PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=95070}

Kto sieje wiatr

Inherit the Wind
8,0 5 785
ocen
8,0 10 1 5785
8,7 3
oceny krytyków
Kto sieje wiatr
powrót do forum filmu Kto sieje wiatr

Nie jestem w stanie pojąć jak do filmu niemal kompletnego można było włożyć tak prymitywną i wręcz podłą propagandę. Nie mam żadnego problemu z tym, że twórcy chcieli w jakiś sposób zdezawuować chrześcijaństwo, wiarę w Boga, etc. Ale środki, które zostały do tego użyte zupełnie przekreślają twórców w kwestii zachowania proporcji. Cały ten pojazd przede wszystkim z ludźmi wierzącymi, w drugiej kolejności wiarą, bardziej pasuje do bolszewickich produkcji Ajzentsztajna, niż do hollywoodzkich. Wystarczyło niewiele i film mógłby być arcydziełem. Wypełnianie go najprymitywniejszą z możliwych propagandą jednoznacznie odbiera mu takie miano. Jest to tym bardziej szalone, że popis aktorski dwóch głównych bohaterów trudno znaleźć w jakimkolwiek innym filmie. Jedyny jaki mi przychodzi do głowy, który można spokojnie z nim porównać, to Petera O'Toole'a w filmie "Lew w zimie". Gdyby tylko twórcy zechcieli okazać swoim antagonistom tyle szacunku na ile jegoż sami zasługują, film byłby niekwestionowanym arcydziełem i spokojnie w pierwszej 25-tce filmów wszech czasów. A tak, pozostaje tylko oświadczyć, to co w tytule: "Twórcy zrezygnowali z miana "Arcydzieło" dla tego filmu".

ocenił(a) film na 6
chrisziyo

Co to znaczy zdezawuować?

ocenił(a) film na 9
Ramon134

http://sjp.pwn.pl/szukaj/zdezawuować

ocenił(a) film na 6
chrisziyo

To w takim razie zgadzam się z Twoją opinią. Dzięki za odpowiedź.

ocenił(a) film na 3
chrisziyo

Bardzo, bardzo trafne spostrzeżenie. Nic dodać.

ocenił(a) film na 10
chrisziyo

To mój najdłuższy komentarz na filmwebie ever. Bardzo rzadko piszę jakiekolwiek teksty.
Wydaje mi się (nie mogę być bowiem pewna), że wiem, co miałeś na myśli.
Nie chcę pisać, że stoimy po przeciwnych stronach barykady; jeśli chodzi o światopoglądowy spór zobrazowany w filmie, bowiem końcówka pokazuje, że można w pewnym sensie 'pogodzić' obie rzeczy; i pisze to totalna ateistka; ta 'zgoda' byłaby tolerancją jednych wobec drugich. Tylko tyle i aż tyle.
Nie wiem, czy propagandą nazywasz sposób, w jak March ukazał swojego bohatera (skądinąd: wielka kreacja; większa niż Tracy'ego; przynajmniej w mojej opinii). Mnie on jednak przekonuje i w ogóle nie przeszkadzają mi jego tiki i mimika; mało tego: one dla mnie uprawdopodobniają tę postać.
Być może drażni Cię bohater grany przez Gene Kelly'ego? (jedna z jego niewielu dramatycznych ról; jednak nawet w komediach i musicalach pokazał, że jest naprawdę dobrym aktorem; żaden z niego Brando, ale całkiem przyzwoity aktor, z dużo bardziej różnorodnymi środkami wyrazu niż wymagały tego musicalowe/komediowe konwencje tamtych czasów; rola Hornbecka to wręcz zwieńczenie jego aktorstwa; chyba u żadnego innego reżysera nie dostał takiej szansy ukazania siebie jako dramatycznego odtwórcy). Rzeczywiście Hornbeck wygłasza najbardziej skrajne poglądy, ale w sposób, w jaki to robi, tylko może pomóc mu zyskać (przynajmniej w moich oczach): sympatię. To ateista (chyba nie agnostyk?...) czystej wody. Jeśli dodać do tego zawód dziennikarza, to nie powinno dziwić jego kpiące, czy nawet cyniczne nastawienie. Przyjechał z 'wielkiego świata', całe południe (z pasem biblijnym na czele) to dla niego obce uniwersum, z totalnie innymi wartościami. Dla mnie jest to jednakże postać nie tylko bardzo prawdopodobna (również przez sposób, w jaki Kelly ją przedstawił), ale również bardzo prawdziwa. "Nawet jak jestem jak zjełczałe masło, to jestem na waszej kromce chleba", mówi do oskarżonego Bertrama i jego dziewczyny Rachel.
Mała dygresja: byłam w Stanach kilkakrotnie, ale były to 'najzamożniejsze' i najbardziej rozwinięte rejony: Nowy Jork, Waszyngton D.C., okolice Waszyngtonu, San Francisco i szerzej: SF Bay area i Hawaje. Nie są to więc miejsca charakterystyczne dla całego amerykańskiego społeczeństwa i dla wartości, które duża część tej społeczności wyznaje. Nie byłam na amerykańskiej prowincji. Ale z tego, co wiem głębokie południe dzisiaj niewiele się różni od stanu, pokazanego w filmie (którego akcja dzieje się w 1925 roku). Szokujące, a jednak. Nie zamierzam przybierać paternalistycznego tonu, zakładając, że inni wiedzą mniej niż ja. Na pewno bowiem spotkałeś się z opiniami ludzi (albo czytałeś/oglądałeś artykuły/książki/filmy) o amerykańskiej współczesnej rzeczywistości ("Nomadland" byłby tutaj najlepszym podsumowaniem, ukazującym śmierć American Dream). W wielu regionach USA bieda jest tak porażająca, że nawet najbiedniejsze miejsca w Europie nie mogą się temu równać. Po prostu totalne ubóstwo: materialne i duchowe (nie mam tu na myśli ślepej wiary w Stary i Nowy Testament; ale samodzielne myślenie niezależnych umysłów, niezależnych od opinii mieniących się duchowymi przewodnikami: hochsztaplerów).
Nie zgadzam się, że nie oddano antagonistom takiej samej przestrzeni do zaprezentowania swoich poglądów. Brady ma takie same pole do popisu, jak Drummond. Mało tego: Drummond pod koniec nazywa go wielkim, który w pewnym momencie zagubił się, bo szukał Boga za daleko i za wysoko; jest to chyba dostateczny dowód na to, że reżyser obie strony traktuje poważnie. Brady takie ma po prostu poglądy; jest totalnie zniewolony ideologią; a ona nie akceptuje samodzielnego myślenia; dlatego nazywa się wiarą. Po prostu wierzysz, a nie wiesz. A wiara jest ślepa. Z góry więc skazane są na porażkę jakiekolwiek próby konfrontacji tych dwóch postaw. To nigdy się nie uda, bo udać się nie może. Racjonalizm przeciwko emocjom. Pat.
Uważam również że końcówka jest najsłabszym punktem filmu. Z tego powodu miałam dać 9 zamiast 10, ale jednak tutaj moje emocje w stosunku do dzieła Kramera zwyciężyły i pozostawiłam 10.
Mam tu na myśli dwie kwestie: tyrada, jaka wygłasza Drummond w stosunku do Hornbecka. Jest ona szokująca. Nie tyle zarzuca mu, co wręcz stwierdza, że w związku z tym, że jest on ateistą, to jego życie musi być puste; ze nikogo nie ma, jest samotny. Nie wiem, jak można zakładać, że jedynie wiara daje człowiekowi ten komfort, dzięki któremu nie czuje pustki istnienia. Być może Hornbeck (nic nie wiemy o jego życiu, zresztą nie miałoby to nic do rzeczy w kontekście głównego tematu filmu) czuje się lepiej niż wielu innych, głęboko wierzących. Słowa Drummonda były dla mnie porażająco głupie (!) i puste. Być może ziarno prawdy tkwi w tym, co Hornbeck mu na to odpowiedział: "Dziwnych mamy w tym roku agnostyków". Może rzeczywiście Drummond nie jest nawet agnostykiem (nie mówiąc już o byciu ateistą); może rzeczywiście niewiele różni się od Brady'ego: jedynie tym, że toleruje innych, inaczej myślących. Może Hornbeck to zauważył, ten rozstaj, na którym oboje poszli inną drogą (Brady wybrał totalne zasklepienie w starotestamentowym rozumieniu wiary; Drummond: racjonalną ścieżkę kariery prawnika, aczkolwiek wiary nigdy się nie pozbył?...). Ale to nie jest powód, by życie ludzi niewierzących kwitować określeniem totalnej pustki i braku bliskich wokół siebie. Być może Hornbeck chciał widzieć prawnika jako tego, który stoi po jego stronie (przecież ma do tego prawo: Drummond przyjął zlecenie), a tutaj niespodzianka: Drummond okazał się kimś, kto bardzo profesjonalnie do swojego zawodu podchodzi, odkładając na bok (na czas prowadzenia spraw) swoje prywatne przemyślenia oraz sympatie/antypatie.
W tym kontekście (porównując obie postaci) Hornbeck jawi mi się, jako autentyczny; chyba najbardziej ze wszystkich głównych postaci (nie licząc oskarżonego Bertrama). Jest w nim totalna zgodność tego, co głosi, z tym, co wyznaje. Żadnego kuglarstwa. Prawda ponad wszystko; mimo tego, że podszyta cynizmem.
Druga kwestia zakończenia, to scena, która mogła być wielka, a została niepotrzebnie przedłużona i wręcz 'przegrana' przez Tracyego. Scena, w której 'waży' oba tomy: Biblię i "O powstawaniu gatunków" Darwina. Waży obie książki w rękach i waży, uśmiecha się przy tym. Ironicznie? Kpiąco? Ależ to niepotrzebne! Widzowie naprawdę nie są głupi! (mierzę tutaj innych własną miarą) i mogą sobie wiele dopowiedzieć. Wystarczyłby rzut oka Drummonda na stół, wzięcie dwóch tomów pod pachę i opuszczenie gmachu sądu. To wszystko. Less is more.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones