PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=564833}
6,6 37 693
oceny
6,6 10 1 37693
5,9 9
ocen krytyków
J. Edgar
powrót do forum filmu J. Edgar

Moim zdaniem film jest dobry. Jednak dwie rzeczy nie podobały mi się. Raz: Hoover był konserwatystą i to takim ultra w pełnym znaczeniu tego słowa. Był zdecydowanym przeciwnikiem aborcji i innych nowości kulturowych. Właśnie tej informacji w filmie praktycznie nie ma. Widzimy tylko jaki stosunek ma do Kennedy'ego, którego uważa za nowoczesnego głupola. Uważam, że jest to ważne biorąc pod uwagę jego orientacje seksualną. Chodzi mi o to, że był to człowiek niejednoznaczny a to w filmie nie wybrzmiało. Druga rzecz to jego orientacja. Prawda jest taka, że nie wiadomo czy rzeczywiście był gejem czy nie. Clint stawia sprawę jasno-bez domysłów. Szkoda, bo byłoby ciekawiej gdyby jednak ta sprawa nie była do końca wyjaśniona.(taka moje "widzimisie" :p). Aaaa właśnie: w filmie pada bodaj jedno przekleństwo i to z ust prezydenta nixona. Tu ciekawostka po aferze watergate wyszedł na jaw wulgarny język władz. Wcześniej praktycznie nikt nie przeklinał. Zatem duży plus za Eastwooda za ten zabieg. Generalnie 7/10

peirsol

zgadzam się odnośnie wątku z rzekomym homoseksualizmem - "nikt go za rękę nie złapał", w filmie po serii stosunkowo subtelnych odniesień do specyficznej natury tego związku było to powiedziane dość dosadnie. szkoda, lepiej by było, gdyby pozostawiono woal niedomówienia. a dwa: moim zdaniem DiCaprio momentami nie sprawdził się w roli Hoovera -- czasami był zbyt "dziecinny", aż nazbyt żywiołowy. ale daję 7, film poza tymi dwoma aspektami bardzo mi się podobał.

ocenił(a) film na 7
charliehale

miałam polewkę z głosu DiCaprio. W scenach kiedy jest już starszym człowiekiem dalej mówi jak trzydziestolatek:p

ocenił(a) film na 8
peirsol

Zgadzam się, ale dodałbym jeszcze jeden wątek, który jest moim zdaniem ważny. To pierwszy film o tym człowieku. Wprawdzie w wielu filmach przewija się jego postać czy to na drugim lub wręcz na trzecim planie czy jako osoba, która jest obecna w rozmowach innych. Klasycznym przykładem film "JFK" O.Stone'a. I cóż się tam dowiadujemy? Że to jakieś monstrum, którego należy się bać, istny nadczłowiek, który psuje politykę "prawdziwym politykom". Gdyby nie on to wszystko tak pięknie by się ułożyło.
I za to cenię film Eastwooda, że odkłamuje tą postać. Na marginesie ile jeszcze postaci znamy tylko od strony przedstawionej przez lewicowych reżyserów, a które niewiele mają wspólnego z prawdą?
Hoover był konserwatystą z zasadami, może posługiwał się czasami metodami, które nie do końca bym pochwalał, ale "poznają nas po owocach". Pod koniec filmu pada kilka znakomitych sentencji, które godne są zapamiętania bo czas pokazał, że są w dalszym ciągu aktualne.
I jeszcze jedno. Na początku film trochę jakby się dłużył, ale z czasem nabiera tempa i ogląda się go z dużą ciekawością.

ocenił(a) film na 7
pessoaa

JFK to faktycznie doskonały przykład. Może moje wątpliwości wynikają z tego że nie jestem Amerykanką. Oni na pewno inaczej patrzą na ten film. Choć zaryzykuję tezę, że Clint robi film o Amerykanach, ale nie dla Amerykanów. Takie jest moje zdanie. W sensie, że robi filmy w prawdziwym amerykańskim klimacie, ale... kurcze na podstawie tego co czytam o nim to wydaje mi się że facet jest nie tyle co niedoceniany co nierozumiany we własnym kraju...Nie żebym powątpiewała w inteligencje Amerykanów, ale...

ocenił(a) film na 8
peirsol

A może jedno i drugie, że jest niedoceniany i nierozumiany lub lekceważony. Może to skutek tego, że westerny rzadko były uznawane za dzieła sztuki. Klasyczne westerny, a nie tzw antywesterny w stylu "Mały, wielki człowiek" czy " Niebieski żołnierz", a Eastwood bardziej z tym jest kojarzony niż z tzw kinem ambitnym.
W Stanach filmy robi się przede wszystkim w Hollywoodzie, a to miejsce jest na wskroś lewicowe i pełne zwolenników Demokratów, co przy poglądach konserwatywnych i republikańskich na pewno nie jest ułatwieniem. Chociażby w kreowaniu recenzji z filmów.
Są też reżyserzy, którzy bardziej są cenieni w Europie niż u siebie za oceanem jak np W.Allen. Może Eastwood też należy do tej grupy?
Mam wrażenie, że tak. Bo wiele jego filmów, mimo, że dzieje się w Stanach , a gdzie miałyby się dziać(?), jest zrobiona moim zdaniem bardziej po europejsku niż amerykańsku. Tam treść i przekaz jest ważniejszy od formy, a formie też nic zarzucić nie można. To nie są jakieś bajki w stylu "Gwiezdnych wojen" czy "Matrixa". Adresowane są raczej do widza "myślącego".
A poza tym tak naprawdę "Brudny Harry" to film niepoprawny politycznie według obecnie obowiązujących standardów.

ocenił(a) film na 6
peirsol

Tak do końca jasno to Clint tej sprawy orientacji nie stawia, mamy tutaj głęboką przyjaźń, jedyny pocałunek kończy sie mordobiciem

ocenił(a) film na 7
MocnyVito

Odwrotnie mordobicie kończy się cmokiem.

użytkownik usunięty
peirsol

Film Eastwooda był próbą zastanowienia się nad charakterem tego człowieka. Pokazanie wątku homoseksualizmu jestwłaśnie dobrą próbą zmierzenia się z głębią i złożonością psychiki głównego bohatera. On przed tym uciekał, jakby go uwierało i było plamą na honorze, a nie zauważał, że tym, co stawiało go w złym świetle była cała seria małych i wiekszych świństw, kłamstw i kłamstewek oraz egocentryzm ponad wszelką miarę, pogarda dla wszystkiego i wszystkich(oprócz ubóstwionej wręcz matki), okazywana nawet najbliższemu człowiekowi...

Dla mnie najciekawszym wątkiem była jego relacja z Tolsonem, która odsłoniła w Hooverze wewnętrzny konflikt. (Myślę, że Eastwood mógł wejść w ten wątek nieco głębiej!) Hoover jest dokładnie taki, jakim opisuje go Tolson podczas bójki (dobra, emocjonalna scena, ale nawet w niej główny bohater ukrywa się za murem, wybucha gdy urażone jest jego ego oraz gdy wreszcie zaczyna być świadomy tego, co czuje), jest więc po prostu przerażonym, zimnym, małym człowieczkiem... Stąd, z tego przerażenia samym sobą, z tej obawy przed utratą akceptacji matki, z presją powszechnie uznawanej moralności, którą jakoś przyjął za swoją (+ chętnie posługiwał się nią zbierając "kompromaty" na znanych i ważnych - aż nasuwa się pytanie: czy sam nie czuł zimnego oddechu publicznego potępienia, które wisiało nad nim, jak miecz Damoklesa, gdyby tylko jego skłonności homoseksualne wyszły na jaw?), stąd przerazająca oschłość. Ta niepewność siebie, to poczucie niższości doprowadziło go do pogardy dla innych, do egocentryzmu ponad wyobrażenie. Przede wszystkim zaś do nieustannego poniżania jedynego człowieka, który z otwartością, dobrocią i szczerością dawał mu siebie. To mnie najbardziej przeraziło w obrazie Hoovera i jeśli miałabym dla niego jakieś współczucie to ta zdolność do pomiatania kimś tak mu oddanym, kimś tak zwyczajnie i po ludzku dobrym zniszczyła moją empatię w zalążku. Tolson jest jakby przeciwieństwem Hoovera: pogodzony z własnymi pragnieniami, artykułujący je, ale przy tym dość nieśmiały, wierny, nawet uległy, troskliwy... Ta sama Ameryka, praca na rzecz tych samych idei, a tak różne osobowości... Czy to było kluczem do tego okrucieństwa, z jakim Hoover raz po raz chłostał jedyną osobę, którą darzył uczuciem?

Nie wiem, czy szef FBI był taki, ale skupiając się tylko na filmowej postaci... Zastanawiałam się nad tym skąd się to w nim wzięło, czy matka z jej osaczaniem, odpychaniem i ciągłą groźbą wycofania uczuć takim go uczyniła? A może konserwatywne wartości i sen o Ameryce purytańskiej, wolnej od lewicowego radykalizmu i wiara w to wszystko kłóciły się w nim z tym, co miał w środku? A może po prostu był samolubnym egocentrykiem bez sumienia i skrupułów, na co nałożyły się dwie wyżej wspomniane okoliczności?

Jednak ta dziwna więź z Tolsonem, te upokorzenia, do końca i.. ta determinacja Tolsona by pozostać w takim układzie do końca, mimo kolejnych rozczarowań każe też pytać, gdzie jest ta granica i co wydarzyło się pomiędzy kłótnią, a ostatnimi, pełnymi chłodu dniami.

Sam sposób pokazania relacji obu mężczyzn daje do myślenia. To nie był i nie jest normalny, dobry, poukładany świat, jeśli uczucie dwóch osób (nie szkodzące nikomu przecież) musi być tak trzymane w totalnym zamknięciu. Jeśli każdy dialog musi być tak naprawdę trzymaniem języka za zębami, serią parawanów, niedomówień, jeśli prosty gest trzymania za rękę musi być wykonywany ukradkiem, po ciemku... Rozmowy pomiędzy dwoma bohaterami dają do myślenia, na korytarzach, w samochodzie, pod powierzchnią wypowiadanych słów toczy się nieraz zupełnie inny, subtelny dialog. O ból serca przyprawia pełen nadziei uśmiech Tolsona, kiedy wiemy, że nic nie będzie łatwe... Czy można było pokochać kogoś takiego, jak filmowy J. Edgar?

P. S. Hammer w swojej roli był bardzo dobry! Zagrał z wyczuciem, subtelnie, podczas, gdy DiCaprio był nieraz nie do zniesienia, przekoloryzowany.. Szkoda, że tak okrutnie i bez wyczucia postąpił z Hammerem charakteryzator. Starsza wersja Tolsona przez to całe nieudolne błoto na twarzy pozbawiła aktora części mimiki...

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones