Naomi Kawase słynie ponoć z przedłużanych w nieskończoność naturalistycznych scen, co 'Las w żałobie' zdaje się idealnie potwierdzać. Do bolesnego minimalizmu jeszcze mu daleko, ale niewątpliwie naturalizm już tu jest. Kawase snuje tu nacechowaną elementami filozofii buddyjskiej, niby przejmującą opowieść o życiu i przemijaniu, ale jakąkolwiek siłę oddziaływania na widza skutecznie przesłania z czasem pogłębiająca się ekranowa nuda wywołana monotonią i nieznośnym przedłużaniem poszczególnych scen. W końcu ile minut można patrzeć jak ktoś gapi się na drzewa albo je arbuza? Niestety chwalonej na kolejnych festiwalach magii "Lasu w żałobie" nie dostrzegam; co najwyżej jest tu swoista estetyka obrazu.
Myślę, że to kwestia gustu. Ja oglądam z przyjemnością zarówno intensywne filmy, jak i również te, które skrupulatnie dozują wrażenia. Mogari no mori jest przykładem tego drugiego typu, w sposób bardzo spokojny i płynny (aczkolwiek nie przez 100% czasu) mamy okazję chłonąć prostą opowieść o życiu w otoczce japońskiej kultury i buddyzmu.
niby przejmująca? To jest prawdziwie przejmująca opowieść i jak dla mnie film nie ma bezcelowych dłużyzn. Scena z arbuzem to akurat jedna z najlepszych w kinematografii, takie smakowanie miąższu życia niezależnie od wieku. Film jest pełen magii, las w nim pokazany kojarzy mi się z wierszem Leśmiana i takimi wersami ( napiszę jak zapamiętałam, może być to niedokładne, ale specjalnie nie chcę szukać oryginału, żeby było to przesiane przez moją percepcję) ....,,,,, gdy wnosisz do lasu znój swego żywota i to wszystko tak niepodobne do tego co leśne, słyszysz otchłań jak jak tęskno w gęstwinie się miota i rozrania o sęki swe żale bezkresne..... Kultura Japonii, buddyzm i nasza kultura a głębia odczuć taka sama
w 2007 widziałam ten film na Horyzontach a teraz obejrzałam drugi raz bo nie zapomniałam o nim
Też widziałem w 2007 na NH. I tak, nie jest to dobry film. :) Nie przejmuje - to fakt bezsporny - i szybko zaczyna nużyć. :)
To Cię wyzywam na pojedynek ;)
Scena z jedzeniem arbuzów jako smakowania miąższu życia to jedna z najlepszych scen w kinematografii.
A tak ogólnie to przecież żartujesz i tak naprawdę ten film tak tkwi pozytywnie w Twej pamięci, że odkopałeś mój temat .
Tego nie widziałam i nie wiem czy jest średni, ale wiem, że Mogari no mori na pewno nie jest średni, a Grand Prix w Cannes było jak najbardziej zasłużone, tak jak w tym roku ICS Cannes Award dla Only Lovers left Alive.
W tych tak odmiennych kulturowo i reżysersko filmach jedno jest wspólne, nastrój zbudowany z podskórnej rzeczywistości, z pogranicza jawy i snu i uczucia co zdają się zaginać czasoprzestrzeń. Jest magia w tym filmie i to taka co rozświetla pamięć, tak samo mam z filmem Artysta, z którego scena wdarcia się dźwięku w świat kina niemego tkwi w mojej pamięci jak taniec mgły wśród drzew z Mogari no mori. Czasem w filmie dla mnie nie jest najważniejsza fabuła, a to coś, co pozwala widzieć wielowarstwowość i symbolikę.
Jeżeli Ty uważasz go za przeciętny, to widocznie nie odbierasz na takich falach :)
A, dodam, że scena z arbuzem, która była - o ile pamiętam - mniej więcej w połowie filmu JESZCZE mi się podobała. Ale to co po niej to już było dno. A przynajmniej tak to pamiętam. :P Nie lubię filmów, które UDAJĄ, że są wybitne, choć nie są. Prawdziwy smakosz kina odróżnia "artystowskie" byle co od prawdziwej Sztuki, więc wiem, co mówię. :P
Ech, prawdziwa sztuka to w kinie gości bardzo rzadko, a prawdziwa Sztuka jest tworzona z powodu natchnienia i nie dla kasy, ani nie dla sławy, wiec jeżeli zaczynamy już z tej półki rozmowę to Sztuke przez wielkie S mozna znaleźć w kinematografii w filmach niezależnych i nieodkrytych " półkownikach" zapewne, w końcu Odyseja Kosmiczna też była swego rodzaju "półkownikiem", A Mogari no mori wcale nie udaje filmu wybitnego, on jest świeży jak rozbity na polu arbuz i jedzony na poczekaniu, jest klimatyczny i już, wcale nie średni.
Masz rację, nie wiem czemu on ma na filmwebie takie niskie oceny, chyba ludziom szwankuje wyobraźnia.