To jest ten film po którym czuje się ciężar gdzieś głęboko w duszy przez kilka dni. Uwielbiam takie filmy. Czy tylko ja tak mam?
właśnie to co mówię, dla dojrzałego kinomana nie ma w tym filmie nic, na niczym się nie da zawiesić na dłużej. Ten film jest stratą czasu.
Ktoś kto widział sporo filmów nie ma szans aby ten film cokolwiek wniósł poza zmarnowanym czasem.
Te oceny 10 to są od dzieci lub ludzi którzy nie oglądają filmów i jest to ich pierwszy film w życiu.
Ten film jest schematyczny i miałki dialogi mierne opowieść poniżej miernej muzyka... no ja pie… tragedia
Osobiście nie mogłem się niczym zachwycić
nie myśl sobie, że na Ziemi żyje chociaż jedna istota która nie ma własnych demonów każdy toczy walkę na tym polega życie, egzystencja i stawianie kolejnych kroków. Jeśli w tym filmie są jakieś rozterki to sądzę, że ty żyjesz jak pączek w masełku. Ten film dla ludzi którzy toczą poważną walkę to komedia z happy endem.
Ale ile można wygłaszać opinie o płytkim love story? tomb2525 najwidoczniej Tobie również zapadł głęboko w pamięć jeśli czytam już którąś Twoją opinię na tym forum. Dla Ciebie płytkie, dla innych wzruszające. Należy negować? Zrobili kawał dobrej roboty, o ile komuś może nie podobać się wątek tak jeśli chodzi o muzykę, to jest majstersztyk! Polecam więcej empatii, a mniej pogardy dla odmiennych opinii. 10/10 !!!! Gra aktorska i wszystko! Tyle w temacie.
Dałem kilka wpisów w odstępie raptem dwóch-trzech dni po obejrzeniu filmu. I to w raptem dwóch czy może trzech wątkach na forum. Tyle i aż tyle. Więc nie wiem czego tyczy się Twój przytyk pod moim adresem. Poza tym faktycznie film zapadł mi w pamięć ale jako kolejny średniak określany przez masy mianem wybitnego.
Kolejna sprawa, nie neguję niczyjej opinii. Bynajmniej. To co poddaje w wątpliwość, to rzekomy "kawał dobrej roboty", co w "A Star is Born" jest raczej niedostrzegalne. Widziałem w życiu wystarczającą ilość świetnych, a niekiedy nawet wybitnych melodramatów, by nie zachwycać się przeciętnym filmem ze średniej półki. Muzycznie faktycznie film jest dobry, ale aktorsko nie ma czym się zachwycać. "Narodziny Gwiazdy" uciągnął jedynie Cooper i jeżeli ktokolwiek zasługuje na jakiekolwiek uznanie to tylko on.
Bez komentarza, jeżeli ktoś wyżej ocenia "Tomb rider" i tym podobne filmy, to nie ma sensu dyskutować.
"Tomb Raider" to zupełnie inne kino, które rządzi się zupełnie innymi prawami. Tym samym jest oceniany w zupełnie innych kryteriach. A ponieważ jest to film rozrywkowy, to cóż...ma trochę lżej. "Narodziny Gwiazdy" to natomiast kino dramatyczne. Dramatów wydziałem w życiu multum więc i oczekiwania mam co do tego gatunku bardziej wyśrubowane.
właśnie w tym jest problem z tym filmem, że dla widza z doświadczeniem ten film nie może wzbudzić żadnych większych emocji, wszystko to już było, dialogi słabe, nic nie iskrzy między aktorami, sztucznie generowane problemy, muzyka badziewiasta.
Wszystko się opiera na tym co napisałeś "Widziałem w życiu wystarczającą ilość świetnych" no o to chodzi. Na dodatek końcówka jest tak oczywista, że aż śmieszna.
Ja bym nawet 5 nie dał.
Dla mnie cały ten scenariusz jest okropnie sztuczny i oklepany, od samego zapoznania się bohaterów po kolejne etapy, pierwszy występ etc...
Dla mnie ten film jest absolutną stratą czasu nic kompletnie nie wnosi ani odrobiny emocji ani artystycznych odczuć
Ani to melodramat ani film muzyczny... miałkie nic.
To jest czysty hollywoodzki szablonik musi być kobieta mężczyzna.
Ciekawe co by powiedzieli o takim filmie gdyby to była produkcja polska i wystąpił by Karolak i Foremniak.
Po co dyskutować z dyletantem, który nie widzi, że Lady Gaga była niesamowita w tym filmie?
Dla mnie to zaskoczenie, fenomenalna niespodzianka, co do filmu byłem sceptyczny nieco, a co do Lady Gagi - pomimo "rodziny Soprano" - również.
Wyszło wybitnie i należą jej się brawa.
A ten sobie napisze, że nie. I ok.
Kto mu zabroni?
Uśmiech pod nosem i niech sobie hejtuje. Polszczyznę ma niezłą, tyle dobrze.
Przepraszam że nie dostrzegam "geniuszu" w tej jakże prostej i niezbyt skomplikowanej roli. Jak widać moja definicja niesamowitości i wybitności jest zgoła inna.
W ogóle mi to nie przeszkadza, każdy ma prawo do dyletanctwa - w internecie w 6 minut znajdziesz opinie, że Messi czy Lewandowski nie potrafią grać w piłkę, ziemia jest planetą niekulistonormatywną, a autyzm wyleczyć może chlorek sodu.
Nie chodzi o jego zrozumienie, po prostu nie w każdym wzbudza emocję, jak dla mnie przesadzony. Na siłę chcieli zrobić z tego wielkie wow.
Uwierz mi mam to samo, te dziwne emocje, właśnie oglądam drugi raz, na Shallow gdzie śpiewają razem mam ciarki od stóp do głowy, pierwszy raz na filie śmieje się i ryczę jak dziecko, wiele filmów widziałam w swoim życiu, ale ten jest inny i wyjątkowy, być może nie spodoba się każdemu ale to kwestia gustu.
No co ty, mam podobnie do Ciebie. Arcydzieło to film, który "trzyma" Cię przez dobre kilka dni. Tak właśnie jest z "Star is born"
zgadzam się z każdym słowem :) mnie ten film trzyma do tej pory i wciąż chce mi się płakać, jak oglądam teledyski ze ściezki dźwiękowej <3 nie jest bez wad, ale swoje zadanie spełnia - trzyma się we łbie przez długi czas. Rewelacja :)
Dopiero dzisiaj obejrzałam, ale myślę, że przez parę dni dalej będę o nim rozmyślać (cały dzień nucę "Shallow" :) ). Dobre pół godziny płakałam i nie mogłam się uspokoić. Przepiękna historia (scenariusz), wspaniała gra aktorska I teksty piosenek poruszające serce.
Dotrwałem do połowy. To było strasznie pretensjonalne i miałem wrażenie że to już gdzieś widziałem jakieś 5 razy :/
To samo. Ciężki film pod kontem zarówno muzycznym ( oklepane, nudne i tendencyjne pop lamenty ) jak i pod kontem fabularnym. Początek nawet nie był najgorszy, pierwszy utwór Jacke'a z dobrym blues rockowym pazurem, później to już równia pochyła...chyba oczekiwałam jakiejś głębi, jak się okazuje kompletnie bez sensu.
dokładnie to samo. Przed tym filmem obejrzałem tę wersję z lat 70-tych. Uznałem że był nudny i taki bez pazura. Tutaj podobnie. Początek był ciekawy w tym Drag queen klubie, i wykonaniem po pijaku tej wersji utworu. Muzyka (a to chyba ważny element tego filmu) okazała się miałka i bez wyrazu.
Ano...trzeba chyba lepsze filtry weryfikacyjne zakładać ;) Żeby daleko nie szukać: "Bohemian rapsody". Dobrze się ogląda filmy o wyrazistych, niepowtarzalnych osobowościach scenicznych, które maja w sobie jakaś autentyczność, prawdę, oryginalność...no już nawet zdecydowanie lepiej mi się oglądało film o Amy Winehouse mimo, że takiej muzyki nie słucham, po obejrzeniu czułam się sponiewierana, jej relacja z tym dupkiem, ktory pasożytowal na niej fizycznie i emocjonalnie jest niesamowita, konkretny melodramat... można się spierać, że historie Frediego i Amy to praktycznie dokumenty a tutaj mamy fikcję, ale przecież z prawdziwego życia bierze się tyle dobrego materiału, pytanie tylko do kogo ma dotrzec taki film i czyje gusta ma zaspokoić? W tym wypadku odpowiedź jest oczywista i smutna zarazem.
Treść tego filmu jest chyba skierowana do młodych amerykańskich dziewczynek które chcą śpiewać. Środowisko Gejowskie z którym mam do czynienia również się jara strasznie . Bo Gaga to bogini :p . Bohemian też miał duży "hype", ale dla mnie niepotrzebne mieszanie w faktach zupełnie dało inny obraz zespołu i Freddiego. Chociażby to że w filmie Jest już chory czy też świadomy swojej choroby na koncercie Live Aid. Freddie dowiedział się dopiero dwa lata później. To samo z momentem gdzie członkowie zespołu mają pretensje o solowe płyty kiedy sami mieli już na koncie kilka. No ale kryzys musiał jakiś być w filmie. Moi znajomi płakali na filmie a mnie raczej on śmieszył. Te filmy tak naprawdę mają na celu pokazanie zarysu postaci i drogi do dalszego eksplorowania zespołu . Tak miałem z The Doors kiedy dopiero wtedy zacząłem dowiadywać się więcej na ich temat. Tutaj w " Narodziny gwiazdy" mamy fikcje można robić co się podoba. A tak przy okazji Jack Ginie na koniec? bo w wersji wcześniejszej jest wypadek samochodowy. Nie mogłem tego oglądać do końca nie dałem rady :)
Wiesz, jakoś tam mi się wydaje, że Pop kiedyś a teraz to jest coś zupełnie innego...Nawet porównanie Madonny do Tych gwiazdeczek naszych czasów jest jakieś takie zdecydowanie nie na miejscu. no i generalnie to jest chyba proste: oglądając film z Gagą w obsadzie dostałam to co mogłam dostać ;) Na końcu gość się wiesza. W sumie gdyby moja kobieta śpiewała taki szit to też bym się powiesiła, więc tutaj duży realizm i logika :D
Masz rację, dobre filmy o muzykach mogą stanowić przyczynek do eksplorowania, złe mogą skutecznie zniechęcić. Ale też np. ponad tzw. zgodność faktów w filmie z życiem muzyka przedkładam to, czy film wzbudza we mnie jakieś emocje, bo dobry film powinien je wzbudzać. Brak zgodności faktów w filmie o Queen zrekompensowały mi dobre momenty sceniczne, kawał muzyki i całkiem niezła gra aktorska. Po za tym sentyment...Pamiętam ten dzień gdy ogłoszono śmierć Frediego, u mnie w domu panowała istna żałoba. gdy na przerwie w podstawówce smętnie zagaiłam koleżankę: "Słyszałaś,że Freddie Mercury odszedł?" usłyszałam: "A kto to?" I tak oto w 3 klasie podstawówki w fioletowej bluzie z wojowniczymi żółwiami Ninja doznałam pierwszej melo-izolacji. Później z Depeche Mode ona się już tylko pogłębiała :D
Ja byłem w drugiej klasie jak do mnie doszła wiadomość. Też dużo osób nie za bardzo kojarzyło gościa. Moi rodzice słuchali trójki więc coś tam wiedziałem. Wtedy wiedziałem że jest gejem i że prowadził takie życie , no hulaszcze :) Film o Queen był dobry pod względem scenografii, strojów muzyki. Oddawał wiernie klimat tamtych lat. To co napisałem to pierdoły i pisze o nich bo to akurat świeży temat jest. Na pewno poszedłem na ten film z sentymentu. I moja dziewczyna była podjarana tak że siłą rozpędu prawie poszliśmy na ten właśnie. Jeszcze ktoś z jej znajomych powiedział że to najlepszy film roku! :O (chore). Osobiście uważam że lata 80-te które były bardzo kiczowate, to pod względem muzycznym stały na bardzo wysokim poziomie w każdej dziedzinie, Pop, rock, punk, new wave itp
O jejku jejku, czy ty zdajesz sobie sprawę jak nudne ,kiczowate i wtórne są twoje wpisy. Ogarnij się chłopie.
A film perełka.
twoje oceny na filmwebie:
"Botoks" - 8
"Kler" - 1
"Narodziny gwiazdy" - 9
"Legion samobójców" - 8
i najlepsze no perełki normalnie:
"Ben-Hur" - 6
"Wonder Woman" - 9
"Pasażerowie" - 8!
Hahaha no nie mogę XD
Dziękuje do widzenia
a dlaczego lata 80-te byly kiczowate bo dzisiejsze media tak twierdza?, kicz i chlam to niestety jest obecnie
Taaa widziałeś filmy w których koncerty śpiewane w stylu na żywo.. Noo może high School musical
mam podobnie, gniot jakich mało, Gaga to aktorsko drewno nieziemskie, Bradley poprawny
Też oceniam ten film wysoko z uwagi na emocje, które we mnie zostawił. Nie jestem jakimś znawcą filmowym i nie umiem ocenić czy film ma super ujęcia itd. Myślę, że osoby które znają (znały) dobrych ludzi, którzy przez wódę zmarnowali swoje życie zupełnie inaczej będą odbierać ten film. Jak ktoś widzi w tym filmie tylko płytkie love story to jego zdanie, które szanuje, ale dla mnie pojawia się tam oprócz rewelacyjnej gry aktorskiej kilka ciekawych wątków np inne oblicze alkoholizmu bez znęcania bicia itd, różne podejście do kariery ludzie osiągają sukces bo są sobą i grają to co chcą, a inni robią to co chcą managerowie farbują włosy i śpiewają o kręceniu tyłkiem w jeansach, mimo że wcześniej pisali ambitne teksty, że niektórzy mimo iż są gwiazdami potrafią być normalni itd.itd. Najbardziej poruszające było dla mnie to, że wyszedłem z kina z poczuciem, iż dla Jacksona Maina nie było ratunku niezależnie od tego jaką decyzję by podjął.
Nie rozpływałbym się nad tym filmem. Typowe wywoływanie wzruszeń poprzez czyjąś tragiczną śmierć, która splata się z miłością to już dosyć oklepane. Szczerze to film jest niezły do momentu gdy przychodzi ten producent Raz czy jak mu tam do Jacka... wtedy już wiadomo jak to się potoczy... Ponadto film jest troszkę "prześpiewany". Plusem filmu jest w miarę realistyczne, przedstawienie historii muzycznej kariery Lady Gagi. Myślę, że nie każdy wiedział iż najpierw występowała w małych barach bluesowo-jazzowych. natomiast doszukiwanie się osobistych doznań lub choćby skojarzeń związanych z czyimś alkoholizmem co do obiektywnej oceny filmu jest raczej bezcelowe, a wręcz zmienia jego ocenę po przez pryzmat tych doświadczeń. To tak jakby jakiś homoseksualista chory na AIDS musiał ocenić film o homoseksualistach będących nosicielami HIV.... Co do gry aktorskiej Cooper szacunek zagrał znakomitą rolę ale Gaga nie powalała grając siebie. Ujęcia może oprócz tego występu w kameralnym barze gdzie Ally daje występ oraz momentów gdzie Jack gra poćpany to również nic wybitnego nie ma.
P.S osobiście zdecydowanie preferuję właśnie tę lirics jazzową wersję Gagi od tej wylansowanej popeliny w stylu"Poker Face" ale to po za tematem.
Mam dokładnie takie same odczucia wobec tego filmu. Wątek love story rzeczywiście trochę przewidywalny, ale właśnie ten alkohol i dragi jako czynniki doprowadzające z reguły do tragedii mnie zawsze mocno poruszają. Film działa na emocje. I chyba o to chodzi.
Bardzo dobrze pokazane co w przysłowiowe 5 minut show-biznes zrobił ze znakomitej naturalnej Ally…
Zaraz po wyjściu z kina byłam zła, że to zrobił mimo, iż wiedziałam, że tak jak piszesz nie było dla niego ratunku
...."Najbardziej poruszające było dla mnie to, że wyszedłem z kina z poczuciem, iż dla Jacksona Maina nie było ratunku niezależnie od tego jaką decyzję by podjął".---DOKŁADNIE TAK MYŚLĘ.....
Wg mnie alkohol nie był jego dominującym problemem a raczej efektem pierwotnego problemu, który niczym nowotwór siedział w nim i niszczył od środka...otóż on cierpiał na dojmującą samotność i potrzebę miłości. Pokochał Ally i czuł że ona może go wyleczyć z samotności i tym samym dać mu szczęście, które rozpaczliwie pragnął..... A tymczasem ona skupiła się na karierze...a po drodze zatraciła siebie i tą magię która ich połączyła. Bradley Cooper dla mnie - rewelacyjnie zagrał. Cięższa psychicznie wyszłam z kina...dawno nie widziałam kogoś tak przeraźliwie smutnego i samotnego..
Bardzo trafny komentarz. Ja również nie jestem "znawcą", odbieram filmy na płaszczyźnie emocjonalnej, a ten poruszył mnie bardzo.
no nie wiem czy nie było ratunku :-/ Ja ciągle po wyjściu z kina myślałem o tym co pieprzony menedżer Ally powiedział Jacksonowi. Myślę że to mu wbiło gwóźdź do trumny i gdyby nie ta ściągająca jeszcze bardziej na dno przemowa, to by nie podjął takiej decyzji.
Dobrze ujęte, tylko szkoda, że film taki pocięty jest. W trakcie oglądania trochę to przeszkadzało, jak się skończył to czułam, że czegoś mi brakowało. A brakowało mi posklejania tych dziur i budowania napięcia. Tego drugiego zdecydowanie zabrakło :(
Zgadzam się z szopenem. Mam takie same odczucia co do tego filmu. Na wierzchu jest to banalna historia miłosna, ale mnie osobiście bardzo poruszył tragizm postaci Jacksona, tego jak się szamotał z życiem od dzieciństwa i próbował jakoś ciągnąć zagłuszając ból i samotność dragami i alkoholem. I jak w końcu się poddał. Podobało mi się także przedstawienie relacji Ally i Jacksona -to że nie usiłowała na siłę wyciągnąć go z nałogu, że w pewnym sensie to akceptowała, bo go kochała, nie robiła mu awantur, itp.
Sztuka ma to do siebie, że w każdym wywołuje inne emocje i odwołuje się do subiektywnych doświadczeń każdego odbiorcy. Dlatego każdy może mieć inne zdanie na temat tego filmu. Dla jednych to będzie szmira, dla innych poruszająca historia, w której mogą odnaleźć jakieś wątki, które mogą odnieść do własnego życia. Ogólnie film nie jest może arcydziełem kinematografii, ale dla mnie ma świetną muzykę, wspaniałą rolę Bradleya Coopera i to coś więcej, co skłania do refleksji i nie pozwala o nim tak szybko zapomnieć.
rzadko kiedy film potrafi dostarczyc tyle emocji, nawet nie podczas jego ogladania, ale po seansie.
Dodam jeszcze że malo kto zwraca uwagę na jedne z pierwszych słów utworu shallow gdzie pada pytanie aru you lucky in this modern world. Jackson nie może się dopasować do tego nowego shitu. Dlatego nie pasują mu te zmiany Ally. Zatem twierdzenie że chodzi tu o ratowanie go przez kobietę znacznie spłyca psychologię tej postaci. On chyba nie chciał być ratowany. Wiedział że się nie zmieni mimo że starał się jak mógł .........a ogólnie to czy to facet czy kobieta każdy marzy o takiej miłości dlatego film się tak podoba.