przez mniej więcej siedemnaście lat swojego istnienia, żyłem w przekonaniu, że kino azjatyckie jest po prostu nudne. skośne oczy, żółto-pomarańczowe twarze w dziwacznym kształcie i śmieszny język + dziwne literki (jak oni piszą smsy?). taka, ot, mało fascynująca ciekawostka z tych azjatów, ale to wszystko. nie sądziłem, że może tam postać coś co mnie zainteresuje. a tu jednak..
niespodzianka. obejrzałem, prawie mną wstrząsnęło i nie mogłem zapomnieć o tym co zobaczyłem, a nieczęsto się zdarza, żeby film nie opuszczał mojej głowy zaraz po końcowych napisach.
dziękuję panom Kim i Lee, kimkolwiek są, za zakończenie. pokroiłbym się gdyby skończyło się po amerykańskiemu, naciąganym hepiendem. cudowne ozdrowienie Soon-Jin byłoby chyba najgorszą rzeczą jaką możnaby zrobić temu filmowi. no, nie licząc umieszczenia w obsadzie paris hilton ;}
to polecam zapoznać sie szerzej z kinem azjatyckim, bo jest w ostatnich 20 latach na wyższym poziomie niż amerykańskie.
Głównie ci rezyserzy mnie zaskakują:
Yimou Zhang, Kar-Wai Wong, Takeshi Kitano, Miyazaki,
Ki-duk Kim, Jae-young Kwak
itp