Nie dałem rady obejrzeć do końca, a na prawdę próbowałem.
Bohaterowie są sztuczni, przesiąknięci patosem i wyprani z emocji. Każdy jeden dialog jest tak napompowany, że dziwne iż to wszystko jeszcze gdzieś nie uleciało.

To bym jeszcze przełknął, ale "realizm wojny" spowodował że kilka razy z krzesła spadłem.
Jeden samolot pikuje prosto na kilka baterii przeciwlotniczych nawet nie próbując unikać ostrzału, a następnie zrzuca jedną (powtarzam jedną) bombę która rozwala pół lotniska i kilka stojących na pasach bombowcach.

To jeszcze nic. Trzeba zobaczyć jak wielki lotniskowiec dzielnie unika spadających bomb jakby był motorówką. No i wisienka tej sceny jest taka, że cała załoga na pokładzie stoi i ogląda sobie jakby nigdy nic, gdy leci na nich bombowiec kamikadze, gdy jeden jedyny żołnierz wpada na pomysł by wskoczyć do myśliwca i perfekcyjnym zestrzeleniem uratować cały świat.

Ja rozumiem Hollywood, film akcji, ale to wszystko jest tak przesadzone że aż głupie.
Rozumiem też, że komuś może się podobać taki rodzaj twórczości, ale ocenianie tego filmu na 8,9,10 to jakiś chory żart.