Po filmie twórców "Atlasu chmur" i "Matrixa" można się spodziewać o wiele więcej niż ten badziew na poziomie filmów z Pulsu.
Z trylogii Matrixa najlepsza była jedynka, bo dwie pozostałe już gorsze, brakło im tego czegoś.A to tutaj, to ja nie wiem, co to jest w ogóle.I tak, obejrzałem film do końca i mogę ocenić.Strasznie dziwny film i pozlepiany z innych pomysłów, że człowiek ma wrażenie, że już to widział.Ten "zły brat" (nawet imienia nie spamiętałem, tak mnie film wciągnął) mówi jak Brando z Ojca Chrzestnego.Całość skojarzyła mi się z Gwiezdnymi Wojnami, których w życiu nie widziałem, więc to o czymś świadczy.Co tu robi Sean Bean? Pewnie czek był tłusty.Ta podniosła "operowa" muzyka, jakoś średnio mi tu pasowała.Niby miało być poważnie, a za chwilę oglądam "słonika" za sterami statku.
"Gwiezdne Wojny" w ubogiej wersji. Ja z tego filmu poza fatalną grą aktorską i fajnymi efektami nic nie pamiętam. Już lepiej zobaczyć "The Room" niż to ;) A co do "Matrixa" to się zgadzam, jedynka najlepsza.
Właściwie od Matrixa nie zrobili filmu lepszego niż średni, a nawet Matrix jak się odejmnie efekty specjalne wiele traci.
Moim zdaniem "Atlas chmur" był świetnym i przemyślanym dziełem, lecz to... gówno, bo inaczej tego się nie da nazwać to jakaś porażka.