Historia może i prosta. A nawet może i banalna. Jednakże w filmie, gdzie element wizualny jest istotny, nie jest to najważniejsze. I tak, wraz z bohaterami przemierzamy ulice Hongkongu w poszukiwaniu kobiety-marzenia. Zgodnie z baśniową receptą, rycerze napotykają na swej drodze przeszkody, jednakże żadna nadprzyrodzona siła nie przychodzi im z pomocą. Może siły natury pomagają tylko tym dobrym rycerzom, a nie kieszonkowcom? A nagroda? Hmmm, zazwyczaj jest to ręka królewny, ale jak wiadomo, gdzie dwóch (a nawet czterech)się bije, tam trzeci korzysta... I taka to historia. Niby nic, a jednak taniec, jaki wykonują zgrani bracia okradając przechodniów, pełen uwagi i napięcia, a zarazem zmysłowy, ujęcia, którymi raczy nas Siu-keung Cheng oraz doskonała muzyka Xaviera Jamaux stanowią prawdziwą ucztę dla zmysłów.
Nie wiem dlaczego ten film ma tak słabe noty. Niesamowicie mi się historia podobała, właśnie dlatego, że była taka prosta i nie naciągana. Magia tego filmy wynika z ludzi. Tworzą tak dobraną grupę, rozumiejącą się bez słów, że aż brak mi słów. Praca jak praca. Każdy jak widać robi to co w czym jest dobry. A oni są perfekcyjni w swojej profesji.
Polecam ten film jako odskocznie od wybuchów, strzelanin itd. Ten kto lubi filmy które nie tylko się ogląda ale i rozumie nie powinien być zawiedziony ;)