Wydaję mi się, że niektórzy, albo nawet i większość nie zrozumiała tak naprawdę o co w tym filmie chodzi. Reżyser idealnie przedstawił wyidealizowany świat w sanatorium, że ludzie dążą do bycia doskonałym, a przecież wystarczy siebie po prostu zaakceptować. Sam Baron dążył do zachowania czystości rodu, bo nie wyobrażał sobie innej nieczystej krwi wmieszanej w jego. Pacjenci uważali wszystko za piękne, nawet pożar sanatorium. Pewnie przez te robale w ich organizmie mieli pomieszane w mózgu i każde zło, albo dziwactwo uważali za największą dobroć, końcówka to właśnie pokazuje, że w głównym bohaterze coś zaczyna się zmieniać (jego psychiczny uśmiech) i Hannah uratował tylko dzięki wspomnieniom z dawnego życia. Według mnie to na pewno nie jest horror, lecz thriller, który w 100% pokazał błądzenie ludzi po tym świecie do bycia idealnymi.
Dziwi mnie, że pod niejednym filmem dającym do myślenia jest tak niewiele komentarzy o przesłaniu, więc szacun za sam ten fakt. Jednak moim zdaniem trafniejszy jest wniosek, że przesłanie mówi o dwóch złotych cielcach, z jednej strony nieskazitelność, z drugiej bycie jak najwyżej ponad resztą ;)