciółki wprost na łóżko. Roszpunka zwiesiła głowę i usiadła na parapecie. Spojrzała przez okno. Julian nadal rozmawiał z Filippo.
- Pascal, jak myślisz, czy on coś ważnego przede mną ukrywa? - westchnęła i w jeden chwili, zwierzątko pojawiło się na krawędzi jej sukienki - Moze nie powinnam się tak martwic. Przeciez, może on robi to dla mojego dobra... - zerkęła na Pascala, kiwał łebikem popierając dziewczynę - A jeśli to miałoby wpływ na nasz zwiazek? On moze ukrywa to przede mną bo wie, że po tym wyznaniu od niego odejdę... - Pascal ciągle kiwał główką, ale w nieco inny sposób niż przedtem, wiedział bowiem, że czegoby nie powiedział, Roszpunka i tak nie zmieni poglądów - A moze to tylko jakaś błachostka... - zamyśliła się - Może nie chce, żebym się martwiła o byle co... To nie moze byc przeciez nic ważnego... A jeśli to ma jakiś związek ze mną... - Pascal nie wytrzymał, zrobił się czerowny i piszcząc w niego głosy zaczął podskakiwac w miejscu - Dobrze juz dobrze, przestanę. Masz racje, nie będę się tym przejmowac. Jeśli Julek będzie chciał mi powiedziec, to mi powie. Nie będę go zmuszac...
- Hej, Roszpunko - Julian wyraźnie w dobrym nastroju wszedł do pokoju - Wybacz, że mnie tak długo nie było, ale jeszcze musiałem odstawic Maxa do stajni i...
- Co ty przede mną ukrywasz, kanciażu jeden! - Roszpunka gwałtownie zeszła z parapetu.
- Że co? - Julian był trochę zdezorientowany.
- Myślisz, ze tego nie widzę?
- Ale czego?
- Każdy, kogo spotkaliśmy dzisiaj w wiosce, chiał coś o tobie powiedziec, a ty najwyrażniej nie chcesz, żebym się o tym czymś dowiedziała.
- Och, Roszpunko - chwicił ją za rękę - To trochę skomplikowane...
- Więc mi to wytłumacz! - wyrwała swoją dłon z objęcia.
- Dobra, powiem ci, chodź ze mną...
*
Spacerowali pustymi uliczkami miasteczka. Słońce chyliło się ku zachodowi, a zapalone wzdłuż ścieżki lampy nadawały temu miejscu charakteru.
- Połączmy więc fakty... - Julian niechętnie zaczął wyjaśnienia - Andrea wspominała, że kiedyś byliśmy parą, a cała reszta, że nie wierzy, ze my jesteśmy parą, no nie? Więc tak, Andrea, jak już dobrze wiesz, była we mnie zabujana, co skutkowało tym, iż śledziła mnie dzień i noc. Kiedyś po prostu nie wytrzymałem i stojąc na czubku najwyższego budynku w miasteczku wykrzyczałem, że nigdy, przenigdy, nie zakocham się w rzadnej dziewczynie... Słyszeli to wszyscy i miałem nadzieje, że Andrea w końcu się odczepi, ale nie dokońca wyszło... - zakończył niezręcznie drapiąc się w kark.
- A co się stało?
- Wszystkie dziewczyny, które tu mieszkały... Teoretycznie, nie mogłem się od nic opędzic. I to właśnie było kolejnym z powodów ucieczki stąd... Chyba rozumiesz?
- Jasne, że tak - Roszpunka uśmiechneła się lekko, poczuła, jak wielki ciężar spada jej z serca - Czyli... Tylko to przede mną ukrywałeś?
- Tak, nie gniewsz się? - spojrzał jej prosto w oczy.
Roszpunka zaprzeczyła uśmiecając się szeroko. Julian odetchnął z ulgą. Nachylił sie lekko i już miał ją pocałowac, gdy nagle usłyszeli z góry głos jakiejś kobiety.
- Dzieci, schowajcie się do domu - kobieta stała na wąskim balkonie i trzepała dywan - Zaraz będzie padac!
Roszpunka i Julian nic sobie z tego jednka nie robili, gdyż już po chwili ich usta złączyły się, a z nieba lunął rzęsisty deszcz...
*
Promienie porannego słońca połaskotały ją po piegowatym nosku. Otworzyła oczy i z uśmiechem przeciągnęła się. Na jej brzuch wskoczył Pascal mierząc ją podejrzliwie wzrokiem.
- Och, Pascal, wybacz, że wczoraj wróciliśmy tak późno, ale Julek oprowadzał mnie po miaseczku...
Pascal nadal nie ustępował. Przyjął pozę, jakgdyby mówił "Oprowadzał po miasteczku? O jedenastej w noc?!"
- Nie obrażaj się - uśmiechnęła się ciepło i rozmarzona przymknęła oczy - To był jeden z najlepszych wieczorów, jakie z nim spędziłam...
Kameleon jednak podreptał na sąsiedną poduszkę i podsunął Roszpunce leżącom tam karteczkę.
- A to co? - zapytała i zaczęła czytac - "Roszpunko, wybacz, że nie zjemy dziś razem śniadania, ale muszę coś załatwic, wrócę koło południa, a ty zanieś Maxomi porcję owsa. Tak, wiem, ja miałem to zrobic, ale niestey, ojczyzna wzywa..." cały Julek - dodała z uśmiechem - "... W każdym bądź razie, smacznego i do zobaczenia, twój Julek" No, Pascal - zawołała wstając z łóżka - Zbieraj się, idziemy na śniadanie...
*
W podskokach weszła do stajni.
- Witaj, Maksiu - podłaskała go po grzbiecie - Proszę, pełnoziarniste śniadanko, tak jak lubisz - uśmiechnęła się wsypując mu do żłoba całe wiaderko owsa - I jabłuszko na deser... - przerwała, zerkając przez małe okienko, tuż za stajnią, na małej polanie, stał Julian razem z jakimś zakapturzonym człowiekiem - Co tam się dzieję... - Roszpunka powoli podeszła do okna, gdy zakapturzona postac wbiła nóż w burzuch Juliana - Boże! - dziewczyna była przerażona, chciała jak najszybciej dobiec do ukochanego, ale podknęła się o wiaderko, które postawiła tuż obok Maxa.
Podniosła się, ale gdy wreszcie dotarła na polankę, Juliana, nani nikogo innego tam nie było.
- Julek! - wołała z nadziejąc zaglądając w podliskie zrośla, ale nie znalazła go.
Usiadła bezsilnie na środku polany i zalała się łzami. Ukryła zapląkaną twarz w dłoniach i skuliał się. Nie wiedziała, co się stało. Dlaczego ktoś wogóle chciał zbic Juliana. A moze to jeden z braci Karczybyków postanowił wyrównac rachunki tutaj? Pytania huczały jej w głowie.
- Coś nie tak? - nagle usłyszała czyjś głos, wyjątkowo znajomy głos.
Podniosła głowe i odwróciła się. Stał za nią Julian. Cały i zdrowy. Stał za nią i uśmiechał sie, jakgdyby nic się nie stało.
- Julek - zawołała i z impetem rzuciła mu się na szyję - Nic ci nie jest!
- A co miałoby mi się stac? - zapytał przytulając ja do siebie.
- Widziałam przecież - otarła łzy - jak jakiś człowiek zbija ci nóż wprosto w brzuch... Nie mogło przecież mi się to przewidziec... - przerwała i zerknęła na Juliana, który najwyraźniej miał z niej niezły ubaw - A ciebie niby co tak śmiesz?! - gwałtownie zmieniła ton głosu i tupnęła nogą.
- Czyli mówisz - zaczął powstrzymując śmiech - że to wyglądało realistycznie, tak?
- No tak, ale... - nadal nie rozumiała. A niby, co tu rozumiec. Na własne oczy widziała, jak ktoś zabija jej ukochanego, nie było tu raczej nic do zrozumienia - Możesz mi wyjaśnic, co się tu do jasnej ciasnej dzieje?!
- Pewnie, że tak - wzuszył obojętnie ramionami - Powiedzmy, że razem z Filippo nabraliśmy Krczybyków...
- Co?!
- Sluchaj, dostałem od Filippo cynk, że Karczybykowie będą nas dzisiaj koło południa śledzic z dachu karczmy. Pokazaliśmy im małe "przedstawienie". Teraz, kiedy zakradniemy się do ich kryjówki, nie będą się nas spodziewac, bo myślą, że jakiś geniusz mnie załatwił, a ty sama byś sobie nie poradziła...
- Czyli... To wszystko było ustawione?
- Tak.
- A ten zakapturzony facet, to był Filippo?
- Dokładnie.
- I nic ci się nie stało?
- Raczej nie - zerknął na siebie - A ty widzisz jakąś zmianę?
Z ust Rospzunki wydobył się głośny pisk radości i ponownie zawiesiła się ukochanemu na szyję.
- Nawet nie wiesz, jak strasznie się cieszę - westchnęła z ulgą.
- No ja myślę. Poza tym, wiesz, że nie da się mnie tak szybko sprzątnąc z tego świata.

Chanelka_2_2

Nie, wróć. To JEST mój ulubiony rozdział. :D

,,- Już jestem - zawołała triumfalnie - Mam nadzieję, że za mną nie tęskniliście?
- Ależ skądże... - Roszpunka z niesmakiem skrzyżowała ramiona''
He, he... ;)

,,- Jeszcze parę lat temu wogóle nie obchodziło cię z kim się będziesz...
- Ekhe-Może-już-starczy-co? - Julian udał, że dostał nagłego ataku duszącego kaszlu.
- Cicho?! - Feldmaan jednak nie dawał za wygraną - A niby czeku? Czyż twoja narzeczona nie powinna wiedziec, że jeszcze jakiś czas temu byłeś... - przerwał, bowiem Julian podbiegł do niego i zasłonil mu ręką twarz.''
Uuu... ;)

,,jednak Julian nic sobie z tego nie robiąc nawet nie odwracając się chwycił "zakradzacza" w jakis dziwny sposób za rękę i jednym ruchem powalił na ziemię - Filippo, wiem, ze to ty...
Jak się okazało młodzieniec podnósł się z ziemi. Uśmiechnął się Juliana, po czym podał mu rękę.
- No, widzę, że nie wyszedłeś z formy - pogratulował chłopak - I kolejny raz wylondowałem przez ciebie na podłodze, zwracam honor...''
:D O, fajnie. Julek ma przyjaciela. :D

,,Otworzyła drzwi i znalazła się w ślicznym, malenkim pokoju. Tuż pod onem stało szerokie dwuosobowe łóżko, a całe pomieszczenie wypełniały promienie zachodzącego już powoli słońca. Na parapenie stało kilka doniczek z kwiatami. Rospzunka od razu wzięła się do pracy. Naraz poprzenosiła kwiaty na puste i zakurzone drweniane półki, a parapet wyścieliła kolopowymi poduszeczkami, których aż w nadmiarze leżało na łóżku. Stanęła uśmiecnięta na środu pokoju''
Kreatywna Roszpunka. XD

,,Jeśli Julek będzie chciał mi powiedziec, to mi powie. Nie będę go zmuszac...
- Hej, Roszpunko - Julian wyraźnie w dobrym nastroju wszedł do pokoju - Wybacz, że mnie tak długo nie było, ale jeszcze musiałem odstawic Maxa do stajni i...
- Co ty przede mną ukrywasz, kanciażu jeden!''
To mnie rozwaliło! XD
Najpierw ,,Nie będę go zmuszać...'' a po sekundzie ,,Kanciarzu jeden!'' :D

,,Kiedyś po prostu nie wytrzymałem i stojąc na czubku najwyższego budynku w miasteczku wykrzyczałem, że nigdy, przenigdy, nie zakocham się w rzadnej dziewczynie... Słyszeli to wszyscy i miałem nadzieje, że Andrea w końcu się odczepi, ale nie dokońca wyszło... - zakończył niezręcznie drapiąc się w kark.
- A co się stało?
- Wszystkie dziewczyny, które tu mieszkały... Teoretycznie, nie mogłem się od nic opędzic. I to właśnie było kolejnym z powodów ucieczki stąd...''
Haha! :)

,,Nachylił sie lekko i już miał ją pocałowac, gdy nagle usłyszeli z góry głos jakiejś kobiety.
- Dzieci, schowajcie się do domu - kobieta stała na wąskim balkonie i trzepała dywan - Zaraz będzie padac!
Roszpunka i Julian nic sobie z tego jednka nie robili, gdyż już po chwili ich usta złączyły się, a z nieba lunął rzęsisty deszcz...''
Ten fragment mi się tak jakoś spodobał. :)

,,Otworzyła oczy i z uśmiechem przeciągnęła się. Na jej brzuch wskoczył Pascal mierząc ją podejrzliwie wzrokiem.
- Och, Pascal, wybacz, że wczoraj wróciliśmy tak późno, ale Julek oprowadzał mnie po miaseczku...
Pascal nadal nie ustępował. Przyjął pozę, jakgdyby mówił "Oprowadzał po miasteczku? O jedenastej w noc?!"
- Nie obrażaj się - uśmiechnęła się ciepło i rozmarzona przymknęła oczy - To był jeden z najlepszych wieczorów, jakie z nim spędziłam...''
;) Pascal przyzwoitka. XD

,,- Nawet nie wiesz, jak strasznie się cieszę - westchnęła z ulgą.
- No ja myślę. Poza tym, wiesz, że nie da się mnie tak szybko sprzątnąc z tego świata.''
Oj nie da... XD

I sprytny pomysł z tą sceną. :) A już myślałam, że po raz 3 chcą go zabić. XD

ocenił(a) film na 10
Pisarka

Nie, nie będą go na razie zabijac... Na razie, podkreślam... W kolejnych rozdziałach będzie się działo, zobaczysz ;)

Chanelka_2_2

Jak na razie z Zaplątanych 3 to mój ulubiony rozdział. :)

,,- Chcę szybko dojechac do tego twojego miasteczka, bo od dwóch dni nie brałam kąpieli!
- Kobiety... - westchnął''
:)

,,pamiętam, że zawsze zmuszała nas do jedzenia zupy brokułowej i szpinaku, bleee. Do dziś mam z tymi warzywkami złe skojarzenia...''
He, he. ;)

,,Mówiła, że leżałem w wiklinowym koszyku, do którego przyczepiona była tylko katrka z moim imieniem... Pani Stacy przygarnęła mnie i zajęła się mną. W sierocincu nie było nawet tak źle, ale nie myślałem wtedy o niczym innym, niż o rodzicach. Kiedy miałem dwanaście lat zwiałem z tąd przy pierwszej lepszej okazji. Nie zrobiłem tego, bo nie mogłem tu wysiedziec, tylko dlatego, że chciałem znalezc rodziców. Ech... Niestety potem spodobało mi się zycie pospolitego złodziejaszka''
Fajny pomysł z tym szukaniem rodziców. :D

,,Taki miły, troskliwy, rzeczowy, nie jak ci inni książęta, który dbają tylko o to, żeby nie zachlapac sobie garnituru po pradziadku.''
Garnitur po pradziadku.... XD Haha... ;)

,,więc wygarnę to najprościej jak się da... Andrea, dziewczyna ma nierówno pod kopułą. Szpiegowała mnie dniem i nocą. Była we mnie zabujana... Tylko problem w tym, że nie dochodziło do niej, że ja wniej nie, teraz już czaisz?''
Dobre. ;D

,,- Wciąż myślisz o naszej... randce?
W Roszpunce stojącej jeszcze w zaułku razem z Pascalem i Maxem coś się zagotowało. Nigdy wcześniej nie czuła czegoś takiego, ale miała silna potrzebę, aby coś zrobic. Szybkim krokiem podeszła do Andrei i dyskretnie odepchnęła ją od Juliana.''
Ta Andrea to faktycznie nie jest normalna. ;D
I widzę, że Roszpunka jest zazdrosna! :D

,,Widzę, że "Pan Niedostępny" wreszcie się ustatkował! Och, kiedy byłeś jeszcze nastolatkiem...
- Ekhem - Julian zakaszlał znaczaco dyskretnie wskazując na Roszpunkę.
- A - kobieta w mig zrozumiała, o co chodzi - Dobrze, panienka nie musi o tym wiedziec...''
;) A o czym??? :D O CZYM!? ;D

,,- Szybko się uczę - Roszpunka z niewiarygodnym spokojem jak i również dumą z siebie samej, podeszła do ukochanego i pogładziła go po głowie - Szkoda tylko, że ty niestety myliłeś się co do mioch umiejętności...''
Dokładnie... ;)

ocenił(a) film na 10
Pisarka

Zobaczysz, "o czym"... Na razie, to ściśle-tajne informacja ;) I postaram się jak najszybciej zamieścic kolejny rozdział, więc spoko

ocenił(a) film na 10
Chanelka_2_2

Rozdział 6
- Nie uważasz, że moglibyśmy jeszcze kiedyś odwiedzic to miasteczko? - zapytała Roszpunka oglądając się w stronę oddalających się miarowo budynków.
- Serio - Julian uniósł jedną brew - Ja tam się z tym nie zgadzam. Co więcej, ciszę się , że jedziemy na Maximusie i szybciej stąd wywiejemy...
- Ale wszyscy mieszkańcy byli bardzo sympatyczni.
- Niewliczając... - zaczął.
- Andrei, wiem - dokończyła lekko zdenerwowanym głosem - Też za nią nie przepadam... - skrzyżowała ramiona - A tak apropos, mamy jakiś plan? Na złapanie Karczybyków, oczywiście.
- Plan?! Myślałem, że tak jak zawsze, będe improwizował - odwrócił się w stronę siedzącej tuż za nim Rospzunki z dośc naburmuszoną miną - Dobra, już dobra. A tak poważnie, to mam plan. Mianowicie, przed wejściem do ich kryjówki zostaniesz ty i będziesz czekac na gwardię królewską, ja wślizgnę się do środka i spróbuję jakoś ich zając, żeby nie odkryli, że ty wraz ze strażą czekasz na zewnątrz, może tak byc?
- Jasne, że nie! - wrzasneła, odwracając głowę do tyłu.
- Nie wywracaj oczami, to dobry plan.
- Oczywiście... Czy ty nie rozumiesz, że w ten sposób ZNOWU może ci się coś stac? Nie chciałabym cię jeszcze raz ratowac, zwłasza, że nia mam teraz ani tej wody z zaczarowanego jeziorka, ani magicznych włosów, które pozwól, że przypomnę sam mi obciałeś!
- Do końca życia będziesz mi to wypominac?! Przeciez zdaję sobie sprawę z całego tego niebezpieczeństwa, al ecoś trzeba zrobic. Więc plan zostaje tak jak jest.
- Acha, rozumiem. Czyli to dla ciebie normalne zaliczyc jakieś trzy zgony wciągu miesiąca, tak?
- Już nie przesadzaj, dobra.
- Ja wcale nie przesadzam! Jeśli pójdziesz tam całkiem sam, wiesz, czym to może grozic. Pamiętasz, co było przedtem? Po obejrzeniu lampionów poszedłeś do nich, i skończyłeś nieprzytomny przywiązany do steru łodzi. Przedwczoraj jak cię napadli, byłeś ranny i omało nie zginąłeś... To bybły gdzieś twój piąty raz, jak mniemam.
- Możemy zmienic temat? Nie róbmy sensacji... - wymamrotał niechętnie - A tak swoją drogą, to przecież chyba moja sprawa, czy ginę piąty czy siódmy raz, no nie?
- Właśnie nie! To też jest moja sprawa! A co ty sobie myślisz, że jak ty udajesz martwego, to skaczę ze szczęścia?! Wręcz przeciwnie, czuję się okropnie... - umilkła i zwiesiła głowę.
Julian odwrócił się w jej stronę. Tak strasznie nie lubił, kiedy była smutna a zwłaszcza z jego powodu. Odgarnął jej kosmyk brązowych włosów z czoła, co sprawiło, że ona również spojrzała na niego.
- Przepraszam cię - szepnął - Wiem, że się o mnie martwisz, ale to jedyny sposób, żeby pozbyc się tych dwóch zapyziałych gnid raz na zawsze... Poza tym, nie mam rzadnego innego pomysłu.
- Ale ja mam. Pójdę tam z tobą.
- Słuchaj - uśmiechnął się lekko - To nie jest dobry pomysł. Może ci się coś stac, a tego bym nie chiał.
- Czy ty wiesz, o czym ja do ciebie mówię?! - zirytowała się w końcu - Przecież mi dokładnie o to chodzi!
- Dobrze, już rozumiem - uspokoił ją gładząc po policzku - Najlepiej skończmy ten temat i zajmijmy się czymś innym, ok?
*
- No... To jesteśmy, trochę wcześniej niż planowałem, ale... - Julian zatrzymał Maximusa tuż przed drzwiami starego, zapadającego się młyna; zszedł z konia i westchnął ciężko - Raz się żyję...
- No właśnie, raz. A ty ciągle jesteś w zagrożeniu życia - Roszpunka wciąż nie była przekonana co do planu chłopaka.
- Ech... - westchnął patrząc jej głęboko w oczy - Ty tu zaczekaj razem z Maxem i Pascalem. Gwardia królewska jest już powiadomiona i przyjedzie za jakiś czas. Gdybym nie wracał jakiś dłuzszy czas będzie to znak, że mają interweniowac, może tak byc?
- Jasne - skrzyżowała ramiona i zwiesiła głowę.
- Ej, przecież wiesz, że nic mi nie będzi...
- Po prostu idź - przerwała - i uważaj na siebie.
Po chwili zniknął wewnątrz budynku. Roszpunka nie musiała długo czekac na przybycie strażników. Otoczyli cały młyn chowając się w zaroślach. Roszpunka zeszła z Maxa. Wiedziała, że czas będzie jej się dłużył w nieskończonośc...
*
Powoli wślizgnął się do środka. Na pierwszy rzut oka nikogo tu nie było, ale gdy tylko zrobił pierwszy krok z oddali wyłoniły się kontury dwóch postaci.
- I co, Rajtar - jeden z braci zbliżył się do Juliana i z bezczelnym uśmiechem stanął tuż przed nim - Jesteś sam? Bez strażników?
- Jasne, że tak, a po co mi ta banda snobów? Że niby do pomocy, nie żartuj...
- Osrawiłeś nizłe przedstawienie w tej całej karczmie.
- Skąd wiecie, że to było ustawione... - chłopak naprawdę był zaskoczony.
- Ode mnie - z mroku wyłoniła się szczupła postac, która z gracją podeszła do oniemiałego Juliana - Witaj Flynn...
- Andrea...
*
- Jak długo on tam siedzi? - Roszpunka kręciła się w kółko, w czym wspierał ja kapitan gwardii - Powinien już dawno wyjśc!
- Księżniczko, za minutę będzie dokładnie... Minuta czterdzieści pięc...
- Powinniście już dawno tam wejśc!
- Naine, księżniczko. Podejmiemy odpowiadnie środki gdy tylko... - niespodziewanie z budynku dobiegł jakiś dziwny hałas - Was is das?
- Jemu coś się stało! Będziecie się dalej chowac po kątach, czy ruszycie się i zaczniecie cokolwiek robic?!
- Księżniczko - kapitan odwrócił się placami do Rospzunki - Wszystko w swoim czasie. Moi ludzie wkroczą do akcji, gdy tylko zajdzie taka potrzeba. Narazie jest to zbędne...
Roszpunka nie mogła dalej słuchac banalnych wymówek gwardzisty i korzystając z okazji niepostrzeżenie weszła do środka. To, co zobaczyła, bardzo ja zszokowało. Na samym końcu pod ścianą siedział Julian. Związany i zakneblowany.
- Julek - przerażona podbiegła do niego i natychmiast zaczęła go odwiązywac - Spokojnie, jestem przy tobie - pogładziła go po twarzy i odkneblowała - Co się stało?
- Rospzunko, uciekaj! To zasadzka!
- No proszę, masz Flynn towarzystwo - tuż za nimi stała Andrea - Kolejna naiwna osóbka do kolekcji...
- Dlaczego to robisz... - zapytała Roszpunka marszcząc brwi.
- A jak myślisz? Byłam zakochana w Julianie. Na nikim innym nie zależało mi tak jak na nim, a teraz co? Ma przecież ciebie... I na tym właśnie polega moja zemsta. Jednego z was napewno się pozbędę, ale jeszcze zastanowie się, które... Rozumiecie wszystko?
- Tak... A Karczybykowie? - zapytał nagle Julian.
- Ach, oni. Zawarliśmy sojusz. Jak mówi przysłowie: Wrogowie naszych wrogów są naszymi przyjaciółmi", hi hi...
- Nie pozwolę... - wymamrotała Rospzunka chwytając za leżącą obok starą deskę - Nie pozwolę jeszcze tobie zrobic mu krzywdy, rozumiesz? - wymierzyła broń w Andreę mocno ściskając ją w rękach.
- Czyli solówka, tak? - Andrea pstruknęła palcami, a jedne z Karczybyków rzucił w jej stronę długi kij, który ta złapała z nadzwyczajnym spokojem - No to zaczynajmy...
Rozpoczęł się zacięty pojedynek. Roszpunka zacięcie próbowała odeprzec każdy atak Andrei całkiem zapominając o wciąż związnym Julianie. Chłopak siedział w miejscu w z zaskoczeniem wpatrywał się w ukochaną. Nigdy nie widział jej w podobnej sytuacji. Po chwili jednak przypomniał sobie, że musi jej pomóc. Szamotał się, próbując wyswobodzic się ze sznurów. Nagle jednak, Andrea wytrąciła z rąk Roszpunki deskę. Księżniczka przylgnęła ze strachu do ściany, a Andrea zamachnęła się na nią z kijem. Roszpunka zacisnęła powieki, jednak nic nie poczuła. Otworzyła oczy i ujrzała Juliana stojącego za Andreą z deską w ręku.
- Zawsze marzyłem, żeby się z tobą policzyc... - westchnął rozmarzony chłopak.
- Dobra, proszę - Andrea rozłożyła bezradnie ręce - Uderz niewiastę, śmiało...
Julian już miał zadac jej cios, ale zawachał się. Nie był już Flynnem. Nie potrafił z zimną krwią i bez wyrzutów sumienia bobic dziewczyny. Wyjątkowo wrednej i mściwej, ale nadal dziewczyny. Andrea widząc niepewnośc uśmiechnęła się przebiegle.
- Tak myślałam... Teraz jednak już nic nie zdołasz... - przerwał jej dźwięk wywarzonych przez kapitana gwardii drzwi.
- Nicht bewegen! - zawołał, po czym do budynku wtargnęła cała armia.
W jednej chwili rozbiegli się po pomieszczeniu, gdy nagle jeden ze strażników podbiegł do kapitana.
- Uciekli, kapitanie - zasalutował.
- Un lassen Sie es - zaklął cicho kapitan, po czym podszedł dostojnym krokiem do oszołomionej nadal Roszpunki i Juliana - Niestety, przestępcy uciekli... Może już Prinzessin und Prinz wracac spokojnie do pałacu...
*
- Niedowiary... - do Roszpunki dopiero powoli dochodziły niedawne wydarzenia - Uciekli...
- Tak, ale coś czuję, że wrócą... - westchnął tajemniczo Julian - Naszczęście powoli podjerzadżamy do pałacu. Może gwardzistom uda się załapac tych idiotów...
Po pewnym czasie podjechali po most prowadzący do miasta. Julian gwałtownie zachamował Maxa.
- Julek - Roszpunka zaniepokoiła się - Stało się coś?
- Patrz - wskazał wystraszony na smugę gęstego dymu unoszącego się znad dachu pałacu.
- O nie... Myślisz o tym samym co ja?
- Czyli o tym, że jedzenie sera przez myszy to tylko stereotyp?
- Nie! Jasne, że nie! Przecież ktoś podpalił zamek! O matko... - zakryła usta dłońmi - Co mamy robic?
- Nie przejmuj się, to raczej nic powaznego - machnął obojętnie ręką, gdy nadle rozległ się głosny wybuch i cały dziedziniec pałacu stanął w płomieniach - Chociaż, z drugiej strony...
- Moi rodzice! Max, ruszaj!

Chanelka_2_2

,,- Jak długo on tam siedzi? - Roszpunka kręciła się w kółko, w czym wspierał ja kapitan gwardii - Powinien już dawno wyjśc!
- Księżniczko, za minutę będzie dokładnie... Minuta czterdzieści pięc...''
Haha! To mnie rozwaliło! :D GENIALNE!

,,- Nie pozwolę... - wymamrotała Rospzunka chwytając za leżącą obok starą deskę - Nie pozwolę jeszcze tobie zrobic mu krzywdy, rozumiesz? - wymierzyła broń w Andreę mocno ściskając ją w rękach.
- Czyli solówka, tak? ''
He, he. ;) Wojownicza Roszpunka. XD

,,Roszpunka zacisnęła powieki, jednak nic nie poczuła. Otworzyła oczy i ujrzała Juliana stojącego za Andreą z deską w ręku.''
:)

,,Julian już miał zadac jej cios, ale zawachał się. Nie był już Flynnem. Nie potrafił z zimną krwią i bez wyrzutów sumienia bobic dziewczyny. Wyjątkowo wrednej i mściwej, ale nadal dziewczyny.''
Czyli wcześniej bił dziewczyny!? :O

,,- O nie... Myślisz o tym samym co ja?
- Czyli o tym, że jedzenie sera przez myszy to tylko stereotyp?
- Nie! Jasne, że nie! ''
HAHHAA!!! Julian to geniusz! XD

,,Przecież ktoś podpalił zamek! O matko... - zakryła usta dłońmi - Co mamy robic?
- Nie przejmuj się, to raczej nic powaznego - machnął obojętnie ręką, gdy nadle rozległ się głosny wybuch i cały dziedziniec pałacu stanął w płomieniach - Chociaż, z drugiej strony...''
PISZ! PISZ DALEJ!!! :D
Ja MUSZĘ się dowiedzieć co będzie dalej!!!
Teraz to mnie zaciekawiło!
Po raz pierwszy pojawia się pomysł podpalenia zamku! :D Jesteś pierwsza! (Tzn. czytałam DUUUŻO fanfic'ów i nikt o tym nie napisał) A muszę pszyznać, że to SUPER pomysł!!! :D

Będzie dramatycznie?
Julek kogoś uratuje?
Będzie smutno i romantycznie? ;D
A śmiesznie!? :)

ocenił(a) film na 10
Pisarka

Więc... Dramatycznie może byc, romantycznie na pewno, a że śmiesznie, to zależy... :D

ocenił(a) film na 10
Chanelka_2_2

A skoro musisz się dowiedziec, co było dalej no to... Proszę bardzo...

Rozdział 7
Maximus biegł co sił w kopytach, aby dowieżc przyjaciół na czas. Zatrzymali się najednej z uliczek miasteczka widząc panikę wśród przechodniów.
- Co tu się stało? - zapytał Julian przebiegającą obok nich kobietę z dzieckiem na rękach.
- Jakaś namaskowana trójka wtargnęła do pałacu, podczas niedawnej parady i podpalili zamek - wyjaśniła zadyszana - Wszystkich naszczęście udało się ewakułowac, ale ci przestępcy nadal są w środku. Ci, którzy ic widzieli, mówią, że byli to dwaj potężni mężczyźni i jakaś młoda kobieta...
Julian i Roszpunka wymienili spojrzenia. Niespodziewali się tak szybkiego powrotu wrogów... W jaki sposób dotarli do miasteczka przed nimi? Nie było jednak dużo czasu na myślenie. Trzeba było jakoś ratowac pałac. Już po chwili dotarli tuż przed płonący dziedziniec, nieopodal którego stali przerażeni król i królowa.
- Mamo, tato - Roszpunka zeskoczyła z Maxa biegnąc w kierunku rodziców - Nic wam się nie stało?
- Nie, nic kochanie - krolowa pogłaskała córkę po głowie - Ale ci ludzie, którzy najwidoczniej podpalili pałac jeszcze się nie...
- Szybko przyszliście - nagle z jednego z okien wychyliła się Andrea - Nic teraz nie zrobicie, ha ha!
- To jakiś chory człowiek jest normalnie - Julian skrzywił się widząc jej dziwaczny uśmiech - Czy tylko ja tak uważam?
Roszpunka zirytowana jego niepoważnym zachowaniem na krótko zmierzyła go wzrokiem.
- Trzeba coś zrobic... - dodała po chwili - Jakoś ich stamtąd wywabic...
Nagle przed dziedzińcem pojawił się kapitan gwardii wraz z kilkoma strażnikami.
- Guten Morgen. Meldujemy się na rozkaz - stanął na bacznośc - Co mamy robic?
- Kapitanie, nich pan wyślie kilku gwardzistów do środka - zaczął król - Pan nich zostanie tutaj z mojom córką i... - spojrzał z lekką pogardą na Juliana - ... i tym tutaj przed wejściem, a my w tym czasie obmyślimy co dalej.
- Jawhol, królu - zasalutował kapitan - Oddział "Alfa", do środka, oddział "Delta", otoczyc zamek naokoło, oddział "Omega", zając się gaszeniem pożaru!
- A pan, co w tym czasie będzie robił? - zapytał Julian krzyżując ramiona.
- Gwardziści przecież potrzebują dyrygenta, nieprawdasz, książę? - unisł dumnie głowę, a jeden z oddziałów wszedł do środka - W razie kłopotów, mam to - wsazał na wielką kuszę odbierając ją z rąk jednego ze strazników.
- Niech będzie... Ja może sprawdzę, co się dzieję od drugiej strony - i już po chwili Julian oddalił się zmierząc w kierunku pałacowej bramy.
Roszpunka została wraz z kapitanem, pilonawc porządku w przeprowadzaniu akcji. Kręciła się w kółko i przy takim nadmiarze wrażeń nie mogła usiedziec w miejscu. Co chwila spoglądała w okno, w którym jeszcze przed chwilą stała Andrea. Nagle jednak zobaczyła w oknie... Juliana. Tylko co on tam robił? Przecież nie powinien tam byc!
- Czy jemu już do końca odbiło?! - wrzasnęła do kapitana.
- No cóż... - zaczął bezradnie drapiąc się pod hełmem - Skoro wszedł, to nic na to nie poradzimy...
- Pewien pan jest? - i bez niczego wyrwała mu z rąku kuszę i przymruszając lekko oczy strzeliła w stronę Juliana.
Miała cela. Widziała, ze nie spudłuje, a strzała wbiła się w ścianę tuż przed nosem oniemiałego z przerażenia chłopaka. Julian wyjrzał przez okno, przez które wleciała strzała. Zobaczył Roszpunkę z kuszą w ręku.
- Pobięło cię! - wrzasnął wychylając się - Mogłaś mnie zabic!!!
- Wiesz, że nie pudłuję - wzięła się dumnie pod boki - A jeśli chodzi o głupotę, to chyba twoją! Po co tam wogóle polazłeś?!
- Mówiłem ci, muszę załatwic sprawę z Andreą sam!
- Chyba nie myślałeś, że ci na to pozwolę - zawołała, a już po chwili stała tuż obok niego i mrugając szybko powiekami usmiechała się do niego prominnie.
- No tak.. - westchnął - Przecież mogłem to przewidziec... Chodź już, musimy znaleźc Andreę... albo Karczybyków.
*
Przeszukali chyba cały zamek, ale nikogo w wenątrz nie było. Weszli do pokoju położonego w najwyższym punkcie pałacu. Rozejrzeli się dookoła.
- Coś czuję - wydyszała Roszpunka - że to nie wróży nic dobrego...
- No raczej - Julian oparł się ręką o ścianę - Też mam niestety złe przczucia... Myślę, że oni mogą byc wszędzie...
- I dobrze myślałeś - nagle w sali pijawił się ktoś jeszcze. A tuż za nim wszedł jeszcze ktos. Byli to bracia Karczybykowie. Stali oko w oko z Julianem i Roszpunką, która schowała się za ukochanym. Źle, nawet bardzo źle wspominała ostatnie spotkanie z nimi. Julian z resztą też.
- Czego znowu chcecie? - chłopak przerwał przerażająca ciszę.
- Nie pamiętasz już? - zaśmiał się jeden z braci - Przecież masz z nami na pieńku i nie wyrównaliśmy wszystkich rachunków...
- Chcecie kasy? Spokojnie, mogę wam dac, ale możecie się już z łaski swojej odczepic?
- Kase? - zapytał z lekką kpiną drugi z braci - Kasę, to ty miałeś nam dac wsześniej. Pamiętasz, co było napisane w liście?
- Jasne, że pamiętam - uśiechnął się Julian - Jak można zapomniec takiej ilości błędów w jednej króciuteńkiej informacji...
- Nie zaczynaj, Rajtar. Teraz, musisz liczyc się z konsekwencjami... - Karczybyk ze złowieszczym uśmiechem spojrzał w stronę Roszpunki, która coraz bardziej usiłowała ukryc się za plecami ukochanego.
Dystans między wyraźnie się zmniejszył. Karczybykowie zbliżali się do Juliana i Roszpunki coraz bardziej. W pewnej jednak chwili, chłopak odepchnął ukochaną na bok.
- Uciekaj! - zawołał.
Dziewczyna niewiele myśląc pobiegła przed siebie. Przemirzała zadymione pałacowe korytarze, gdy nagle z nikąd pojawiła się przed nią Andrea.
- Proszę, proszę, znów się spotykamy - uśmiechnęła się szyderczko - Teraz mi już nie uciekniesz...
- Czego ty właściewie chcesz?
- Zemsty... Słodkiej zemsty za całe moje zmarnowane życie. Odkąd poznałam Flynna...
- Juliana - poprawiła zaraz marszcząc brwi.
- Jeden diabeł... Wracając do tematu, poświęciłam kilka najwspanialszych lat mojego życia, żeby mu się przypodobac, żeby zwrócił na mnie uwagę... I to wszystko na nic. Nie obchodziłam go, wcale. Myślałam, że po prostu nie jest gotowy na dziewczynę... Ale teraz przyjechał z tobą. To złamało mi serce... - twarz Andrei przybrała złowieszczy wyraz.
- Do czego zmierzasz...
- Najpierw zabiję ciebie... A potem siebie... Żeby nie brac za to odpowiedzialności...
*
- Ależ to było proste... - Julian uśmiechnął się dumnie spoglądając na leżących pod ścianą Karczybyków - Że też nie załatwiłem tak z wami tej całej akcji na brzegu... - wyjrzał przed okno; Roszpunki nadal nie było na dole, ale czemu? Przecież już dawno powinna dotrzec na zewnątrz... - No nie... - złapał się za głowę - Andrea...
*
- Roszpunko, Roszpunko gdzie jesteś? - wołał biegając po zamkowych korytarzach, zaglądając w każdy zakamarek, jednak jej nigdzie nie było - Jasny gwint, przecież Andrea to jakaś psychopatka... Mogła jej coś zrobic...
Gdy tak szedł, usłyszał dobiegające z uchylonej komnaty czyjeś głosy. Dyskretnie zajrzał przez szparę. Czym bardziej Andrea wolnym krokiem zbliżała się do Roszpunki, ta cofała się do tyłu. W końcu jednak księżniczka natrafiła na ścianę, nie miała możliwości ucieczki.
- Nic ci już teraz nie pomoże... - Andrea zarechotała szatańsko.
- Ej - nagle Julian, jakby nigdy nic stanął w drzwiach oparty plecami o futrynę - Dlaczego grozisz mojej dziewczynie? - puścił oko do ukochanej, a ta uśmiechnęła się z ulgą; była pewna, że teraz, gdy on przyszedł pomoże jej - Nie trzymając nic w rękach - kontynuował z obojętną miną - I jeszcze z takim rechotem? Co ty, chcesz zrobic karierę jako szalony naukowiec, czy co?
- Co w tym dziwnego? - Andea zrobiła niewinną minkę.
- A to, że groźby są w tym królestwie są niestety karalne - skrzyżował ramiona - A coś mi się widzi, że ty właśnie groziłaś Roszpunce...
- Ależ skąd - teatralnie wzruszyła ramionami - Chciałam tylko delikatnie wyperswadowac twojej najukochańszej księżniczce - zaśmiała się przez zęby - że jestem po porsu oburzona faktem, że zapomniałeś o swojej dawnej koleżance... - zatrzepotała rzęsami.
- Jasne... - Julian powoli podszedł do Roszpunki - Ja tak tylko mówię i nie chcę się wtrącac... - chwycił ukochaną z rękę prowadząc w stronę wyjścia - ... ale coś mi się widzi, że Roszpunka nie przepada za twoim towarzystwem. Pozwól więc, że upuścimy to pomieszczenie ze względu na nerwowa atmosferę tutaj panucjącą, więc... EWAKUACJA!!! - zawołał nagle donośnym głosem bięgnąc razem z Roszpunką przez korytarz.
- Ucieczka, mówisz... - Andrea z teatralną gracją oparła się o ścianę - O nie, co to, to nie, nie uciekniecie mi tak szybko...
*
Pędzili przez ciemne od dymu korzytarze, nie mogąc znaleźc odpowiedniego wyjścia.
- Julek - zakaszlała Roszpunka - Gdzie idziemy?
- Szukamy wyjścia - prowadził ją zaglądając w każde drzwi nieustannie trzymając ją za rękę - Jeszcze chwilą, przecież musi gdzieś tu byc... - przerwał stając przed wielką ścianą - Ślepa uliczka... Musimy się wrucic...
- Oj nie, nie musicie - tuż zza nich odezwał się czyjś głos, odwrucili się i zobaczli wolno wyłaniającą się z gęstego dymu Andreę - Jesteście w pułapce - zaśmiała się wyjmując z kieszeni sztylet - Nigdzie już nie uciekniecie...
- Nie no - jęknął Julian - Sztylet? Znowu?! Czy was, wredne kobiety, nie stac na jakiś lepszy numer...
- Nie wiem, o czym przed chwilą mówiłeś... - zamyśliła się Andrea przez moment -... ale nie obcodzi mnie to - natychmiast zmieniła ton i wymierzając w przerażonych przeciwników ostrze sztyletu zbliżała się w ich kierunku.
- Spróbuj się wyłgac jakimś dowcipem - szepnęła wystraszona Roszpunka.
Julian wetchnął głęboko. W jego głowie roiło się od pomysłów, ale który byłby właściwy. Nagle z uśmiechem podniósł głowę do góry.
- Chwileczkę, chwileczkę, stop - zrobił kilka kroków do przodu i klęknął na jedno kolano - Andreo Mario Świrnięta Brunetko Psychopatko Wredna Chieno, czy sprawisz mi ten zaczyt i zostaniesz... moją żoną?
Roszpunce i siedzącemu na jej ramieniu Pascalowi dosłownie opadła szczęka. "To jest jego plan?!" pomyślała z oburzeniem księżniczka. Myślała przecież, że w jakiś genialny sposób rozzłości Andreę podobnie jak Gertrudę wtedy przy jeziorku, a teraz przed nią klęczy, mimo iż mówił, że uważa ją za kompletną wariatkę. Nadal stała osłupiała pod ściną i dopiero po chwili zorientowała się, że Julian wciąż mówi coś do Andrei.
- ... więc cię proszę, zakończymy te ciche dni i pytam raz jeszcze - ledwo przeszło mu to przez gardło - ... zostaniesz moją żoną?
- Nie podejrzewam... - Andrea jednak nie przejawiała w tym momencie zainteresowania.
- Andero Mario, proszę - Julian podniósł się, gdy tylko ta zaczeła kontynuowac "atak" - Wiem, co teraz myślisz... To się nie uda, jesteśmy tacy różni, a jaką suknie założysz w dzień ślubu, co?
- Z tego co mi wiadomo, to ty masz żonę, a biorąc ślub ze mną zchańbiłbyś swoje nazwisko na wieki wieków...
- Oczywista oczywistośc, ale cię zapytuje, jeśli nie teraz to kiedy, jeśli nie ja, to kto? - Andrea jednak nie przestawała zmierzac ze sztyletem w ich kierunku - Jestem taki samotny...
- Gdy cię wreszcie zabiję, będziesz miał wielu nowych kolegw tam na górze... No chyba, że tam nie trafisz... - stała tuż przed nimi, ale Julian nie przejmował się tym zbytnio; gdy Andrea zamachnęła się na nich, chwycił przerażoną Roszpunkę za rękę i przyciągnął ją w swoją stronę i ciągnąc za rękę pobiegli co sił w nogac przed siebie, a ostrze sztyletu utknęło w ścianie.
- Wiedziałeś, co ona chce zrobic? - spytała księżniczka odwracając głowę w stronę Anderi usiłującej wyciągnąc ze ściany sztylet.
- Jasne, że tak. Spryciaż ze mnie, a poza tym, taki był właśnie mój genialny plan - wyszczerył dumnie zęby.
- Ty i ta twoja wrodzona skromnośc - przewróciła oczami - A co do planu, był fatalny. Może i skuteczny, ale fatalny...
- Oj, weź, nie odstawiaj wenezueli...
- Ja mam nie odstawiac, ciekawe kto przed chwilą właśnie po meksykańsku oświadczał się dziewczynie, która chce mnas zabic...
- Nie czepiajmy się szczegółów, a tak wogóle, ciekawe, czy Andrea wyciągnęła już ten sztylet ze ściany... - zatrzymali się gwałtownie, widząc stojącą tuż przed nimi... Andreę.
- Masz odpowiedź - zirytowana Roszpunka wskazała z kpiną na dziewczyne.
- Teraz już mi nie uciekniecie... - przerwała z zamyśleniem - Ale na serio, bo nie macie już dokąd uciec.
Julian i Roszpunka wymienili spojrzenia, a już po czhwili pędzili po schodach coraz wyżej i wyżej, aż znów dotarli do najwyższego punktu w pałacu. Co dziwne, Karczybyków już tam nie było. W pomieszczeniu było jeszcze więcej dymu niż przed tem. Weszli na taras, aby odetchnąc świeżym powietrzem.- Co teraz? - zakaszlała Roszpunka opierając się o balustradę - Przecież ona zaraz wróci...
Julian zerknął w dół. Nie było tam nic oprócz głębokiego morza rozciągającego się poza sam horyzont. Wodził oczami szukając jakiegokolwiek wybrnięcia z sytuacji. Nie mógł wymyślec nic. W jego głowie panowała kompletna pustka, co w jego przypadku było rzadkościom.
- Wiem, że wróci... -westchnął zwieszając głowę - A jakbym miał obstawiac, to pojawiłaby się za jakieś... trzy... dwa... jedne...
- Musicie tak wszędzie biegac?! - jak na zawołanie w progu pojawiła się Andrea i z trudem łapiąc oddech położyła sobie rękę na klatce piersiowej - Czy nie możemy tego załatwic bez większych problemów? Myślałam, że macie więcej rozumu i poddacie się bez walki...
- A ja myślałem, że tylko Max miał na moim punkcie manię prześladowczą, a jednak oboje się myliliśmy...
- Dośc tego - Andrea zmarszczyła brwi i wyciągnęła sztylet, znowu - Nie chcecie współpracowac... Trudno!

ocenił(a) film na 10
Chanelka_2_2

Coś dawno nie było komentarzy, ale cóż...

Oto ostatni już rozdział:

Rozdział 8
- Oj no weź, Andrea. Nie możemy tego jakoś inaczej załatwic? - jęknął Julian - Nie wiem, czy wiesz, ale już pare razy atakowali mnie sztyletem, więc przeżywam właśnie takie deja vu...
- Czy mógłybś się w obliczy śmierci przymknąc? - warknęła Andrea podchodząc coraz bliżej.
- Mówisz, jak jej fałszywa mama - wskazał na Roszpunkę, ale nie potrafił pojąc powagi sytuacji, to przecież nie byłoby w jego stylu, a poza tym, takie denerwujące gadki przeważnie ratowału mu życie.
- Cicho! - pisnęła Andra i tupnęła nogą zupełnie jak mała dziewczynka - Ale nie masz już więcej pomysłów... Nic ci nie pomoże, rozumiesz?!
Julian z przebiegłym uśmiechem uniósł jedną brew, zerknął ukradniem w dół, po czym stanął na balustradzie i... skoczył!
- Julek - Roszpunka nachyliła się w dół, myśląc, że po prostu wpadł do wody, ale zobaczyła na dole płynący statek, a na nim całego i zdrowego Juliana.
Odetchnęła z ulgą, ale przez całe to zamieszanie zupełnie zapomniała, ze została z Andraą sam na sam.
- No cóż... Skoro jemu udało się uciec, to przynajmniej zdążę pozbyc sie ciebie - zamachnęła się na nią, ale aż za mocno i wypadła za balkon.
Zdążyła jeszcze chwycic się barierki, na której wisiała resztkami sił. Roszpunka kompletnie nie wiedziała, co zrobic. Życzyła Andrei jak najgorzej, ale nie chciała przecież, by zbinęła. Nachyliła się w jej kierunku.
- Andrea, podaj mi rękę - zawołała, ale ta wciąż próbowała atakowac, Roszpunka cofnęła rękę.
Wszystko trwało zaledwie kilka sekund. Nie zdążyła przetłumaczyc jej, że chce pomóc, gdy tak puściła się i na oczach Roszpunki z wielkim pluskiem wpadła do wody. Księżniczka przymknęła oczy. Czuła się strasznie z tym, że przez nią ktoś zginął, mimo iż mogła temu komuś pomóc. Nagle poczuła mocny zapach spalenizny. Ogień powoli wdzirał się do sali. Zakryła twarz ręką i niewiele myśląc wybiegła z pomieszczenia pędząc co sił po równie zadymionych korytarzach.
*
- Gdzie ona jest.. - Julian kręcił się przed wejściem na dziedzinic - Już dawno powinna stamtąd wyjśc... Idę jej szukac!
- Emm... - królowa delikatnie chwyciła go za ramię - Jestem pewna, ze nic jej nie jest. Zaraz przyjdzie tu jakby nigdy nic, przecież ją znasz. A poza tym, w środku jest kiloro starażników, więc gdyby się coś działo, napewno by nas zawiadomili - uśmiechnęła się.
Jednak gdy tylko odwróciła się, Julian ukradkiem wbiegł do środka. Prawie nic nie widział. Wszędzie gęsty dym, a gdzie-niegdzie płonące fragmenty wyposarzenia pałacu. Im dalej bigł, tym więcej mógł napotkac ognia. W niektóryc nawet miejscach walił się dach.
- Roszpunko! - wołał na cały głos - Roszpunko, gdzie jesteś? No nie, znowu te deja vu - westchnął zwalniajac, gdy nagle w oddali dostrzegł jakąś postac usiłującą wyswobodzic nogę spod olbrzymiej kolumny, która zwaliła się centalnie na nią.
- Roszpunko - podbiegł do niej i bez chwili wachania zaczął delikatnie odsuwac kolumnę, aby jeszcze bardziej nie pogorszyc sytuacji - Nic ci nie jest?
- Tak trochę się duszę - zakaszlała - I bardzo boli mnie noga...
- Czekaj jeszcze moment, zaraz cię stąd wydostanę - pogładził ją po policzku, po czym gwałtownie odepchnął od siebie kolumnę; wziął ukochaną na ręce, a ta mocno uwiesiła się mu na szyję - Spokojnie, nie bój się. Zaraz wyjdziemy na zewnątrz - pogłaskał ja po głowie i ruszył między korytarzami.
Wszystko dymiło się jeszcze bardziej, co oczywiście bardzo utrudniało wyjście z płonącego budynku. Biegł szybko, ale gdy tylko usłyszał, że Roszpunka bardo płytko oddycha, naraz zwiększył tempo. Korytarze wydawały mu się nie miec końca. Gęsty dym doprowadzał go od obłędu. Nie mógł znaleźc wyjścia, a przecież najważniejsze teraz było jak najszybsze wyniesienie stąd Roszpunki. Wbiegając w kolejny korytarz omało się nie przewrócił i jakby tego było mało drogę zaszli mu Karczybykowie.
- Myśałeś, ze się nas tak szybko pozbędziesz? - spytał z kpiną jeden z braci - To źle myślałeś...
- Ech, słuchajcie mnie wy... pokręceni psychopaci... Mam teraz ważniejsze sprawy na głowie, niż urzeranie się z wami, ok? - nie przejmując się zbytnio wrogami ruszył przed siebie, co spowodowało wielkie zaskoczenie braci.
- Myślisz, że teraz tak po prostu sobie pójdziesz?
- Tak... Co w tym złego? - Julian nie zatrzymując się szedł dalej dośc szybkim krokiem.
- Złego? No przecież mieliśmy plan! - wrzasnął jeden z braci - Mieliśmy się na tobie zemścic, pozbyc się ciebie raz na zawsze, to był nasz jedyny życiowy cel, a ty... Ty sobie tak po prostu idziesz?!
- A nie widac. Doszedłem do wniosku, że po co mam się przejmowac wami... Muszę przestac życ przeszłością i wam też to polecam... - spojrzał na nich, a ich twarze wyraźnie zmarkotniały- I jakie to uczucie stracic... Pozwócie, że zacytuję "Swój jedyny życiowy cel"?
- Teraz już sam nie wiem kim jestem... - westchnął rozpaczliwie brat z opaską na oku - W moim życiu... Nie ma już sensu...
- No, czyli was mam już z głowy - Julian uśmiechnął się, ale zerknął na Roszpunkę; miała zamknięte oczy i bardzo płytko oddychała - Teraz jeszcze muszę pomóc tobie... - szepnął troskliwie, po czym ruszył dalej przed siebie.
Po długim slalomie pomiędzy płonącymi korytarzami wreszcie wybiegł na zenątrz. Był bezpieczny, lae co ważniejsze, ona był bezpieczna. Położył ją na miękiej zielonej trawie. Miała zamknięte oczy, a twarz bladą jak śnieg.
- Roszpunko... - delikatnie potrząsnąj jej ramie - Roszpunko, obudź się...
Wszyscy strażnicy zgromadzeni przed dziedzińcem wraz z królem i królową otoczyli ich.
- Roszpunko, nie zostawiaj mnie, proszę - pochylił się nad nią - Kocham cię... - szepnął zwieszając głowę.
Nigdy wcześniej nie czuł czegoś podobnego. Przecież to zawsze jemu coś miało się dziac, a teraz co? Ona nie mogła odejśc, po prostu nie mogła. Wszyscy zgromadzeni dookoła pogrążyli się w głębokiej zadumie, a królowa zaczęła wypłakiwac się mężowi w rękaw. Po długiej chwili ciszy usłyszał cice pokasływanie. Podniósł głowę. Roszpunka lekko otworzyła oczy po czym podniosła się z ziemi.
- Julek... - wyksztusiła słabym głosem - Co się stało...
- Nic ważnego cię nie ominęło - uśmiechnął się - No... Może poza tym, że przez jakąś dobrą minutę, muślałem, że nie żyjesz...
- Czyli jednak - zawołała radośnie - Teraz już wiesz, jak ja się przeważnie czuję... I jakie to uczucie?
- Przyznaję, że nie zbyt przyjemne... Powiem więcej, wręcz fatalne - zrobił smutną minkę, ale nie wytrzymał tak długo; tak strasznie cieszył się, że nic jej nie jest - Bałem się, że cię stracę, wiesz?
Popatrzyła na niego z troskliwym uśmiechem, po czym rozejrzała się dookoła.
- Wszyscy się na nas tak gapią? - zapytała po krótkiej chwili.
- Em... Nie... Nie wszyscy... A nie, czekaj. Cofam to. Teraz już wszyscy - wyszczerzył zęby.
- Ty i te twoje poczucie humoru - rzuciła się mu na szyję; odwzajemnił uścisk, ale po chwili dotarło do niego, że patrzą się na nic zarówno strażnicy, ale co najgorsze i najważniejsze też król.
- Julianie - zaczął niskim głosem - Czy można przerwac...
- O-o-oczywiście, ale czy coś się stało? - zrobił niewinną minkę.
- Stało się, chciałbym ci podziękowac. Uratowałeś moją córkę, dziękuję...

Epilog
Uff... No to kamień z serca... Ojczulek Roszpunki chyba zaczyła mnie lubic, a zawidzięczam to świętej pamięci Andrei Świrniętej i jej zapuszkowanym już na cacy sojusznikom. Co tu dużo gadac, połowa pałacu oczywiście do remontu, co również zawdzięczamy świętej pamięci Andrei i tak dalej, i tak dalej... No, to na razie będzie na tyle... Bo póki co, w królestwie dzieje się w miare spokojnie, no ale oczywiscie coś musi się następnie zchranic więc... Nie wiem dokładnie co, ale cos napewno...
Ale póki co, to żyjemy sobie długo i szczęśliwie...

ocenił(a) film na 8
Chanelka_2_2

Hmm... Nie umiałabym zdecydować, która część Twojego autorstwa jest lepsza. Wydają mi się równie dobre. :)
Naprawdę, nie spodziewałam się, że Andrea będzie czarnym charakterem. Ale nawet lepiej. Jedyne, co mi się nie podobało, to to, że to wszystko było przeraźliwie krótkie! :)

P.S. Czy ja Ci wysłałam swój 6 rozdział w niedzielę? Bo nie pamiętam?. :)

ocenił(a) film na 10
Princess_Daisy

Miło, ze się podobało i wybacz, ze tak krótko, ale dłuższego nie umiałam :D Coś tam mi wysłałaś, co oczywiście zaraz przeczytałam. Bardzo fajne ;) I oczywiście gratuluję pomysłu

Chanelka_2_2

"PS Sorry za literówki i uwaga, na moim komputerze z jakichś dziwnych przyczyn nie mogę pisac litery "c z kreską", więc w niektórych wyrazach możecie natrafic na tego typu błędy. Jeszcze raz za to przepraszam, ale inaczej się nie da..."

robimy tak: klikamy prawym na pulpit, wchodzimy w ustawienia grafiki radeon, w opcjach ogólnych szukamy skrótu do panelu sterowania radeon (domyślny ctrl + c). Zmieniamy go na np. ctrl + p i cieszymy się literką ć. pzdr :)

ocenił(a) film na 10
Chanelka_2_2

Mam jeszcze takie krótkie opowiadanko...

"WRÓŻKA"

PROLOG
I spotykamy się raz jeszcze... Teraz opowiem wam teraz o naszej kolejnej przygodzie... Albo raczej przygódce. Po długim i ciągnącym się procesie nudnego życia w zamku, coś się wydarzyło. Coś bardzo, bardzo dziwnego. Powiem wam niestety tylko tyle, ile sam pamiętam... Dlaczego? Zaraz się dowiecie...

*
- Julek, idziesz, czy nie? - zawołała Roszpunka ciągnąc go za rękę - Przecież wiesz, ze nie chcę się spóźnić.
- Oj wiem, wiem... - jęknął ponuro - Ale czemu musimy iść aż tak wcześnie?
- Przecież jeszcze nigdy nie widziałam wschodu słońca w naszym królestwie... Nie raczyłeś zabrać mnie wcześniej, więc teraz cierp... - uśmiechnęła się.
Po dłuższym czasie ciągnięcia Juliana poprzez pałacowe korytarze znaleźli się na głównym placu. Ciemno pomarańczowe słońce nieśmiało wychylało się zza horyzontu, powoli wstępując na lekko zaróżowione niebo.
- Naprawdę, tylko to chciałaś zobaczyć?! - spytał z kpiną - Zwyczajny wschód pospolitego słońca i tyle...
- Dla ciebie to coś zwykłego, a dla mnie niezwykłego. W wieży nie miałam możliwości zobaczenia czegoś takiego, bo nie wiem, czy pamiętasz, ale wieża otoczona była ze wszystkich stron skałami.
- Tak, tak, pamiętam to miejsce... Co jak co, ale je pamiętam... No, nie wiem jak ty, ale ja wolałbym nie spóźnić się na śniadanie, wracamy już do pałacu?
- A co ci się tak nagle spieszy, co?
- No, wiesz. Przez te twoje obserwacje jestem, jakby to powiedzieć... Niedożywiony.
- Że co?! Nieprawda...
- Czyżby? - uniósł podejrzliwie jedną brew - Wczoraj wieczorem byłem zmuszony zaprowadzić cię na podziwianie gwiazd, przez co nie zjadłem kolacji...
Roszpunka uśmiechnęła się krzywo. Nie mogła się jednak na niego zbyt długo gniewać. Nim się spostrzegli spacerowali wąskimi uliczkami miasteczka, podziwiając okoliczne domy oraz zakłady przemysłowe, takie jak piekarnia, czy cukiernia. Nagle jednak uwagę Roszpunki przykuł jakiś stojący na poboczu wóz. Podbiegła do niego i przeczytała widniejący na nim napis "Wróżka Lukrecja".
- Julek, spójrz! - zawołała - To wóz jakiejś wróżki... Zajrzymy do niej, proszę...
- Interesują się takie bzdety kompletnie wyssane z palca?! - oburzył się - Takiego typu wróżki żyją tylko z nabierania tych wszystkich naiwniaków, którzy płacą nie małe pieniądze za taką "wróżbę", wiesz?
Roszpunka nie zdążyła odpowiedzieć, gdy z wozu wyszła jakaś kobieta. Ubrana była w zieloną suknię z poprzyszywanymi złotymi elementami, a na głowie nosiła pasującą do sukni chustę skrywające kręcone kruczoczarne włosy.
- Przypadkiem usłyszałam waszą rozmowę - zaczęła tajemniczym głosem kobieta - A skoro panienki drogi małżonek jest taki skąpy, to mogę udzielić wam wróżby za darmo, co panienka na to?
- Ja bardzo chętnie - uśmiechnęła się księżniczka - Ale skąd pani wie, ze to mój mąż?
- Mam swoje sposoby...
- Oj, no proszę was - burknął Julian - A kto by nie wiedział, że księżniczka wzięła ślub z okolicznym złodziejem? Przecież to raczej zostaje w pamięci, no nie?
- Przestań Julek. To co? Pójdziemy do tej wróżki, proszę...
*
W tej sprawie Julian nie miał zbyt wiele do gadania. Weszli więc do wozu. Wnętrze dawało wrażenie bardzo tajemniczego; kilka zapalonych naokoło świec i mnóstwo bibelotów, których ani Julian, ani Roszpunka nigdy wcześniej na oczy nie widzieli.
- No dobrze, wróżko Lukrecjo - zaczął Julian siadając wraz z Roszpunką przy stoliku - Przepowiedz nam przyszłość...
Wróżka pomachała rękoma przed kryształową kulą uważnie się jej przy tym przyglądając. Po chwili wyjęła ze stojącej obok szuflady dwie małe szkatułki; jedną czarną, drugą białą. Wyjęła też z kieszeni mały kluczyk i wpierw otworzyła nim czarną szkatułkę.
- Co pani robi? - spytał Julian śledząc podejrzliwie każdy ruch wróżki.
- Przewidziałam już, co wydarzy się w waszym życiu - spojrzała na Juliana - Przed tobą widzę szczęście, dostatek... Jesteś bowiem młodym i przystojnym chłopakiem...
- Podoba mi się, co pani mówi - wyszczerzył się dumnie - Niech pani mówi dalej...
- Ale to co dobre niedługo już się skończy...
- Dziękuję... że... że co?! - wrzasnął nagle.
- Następna poproszę - wróżka wskazała na Roszpunkę.
- Jesteś pewna - rzekł nagle Julian - że chcesz dowiedzieć się takich bredni?!
- Jestem gotowa - uśmiechnęła się do wróżki, całkowicie ignorując uwagę ukochanego - Co pani przewiduje dla mnie?
Julian machnął ręką i wystawił głowę przez okno wozu wpatrując się dal.
- Dla ciebie, panienko widzę dużo - otworzyła białą szkatułkę - Wiedziesz teraz szczęśliwe życie... Wszystko układa się po twojej myśli...
- Tania gadka... - mruknął Julian.
- Masz kochających rodziców, mieszkasz w pięknym pałacu...
- I za tak oczywiste informacje ludzie jeszcze płacą...
- W czasie swojego osiemnastoletniego życie zdążyłaś już spotkać ukochanego, masz też przyjaciół, ale i wrogów...
- Wróżka z małym wykształceniem...
- Słuchajcie mnie! - wróżka niespodziewanie uniosła głos, po czym zaczęła wyjmować ze szkatułki jakieś dziwaczne przedmioty - Kwiat... Niby taki nieszkodliwy, a jednak jest w stanie wiele zdziałać... Zioła, które czasami mogą okazać się nieskuteczne... I ostatnie, szklane serce. Serce człowieka tak łatwo uszkodzić, a tego możesz spodziewać się tego nawet po ukochanym...
Roszpunka wzięła głęboki wdech i wystraszona spojrzała w stronę Juliana, który nie wykazywał zainteresowania gadaniną wróżki.
*
- Julek, słyszałeś, co przepowiedziała wróżka? - spytała Roszpunka, gdy już spacerowali w stronę pałacu.
- Nie... I mało mnie obchodziło to, co ona tam paplała...
Zapadła chwilowa cisza. Roszpunka nie była przesądna, ale ta przepowiednia wróżki wydawała jej się jakoś dziwnie wiarygodna. Przechodzili właśnie koło jakiegoś domu z balkonem, gdy nagle z góry zaczęła spadać doniczka lecąc wprost na głowę Roszpunki, Julian w porę się zorientował i odepchnął ukochaną na bok, w skutek czego donica roztrzaskała się na czubku jego głowy. Zrobiło mu się ciemno przed oczami, a w myślach panowała kompletna pustka...
*
- I co z nim? - spytała zaniepokojona Roszpunka, gdy tylko medyk wyszedł z komnaty Juliana.
- Więc... Sprawy na razie mają się dobrze. Książę musi teraz wypocząć. W obecnej chwili śpi, ale gdy tylko się wybudzi, proszę mnie powiadomić...
- Oczywiście, doktorze - odparła królowa gładząc zmartwioną córkę po ramieniu.
Medyk ukłonił się nisko, po czym oddalił się. Roszpunka stanęła pod drzwiami, ale nie wytrwała długo w jednej pozycji. Kręciła się po korytarzu idąc to w jedną, to w drugą stronę.
- Córeczko - zaczęła spokojnym głosem królowa - Nie denerwuj się tak. To był najlepszy lekarz w całym królestwie i na pewno wie, co mówi. A jeśli tak strasznie się martwisz o Juliana, proponuję, abyś poczekała przy nim, aż się obudzi.
- Masz rację, mamo - Roszpunka uniosła głowę i powoli nacisnęła na klamkę.
Na łóżku leżał Julian. Spał tak spokojnie przykryty purpurową pościelą. Na stoliku obok łóżka stały jakieś pojemniki z ziołami. Najwyraźniej medyk zapomniał ich zabrać. Usiadła obok niego i przejechała ręką po jego klatce piersiowej.
- Och, Julek - westchnęła smutno - Wszystko przez mnie... Gdybyśmy nie poszli do wróżki ominęłaby cię ta doniczka... I oczywiście, gdybyś mnie nie ochronił, byłabym teraz na twoim miejscu... I bardzo dziękuję ci, ze mnie osłoniłeś... Znowu...
Zdawała sobie sprawę, ze jej nie słyszy, ale musiała wyrzucić z siebie te wszystkie zarzuty. Przeniosła się na fotel stojący tuż pod oknem. Przez dłuższy czas wpatrywała się w ukochanego. Nawet nie zorientowała się, kiedy jej głowa opadła swobodnie na oparcie fotela i odpłynęła w krainę snów...
Obudziła się dopiero następnego ranka. Spojrzała na łóżko. Julian siedział na nim dziwnie rozglądając się po komnacie.
- Julek! - Roszpunka doskoczyła do niego uszczęśliwiona i rzuciła mu się na szyję - Nawet nie wiesz, jak strasznie się cieszę, ze się już obudziłeś...
- Zaraz... Chwila moment... - delikatnie odsunął ją od siebie - Julek? A kim to do diaska jest Julek?
Roszpunka otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
- Jak to... - jęknęła - Nie wiesz?
- No... Raczej nie... Julian... Hmm... Ale śmieszne imię, he he - roześmiał się - A ty, śliczna, to kto?
Przez chwilę nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Jak Julian mógł zapomnieć, kim jest i co najważniejsze... Kim jest dla niego Roszpunka?
- Czekaj no - jąkała się po chwili - Czyli, ze ty niczego nie pamiętasz?
- No... Jakby się tak zastanowić, to tylko tyle, że nazywam się Flynn Rajtar, śliczna... - wyszczerzył zęby.
- Nigdy nie mów do mnie śliczna! - warknęła marszcząc brwi.
- Wrzuć na luz, śliczna... A tak a propos, to... Wyjaśnisz mi może, gdzie ja jestem?
*
- Niestety, sprawy przyjęły nieco inny obrót, niż się spodziewałem... - westchnął bezradnie medyk, ponownie zwołany przez króla i królową - Książę niestety ma amnezję... Nie wiem dokładnie, kiedy z niej wyjdzie... Możliwe, ze nigdy już nie przypomni sobie, kim był, ale bądźmy dobrej myśli. Życzę miłego dnia - uśmiechnął się życzliwie i wyszedł z komnaty Juliana, w której obecnie znajdowali się zarówno król i królowa jak i przerażona Roszpunka.
- Ten doktor ma tupet... - burknęła księżniczka krzyżując ręce - Najpierw mówi, jaka to sprawa jest poważna, a potem jakby nigdy nic życzy "miłego dnia", szczyt bezczelność...
- A więc... - zaczął niespodziewanie Julian - Z tego, co mówił ten doktorek wynika, ze ja jestem księciem? Mało prawdopodobne...
Król gestem dłoni wskazał żonie i córce, aby razem z nim wyszły na korytarz. Przymknąwszy drzwi, władca zaczął jako pierwszy:
- Nie wiem jak wy, ale ja jestem za, żeby przypomnieć Julianowi całe jego życie...
- Właśnie - poparła królowa - Możemy mu na przykład wszystko o nim opowiedzieć...
- Chyba, ze chcemy zanudzić go tym na śmierć - wtrąciła Roszpunka - Znam go jako Flynna i jako Juliana, a skoro on myśli teraz, ze jest Flynnem, ma nico inny charakter. Nie wysiedziałby, gdybyśmy zaczęli opowiadać mu o jego przeszłości.
- Roszpunka ma racje... Musimy mieć jakiś plan... Ja zabrałbym Juliana w miejsca, w których najwięcej przeżył... Proponuję więc najpierw skorzystać z więziennej celi - zatarł ręce z chytrym uśmieszkiem.
- To mogłoby się udać... - zamyśliła się księżniczka - Ale musielibyśmy zabrać go, kiedy będzie spał, bo Flynn jest czujny i bardzo spostrzegawczy...
*
Julian przekręcił się na drugi bok. Chyba jeszcze nigdy tak dobrze nie spał. Z uśmiechem otworzył oczy, ale gdy tylko dotarł do niego obraz otoczenia zerwał się na równe nogi. Rozejrzał się dookoła. Siedział zamknięty na klucz w ciemnej więziennej celi.
- Co do... - szarpnął żelazne pręty w oknie, gdy nagle usłyszał, ze ktoś otwiera kluczem kłódkę w drzwiach.
Obejrzał się do tyłu. Na więziennym korytarzu stało kilku strażników a w środku stała już Roszpunka.
- A, to ty... - spojrzał ponownie przez okno.
- Przypomniałeś sobie coś może? - zapytała z nadzieją.
- Tak... Przypomniałem sobie... - przerwał, co sprawiało u Roszpunki wrażenie, ze zaraz wypowie jedno zdanie, "Przypomniałem sobie... Kim jestem i że naprawdę cię kocha, Roszpunko" - Przypomniałem sobie, że miałem wynieść się jeszcze dzisiaj z tego zameczku. Złodziejskie obowiązki wzywają - uśmiechnął się.
Zwiesiła głowę. Nie pomogło, ale dlaczego? Przecież więzienie powinno mu cokolwiek przypomnieć. Choćby tę chwilę, kiedy w ucieczce stąd pomagali mu karczmiane oprychy, a potem jeszcze Max i całe to starcie z Gertrudą w wieży... Czemu nic sobie nie przypomniał?!
- I nic?! - tupnęła nogą zirytowana - Nadal nic?!
Zaskoczony powoli pokiwał głową.
- Ty głupi głupku - pacnęła go w głowę - mam ci jeszcze raz przyłożyć patelnią, żebyś sobie mnie przypomniał?!
- Patelnią?! Wow, chwileczkę, śliczna - zrobił krok do tyłu; właściwie cały Flynn - Może darujemy sobie tą przyjemność, ok?
Bezsilnie zwiesiła głowę, starając się zapanować nad gniewem by ponownie mu nie przyłożyć. Zrobiła to pierwszy raz w swoim życiu, ale nie obchodziło ją to teraz. Ważniejsze było, zęby cokolwiek sobie przypomniał...
- Nie mam słów... - westchnęła, po czym otworzyła drzwi celi na oścież - Proszę, droga wolna... Możesz sobie jechać...
- Nie no, bez przesady - stanął obok niej - Nie mógłbym sobie tak po prostu wyjechać - uśmiechnął się, kolejny już raz wzbudzając w jej sercu nadzieję - To nie w moim stylu. Najpierw spakuję jakieś niezbędne rzeczy do chlebaczka, a potem stąd ucieknę wyskakując w nocy przez okno - wyszczerzył dumnie zęby.
Roszpunka nie mogła go już dłużej słuchać. Odwróciła się i biegnąc przez więzienne korytarze mijając przy tym kilku strażników, zamknęła się w swoim pokoju zalewając się łzami.
*
Julian bez celu kręcił się po pałacu. Nie wiedział dlaczego, ale czuł w środku jakąś pustkę. Miał wrażenie, jakby kogoś naprawdę skrzywdził. I miał racje. Była to Roszpunka. Przez cały wieczór nie wychodziła ze swojego pokoju nie zachodząc nawet na kolację. Oczywiście miała wsparcie ze strony Pascala. Siedział wręcz przyczepiony do jej ramienia w najsmutniejszym odcieniu szarości, jaki udało mu się przybrać. Niebo pociemniało, gdzie nigdzie rozświetlone przez gwiazdy. Otarła łzy i wyszła na balkon i opierając się o balustradę znów pogrążyła się w rozpaczy. Nagle usłyszała, jak ktoś wchodzi do jej pokoju. Odwróciła głowę na ten dźwięk. W drzwiach stał Julian. Roszpunka posmutniała jeszcze bardziej i zwróciła głowę w stronę największej na nocnym niebie gwiazdy.
- Słuchaj - zaczął niepewnie powoli zbliżając się w jej kierunku - Nie wiem, co ci takiego zrobiłem, że teraz mnie unikasz, śliczna, ale...
- Ale co? - dokończyła ponurym i drżącym głosem - Przecież nawet nie pamiętasz kim jestem, wiec co cię w ogóle obchodzą moje uczucia...
- W sumie racja, po co się tobą przejmuję - wzruszył ramionami - Mam ważniejsze sprawy na głowie...
- Serio?! - wrzasnęła nagle nerwowo zdejmując z palca obrączkę i rzucając nią w Juliana - No to masz... Nie potrzebuję cię! - zaniosła się płaczem padając twarzą na łóżko.
Julian schylił się i podniósł z ziemi obrączkę. Obejrzał ją dokładnie i coś w nim drgnęło. Przypomniał sobie, jak tę samą obrączkę nakładał na palec Roszpunki, gdy ubrana była w śliczną białą suknie z długim ciągnącym się na głowie welonem. W jednej chwili całe jego życie stanęło mu przed oczami. Wszystkie te chwile, jeszcze za bycia perfidnym złodziejaszkiem jak i tek, które spędził z Roszpunką. Tak, te ostatnie były zdecydowanie najpiękniejsze. Wrócił na ziemię. Wstał z trudem łapiąc równowagę. Lekko zdezorientowany złapał się za głowę i przeniósł wzrok na szlochającą księżniczkę.
- Roszpunko... - zaczął nieśmiało.
- Czego ty jeszcze ode mnie chcesz... - warknęła groźnie.
- Wiesz... Tak sobie pomyślałem, ze nie powinnaś zostawić tak cennej obrączki na podłodze - podszedł do niej i usiadł obok na łóżku - Ciekawe, czy pierścionek zaręczynowy, który ci dałem też rzucasz byłe gdzie...
Roszpunka gwałtownie uniosła głowę, a jej oczy zrobiły się jeszcze większe niż zwykle. Spojrzała na niego. Uśmiechał się do niej, ale... Tak inaczej. Zupełnie inaczej, niż jakieś pięć minut temu. Dopiero po chwili zrozumiała. Pamiętał ją. Naprawdę pamiętał! Rzuciła mu się na szyję, a on odwzajemnił uścisk.
- Pamiętasz mnie... - wyszlochała, ale tym razem tylko i wyłącznie ze szczęścia - Wiesz, kim jestem...
- Jak mógłbym zapomnieć... Dziewczynę z nienaturalnie długimi włosami, która parę razy lutnęła mnie w głowę patelnią, która usiałem zaprowadzić na lampiony, której się oświadczyłem i która uratowała mi życie dwa razy...
Szczęście Roszpunki nie miało granic. Nie wiedziała, czy cieszyła się bardziej niż wtedy, gdy dzięki magicznej łzie uzdrowiła Juliana, ale mało ją to teraz obchodziło. Ważne, ze w końcu ją pamiętał. Powoli odsunęła się od niego, a uśmiech nie znikał z jej twarzy.
- Nawet nie wiesz, jak strasznie się cieszę... - pisnęła - Ale jak sobie przypomniałeś?
- Wiesz co mnie bardziej interesuje? - zamyślił się - Czemu nic nie pamiętałem... Połączmy więc fakty. Dostałem doniczką w głowę, szanowny doktorek nic na to nie poradził, a co gorsza miałaś przez mnie załamane serce...
- Też mnie to zastanawia. Myślisz, że mogłoby to... - przerwała, widząc, jak dziwnie mierzy ją wzrokiem; zastanowiła się przez moment - Już wiem, to ta wróżka!
- Czyz to nie banalne...
- Jej wróżby i te rzeczy, które wyjęła dla mnie ze szkatułki... Kwiatek...
- Czyli doniczka, która spadła mi na głowę.
- Zioła...
- Którymi próbował wyleczyć mnie medyk.
- I szklane serce...
- Które jakoby ci złamałem... Wszystko się zgadza!
*
- Może nam pani jeszcze raz powtórzyć? - spytał lekko zirytowany Julian opierając się o drewniany stolik stojący w wozie wróżki - Nie, żeby te wszystkie pani dziwaczne metafory nie były jakoś ciekawe, ale...
- Moje wróżby zawsze się sprawdzają - uśmiechnęła się tajemniczo kobieta - Myślicie moi drodzy, że czemu mam tak wiele klientów? Nie ma takiej możliwości, aby to, co powiem się nie sprawdziło...
- Czyli ta spadająca doniczka była ukartowana, tak? - Julian skrzyżował ramiona.
- Można to tak ując... Reszta potoczyła się już sama - odparła wróżka wstając ze stołka - I na przyszłość dobrze wam radzę, nie parzcie wyłącznie przed siebie, co zło kryje się wszędzie...

EPILOG
No... To teraz już wiecie, czemu mogłem przeoczyć jakiś istotny szczegół w tej historii... Co do wróżki, więcej już do niej nie poszliśmy, szczególnie po tym, co nam powiedziała... "Dobrze wam radzę, nie parzcie wyłącznie przed siebie, co zło kryje się wszędzie..." dość dziwne, ale... Tak było. To chyba będzie na tyle... Na razie spokojnie, ale oczywiście to tylko pozory... "I żyliśmy długo i szczęśliwie"...

ocenił(a) film na 10
Chanelka_2_2

PROLOG
No i znów, muszę opowiedzieć wam o kolejnej mojej przygodzie... Muszę, bo tak między nami zmusza mnie do tego Roszpunka... No ale cóż. Ta przygoda ma miejsce gdzieś po środku oceanu na pirackim, i nie tylko, statku...

*
Julian chodził nerwowo po swoim pokoju ściskając w ręku jakiś świstek papieru. Nie wiedział, jak ma przekazać Roszpunce wiadomość, jaka do niego dotarła. Nagle drzwi otworzyły się szeroko,a do środka w podskokach weszła uśmiechnięta od ucha do ucha Roszpunka.
- Dzień dobry, Julek! - zawołała radośnie słodkim, dziewczęcym głosem- Stało się coś?
- Tak... Jest sprawa i musimy ją obgadać- zaczął nieswojo - Bo widzisz... Ja... Dostałem właśnie taki jeden list i...
- Pokaż to - zniecierpliwiona wyrwała mu kartkę z ręki i zaczęła czytać.
Im dłużej zagłębiała się w treść listu uśmiech znikał z jej twarzy. Gdy skończyła uniosła głowę i dziwacznie popatrzyła na Juliana.
- Julian... - zaczęła przygnębionym tonem - Ty będziesz dowodził królewską flotą na statku? - pisnęła z podekscytowaniem - Ooo, zawsze chciałam popłynąć za horyzont i zobaczyć, co tam jest...
- Nic ciekawego - Julian obojętnie machnął ręką - Tylko woda wszędzie dookoła... Zero jakichkolwiek atrakcji...
- Julek, ty coś kręcisz... - Roszpunka podejrzliwie zmierzyła go wzrokiem.
- Co? Że niby ja?! A gdzie tam...
- Na pewno... - zrobiła wolny krok w jego kierunku - Bo ja myślę, że jednak coś ukrywasz...
- Emm... - wstrzymał oddech - Ech, no dobra. Muszę płynąc z całą tą flotą, ale sam... Ty musisz zostać w pałacu...
- Aha, rozumiem... - Roszpunka dumnie zmierzała ku otwartym drzwiom- Oczywiście, że możesz tam jechać....
- Cudnie - Julian tryumfalnie zawołał sam do siebie.
- Ale pod jednym warunkiem...
- Ech, a było już tak cudnie...
- Popłyniesz... - urwała zatrzaskując drzwi i zasłaniając je sobą - ... ale jeśli zabierzesz mnie ze sobą!
- Roszpunko, nawet gdybym bardzo chciał, to nie mogłabyś ze mną płynąc. Na otwartym morzu jest bardzo niebezpiecznie i nie mógłbym pozwolić, żeby coś ci się stało. Poza tym, nie mam wpływu na to, kogo mogę zabrać. O tym decyduje tylko i wyłącznie kapitan - położył jej rękę na ramieniu - Zrozum, nie możesz jechać... - szepnął.
- Dobrze, zgoda - zwiesiła głowę.
Spojrzał na nią ze współczuciem i pocałował czule w czoło.
- Kiedyś cię zabiorę na taką wycieczkę, obiecuję...
*
Julian wciąż spoglądał w stronę oddalającej się wyspy. Już coraz słabiej widział zarys wieży zamkowych oświetlanych przez poranne słońce. W oczy rzucał się już tylko duży zielony punkt. Nie mógł skopić się na niczym. Cały czas myślał, jak teraz może czuć się Roszpunka. Przecież zostawił ją tam całkiem samą. Przechadzając się tak wzdłuż pokładu statku usłyszał nagle ciche kichnięcie dobiegające z wnętrza jednego z kufrów stojącego tuż przy burcie. Zaciekawiony podszedł bliżej. Teraz słyszał tylko jakieś znajome szepty "Cicho, mały. Nic nie poradzę, że mam alergię akurat na te głupie pióra...". Julian otworzył wieko skrzyni, ze środka którego wyłonił się brązowowłosy czubek głowy.
- Mogłem się domyślić... - westchnął ciężko - Nie dajesz za wygraną, prawda?
Już nie taka tajemnicza postać wyszła z kufra. Uśmiechnęła się niewinnie i zaczęła otrzepywać się z białych piór, ciągle przy tym kichając.
- Masz mi może coś do powiedzenia? - Julian skrzyżował ramiona unosząc jedną brew.
- Chyba nie myślałeś, że tak po prostu zostawisz mnie samą w zamku? Przecież tam bez ciebie jest tak potwornie nudno...
- Dziękuję za ten jakże miły i trafiony komplement... Ale nie zmieniaj tematu! Roszpunko, zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteś tu nielegalnie?
- I co z tego? - wzruszyła ramionami.
- "Co z tego"?! Przecież gdy kapitan się o tym dowie to...
- Weź przestań... Nic mi przecież nie zrobi.
- Tak? A jeśli...
- Ahoj, majtkowie! - zawołał nagle mężczyzna w opaską na oku i drewnianym kołkiem zamiast nogi.
- No pięknie... - Julian pacnął się ręką w czoło - Musiał przyjść akurat teraz?
- A kto? - zaciekawiła się Roszpunka - Czy ten pan, to kapitan?
- Nie, Pinokio - zawołał sarkastycznie - No przecież, że kapitan! Czy to nie jest oczywiste?
- Zależy... Nie miał przecież żadnego kapitańskiego atrybutu, więc jakby trudno się domyślić...
- A cóż to za cudnej urody morska nimfa? - kapitan podszedł do Roszpunki przyglądając się jej z uwagą .
- Mam na imię Roszpunka - dygnęła - Trafiłam tu przez pomyłkę, a nie mogę chyba teraz opuścić statku... - z minką smutnego szczeniaczka zatrzepotała rzęsami.
- Ależ oczywiście, że nie! - zaprzeczył kapitan - Może potowarzyszysz nam podczas naszego rejsu?
- Z miłą chęcią, o ile to nie będzie kłopot...
- Żaden kłopot... Może jaśnie książę przydzieli naszej nowej towarzyszce jakąś wygodną kajutę?
- Ależ oczywiście... - westchnął Julian, po czym zaprowadził Roszpunkę do jednego z pokojów położonych pod pokładem. Pomieszczenie było małe, ale bardzo przytulne. Na jednej ze ścian wisiało kilka obrazów z morskimi krajobrazami, a na drugiej zaś umieszczone było okrągłe okno, przez które można było oglądać świat pod powierzchnią wody.
- Ty kłamczucho! - Julian zatrzasnął drzwi - Oszukałaś kapitana i jeszcze wzięłaś go na litość robiąc słodziutką aż do obrzydzenia minkę... Czyli moje nauki nie poszły w las.
- Przestań i nie rób z tego takiej afery. Musiałam zrobić coś, żeby tutaj zostać.
- Kłamstwo.
- Wymówka?
- Kłamstwo...
- Lekkie minięcie się z prawdą?
- Kłamstwo!
- Ratowanie własnej skóry?
- Kłamstwo i do tego jeszcze egoizm...
*
Roszpunka siedziała nadal w kajucie pod pokładem. Nie mogła nacieszyć się widokiem morskich głębin. Tyle kolorowych stworzonek, które pływały to w jedną, to w drugą stronę. Jednak po dłuższym czasie zaczęło jej się nudzić. Usiadła na łóżku z markotną miną. Nagle Pascal wskoczył jej na kolana wskazując ogonkiem na kufer stojący tuż pod oknem.
- Myślisz o tym samym, co ja? - uśmiechnęła się i przygryzając dolną wargę podbiegła do skrzyni.
Otworzyła ją i pisnęła radośnie. Zaczęła wyjmować z kufra różne drobiazgi, po czym zabrała się do pracy...
*
- Dłużej tego nie zdzierżę... - bryknął Julian z oburzeniem opierając się o maszt - Niby po co miałem z nimi płynąc? Żeby coś robić, a nie tkwić w jednym miejscu jak kołek jakiś... - wrzeszczał sam do siebie - Jakbym nic nie potrafił sam zdziałać... - przechodził właśnie obok niego jeden z marynarzy, który patrzył na niego, jak na wariata - Co, myślisz, że mi odbija? Chyba tobie!
Umilkł i zwiesił głowę. Czemu kapitan traktował go jak jakąś pustą lalkę? Uniósł głowę i ujrzał wyłaniającą się spod pokładu Roszpunkę i aż otworzył usta ze zdziwienia. Wyglądała inaczej... Głowę miała przepasaną kolorową bandamką, a w pasie obwiązana była ozdobionym błyszczącymi przywieszkami grubym sznurem. Stanęła dumnie tuż przed nim i obróciła się kilka razy.
- I jak? - spytała uśmiechnięta - Podoba ci się?
- Emm... Ja, ja... - obecnie nie mógł się wysłowić - Wyglądasz naprawdę... Jakoś tak... Inaczej...
- I tylko tyle? Męczyłam się z tym strojem przez jakaś godzinę, a ty tylko mówisz, że wyglądam inaczej?
- Wybacz... - niezręcznie podrapał się po karku - Wyglądasz prześlicznie...
- O wiele lepiej... I dziękuję - odgarnęła włosy, a na jej ramieniu pojawił się jej nieodłączny przyjaciel, który również poczuł klimat, bo jego łebek, podobnie jak jego pani był obwiązany bandamką - Strój Pascala to też moja robota. Czyż on nie wygląda uroczo?
- Wygląda, ale nie tak ślicznie, jak jego właścicielka - uśmiechnął się.
- Ouu... Słodki jesteś... - objął ją w pasie, gdy nagle usłyszeli donośny krzyk kapitana tuz nad ich uchem.
- Co? Amory na moim statku? Zabraniam! Czy wy wiecie, że takie niby zwyczajne zadurzenie szkodzi na potencjalny poziom oleju w głowie? Miłość, fuj! Strata czasu i tylko człowieka ogłupia.
- Może i racja, kapitanie, ale jak kapitan powiedział, człowiek zakochany, człowiek głupi - Roszpunka nawet nie spojrzała na kapitana, tylko wciąż patrzyła w piwne oczy ukochanego.
- W stu procentach potwierdzam... - odparł Julian, który również nie spuszczał księżniczki z oczu.
- Ech... Jeden kapitan Fisher całego świata nie zbawi... - westchnął od siebie mężczyzna, po czym oddalił się z pokładu.
Roszpunka pogładziła czule policzek Juliana,ale zauważyła, że ten widocznie stracił humor.
- Stało się coś? - zapytała z troską.
- Powiedzmy... Ten cały kapitan... Niby po co mnie tu bezczelnie ściągnął, skoro nic nie mogę sam zrobić? Sierotą przecież nie jestem...
- Em...
- Wiem, wyraziłem się nieco niezręcznie... Chodzi mi tylko o to, że stoję tu jak jakaś ozdoba bożonarodzeniowa...
- Nie przesadzaj - roześmiała się - Mi żadnej bombki nie przypominasz... A tak poważnie, to nie przejmuj się. Będzie lepiej, zobaczysz...
*
Słońce chyliło się już ku zachodowi. Powoli opadało w dół zanurzając się w błękitnej tafli wody. Widok ten zapierał jej dech w piersiach. Stała oparta rękoma o krawędź burty i zachwycała się pięknym krajobrazem. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że jest daleko od domu, w miejscu gdzieś poza granicami codzienności. Nagle poczuła ciepły dotyk dłoni zasłaniający jej oczy.
- Julek - szepnęła - Nie zasłaniaj mi...
- Dobrze, już dobrze - nie upierał się po czym stanął obok niej.
- Jakież to wszystko piękne... - westchnęła rozmarzona - I pomyśleć, że w wieży traciłam tylko cenny czas, zamiast sama się stamtąd wyrwać i oglądać to wszystko...
- Ale z drugiej strony, gdybyś uciekła wcześniej, nie poznałabyś tak wspaniałej i inteligentnej osoby, z która teraz mieszkasz.
- Racja... Moja mama jest naprawdę bardzo miła.
- Co?! Nie, nie o nią mi chodziło.
- Przecież wiem. Tata ma przecież takie dobra serce.
- Nie no, robisz to specjalnie?
- Tylko się z tobą droczę. Rozumiem, że wszyscy bardzo lubimy Maxa...
- Też nie o niego mi chodziło... On nawet nie jest osobą!
- Ale jest wspaniały i bardzo inteligentny... - spojrzała na niego, miał wyraźnie obrażoną minę - No nie gniewaj się.
- Oburzony twoim aroganckim stosunkiem wobec mojej osoby nie będę z tobą rozmawiał.
- Julian, o czym ty do mnie mówisz?
- Nie udawaj, ze nie słyszałaś. Traktujesz mnie w tej chwili jak powietrze... - urwał, gdy Roszpunka pocałowała go w policzek - Chyba jednak będę musiał przyzwyczaić się do takiego traktowania...
*
Nim się spostrzegli lekko zaróżowione niebo przykryła mlecznobiała poświata z tysiącami maleńkich srebrzących się punkcików. Leżała w hamaku na pokładzie przewieszonym między masztem wtulona w niego obserwując imponujące gwiazdozbiory.
- Nie uważasz, że gwiazd jest dziś nadzwyczajnie dużo?
- Może... - szepnął - Rzadko patrzę w niebo...
Nie potrzebowali słów. Każde z nich pogłębiło się we własnych myślach. Roszpunkę mimo wspaniałego widoku nocnego nieba w końcu znużył sen. Powieki Juliana też robiły się coraz cięższe, lecz przez kilka kropel, które spadły mu na nos naraz oprzytomniał. Ciemne chmury momentalnie przykryły gwiazdy, a po chwili słychać było pojedyncze uderzenia piorunów. Podniósł się z hamaka i delikatnie biorąc Roszpunkę na ręce zbiegł po schodach do swojej kajuty. Położył ukochaną na łóżku i okrył kocem, po czym z powrotem wybiegł na pokład. Wszyscy członkowie załogi byli zajęci zbieraniem wiader, którymi usiłowali uporać się z napływająca z góry wodą.
- Może wreszcie chwila się wykazać- szepnął do siebie po czym stanął na jednej z beczek i zawołał donośnie - Załogo, zwinąć żagle i...
- Załogo, zwinąć żagle i przygotować się na każdą okoliczność - dokończył za niego kapitan, który jakby znikąd pojawił się tuż za nim - Dziękuję młodzieńcze, żeś mi przypomniał - poklepał go po ramieniu - O nic się już nie musisz martwić, ja nad wszystkim czuwam...
Kapitan oddalił się. Nie podejrzewał, że działa Julianowi na nerwy. Fisher miał go za nieporadnego i lekkodusznego, niezdolnego do większych obowiązków niż sprzątnięcie pokładu...
*
Głośne dźwięki dobiegające z góry nie dawały Roszpunce długo spać. Ocknęła się lekko wystraszona i spojrzała na zegar wiszący na ścianie. Była czwarta nad ranem. Czemu wszyscy wstali tak wcześnie? Pascal wskoczył jej na ramię i z zaciekawieniem patrzył w sufit. Wstała z łóżka i po skrzypiących drewnianych schodach wślizgnęła się na górny pokład. Wszyscy biegali, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Każdy miał przydzielone jakieś zadanie, aby jakoś pozbyć się zbędnej wody, ale kompletnie nie mieli pojęcia jak się tym zając. Wydawało się, jakby wszyscy obecni na statku znajdowali się teraz na pokładzie i starali się cokolwiek zrobić, ale gdy Roszpunka bliżej przyjrzała się sprawie zrozumiała, że tylko dwie osoby stoją bezczynnie, ona i Julian. Siedział wśród kilku kufrów przeglądając jakąś książkę. Księżniczka natychmiast podbiegła do niego przedzierając się przez tłum zdenerwowanych marynarzy.
- Julian - zawołała zdesperowana- Co ty wyrabiasz! Statek właśnie zalewa woda, a ty jesteś jedyną osobą, nie wliczając mnie, bo dopiero co wstałam, która nie angażuje się w ratowanie załogi od potopu! Co masz na swoją obronę?
- A jak myślisz? - podniósł się z ziemi - Nasz wielmożny pan kapitan powiedział, cytuję "nie musisz się martwić, ja nad wszystkim czuwam..." Nie jestem tu potrzebny! Przynajmniej oni mnie nie potrzebują...
- Nie wygaduj bzdur. Przecież nie kazaliby ci jechać z całą flotą bez powodu.
- No właśnie co do tego mam wątpliwości... - westchnął - Czuję tutaj jak jakaś żywa dekoracja...

ocenił(a) film na 8
Chanelka_2_2

Cóż ja widzę - Zaplątani 4?!!!!!!!! Bez przesady, rozumiem, że film dobry, że inspiruje, ale 3 części to absolutne maksimum!
- to mówi ,,ciemna strona" mojej osoby ;)
A tak na serio - pisz sobie ile chcesz, ja to zawsze z chęcią poczytam :) A ciemna strona niech siedzi cicho xD

P. S.
Po dłuższej przerwie z przyjemnością mogę powiedzieć, że w ciągu najbliższego tygodnia pojawi się............................... 6 rozdział mojej książki! (Jestem z siebie dumna xD)

ocenił(a) film na 10
Princess_Daisy

Fajnie, że się spodobało ;) Cóż, nie będzie to raczej kolejne nie wiadomo ile części, ale takie krótkie historyjki...

A kolejnych części twojej książki już się nie mogę doczekać ;)

ocenił(a) film na 9
Chanelka_2_2

Gdyby tylko disney podlol prace o serialu to musialo by zobaczyc twoje opowiadania moje niestety narazie nie bo ten caly blad mi nie pozwala ;)Swietne Chanelka

ocenił(a) film na 10
ZuzannaZofia

Dziękuję bardzo i fajnie, że ci się spodobało.
Tak w sumie, to bardzo bym chciała, żeby przeczytał to ktoś z wytwórni Disneya i żeby chociaż troche się tym zainspirowali, ale niepiszę aż tak dobrze, a poza tym prawa autorskie i tak dalej... Ale miło, że doceniasz te moje bagroły :)

ocenił(a) film na 9
Chanelka_2_2

Bagroly no prosze to jest swietne.Ja tez pisze ale doszlam tylko do prologu bo ten caly blad mi dalej nie pozwala,a probowalam wszystkiego gdybys chciala moglbym Ci przeslac na e maila jezeli tylko chcesz

ocenił(a) film na 10
Chanelka_2_2

Siedział sam w swojej kajucie na brzegu łóżka. Miał wrażenie, jakby wrócił do sierocińca. Tan czuł się dokładnie tak samo. Niepotrzebny i osamotniony. Ale teraz przynajmniej Roszpunka była przy nim. Wspierała go i podnosiła na duchu. Nagle drzwi zaskrzypiały cicho, a do sroka niepewnie weszła Roszpunka.
- Julek... - przymknęła powoli drzwi - Czy... Wszystko dobrze?
- Tak... - odparł wstając z łóżka - Tak oczywiście, zamyśliłem się tylko - uśmiechnął się zakrywając smutek.
Nie chciał, żeby się nim martwiła. Szczególnie tego nie lubił.
- Po prostu... - przewrócił oczami szukając wymówki - Ja obmyślałem tylko... Strategię, na wypadek ataku przez rekiny.
- W tym morzu nie grasują rekiny - zauważyła Roszpunka podejrzliwie mierząc go wzrokiem - Wiem,bo przed chwilą pytałam o to kapitana.
- Nie wierz we wszystko co ci powiedzą... - Julian wyszczerzył fałszywie zęby po czym powoli wyszedł z pokoju - Mam chyba nieco większe doświadczenie w tych sprawach, nie?
Roszpunka stała jak wryta na środku pokoju. Nieco, a nawet bardzo zaskoczyła ją ta gwałtowna zmiana nastroju chłopaka. Zerknęła na prawe ramię, gdzie właśnie wskoczył Pascal. Kręcił łebkiem patrząc to na nią, to na lekko uchylone drzwi.
- On coś ukrywa... - wywnioskowała - Może nie coś, ale to, że jest smutny... Co nie?
Kameleon skinął główką. Roszpunka znała dobrze zachowania Juliana. Może aż za dobrze. Wiedziała, kiedy coś go gryzie, a kiedy chce się przed kimś wygadać, ale szczególnie dobrze znała te jego wymówki, kiedy coś ukrywał. Postanowiła z nim porozmawiać, ale dopiero wieczorem, gdy cała niemiła atmosfera nieco opadnie...
*
- Julek... - rozglądała się po całym statku, ale nigdzie nie mogła go znaleźć- Julian, gdzie jesteś?
Gdy spojrzała w ciemne, ponure wieczorne niebo rzucił jej się w oczy mały błękitny punkt. Ktoś siedział na szczycie masztu. Roszpunka niewiele myśląc wdrapała się tam, co nie sprawiało jej trudności. Miała rację. Siedział, a właściwie stał tam Julian obserwując wszystko z góry.
- Teraz rozumiem - na dźwięk jej ciepłego głosu drgnął i odwrócił się w jej stronę - Kiedy się martwisz, wolisz być sam...
- Ja? Martwię?! - zaśmiał się nerwowo - Ja się nie martwię... Kto powiedział, ze ja się martwię...?
- No to jaki masz kłopot? - spytała spokojnym i sympatycznym tonem.
- Żaden kłopot, tylko... -westchnął i zwieszając głowę spojrzał w dół - Czuję się jak baran... Kapitan wcale mnie nie zauważa i nic nie mogę sam zrobić...
- No przestań... Nie masz człowieku innych zmartwień? Przecież do końca tego całego rejsu został jeszcze jakiś tydzień. Jeszcze zdążysz się wykazać.
Z lekkim uśmiechem popatrzyli sobie w oczy. Byli szczęśliwi, że mają siebie i mogą na sobie polegać. Oddaliby dosłownie wszystko, żeby nigdy to się nie zmieniło. Wyciągnął rękę i odgarnął jej włosy za ucho, po czym nachylił się i... Usłyszeli z dołu donośny wrzask kapitana.
- Ej, kamraci- tupnął nogą - Złazić stamtąd natychmiast! Chyba nie chcecie, żebym wyrzucił was na burtę, prawda?
- Ech... - Julian odsunął się od niej i zrezygnowany westchnął - Normalnie zero prywatności... Ten Fisher, chyba nas śledzi, nie sądzisz?
Roszpunka roześmiała się, po czym zwinnie ześlizgnęła się po maszcie lądując tuż przed kapitanem na równych nogach.
- No, no, no! A nich mnie kule biją! - zawołał z podziwem mężczyzna - Jesteś zwinna niczym nimfa morska!
- Dziękuje - uśmiechnęła się dumnie, gdy tuż na nią usłyszała głośne BUM!
Odwróciła się i omal nie pękła ze śmiechu. Na podłodze na brzuchu leżał Julian, mamrocząc coś niezadowolony pod nosem.
- Niestety twojemu koledze podobnych zdolności brakuję... - kapitan pokręcił krytycznie głową.
- Po... Po... Poślizgnąłem się - poniósł się otrzepując ubranie.
*
- Kolejny dzień... - ziewnął cicho Julian, aby nie obudzić Roszpunki; spała tak spokojnie z delikatnym uśmiechem przytulona do jego klatki piersiowej - Roszpunko... - szepnął jej do ucha lekko szarpiąc na ramię - Roszpunko, musimy już...
- Wstawać i do roboty, leniuchy - nagle rozległo się głośne walenie do drzwi - Nie będę tam wchodził, bo macie prawo do prywatności, ale streszczajcie się, kamraci!
W ten sposób mówił tylko kapitan Fisher. Dopiero po chwili Julian zorientował się, że Roszpunka zastygła w bezruchu kurczowo trzymając go za szyję.
- Ej, słuchaj - zaczął - Wiem, ze mogła s się wystraszyć i ja to szanuję, ale tak jakby odcinasz mi dopływ tlenu...
- O jej... - momentalnie się od niego odsunęła do niego - Wybacz...
- Nie szkodzi... To co, idziemy? Zanim kapitan po raz drugi się do nas pofatyguje?
- Z chęcią...
*
Szli wolno po schodach, gdy niespodziewanie usłyszeli głośny krzyk jednego z marynarzy:
- Piracki okręt na horyzoncie!!!
- Uuu... Coś się dzieje - Roszpunka z zachwytem zacierając ręce przeskakiwała teraz o dwa stopnie w górę - Czegoś takiego nie możemy przegapić... Ale będzie fajnie!
- O, juhu - z udawana radością zamachał rękami i powolnym,ospałym krokiem szedł jej śladem.
W podskokach wkroczyła na pokład. Wszyscy żeglarze mieli już przydzielone miejsca, których nie odstępowali na krok. Wiedzieli bowiem, że statek piracki na otwartym morzu nie wróży nic dobrego.
Okręt piratów zbliżał się coraz szybciej. Wyraźniej można było także dostrzec powiewającą na czubku flagę z czaszką na czarnym tle. Nagle jednak jakiś mały przedmiot stuknął głośno po pokład statku królewskiego, a piraci w mgnieniu oka... Zniknęli! Julian podszedł do leżącego pomiędzy drewnianymi skrzyniami połyskującego lekko w słońcu. Roszpunka poszła krokiem ukochanego obserwując uważnie starą zakorkowaną butelkę, którą trzymał w rękach.
- A to co niby ma być?- wrzasnął kapitan, który niczym znikąd pojawił się tuż za Julianem - Ci piraci i ich głupie podchody...
- Oj, coś mi się nie wydaje, żeby to była wiadomość od piratów - westchnął Julian wyjmując z butelki stary i pomięty kawałek papieru.
- A niby cóż innego miałoby to być, hę? - spytał z kpiną Fisher.
- Znacie legendę o statku widmo? No wiecie, nawiedzony statek, który zatonął gdzieś tu niedaleko wraz z załogą kilkaset lat temu... - pokazał wszystkim zgromadzonym wokół niego kartkę papieru, na którym widniał napis "Macie czas do jutra, żeby się wynieść, bo inaczej gorzko tego pożałujecie... To przeklęty teren!" - Coś mi się widzi, że mamy tyci-tyci problem...
*
- Widocznie wprzęgnęliśmy na ten "przeklęty teren"... - zamyślił się kapitan opierając się o blat biurka w swoim gabinecie - Trzeba coś wymyślić...
- Tak, a ja mam plan... - zawołał Julian przez zęby; miał już serdecznie dość ignorancji Fishera - I w dodatku genialny plan, który na mur-beton wypali!
- Sam nie wiem... To może być niebezpieczne...
- A co w tym niby niebezpiecznego, co? Wystarczy skopać niewidzialne tyłki kilku duchom i po sprawie!
- Taki jesteś mądry? - mężczyzna uniósł się z fotela - To niech jaśnie księciunio sobie wyobrazi, ze na takiej wprawie może się poślizgnąć, wyrżnąć głową o ziemię, poobdzierać sobie łokcie, połamać się w trzech miejscach, i co wtedy? Mnie, biednego kapitana z wieloletnim doświadczeniem zawodowym do lochu wtrącą!
- Cóż... Będę kapitana odwiedzał.
- Absolutnie niemożliwością jest, abyś ruszył się ze statku. Moja grupa i ja jutro rano się tym zajmiemy, a ty i ta twoja koleżanka będziecie pilnować statku...
Julian wbiegł z pokoju zatrzaskując drzwi, ale nie miał ochoty się od tak poddawać. Miał plan. Wybitnie cwany plan...
*
- Roszpunko, zbieraj manatki i idziemy! - zawołał z impetem otwierając drzwi do swojej kajuty.
- No nie... Co zrobiłeś kapitanowi, że nas teraz stąd wywala?
- Kto? Ja?! Nic! Po prostu znów nie daje mi niczego samemu zrobić, więc...
- ... więc postanowiłeś wziąć sprawy we własne ręce,tak?
- Oj, jak ty mnie dobrze znasz - uśmiechnął się szeroko - To co, wchodzisz w to?
- Nie wiem przecież jaki jest plan...
- Spokojnie, wyjaśnię ci wszystko po drodze, ale się pospiesz, dobra?
*
- To o te skały rozbił się ten upiorny statek... - Julian wskazał na kilka potężnych głazów do połowy zanurzonych w mętnej wodzie, w których odbijał się wielki pełny księżyc - Wystarczy, że zbadamy to miejsce i wykurzymy duchu i pozamiatane...
- Czy to na pewno jest bezpieczne?
- Ależ oczywiście, że nie! I dlatego jestem za - uśmiechnął się dumnie, po czym oboje za pomocą sznura przywiązanego do masztu bez trudu znaleźli się na jednym z głazów.
- Nie podoba mi się tu... - jęknęła Roszpunka, gdy całe to miejsce okryła gęsta mgła.
- Niech zgadnę, myślisz, że to pułapka?
- Aha...
- I koniecznie chcesz to sprawdzić?
- Oczywiście...
- I ja niby mam iść pierwszy?
- No tak, a co myślałeś?
- Dobra, dobra, idę już...
*
Przeskakując tak z jednej na drugą skały dotarli do małej wyspy. Liczne gęste zarośla sprawiały wrażenie niedostępnej, ale w mroku tliło się słabe światło.
- Oj, źle to widzę... - Julian rozejrzał się po brzegu.
- Ty pesymisto, dla ciebie wszystko wygląda źle...
- Ale powiedzmy, że w większości tak dziwacznych przypadków mam racje...
Roszpunka pokręciła głową po czym zaczęli przedzierać się przez zielone gąszczu roślin. Szli i szli, ale ciągle zdawało im się, że kręcą się w kółko.
- Łatwiej by było przekopać się pod ziemią - mruknął ze zrezygnowaniem.
- Przestań, jeszcze tylko kawałek i zaraz coś znajdziemy. Jestem tego pewna.
- Tak, bo co możemy znaleźć na nawiedzonej wyspie zamieszkanej przez duchy... - urwał odsłaniając zza krzaków obszerna polanę, na której stał stary, popadający w ruinę budynek.
- A widzisz - rozpromieniła się z dumą wychodząc z zarośli - Mówiłam, że zaraz... - nagle jednak poczuła mocny uścisk dłoni, który z powrotem wciągnął ją w głąb roślin; pisnęła z impetem upadając na ziemię - Co ty...
- Myślisz, że tak po prostu sobie tam wejdziesz? - spytał donośnym i zdenerwowanym szeptem Julian.
- No... Tak!
- Ech... Słuchaj, to siedziba duchów! Czepiających się wszystkiego upiorów, które na pewno nie lubią nieproszonych gości.
- Dobra, a masz może jakiś inny plan?
- Phi... Czy ty myślisz, że przylazłbym tu bez żadnego planu... - uśmiechnął się - Ok, będę improwizował... - dodał bezradnie.
*
- To jest twój plan?!
- Teoretycznie tak... Myślałem, że jest w miarę zrozumiały...
- Bo jest, ale nawet niemowlę zdołałoby wykombinować coś takiego!
- No i właśnie o to chodzi! Moje pomysły są tak proste, a za razem genialne, że nawet mało kompetentna małpa, albo ta twoja żaba, by się połapała...
- Czyli jeszcze raz, wchodzimy tam i szukamy czegoś, dzięki czemu moglibyśmy pozbyć się tego widmo, tak?
- Tak... No pięknie, Julian Szczerbiec, jako pogromca duchów... Tego jeszcze nie było! Ale mniejsza o to, wchodzimy... - oświadczył i wyskakując z gąszczu na polanę przylegli do ściany budynku tuż obok drzwi wejściowych.
Gestem dłoni wskazał moment, w którym mieli po cichu wkraść się do środka. Chowając się za wielkimi kolumnami stopniowo zbliżali się ciężkich drzwi zamkniętymi na kłódkę. Roszpunka nie zważając na sugestie Juliana pierwsza wybiegła do przodu. Uważnie obejrzała drzwi szarpiąc lekko na kłódkę.
- Czy ciebie już do końca pogięło? - warknął Julian opierając się ręką o ścianę - Przecież chyba nie taki był plan!
- Podobno mieliśmy improwizować, tak?
- Tak, ale to było zanim wpadłem na to, jak jak pobycz się duchów i jeszcze do tego wyjść bez szwanku.
- Ja też wpadłam na pewien pomysł.
- No kobieto, no! Pozwól mi działać!
- Ok, czyli pewnie wiesz, jak otworzyć te drzwi, tak? - na te słowa skrzywił się z i oburzeniem skrzyżował ramiona - Tak też myślałam... - i wyjmując z krótkich ciemnych włosów małą złotą spinkę zaczęła dłubać nią w kłódce.
- Ale klawy sprzęcik...
- Dzięki, to się nazywa praktyczny prezent... - popchnęła lekko drzwi otwierając je na oścież.
Co było najdziwniejsze, pomieszczenie było całkowicie puste. Wielkie i puste. Nie było tam nic, co mogłoby przykuć czyjąkolwiek uwagę, więc dlaczego duchy tak pilnie tego miejsca strzegły?
- Julek, troszkę boję się...
- No tak, teraz, gdy już jesteśmy u celu nagle strach cię obleciał, tak?
- Nie, po prostu tu jest jakoś...
Drgnęła. Drzwi zatrzasnęły się, a tuż przed nimi pojawiła się przeźroczysta postać. Można było bez problemu dostrzec przez nią wszystko znajdujące się z tyłu. Roszpunka jednym krokiem znalazła się za plecami ukochanego wyglądając tylko przez jego ramię.
- Ha - zaśmiała się zjawa- Pierwsi od stu lat intruzi...
- My? Intruzami? - Julian z zaskoczeniem oparł rękę na biodrze - Panie, co pan... Chyba nadmiar słonej wody źle działa panu na rozumek... - urwał czując mocne pacnięcie w plecy; odwrócił głowę.
- Co ty wyrabiasz?! - szepnęła Roszpunka.
- Nie znasz mojej tajnej broni?
- "Powłóczystego"?
- Emm... To też... Ale bardziej chodzi mi o to drugie, czyli wykpicie się z problemu. Zadziałało na tą starą jędzę, to czemu na ducha ma nie zadziałać?
Słowa te przekonały ją, ale nie do końca. Oczywiście, ufała mu i bezgranicznie wierzyła w jego urok osobisty, ale przecież z duchami, zjawiskami paranormalnymi nie ma żartów. Z zamysłów wyrwał ją ciągnący się dalej monolog Juliana:
- ... bo gdyby nie te skały, statek nie rozbiłby się, pańska załoga by tutaj nie pokutowała, a nas wcale by tu nie było - jak na porządnego spryciarza przystało zmuszał ducha do głębokiej zadumy, dzięki której, np. łatwiej będzie uciec i pozostać przez moment niezauważonym - Z drugiej jednak strony, musi pan przez coś pokutować, bo inaczej nie zostałby pan zesłany na wieczne potępienie i straszenie tych biednym, a zarazem inteligentnych i uroczych osób, jak ja na przykład, gdyby nie dopuścił się pan jakiegoś karygodnego czynu. Musiał być pan w... - zastanowił się - ...w życiu, kimś naprawdę podłym...
- Chwila moment, kamracie - przerwał nagle duch - Ja sobie nie życzę!
- Bo to nie jest koncert życzeń - wzruszył ramionami - A tak zastanawiając się nad "życiem" duchów głębiej, to chyba musicie mieć jakieś źródło energii, bo nie jecie, nie pijecie, a z czegoś trzeba "żyć", prawda?
- A skąd ty chłoptasiu wiesz, że mamy Kamień Mitrios umożliwiający nam podtrzymywanie istnienia na Ziemi?
- Ależ oczywiście, chyba każdy o tym wie...
- Ale założę się, że nikt nie wie,że kamień schowany jest pod moim kapeluszem, a jego strącenie spowoduje unicestwienie mnie całej mojej załogi, prawda?
- Chyba wszyscy to wiedzą... - zwrócił się do Roszpunki - I widzisz? Prosty chwyt, który zastosowałem na tobie już kilka razy...
- Co? Nie prawda, nie jestem aż taka naiwna.
- Tak? To skąd wiem, że pamiętnik schowany masz pod poduszka?
- Wcale, że nie, po w dolnej szufladzie... - popatrzył na nią zawadiacko unosząc jedną brew - Kurcze... Niezły jesteś...
- No...Dobra, słuchaj. Teraz kaptan jest trochę omotany i możemy łatwo wykorzystać informacje, które jak ostatni naiwniak nam przed chwilą wydał... - dyskretnie rozejrzał się dookoła - Jest... - schylił się podnosząc z podłogi mały odłamek sufitu - Patrz teraz, jednym rzutem zrzucę kapitanowi kapelutek i roztrzaskam w drobny mak Kamień Mit... Mitr-coś tam, obserwuj...
Odłamek wprost z jego pewnej ręki poleciał w górę, ale zamiast strącić kapelusz ducha odbił się o ścianę.
- Mieliśmy jedną szansę, a ty jeszcze chybiłeś?! - zirytowała się, ale on był wyjątkowo spokojny.
Wskazał palcem na wirujący w powietrzu odłamek, który odbił się raz jeszcze o ścianę, potem o sufit zahaczając o jedną z kolumn, obijając o posadzkę i ponownie o sufit strąciła z głowy kapitana ducha kapelusz i uderzając o ukryty pod nakryciem szmaragdowo zielony kamień roztrzaskał go w proch, który pobłyskując posypał się na podłogę. Cała wysepkę oświeciła nagła, a zarazem krótka fala jasnozielonego światła, a wszystkie duchy rozpłynęły się e lekkiej szmaragdowej poświacie.
- Poszło za łatwo... - zamyśliła się Roszpunka.
- Za łatwo? Za łatwo?! Chyba dla ciebie! Ja odwaliłem całą robotę! Rozwaliłem kamień i jeszcze musiałem wykombinować na zawołanie potwornie długi monolog, jak jakiegoś filozofa! Od dziś w szkłach powinni uczyć się nowego przedmiotu, "Julianologii"...
- Jeśli tak uważasz, geniuszu.
- Może i geniuszu, ale oczywiście nie poradziłbym sobie bez mojej ślicznej, zielonookiej pomocniczki...
- Nie obraź się, ale to ty jesteś moim pomocnikiem...

EPILOG
No, wróciliśmy na statek, dostałem oczywiście ochrzan od kapitana, że tak wyskoczyłem z tak głupim pomysłem, ale moje konto wyzerowało się, bo pozbyłem się duchów i mogliśmy spokojnie wracać do zamku... A wy pewnie myślicie, że to już koniec? A gdzie tam! Jak to w życiu często bywa coś jeszcze musiało pójść nie tak, jak trzeba...

- Skały przed nami! - wrzasnął jeden z żeglarzy.
- Szybko, załoga! - Fisher dobiegł do steru - Do wioseł i wyminąć przeszkodę!
Marynarze wprawdzie minęły stały, ale przypłacili to ostrym przechyleniem statku. Julian zdołał złapać się masztu, aby nie zsunąć się do wody, co podobnie zrobiła też cała reszta. Okręt wrócił do pionu i cała panika minęła.
- Uff... Było blisko, co nie, Roszpunko... - odetchnął, ale księżniczki nigdzie nie było - Roszpunko!
Serce zabiło mu mocniej. Biegał po całym pokładzie, ale nie mógł jej znaleźć.
- Julek! - usłyszał nagle nieco stłumione wołanie zza burty - Julian, pomocy!
Spojrzał w dół. Była tam. Szamotała się próbując wdrapać na pokład, ale na nic się to zdało. Przecież nie potrafiła pływać!
- Roszpunko, trzymaj się - nie czekając na wsparcie wskoczył do wody.
Wynurzył się rozgladając się się wokół. Oddalona niewiele od niego resztkami sił dryfowała po tafli oceanu. Podpłynął do niej i ując w dłoniach jej pobladłą twarz.
- Roszpunko, spokojnie, zaraz cię wyciągnę - szepnął troskliwie, ale w tej właśnie chwili zamknęła oczy - O Boże... Hej no, ludzie, rzućcie tu jakaś linę!
Zmieszani żeglarze jednak nie stali zbyt długo bezczynnie. Wprost w ręce Juliana wpadł długi, mocny sznur, po którym trzymając nieprzytomną Roszpunkę wdrapał się z powrotem na pokład. Łapiąc oddech próbował wykaszleć wodę, która naleciała mu do środka, a członkowie załogi natychmiast zanieśli dziewczynę do kajuty...
*
Kręcił się w kółko przed drzwiami do swojego pokoju. Jakież to szczęście, że na statku jeden z żeglarzy był kiedyś medykiem. Gdyby nie to, penie nic już nie dałoby się zrobić... Po długim czasie oczekiwania, mężczyzna wyszedł na zewnątrz przymykając za sobą drzwi. Julian drgnął.
- I jak? Dobrze z nią? Nie żyje, czy jeszcze gorzej?
- Spokojnie, jaśnie książę. Może niech się książę sam pofatyguje i zobaczy... - ściszył tajemniczo ton, po czym zniknął gdzieś w korytarzu.
Julian zebrał się na odwagę i powoli nacisnął na klamkę. Leżała na łóżku, nadal nieprzytomna. Podszedł do niej i uklęknął przy niej chwytając ją na rękę.
- Dużo jeszcze razy będziesz mnie tak straszyć... Przecież mogłem z naturalnych przyczyn paść na zawał...
- Ja ja niby nie! - zawołała gwałtownie podnosząc się z łóżka - Myślisz, ze to tak miło, jak ty sobie udajesz martwego? Teraz już wiesz, jak ja się kurcze czuję!
- Emm... - był tak zaskoczony nagłą jej pobudką, że przez chwilę nie mógł z siebie wydobyć ani słowa - Znaczy, ze tobie się nie...
- Nic mi nie jest... - odparła spokojnie.
- Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło... - odetchnął z ulgą mocno przytulając ją do siebie - Bałem się o ciebie, wiesz...
- Tak jak ja, kiedy twoje życie wisi na włosku - z uśmiechem wtuliła się w niego - Teraz już wiesz, jak to jest...
- Wiem, i nie za fajnie...

EPILOG... DRUGI
Więc teraz wszem i wobec oświadczam, ze to już koniec... Przynajmniej tej historii, bo znając życie coś jeszcze się wydarzy... Wróciliśmy bez dalszych przeszkód do pałacu, gdzie oczywiście kolejny chwyt marketingowy do sprzedawania gadżetów z moją prześliczna podobizną, jako pogromcę duchów... I odpowiadam na wasze kolejne pytanie, tak, Roszpunce też przypadł ten zaszczyt. Tak czy inaczej, na razie wszystko dobrze się układa, no ale... Czego się nie robi, ze pisano o nas jeszcze więcej opowiadań...

ocenił(a) film na 9
Chanelka_2_2

Chanelka to jest po prostu swietne.

ocenił(a) film na 10
Chanelka_2_2

Pomysł na zakończenie "Zaplątanych". Może mało oryginalny, ale...

*
- Dobra Max… - sapnął nadal jeszcze zdezorientowany – Musimy znaleźć Roszpunkę…
Rumak niczym burza pokonywał kolejne odcinki drogi prowadzącej przez miasteczko, a już po chwili galopował przez las. Przemierzając niemal bezkresny dla Juliana las w końcu Maximus zatrzymał się tuż pod wieżą. Zeskoczył na ziemię na równe nogi i podbiegł pod mur wieży.
- Roszpunko – przyłożył dłonie do ust niecierpliwie spoglądając w okno licząc, że długowłosa blondynka się w nim pojawi – Roszpunko, spuść tu swe włosy!
Bezskutecznie. Okno wciąż pozostawało puste. Bez wahania zaczął wspinać się w górę chwytając wystające nieco kamienne bloki. Nie zrobił nawet kroku w górę, gdy usłyszał cichy, lecz wyraźny dźwięk. Zamknięte dotąd okno otworzyło się na oścież, a w jego stronę zsunęła się lina z pięknych, złocistych włosów. Uśmiechnął się do siebie mimowolnie. Czy była nadal na niego zła, ze ją tak wtedy zostawił? Wiele pytań wirowało mu w głowie tworząc razem istne tornado, ale oprócz poznania odpowiedzi na wszystkie te pytania, chciał po prostu ją zobaczyć. Do spotkania z nią dzielił go jedynie parapet…
- Roszpunko – westchnął pokonując przeszkodę i stając na podłodze – Myślałem, ze ty już nie…
Osłupiał. Stał jak wryty patrząc na Roszpunkę, która zakneblowana cienką szmatką szarpała się z łańcuchem, którego drugi koniec niknął gdzieś w głębi wieży. Próbowała coś do niego powiedzieć. Wykrzyczeć. Ale nie zrozumiał tego.Za bardzo był wystraszony, żeby cokolwiek zrozumieć.
- Mmm… - Roszpunka kręciła głową, co spowodowało osunięcie się knebla – Julian uważaj!
Nie zdążyła. Zza Juliana powoli wyłoniła się Gertruda trzymając w ręku ostry połyskujący przedmiot. Widok Roszpunki zdołał tak zdezorientować Juliana, że nie zauważył zakradającej się postaci. Poczuł tylko przeszywające kłucie w boku i osunął się na podłogę.
- Nie, Julek! – Roszpunka nadal próbowała oswobodzić się z łańcucha, daremnie – Julian!
- Nie wrzesz tak – Gertruda zmrużyła powieki – Jego i tak za chwilę tutaj już nie będzie… - mruknęła przechodząc przez wijącego się z bólu Juliana – Tam, gdzie cię zabiorę, już nikt cię nie znajdzie…
- Nie… - jęknął chwytając z wysiłkiem kobietę za kostkę powodując jej upadek – Nie dam ci jej znów zabrać…
Gertruda podniosła się otrzepując krwawą suknie z kurzu.
- A jak niby chcesz mi w tym przeszkodzić? – zaśmiała się z kpiną – Przecież ty właściwie, to jesteś już prawnie martwy!
Oczy Roszpunki otworzyły się szeroko. Dopiero teraz dotarła do niej powaga sytuacji. Przecież Julian właśnie umierał, a ona była zbyt bezsilna, żeby mu w jakikolwiek sposób pomóc. Nagle coś w głowie zaczęło jej świtać. Jej włosy. One mogły być dla niego jedyną nadzieją, ale… Czy Gertruda pozwoli jej go uratować…
- Roszpunka nie należy do ciebie… - syknął przyciskając dłoń do boki – Nie należy do nikogo… Jest… jest człowiekiem i ma prawo do wolności, której TY ją pozbawiasz…
- I co z tego? – wzruszyła dumnie ramionami – ty nie masz na to wpływu. Na nic już nie masz wpływu. Co właściwie dziwne, ze jeszcze żyjesz. Może mój cios był zbyt słaby… – zastanowiła się zamierzając ku Julianowi zaciskając rękojeść sztyletu – Trzeba to chyba naprawić… - zamachnęła się…
- Stój! – piskliwy wrzask zapłakanej Roszpunki wypełnił całe pomieszczenie – Nie rób mu krzywdy… Jeśli pozwolisz mi utrzymać go przy życiu… Zrobię co tylko zechcesz…
Opuściła broń z zamysłem spoglądając na dziewczynę.
- Co na przykład? – spytała mrużąc ciekawsko powieki.
- Pójdę dokąd tylko zechcesz. Już zawsze będziesz miała mnie i moje włosy przy sobie. Nigdy już nie będę chciała uciec, ale pozwól mi go uleczyć, błagam cię… - wypowiadając ostatnie słowo szeptem spuściła wzrok na Juliana, a po policzkach zsunęły jej się potoki łez – Daj mi go uratować…
*
- A tylko spróbuj uciec – warknęła do Juliana zamykając jego dłoń w łańcuchu, którego drugi koniec przywiązany był mocno do barierki schodów – bo chyba nie chcesz, żeby znów użyła tego…
Oddaliła się.
- Julek – Roszpunka pochyliła się nad nim gładząc jego chłodny policzek – Już się martw. Wszystko będzie dobrze – z pośpiechem przykładała kosmyki włosów go jego boku, przez błękitną kamizelkę powoli przesiąki wała krew.
- Nie… Nie będzie dobrze – syknął przez zaciśnięte zęby – Ty…
- Cicho – szepnęła troskliwie przekładając dłoń z policzka na klatkę piersiową – Zaraz cię wyleczę i będziesz mógł żyć dalej…
- Nie mogę ci na to pozwolić… - zaczął drżącą ręką odpychać jej włosy.
- A ja nie mogę pozwolić ci umrzeć – zasmuciła się.
- Przecież ratując mnie… Zginiesz… - zacisnął powieki próbując złagodzić ból – Już nigdy nie zobaczysz świata…
- Ważniejsza byłaby dla mnie myśl, ze żyjesz i jesteś bezpieczny. Co mi z wolności, gdyby ciebie nie było? – uśmiechnęła się hamując napływające łzy.
Odwzajemnił uśmiech. Nie mógł uwierzyć, że ktoś się o niego troszczy. I w dodatku nie taki zwykły ktoś. Na tym kimś zależało mu najbardziej na świecie.
Pochyliła się łapiąc oddech do zaśpiewania zaklęcia, gdy nagle poczuła na swoim policzku lekki dotyk jego chłodnej dłoni. Na raz przypomniał jej się ten moment, gdy w ten sam sposób dotknął ją na łódce.
- Roszpunko… - jęknął słabo – Zaczekaj…
Przysunął ją do siebie na tyle, ile ból mu pozwalał. Przybliżyła się do jego twarzy oczekując pocałunku, lecz zamiast niego usłyszała niespotykany dotąd dźwięk, a z głowy spadł jej ogromny ciężar. Dopiero po krótkiej chwili dostrzegła w ręku Juliana ostry odłamek szkła. Włosy, które leżały obok niej już zdążyły zmienić kolor ze złocistego blond na ciemny, głęboki brąz.
- Julek! – pisnęła – Przecież… Ale ty…
- Nie! – na głośny krzyk odwróciła się.
Gertruda stała w ciemnym kącie wieży coraz bardziej się starzejąc. Spojrzała na swoje dłonie, z których wyraźnie wystawały żyły. Podbiegła do rozbitego lustra, gdy dostrzegła, że powoli zaczyna się rozsypywać. Doskoczyła do okna i z własnej woli wypadła przez nie. Wolała zginąć jeszcze w całości niż jako starta popiołu. Oddech Roszpunki z każdą chwilą robił się coraz szybszy. „Jeden kłopot z głowy” nasuwało jej się na myśl, ale zwróciła wzrok na Juliana. Leżał na podłodze bez ruchu, a jego oddech był prawie niesłyszalny.
- Matko boska – pisnęła obejmując jego chłodną dłoń i podpierając o ścianę – Julek? Julian, słyszysz mnie?
W odpowiedzi usłyszała ciche kaszlnięcie.
- Nie… Julek, nie zostawiaj mnie. Popatrz na mnie… - wołała walcząc ze łzami, których z każdą chwilą stopniowo przybywało – Kwiatu światło zbudź, okaż mocy dar. Odwróć czasu bieg i wróć mi daw…
- Roszpunko – umilkła na słaby szept wydobywający się z jego zesztywniałych ust i poczęła uważnie nasłuchiwać każde jego słowo – Ja… Nie chciałem cię wtedy zostawić… To moi dawni wspólnicy… Oni mnie…
- Ja wiem – uśmiechnęła się ciepło – To nie mogłeś być ty. Nie przerwałbyś wtedy z własnej woli. Wiem też, że potem trafiłeś do więzienia.
- Uwierz mi… Ja nie chciałem, żeby… Żeby to tak wyszło…
- Ja też nie – chlipnęła wycierając nos o rękaw sukienki.
- Roszpunko… - to słowo wydawało się już najcichsze – Ty byłaś… moim… marzeniem, wiesz?
- Naprawdę? – nagle już cały świat stracił całe swoje dotychczasowe znaczenie.
Nie liczyło się już nic, tylko to jedno słowo, które powiedział prosto z serca. Mimo, ze umierał, to była chyba najpiękniejsza rzecz, jaką dla nie zrobił.
- A ty byłeś moim… - szepnęła, a z jej oczu spłynęły wielkie niczym groch łzy.
Kącik jego ust lekko uniósł się ku górze, po czym całe jego chłodne ciało osunęło się na podłogę. Przytuliła go do siebie . Odszedł wyznając jej miłość… Już nigdy go nie zobaczy. Nie usłyszy jego ciepłego głosu i nigdy nie spojrzy w jego piwne, błyszczące oczy…
- Kocham cię…
*

A potem tak jak w filmie: Julek się budzi, pierwszy pocałunek, ślub i wszyscy zadowoleni :D
Mówiąc szczerze, to popłakałam się pisząc to opowiadanie, ale cóż zrobić...

Chanelka_2_2

czesc chanelka. sluchaj bardzo ale to bardzo podoba mi sie twoje opowiadanie
ja wiem ze to pewnie glupi pomysl ale bym chciała zebys napisala jeszcze jedno opowiadanie w ktorym roszpunka mogla by byc w ciązy.
poprostu pragne takiego tematu na opowiadanie a ty masz ogromny talent
mam nadzieje ze rozpatrzysz moja prosbe
jeszcze raz proszeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee eeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee eeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee

ocenił(a) film na 10
elsacarter32

O rany, a już myślałam, że nikt tego nie czyta XD
Cóż, bardzo ci dziękuję, że opowiadanie ci się spodobało i doceniam, że chciałbyś czytać więcej, jednak już od dawna nie pisałam nic o "Zaplątanych". Wszystkie pomysły już wykorzystałam, a bez pomysłu kiepsko mi się pisze...
Historia, w której Roszpunka i Julian mają dziecko jest dość tematem popularnym (głównie w amerykańskich opowiadaniach, ale polskie też chyba czytałam) ale według mnie troszeczkę oklepanym i strasznie kojarzy mi się z "Małą Syrenką 2", gdzie Ariel i Eryk mają córeczkę.
Niedawno pisałam o "Krainie Lodu", ale z tym też już skończyłam... Nie mam w planach pisania już żadnych opowiadań, jednak zawsze jest szansa, że wpadnę na jakiś w miarę ciekawy pomysł, który będę chciała opisać :)
Pozdrawiam, Chanelka ;)

ocenił(a) film na 7
Chanelka_2_2

Plis napisz dalej !!!

Chanelka_2_2

Dlaczego roszpunka ma nie być w ciąży? Może i to oklepany temat ale ......................... Po za tym mała syrenka to opowieść o córce Ariel a nie o Ariel w ciąży.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones