PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=107466}

Lemony Snicket: Seria niefortunnych zdarzeń

Lemony Snicket's A Series of Unfortunate Events
7,0 78 815
ocen
7,0 10 1 78815
6,4 17
ocen krytyków
Lemony Snicket: Seria niefortunnych zdarzeń
powrót do forum filmu Lemony Snicket: Seria niefortunnych zdarzeń

W Anglii kupiłem ksiazke za jakieś przysłowiowe grosze (tylko drugą część). Kupiłem, nie tylko dlatego, że była śmiesznie tania, ale dlatego, że widziałem w telewizji program o powstawaniu adaptacji filmowej, w której zagrał Jim Carrey. Wystarczyły mi urywki programu, aby przekonać się, że „Lemony Snicket’s: A Series Of Unfortunate Events” jest filmem nieprzeciętnym, chociaż kierowanym do dzieci, kiedy ponad 90% tego typu filmów to już klony „Harrego Pottera” i gorszych. Dodatkowo w Anglii widziałem urywek filmu DVD i jeśli bardzo podobało mi się przypadkowe pięć minut filmu, stwierdziłem że cały film z pewnością przypadnie mi do gustu. Przegrałem go sobie. O filmie można wiele pisać. Podobało mi się w nim praktycznie wszystko. Jedyne czego można pożałować to fakt, że zmieniono trochę książkowych rzeczy na potrzeby filmu oraz postępująca „silikonizacja” kina na potrzeby tańszych efektów specjalnych. Najlepiej byłoby aby produkcją zajęli się ludzie związani z filmami Tima Burtona. Komputerowe tło nie zastąpi makiet i miniaturek, od razu rzuca się w oczy. Muzyka Elfmana także doskonale pasowałaby do tej opowieści. Ale dosyć narzekania. Film jest wspaniały, oryginalny i cudownie zagrany. Technicznie także wygląda i brzmi świetnie. Warto zapoznać się z obfitymi dodatkami, szczególnie tymi, gdzie popis improwizacji daje Jim Carrey. Jim Carrey nie jest jedyną gwiazdą filmu, ale młodzi aktorzy grają całkiem dobrze.

„Seria Niefortunnych Zdarzeń” to przygody pechowego rodzeństwa Baudelaire’ów. Nazwiska nie są przypadkowe. Mają się kojarzyć ponuro. Baudelaire był w końcu wyjątkowo posępnym artystą. Sam pamiętam jak recytowałem w klasie jego „Spleen 2”. Jedna z postaci ma na imię Poe, jak Edgar Alan Poe – kolejny pisarz ponurak, kojarzony z literaturą grozy. Jest to o tyle ciekawe, że w końcu film i książka przeznaczone są dla dzieci, jednak autor celowo podkreśla ponurawość klimatu, nietypowy wisielczy klimat. Oczywiście robi to w tak subtelny sposób, że nie można zarzucić mu złej intencji demoralizowania i dołowanie młodych. Całość można określić czarną komedią dla młodzieży. Film jest zabawny, ale książka znacznie lepsza. Osobiście pisząc tę recenzję czytałem tylko drugą i jedyną część, jaka wpadła w moje ręce, ale domyślam się, że nie musi to być wcale najlepszy z tomów. Opisuje on zdarzenia po tym, kiedy trzy sieroty Baudelaire opuszczają Dom okrutnego wujka Olafa i trafiają do kolejnego opiekuna. Dla tych co nie znają fabuły, napiszę tylko że Olaf to podstępny jegomość, który żerując na tragicznej śmierdzi rodziców trójki bohaterów, stara się zgarnąć ich fortunę. Na szczęście Violet, Sunny i Klaus uciekają mu w pierwszej części trafiając do domu dalekiego krewnego o imieniu i nazwisku Montgomery Montgomery. Doktor ten fascynuje się wężami (stąd nazwa tomu) i postanawia z miejsca zabrać dzieci na długą wycieczkę do Peru. W ich drogę wchodzi jednak ponownie okrutny i podstępny Hrabia Olaf, przebrany za pomocnika naukowca – Stefano. Olaf zostaje przez dzieci zdemaskowany natychmiastowo, jednak książka uczy, że czasami ignorancja dorosłych jest tak wielka, że powoduje ślepotę. Dzieci nie mogą liczyć na pomoc dorosłych, którzy mając co prawda jak najlepsze intencje, ale nie są w stanie zauważyć tego, co dla dzieci wydaje się oczywiste. A dzieci to przecież nieprzeciętne: Klaus czyta setki książek, Violet jest młodą wynalazczynią, a Sunny to gryzący wszystko mocną szczęka niemowlak, który potrafi nieźle improwizować, kiedy zachodzi taka potrzeba. Napisawszy, że wszystko kończy się świetnie, skłamałbym. W życiu tego dziwnego rodzeństwa zdarza się wyłącznie pech i krótkie momenty radości.

Nie jestem w stanie napisać, jak bardzo podobała mi się książka, a po przeczytaniu jej miałem jeszcze większą ochotę obejrzeć film ponownie. Całość napisana jest w niby ponurym stylu, ale dorosły człowiek szybko wychwyci nuty ironii, a wszystkie smutne rzeczy biorąc za rodzaj żartu. Styl Snicketa był po prostu niezwykły. Każdy tom poprzedza niesamowity wstęp, którym jest niby list do wydawcy, co ma zapewnić młodego czytelnika, że historia jest jak najbardziej prawdziwa. Autor często tłumaczy trudne słowa w bardzo zabawny sposób, używając całych pokładów ironii (nie wiem jak inaczej nazwać ten styl). Snicket lubił pisać rzeczy w stylu: „I tu chciałbym napisać, że wszystko dalej potoczyło się po myśli dzieciaków, ale jak pewnie dobrze wiecie ich życie to pasmo samych niefortunnych zdarzeń”… itp. Aby dzieci nie powtarzały niektórych pomysłów książkowych bohaterów, pisze on na przykład aby pod żadnym pozorem nie próbować powtarzać tego w domu i jedna strona książki to słowo powtarzające się słowo „nigdy”… Nie potrafię także wytłumaczyć dlaczego okropnie śmieszą mnie takie szczegóły, jak nazwanie niegroźnego węża „Śmiertelnie Jadowitą Żmiją”, tylko po to, aby wystraszyć członków zrzeszenia badaczy gadów, wypuściwszy niby niechcący żmiję z klatki… Te same żarty opowiedziane w inny sposób, przez kogoś innego nie byłyby śmieszne. W książce jednak są one perełkami. Wydaje mi się, że to jest właśnie ta magia książek, na przykład w tym przypadku kojarząca mi się z serią „Mikołajek” – niby się tam tłuką i leci krew z nosa, ale niewinność świata opisanego w książkach – przeciwieństwo dzisiejszych realiów, - może być dla starszego czytelnika jak pigułka przenosząca go do czasów młodości. Nie wiem, jak odbiorą tę książkę dzieci, ale to chyba coś, co najbardziej będzie się podobać dorosłym dzieciom. Czasami, aby docenić coś genialnego z dzieciństwa, trzeba już mieć je dawno za sobą.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones