To słowa reżysera z jednego z wywiadów. Dlatego moim zdaniem bardzo krzywdzące są recenzje analizujące ten film jako gatunek science fiction. To dość złożony dramat psychologiczny - z jednej strony o życiu z osobą cierpiącą na zaburzenia psychiczne, ale z drugiej strony to też film feministyczny. W tej drugiej warstwie to patriarchalne marzenia o kobiecie bezproblemowej, idealnej matce i żonie z radością spełniającej wszystkie oczekiwania przypisane społecznie do jej roli.
Warto zwrócić uwagę na to komu film został zadedykowany. Wtedy wszystko staje się jasne.
Może i chciał, ale zabrakło mu talentu aby te zamierzenia urzeczywistnić.
Film o schizofrenii powinien umożliwiać widzowi odróżnienie schizofrenii postaci fikcyjnej od schizofrenii ekipy realizującej produkcję. Ten film tego wymagania nie spełnia.
Zarówno scenariusz, strona wizualna i udźwiękowienie pozostają dużo do życzenia w wyrazistości i jasności przekazu. Powracające motywy wizualne z rozsypującymi się jabłkami i te głosy jakby z daleka to klasyczne objawy choroby psychicznej. Pytanie tylko czyjej?
Oszczędzę zainteresowanym czasu i przestukam tę dedykację z końcówki:
Mamo,
Dla ciebie,
O tobie,
Gdziekolwiek jesteś.
Ale też i zgadzamy się w istotnych punktach: film nie jest jakąś próbą fałszerstwa czy propagandy oraz tym, że film jest poplątany i niełatwy w odbiorze. W sumie nie wywołuje on żadnych głębszych emocji.
Ja w sumie cieszę się, że takie produkcje nie pozostaną w niczyjej pamięci; chyba, że jako osiągnięcie w dziedzinie wciskania maksimum minut filmu w minimum treści.
Złożonym dramatem psychologicznym tego filmu bym nie nazwał, zważywszy juz chociażby na jego dlugość i powtarzane traumatyczne motywy, które umowmy się dosyć pobieżnie oddają złożoność psychicznych zaburzeń. Jednak czy nie pozostaną w niczyjej pamięci hmmm wiesz, to chyba zależy od stopnia wrażliwości widza, który to sprytnie zostaje wprowadzony w błąd że to niby coś na modłę ,,Czarnego Lustra'' made in poland. Jak widać to był sposób autora na wprowadzenie do tematu jaki podjął w mniej lub bardziej udany sposób. Nawet i wątku feministycznego można było się dopatrzeć więc wniosek z tego taki iz to mocno uwspółcześniona wersja odwiecznej problematyki chorób tego świata.
Ja obstawiam, że jednak nie pozostanie w pamięci. Wydaje mi się, że ta "wrażliwość", o której piszesz ma w Chinach nazwę "baizuo" a w USA akronim "SJW".
Co by o takiej wrażliwości nie pisać, to ma ona wiele wspólnego z przysłowiowymi "chorągiewkami na wietrze". Wiatr się zmieni i chorągiewki zaczną trzepać w innym kierunku.