Może jesteśmy już za starzy na tę bajkę, ale pomijając fakt, że bardzo nam się podobała, to zachodzimy w głowę:
1) Czemu Merida po prostu nie wypowiedziała zaklęcia, które podyktowała jej wiedźma, tylko bawiła się w jakąś akcję z gobelinem?
2) Wiedźma wyraźnie powiedziała, że trzeba WYPOWIEDZIEĆ zaklęcie, mieliśmy nadzieję, że skoro już bawi się w szycie gobelinu to robi to DODATKOWO i finalnie wypowie zaklęcie, tak jak kazała wiedźma. Tymczasem nie - matka została odczarowana w zupełnie inny sposób, niż ten, o którym mówiła czarownica.
3) Skoro już wymyśliła tę całą akcję z gobelinem to dlaczego od razu założyła, że matka musi być obecna przy jego zszywaniu?
a) nie mogła sama iść do zamku i zszyć gobelinu, nie wzbudzając żadnych podejrzeń?
b) zakładając, że matka faktycznie musiała być przy zszywaniu tego dywanu, to nie łatwiej byłoby od razu wywlec go z zamku, tak jak to finalnie zrobiła, zamiast ładować się do zamku z niedźwiedzicą?
Takie nasze przemyślenia.
No mnie też od razu skręcało - "czemu nie mówi tego cholernego zaklęcia" :D ale i tak bajka wyjątkowo zabawna, a król Fergus mega śmieszny :D
A to nie miało być takie symboliczne "zaszycie blizny"? Co do obecności matki (niedźwiedzicy) w zamku to zgadzam się xD Ale śmiesznie wyszło :D
W czasie oglądania miałam jeden zasadniczy problem. Czemu Merida po prostu nie spytała matki, czy naprawdę musi wybierać między trzema karykaturami chłopców? Matka pomyślałaby chwilę i przyznała rację, po czym odwołała wszystko bacząc przede wszystkim na jakość genów, jakie zostaną przekazane jej wnukom.
Od kiedy to małżeństwa królewskich potomków były dobrowolne? Pomysł na konieczną przed związkiem miłość romantyczną jest raptem XIX wieczny. Przedtem nawet w przypadku zwykłych śmiertelników decydowali rodzice, status społeczny, majątkowy, czasem widzimisię swatki. Małżeństwo Meridy miało gwarantować spoistość królestwa i lojalność podległych klanów. A w Szkocji było to bardzo trudne. Z miłości to mogli pobierać się biedacy, ewentualnie wdowy przy ponownym małżeństwie.