Pastisz filmu gangsterskiego i satyra na showbusiness w jednym - niestety, dość średnio udane i to, i to. W zasadzie jedynym realnym powodem, dla którego po obraz Davida Salle'a sięgnąć warto, jest obsada. Hopper, Turturro, Walken, Arquette - nazwiska mówią same za siebie. Niestety, większości przypadły w udziale drobne rólki, czy wręcz epizody (w jednym z nich pojawia się nawet Martin Scorsese, który wspierał projekt jako producent wykonawczy): widać, że zamiarem gwiazd było przede wszystkim wsparcie dla niezależnego przedsięwzięcia. Realna przyczyna jego powstania pozostaje dla mnie zagadkowa, bo nic odkrywczego, ani zasługujące na wyróżnienie w scenariuszu raczej nie znajdziemy. Należy więc przyjąć, że chodziło przede wszystkim o wygłup - całkiem wdzięczny, ale i tak błahy i bezcelowy. Ja musiałem, ze względu na uśmiechające się do mnie z afiszu "atrybuty" - jeśli ktoś czuje podobnie, jak ja, niech wali w ciemno, bo przy takim zestawie nawet fabuła przestaje mieć większe znaczenie.