Przede wszystkim ten film stawia kilka ważnych pytań i skłania do myślenia. Co by było z ludźmi, gdyby na jeden dzień wyłączyć moralność i dać im przyzwolenie zabijania?
Wbrew pozorom takie sytuacje miały już miejsce w historii. Ludzie tylko potrzebują przyzwolenia i "uzasadnienia" a gdy już je dostają, zaczynają zbijać. Potrzebują tylko gwarancji, że nie zostaną pociągnięci do odpowiedzialności. Wtedy zaczyna się agresja. Przykład? Rzeź dokonana przez banderowców. Albo wojna Hutu-Tutsi w Rwandzie. Tam sąsiad przychodził i zabijał sąsiada, z którym jeszcze wczoraj żył z zgodzie. To są wydarzenia identyczne z tym, pokazanym na filmie. Przykłady mógłbym mnożyć.
Obecny "pokój" między ludźmi opiera się głównie na wierze. Wierzymy, że inni ludzie nie chcą nam nic zrobić. Ale wielu z nich powstrzymuje tylko fakt, że możesz zadzwonić na 997.
Bezkarność budzi uśpione w ludziach demony, to fakt. Co nie oznacza, że wszyscy byliby zabójcami, gdyby poczuli się bezkarni. Wielu ludzi nawet bez istnienia policji i sądów, bez istnienia kodeksu karnego i tak nie skrzywdziłoby drugiego człowieka bez powodu. To zależy od kondycji ludzkiej, od głębi człowieczeństwa. Byłem w wojsku na kompani falowej i z doświadczenia wiem, że niektórzy żołnierze byli podli, wręcz psychopatyczni w stosunku do młodszych, a inni chociaż mieli te same "uprawnienia", nigdy z nich nie korzystali.