Ciekawe... Sama Halle Barry "dziękowała" później reżyserowi za to, że umieścił ją w kiczowatym filmie, bo "właśnie tego" potrzebowała jej kariera ;p

Rozumiem doskonale, że ten film może się komuś podobać, ale żeby zaraz sprowadzać go do rangi arcydzieła? Uważam, że maksymalna ocena "fanowska" to 8, bo na 10 ten film pod żadnym aspektem nie zasługuje. Muzyka jest ok, ale fabuła strasznie naiwna i te komputerowe koty...Film przyjemnie się ogląda, chociaż strasznie obrzydza mnie główna bohaterka ukazana jak pospolita dzi*ka.

Film jest przeciętny, gdybym go miała ocenić na dzień dzisiejszy to średniak, ewentualnie niezły za lekką, nieskomplikowaną fabułę i ładną muzykę.

Mi się też podobał od początku do końca nie nudził mnie wręcz przeciwnie :D było to ciekawe ciągnęło mnie jak misia do miodu żeby obejrzeć to do końca ;) 7\10 !! Dobry i chętnie kiedyś w tv jeszcze bym zobaczył na nocke ;D

1. Fabuła jest campowa, kiczowata, przypominająca historie kina klasy B:
- pomysł, żeby Halle Barry po śmierci upodobniała się do kota przypomina rozwiązania fabularne filmów z Robem Schneiderem
- zły pan zagraża światu przez... kosmetyki... kosmek*rwatyki...
- ten koszmarny motyw z mitologią starożytnego Egiptu...
2. Halle Barry gra zbyt przerysowanie.
3. Każda postać to klisza funkcjonująca już od wielu lat w ogólnoświatowym kinie.
4. Ortodoksyjni fani mogą zarzucać sposób, w jaki scenarzyści podeszli do wizerunku Kobiety-Kot - zarówno jej origin story (nie mającej nic wspólnego z komiksowym universum), jak i kostiumu (choć na to czasem fajnie bylo popatrzeć ;) ).
5. Efekty CGI. Gówno nie CGI. Wyglądają jak "Food Fight"
6. Gdy pomyślałem, że sceny pojedynków są zrobione dość sprawnie i interesująco Kobieta-Kot surfuje na kryminaliście, by uderzyć jego głową o ścianę...

oessu...