Ninja powraca w glorii i chwale. Sho Kosugi tym razem jako ten "dobry", w samym środku narkotykowej intrygi i z tytułową zemstą za pazuchą. "Revenge of the Ninja" to prawdziwy rarytas dla kolekcjonerów okazów złego kina. Począwszy od otwierającej film sekwencji masakry atakowani jesteśmy absurdalnymi pomysłami, które wespół z kiepskim aktorstwem i niefrasobliwym sposobem realizacji, dają mieszankę tyleż piorunującą, co i uzależniającą. Owdowiały ninja na gościnnych występach w Ameryce posiada na przykład małego syna, który również nie daje sobie w kaszę dmuchać i ostro pierze po gębach zarówno rówieśników z przedszkola, jak i dorosłych (w tym kobiety). Finałowa scena konfrontacji to z kolei prawdziwy majstersztyk: niekończenie efektowny w swej głupocie i poniekąd fascynujący za sprawą inscenizacyjnego szaleństwa. Listę wpadek i kosmicznych rozwiązań można by w tym przypadku mnożyć w nieskończoność, bo na każdą minutę seansu przypada przynajmniej jeden potworny wymysł (gwałty, wymachy i wygibasy, hipnoza). Perła wśród niechlubnej klasyki kina sztuk walki.