Gdyby nie ten teledyskowy format wyszedł by z tego naprawdę przyzwoity film gangsterski.Naprawdę wstawki co 10 minut co lepszych kawałków z kanonu muzyki popularnej nie uczyni filmu lepszego.Baaa...Po boleśnie przedłużanej scenie wesela zaczął mnie już wręcz irytować taki sposób opowiadania historii.Reżyser ten sam błąd popełnił w swoim wcześniejszym filmie(Underdog), gdzie również w nieskończoność przedłużał trening bohatera co skutkowała efektem odwrotnym do zamierzonego-zamiast przykuwać uwagę widza, zaczął męczyć.Apogeum tego "teledyskowego" stylu osiągnął w.....UWAGA SPOILER....końcówce filmu robiąc z głównego bohatera Jasona Bournea za sprawą piosenki Moby-ego, która wybrzmiewa zawsze w końcówkach filmów o przygodach tego agenta...KONIEC SPOILERA...To czym film stoi to bohaterowie,montaż czy dynamika do której wcale nie trzeba co chwila dokładać na siłę jakiś cool kawałków aby wszystko wyglądało realistycznie i naturalnie.Film na pewno jest godny uwagi wg. mnie, ale na przyszłość wolałbym jednak żeby pan Kawulski ograniczył się z tym na siłę dodawaniem sławnych utworów dla podkreślania sytuacji...Wystarczy dobry kompozytor i nie trzeba nic więcej;))