PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=10021304}
5,9 4 452
oceny
5,9 10 1 4452
5,2 12
ocen krytyków
Na twoim miejscu
powrót do forum filmu Na twoim miejscu

Zupełnie mnie nie przekonał. Nie wiem czy twórcy chcieli przedstawić rozłam w tym małżeństwie jako coś naprawdę poważnego czy jako chwilowe pogorszenie nastroju, ale ja tam bynajmniej nie dostrzegłem objawów prawdziwego kryzysu. Zakładam więc, że dla zapewnienia klimatu luźnej komedyjki, chodziło tylko o lekki kryzys. Ale ów początkowy etap, gdy wszyscy byli jeszcze sobą został zagrany na mierny z plusem. Dialogi oceniłbym nieco lepiej, ale autentyzmu było tam niewiele.

Ujęcia z terapii dla par - zbędne. Bo albo wykorzystujemy takie miejsce, by stworzyć zdecydowanie więcej scen: dramatycznych, komediowych bądź obu na raz albo nie strzelamy z armaty do wróbla i przedstawione w filmie sceny pakujemy w rutynowe, codzienne okoliczności. Miałoby to więcej sensu.

Bardzo mi się nie podoba pani Gałązka usiłująca odgrywać rolę swojego filmowego męża. Usztywnione ruchy i lekko bucowaty wyraz twarzy to główne środki wyrazu, na jakie decyduje się jako mężczyzna. Jej partnerowi granie zamiany wychodzi znacznie lepiej, choć chyba miał w tym względzie nieco łatwiejsze zadanie.

Film bazuje na ekstremalnie prostym kręgosłupie. Rolą twórców było barwne wypełnienie go, jak rozumiem, głównie akcentami komediowymi oraz romantyczno-sentymentalnymi z mikroelementami dramatu. Niespodziewana zamiana ról to klasyka - gigantyczne pole do popisu, zwłaszcza że konwencja jest przecież umowna i z przymrużeniem oka. Mężczyzna w ciele kobiety może być zarówno płaczliwy (bo hormony działają) jak i zachowywać się karykaturalnie męsko (w końcu jest mężczyzną, a poza tym panowie nierzadko włączają tryb ultramęski jako reakcję obronną). Niestety scen zabawnych jest tu jak na lekarstwo.
"Idę siku. Idziesz?" wypowiadane w pracy koledze przez kolegę wprawdzie bawi, ale i tu twórcy poszli na łatwiznę, bo to pytanie pada zupełnie bez kontekstu.
"Gdzie jest Antek?" "A który to?" - pada z kolei we właściwym kontekście i mogłoby być zabawne, ale pani Gałązka wydaje się grać w tej scenie raczej przyćpanego nastolatka niż męża i ojca.

A propos, jak na sentymentalno-romantyczny film, może irytować (któraż to już pośród polskich filmów ostatnich lat?) nachalna promocja ćpania, eltebegie i zdrady, jakoby nieistotnej, a może wręcz cementującej związek. Nie wiem co mają w głowie ludzie, zakładający, że widzowie będą śmiać się do rozpuku, bo jakieś poboczne postacie filmu przyjmą omyłkowo porcję THC i w pewnej chwili zaczną z wszystkiego się napieprzać. Wprawdzie Frycz i Pakulnis robią co mogą, by wywiązać się w tym filmie z postawionych zadań, ale w takiej sytuacji właściwie mogą już niewiele.

Cała ta infantylna intryga z kochanicą w biurze i superważnymi Japończykami mieści się w konwencji lekkiej komedii, więc mogłaby zostać. Choć lepiej, by okraszały ją nieco sensowniejsze wypowiedzi niż np. "Nie po to ja studiowałam japonistykę, żebyś mnie teraz olewał". Bohaterka w ciele mężczyzny powinna chyba nieco bardziej się napocić, starać się ogranąć temat, usiłować coś pojąć, przetrawić, zapamiętać. Scena ze spontanicznym bredzeniem trzy po trzy, które okazuje się genialną propozycją byłaby wtedy nieco bardziej dramatyczna. Wychodzi bowiem na to, że cały ten pajplajn był nie wiadomo po co, bo jedyne co Japończycy mieli usłyszeć to, że "mamy bobra". Czy tam - świstaka. Zresztą później to już zupełnie nie wiadomo czy kobieta zastępuje świstaka czy o co chodzi. No ale powiedzmy, że to możemy pominąć, bo co innego było w centrum wydarzeń. Ale intryga w przedszkolu w zasadzie była jeszcze mniej spektakularnie zarysowana. Po prostu w moim odczuciu nasz bohater w ciele kobiety powinien przeżyć porządną traumę, zgubiwszy dziecko, a widz ma ją widzieć. Ja tam emocji nie widziałem. Raczej jakąś przytłumioną nonszalancję.

W każdym razie, jak rozumiem, właśnie te stresory z obu stron miały być głównymi czynnikami scalającymi na powrót rozpadające się małżeństwo. A jednak zbyt mało było i dramatyzmu i, jakże oczekiwanej, zabawności. Udaną pułapką na wrażliwego widza mogą być co najwyżej sentymentalne sceny z dziećmi.

Gdybym poszedł na ten film do kina, po obejrzeniu opisu, byłbym srodze zawiedziony. Jeśli trafiłbym nań, w znużeniu przerzucając kanały na pilocie, pewnie zawód byłby nieco mniejszy. Ale to zawsze zawód.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones