Nie było chyba jeszcze średniowiecznej opowieści o rycerzach tak bardzo rozśpiewanej i śmiesznej jak "Obłędny rycerz". Ten film jest gwarantem dobrej zabawy a po seansie aż chce się tańczyć. Bardzo lubię postacie w typie Chaucera, który podaje się za pisarza nie mającego talentu do pisania, ale za to świetnie fałszującego dokumenty. Sytuacja w jakiej ten pisarz spotyka się po raz pierwszy z Williamem jest przekomiczna. Nawet scena w której publiczność na turnieju śpiewa przebój Queenu wypada fajnie, chociaż nie pasuje do epoki.