Stary film filmem, ale niech tam sobie będzie z którego roku chce ta animacja, co nie zmienia faktu, że jest zwyczajnie nudna.
Tytułowy jeździec pojawia się tu w ostatnich pięciu minutach filmu, a do tamtej pory jest jakaś ckliwa sztampowa melodrama.
No dobra, jest sporo slapsticku, ale twórcy przegięli z tym elementem. Potrafią robić ekstra nastrój do horroru, te wszystkie zdjęcia super wyglądają, tylko że oni te momenty straszenia przeplatają durnymi gagami slapstickowymi, co psuje całe wrażenie.
Przesadzono też z tą bzdurną narracją, widać przecież jak na dłoni, co się dzieje na ekranie, a narrator (którym zazwyczaj jest Ichabod) nie musi jeszcze tego dodatkowo mówić, jak się do tamtej szprychy zaleca.
Że niby to bajka dla dzieci była? To dzieci w tym 1949 roku musiały być bardzo zacofane. Jakby pierwsze 25 minut skrócić do 5, a ze sceny z jeźdźcem wyciąć ten slapstick to mogłaby powstać fajna 8 minutowa bajka.
I do tego jeszcze ten polski dubbing zniszczył ostatnią piosenkę. Czy chórek nie powinien być straszny? Wszędzie dookoła atmosfera grozy, to oni też bardziej mrożącym krew w żyłach, a nie takim wesołym głosem powinni śpiewać.
Ktoś mi powiedział, że to stara, dobra Disneyowska bajka. Gówno prawda. Pamiętam taki stary odcinek Myszki Miki, gdzie ten musiał udać się do zamku szalonego naukowca, by uratować Pluto. To była dopiero superbajka. Pamiętałem ją z dzieciństwa, odświeżyłem sobie niedawno (na youtubie) i dalej robi wrażenie, mimo że jest jeszcze starsza od tej. Czyli moja konkluzja taka, to nie kwestia wieku, ale ogólnie gówniana jakość sprawiają, że "Legenda o Sennej Dolinie" jest naprawdę kiepskim filmem.
Wiesz, zdaje się, że to w ogóle Disney zapoczątkował łączenie komedii z horrorem. :) Też pamiętam i uwielbiam tę krótkometrażową historię o Myszce Miki, psie Pluto i szalonym doktorze (miało to tytuł "The Mad Doctor", czyli "Szalony Doktor" i było z 1933), choć historię o Ichabodzie też lubiłem i miło wspominam, choć może bardziej przez sentyment niż walory tego filmu.