Film wyjątkowo mi się spodobał, ze względu na przesłanie. Po pierwsze: jest to film udowadniający jedną z moich ulubionych tez. Nie krew czyni ojca. Ben był OJCEM Otisa i nikt nie może się temu sprzeciwić. Wali to na głowy komentarze na Król Lew II o tym że "W filmie jest mowa że Skaza był ojcem Kovu, ale to nieprawda, to wina dubbignu" OCZYWIŚCIE ŻE NIE! To wina tych, którzy uważali Skazę za ojca Kovu (chodzi mi tu o zwierzęta, nie reżyserów dubbingu)! Dużo bardziej wolę wersję polską, gdzie jest powiedziane "Skazy syn stać nie może się...". Jest to zarąbisty wątek dramatyczny, gdyż miano "Skazysyna" jest dla Kovu pewnego rodzaju przekleństwem, nawet jeśli nie Skaza był jego biologicznym ojcem. I właśnie Krowy na Wypasie pokazuję prawdę tego właśnie stwierdzenia. Jest jeszcze scena śmierci Bena. Gdy gryzły go kojoty, a brat spytał się mnie "Czy go zabiły" to odpowiedziałem: "Na pewno nie, od czasów Króla Lwa nikt nie miał jaj by coś takiego zrobić" i BUM! Ben nie żyję... Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie... Mamy też Otisa, który spotkał krowę w ciąży, którą (jak to powiedział Borys z Zakochanego Kundla) "zechciał się zaopiekować". Fakt że główna postać kobieca w filmie jest w ciąży, z kimś innym niż z głównym bohaterem, rewolucjonizuję kino dla dzieci. No i na koniec teza główna: "Silny facet, potrafi zadbać o siebie... Prawdziwy facet, potrafi zadbać o innych!" stał się to jeden z moich ulubionych zwrotów.

Niestety wszystkie te plusy biję na głowę fakt, że jest to animacja zrobiona w nowym stylu, czyli humoru da mało inteligentnych dzieci. No i główny minus... Wymiona... Miliardy jest tu tematów na ten temat... Skoro są samce-krowy z wymionami, to czy są samice-byki z jajami? Bo podczas ostatniej sceny wyraźnie widać BYKA, bez wymion i z rogami...