Film uchronił od zapomnienia reżyserski Oscar dla Franka Lloyda. Dyskusyjny to wybór, ale były (?) to czasy gdy nagrody Akademii nie zawsze otrzymywali ci, co zasłużyli na nie najbardziej. Wciągnęła mnie jednak ta historia. Sceny bitewne są zaaranżowane z wielkim rozmachem, scenografia i efekty specjalne zadziwiają, ale co najważniejsze nie giną w tej powodzi efekciarstwa kreacje aktorskie i główne postacie. Duża zasługa w tym Corrin Griffith, która fantastycznie przekazuje transformację głównej bohaterki z nieokrzesanej i niezależnej buntowniczki w nieszczęśliwie zakochaną żonę ambasadora. Przyjmuje się, że Griffith otrzymała za swoją rolę nominację do Oscara, jednak w oficjalnych statystykach przed połową lat 90-tych nie było jej wśród nominowanych w tamtym roku aktorek. Do dziś kwestia nominacji aktorki jest sprawą dyskusyjną.
W epizodzie Marie Dressler i Joan Bennett.
7/10
Jako ciekawostkę podam, że jest to jedyny w hstrii Akademii film, który zdobył Oscara za reżyserię nie będąc (we wspomnianych statystykach) nominowanym za film roku.
Jak dla mnie ta nagroda wydaje się być zasłużona, choć z rywali Lloyda widziałem tylko "Melodię Broadway'u" Harry'go Beaumonta. Historia jest opowiedziana sprawnie, wciągająco i momentami czarująco, mamy tu romans i film historyczny (ze szczyptą komedii na początku) podane w strawnych proporcjach, do tego znalazło się tu kilka fantastycznych pomysłów (np. to w jaki sposób widz dowiaduje się o ślubie gł. bohaterki). No a do tego, wspomniane, świetne aktorstwo, dobre sceny bitewne (choć w drugiej widać liczne powtórzenia), ładne zdjęcia i doskonałe kostiumy. Zawodzi niestety nieco fabuła, momentami zwyczajnie dziurawa. Warto też dodać, że film kończy się w odpowiednim momencie, gdyż jak wiadomo dalsze losy bohaterki nie były zbyt wesołe...
Nie jedyny, Sqrchybyku, tylko jeden z dwóch: rok wcześniej Lewis Milestone zdobył Oscara za reżyserię "Two Arabian Knights", a film również nie miał nominacji w kategorii najlepszy film roku (ani w kategorii "film artystyczny", która istniała tylko ten jeden jedyny raz :P ).
Wtedy nie było kategorii "reżyser", a oficjalna baza Akademii, kiedy się każe jej "wyrzucić" zdobywców Oscara za reżyserię - w pierwszym roku wyrzuca "reżyserię komedii" i "reżyserię dramatu". Więc to taki "reżyser", ale w rozdwojeniu. :P
Inna sprawa, że oni wtedy jeszcze nie do końca wiedzieli, co robią. Mieli dwie kategorie "reżyserskie", a nie nominowali ani Wellmana ani Murnaua, choć ich filmy uznali za "najlepsze". :0