Rozumiem, że "Kształt wody" może się nie podobać, chociażby ze względu na samą tematykę, czy też jakąś irytującą niektórych naiwność i banalność. Nie rozumiem jednak do końca, dlaczego wiele osób sprowadza ten film jedynie do stosunku kobiety i ryby, co nadzwyczaj spłyca całą historię. Historię o dwóch potworach, które połączyła jakaś relacja. Co więcej, całkiem poruszająca relacja, bo kiedy spojrzało się w oczy tego stwora poddawanego badaniom, naprawdę dało się z nich odczytać jakieś emocje. Bardzo mnie ten film zaintrygował i choć nie jest to film idealny (chociażby scena musicalowa), to niesie za sobą dość sporą dozę emocjonalności.
Cała recenzja tutaj: https://youtu.be/YFQ5Ojdd8w4
Człowiek-ryba sprowadzony do roli zwierzątka domowego,które dla jajeczka na twardo wszystko zrobi,być może nawet wyliże co nieco(nie mogłem się powstrzymać).
Heh, dobre ;) i zgadzam się z tym. Jak czytam w kółko, że nie rozumiem tego filmu to aż płakać się chce, przecież ten film ma głębie. Ma głębie od tyłu niestety.. Może i ładnie nakręcony, bajkowy itp ale historia nie powala. Jak komuś się podoba OK, niech mu będzie.. Mnie on obrzydził.
Chyba jestem jedyny, któremu scena musicalowa najbardziej podobała się z całego filmu :) Mam do niego ogólnie mieszane odczucia, ale bardziej mi tu przeszkadzają te wtrącenia w postaci masturbacji w wannie, opowiadająca Eliza przyjaciółce jak się bzykało z potworem (a wystarczyło pozostawić samą scenę w łazience, była wystarczająco subtelna, żeby ją potem zniszczyć tym dokładnym opisem Elizy), no i wątek z przyjacielem gejem jakby na siłę tu wtłoczony. No ale sam film jest pięknie nakręcony, czasami magiczny i uroczy. Jakby nie te minusy, które opisałem wcześniej, mogło to być nawet arcydzieło. A tak co wyszło? Taki kogel-mogel.