PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=845485}
5,3 652
oceny
5,3 10 1 652
Klub weteranów
powrót do forum filmu Klub weteranów

Kojarzycie zapewne te filmy kręcone w latach 70 i 80 opowiadające o weteranach wojennych, którzy postanawiają zaprowadzić porządek na ulicach. Często o takich obrazach mówi się vigilante movies. Mogliście się też zastanawiać co tacy weterani robią na emeryturze. W pewien sposób na to pytanie odpowiada film Joe Begos'a. Przyznam się, że nazwiska reżysera, scenarzystów czy producentów tego obrazu nic mi nie mówiły dlatego podchodziłem do niego bez uprzedzeń. Zachęcający zaś wydawał mi się plakat filmu, Fred Williamson w obsadzie i opis.

Tytułowy VFW to bar prowadzony przez kilku weteranów wojennych. Znajduje się on w mieście podobnym do tego z Włóczęgi ze strzelbą. Wszędzie panuje brud, anarchia, zamieszki a ulicami rządzi narkotyk zwany Hype, który doprowadził miasto do ruiny. Jednym z dilerów Hype'u jest Boz, który posiada pokaźna ilość tego specyfiku. Gdy nastolatka Lizard w akcie zemsty kradnie zapasy Hype'u z sejfu Boz'a i ukrywa się w barze VFW, diler wystawia za jej głowę nagrodę, a żądni jej narkomani kierują się prosto do baru.

Jeśli przeciętny film vigilante z weteranami opowiadał o tym jak kombatanci wychodzą na ulice by zaprowadzić porządek tak tutaj twórcy zrobili coś odwrotnego, a przy tym klasycznego. Bo w tym przypadku to ulica przychodzi do weteranów a film zmienia się w coś w rodzaje home invasion, ale jeśli powiem, że obraz odwołuje się do Ataku na posterunek 13 sytuacja powinna być bardziej zrozumiała. W samym filmie mamy bezpośrednie odwołanie do Alamo co jeszcze bardziej klaruje zamysł twórców. Weterani barykadują się w barze, przygotowują naprędce broń i oczekują na przeciwników. Ograniczenie w filmie broni palnej pozwoliło nie znudzić widza tylko kolejnymi eksplozjami ciał, a wyzwoliło kreatywność w scenach walk. Zaprezentowanym w filmie narkomanom na głodzie bliżej jest do bezmyślnych zombie niż do zorganizowanych napastników.

W całym obrazie fabuła jest absolutnie drugorzędna. Większość tych B-klasowych produkcji opierała się na schematach i szczątkowych niciach fabularnych i nie inaczej jest tutaj. Podobnie jak i w tamtych filmach co nieco mówi się o honorze, życiu weterana, o wszechobecnej degeneracji ale to tylko dodatki. Bo czym przede wszystkim jest ten film? Bezpardonową jatką nie bojącą się pokazywać tryskającej krwi czy odrąbywania części ciał. Gore jest tu na naprawdę solidnym poziomie i jest go sporo. Coś jakby S. Craig Zahler wziął jednocześnie kwas i PCP, czyli obudził w sobie prawdziwą bestię a niejednoczesność stracił kontrolę. Bo choć twórcom nie brakuje zapału i jaj do pokazywania gore to brakuje im nieco doświadczenia w ich kręceniu. Jest przyjemnie i makabrycznie ale to jeszcze nie ten poziom artystyczny. Podobnie ma się z wizualną stroną filmu, gdzie neonowe barwy fajnie odwołują się do stylistyki ejtisowej ale też z czasem męczą i odciągają uwagę od gore. Z drugiej strony ta kolorystyka i sposób kręcenia pozwalają ukryć braki budżetowe.

Postacie w filmie są płaskie pod względem budowy charakterów ale da się ich polubić. Freda Williamsona zawsze dobrze się ogląda na ekranie a i pozostali aktorzy dali radę na swój B-klasowy poziom. Technicznie bez fajerwerków ale film postarał się mieć jakiś styl ale jak wspominałem twórcom brakuje doświadczenia i zmysłu artystycznego. Te braki nadrabiają żywiołowością kręcenia scen akcji i odwoływaniem się do retro, które przynajmniej mnie wciąż się nie przejadło. Dodatkowo retro klimat buduje neo-ejtisowa muzyka Steve Moore'a. Przyjemnie nienachalna choć czasem brakowało mi jakiegoś mocnego bangera podczas scen walki. Znalazło się też miejsce dla kilku nawiązań, ja poza ogólnym nawiązaniem fabularnym do Ataku na posterunek 13 doszukałbym się nawiązania do Martwicy mózgu pod koniec filmu.

Czy film jest ultra brutalny? Dla mnie nie był choć dla wielu widzów może się takim wydawać. Twórcy z wyczuciem i rzekłbym racjonalnie serwowali akty przemocy nie zalewając nimi widza od pierwszej do ostatniej minuty, reżyser wiedział kiedy należy zwolnic tempo. Miks B-klasowego filmu vigilante, ejtisowego stylu, jatki gore i Ataku na posterunek 13 w moim odczuciu udał się twórcom. Brakuje im odrobinę kinematograficznej ogłady ale radość z oglądania odrąbywanych głów jest więc nie ma co się czepiać. W swojej kategorii obraz wypada całkiem nieźle i momentami dostarcza sporego kopa.

Ta i więcej recenzji na moim fejsbukowym blogu Wieczorny Seans Filmowy. Zachęcam do odwiedzin :D

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones