Filmem jestem trochę rozczarowana. Odebrałam go jako zbiór luźnych przemyśleń, rozmów i historii spiętych niedbale motywem czasu. Kilka momentów mi się spodobało (domy w Detroit, domek u podnóża wulkanów), ale brakowało mi kompozycji, struktury, morału - dowodu, że reżyser chciał powiedzieć coś konkretnego. Jeśli miałabym określić ten film jednym przymiotnikiem, to powiedziałabym: niespójny.
ciekawe, bo mi właśnie podobała się przemyślana struktura filmu:) Coś co na początku wydawało się jakąś niedbale wrzuconą historią (np. pierwsza sekwencja filmu pokazująca skoczka spadochronowego) na końcu okazuje się istotną częścią całości.
Wiem, bo właśnie Twoja wypowiedź skłoniła mnie ostatecznie, żeby na ten film pójść ;) A widziałeś (widziałaś) Samsarę? Niewiele oglądałam filmów artystyczno-dokumentalnych tego typu i mam niewielką skalę porównań, skojarzyło mi się z Samsarą właśnie i tamten film podobał mi się bardziej.
no to wybacz :DD a tak na poważnie początkowo też szedłem z poczuciem, że czeka mnie to co widziałem w np. Barace czy właśnie Samsarze. Niemniej zaskoczenie u mnie wpłynęło in plus.