PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=595629}

Odruch serca

The Normal Heart
7,2 12 562
oceny
7,2 10 1 12562
7,8 4
oceny krytyków
Odruch serca
powrót do forum filmu Odruch serca

Trudno mi ten film potraktować obiektywnie i chyba nawet nie będę próbował. Tematyka sama w
sobie mnie podrażniła. Do tego "cudowne" objawy ignorancji, niesprawiedliwości i głupoty. Plus
jeden śmiałek mało poprawnie politycznie walczący o rzekomo prawa nam dostępne. Tak, film jest
do bólu poprawny, edukacyjny i schematyczny. Taka jego rola. Na obronę mamy aktorów. Koncert,
istny koncert gry. Mark Ruffalo nareszcie przebija się do pierwszej ligi. Roberts niczym wino, wbrew
domenie Hollywood - ma mimikę twarzy i pięknie ją wykorzystuje. I brawa dla Matta Bomera - za to
że wytargał łzy z moich ślepiów. No cóż, polecam - ja zepsuty libertyn.

ocenił(a) film na 8

Ha, sliczny przyklad jak dziala relatywizm czasow... W 1985 roku, kiedy nagle swiat sie ocknal, odkryl ze AIDS to nie li tylko choroba homoseksualistow i kiedy mocarstwa rzucily wszystkie sily do walki z epidemia, ta sztuka byla obrazoburcza, a nie poprawna politycznie :) Bo jak to? Oni walcza wszystkimi silami, a taki Kramer zarzuca im dluga biernosc?
Poza tym ladna recenzja. Z wyjatkiem tego, ze Ruffalo do pierwszej ligi wdarl sie juz Hulkiem avengersowym. Teraz sie wdziera do pierwszej ligi aktorskiej. I ja mu zycze powodzenia, bo jest swietny.

użytkownik usunięty
semira1

dziękuję ;-)

semira1

E, do pierwszej ligi aktorskiej to on już się dawno wbił ("Możesz na mnie liczyć" [2000] to jego najwcześniejsza znana mi świetna rola).

ocenił(a) film na 7
Davus

Zależy co rozumieć przez pierwszą ligę aktorską. Znany z pewnością jest (choć to jeszcze nie status gwiazdora), potencjału mu nie odmówię, ale wciąż czekam na role na miarę tego potencjału. Bo na razie to albo drugi plan (i niekoniecznie taki, co kradnie dla siebie film), średnie filmy rozrywkowe i ambitne porażki (choćby "Droga do przebaczenia"). Fakt, nie widziałem ani owego "Odruchu serca", ani wspomnianego "You can count on me", a zapowiadają się ciekawie. Póki co zachwycił mnie raz. U Finchera, oczywiście;-) Niemniej, czekam na więcej w wykonaiu tego Pana...

tomactro

Niby tak, chociaż z drugiej strony zagrał jedną z głównych ról w trzecim przeboju wszech czasów, był już nominowany do Oscara (za "Wszystko w porządku", w których zresztą zagrał bardzo fajną rólkę). Podobał mi się też w "You can count on me", "Tatuażu", "Zodiaku", czy teraz "Odruchu serca". W "Avengersach" zresztą też, akurat ten film moim zdaniem ukradł reszcie obsady. :P (No, poza Lokim, oczywiście :P ) W innych filmach może nie wybija się na pierwszy plan, ale jest solidny. Repertuar też dobiera dość zróżnicowany. Teraz zbierał b. dobre recenzje za "Foxcatchera" w Cannes i może szykuje się druga nominacja do Oscara (za drugi plan). Poza tym weźmy takiego "Iron Mana 3" - najlepsza scena w całym filmie to scena z nim. :P Potrafi zaznaczyć swoją obecność, a to dobrze. Wkrótce druga część "Avengersów", potencjalnie jakiś film o Hulku, a z drugiej strony wciąż skromniejszy repertuar - obok "Foxcatchera" także na przykład "Zacznijmy od nowa".
Ja tam go lubię. :)

ocenił(a) film na 7
Davus

Też go lubię, tylko liczę że kino wreszcie zacznie go naprawdę wykorzystywać. Tak jak Fincher w "Zodiaku". We Wszystko w porządku" był... w porządku, ale to i tak film głównych bohaterek, najlepsza scena w "Iron Manie 3" to kiepski argument, a w "Avengersach" film ukradła wszystkim efektowna rozpierducha:-P niemniej, liczę na ten jego skromniejszy repertuar - ta rola u Millera to faktycznie może być coś takiego. Trzymam bynajmniej kciuki:-)

tomactro

Oj tam, przecież wiem, że scena w "Iron Manie 3" to kiepski argument :P, a "Avengersów" nie doceniasz. Gdyby to był western, nie adaptacja komiksu - dałbyś co najmniej 8. :P
A we "Wszystko w porządku" był lepszy niż "w porządku". :) W sumie gdyby nie Rush dałbym mu wtedy Oscara. IMO ciekawsza rola od Bening i Moore, ale ja generalnie nie jestem fanem tego filmu. Jakoś lesbijskie LGBT nie potrafi się - moim zdaniem - wznieść ponad poziom "F*cking Amal" Moodyssona, od którego minęło już 16 lat, a nic się w tym czasie lepszego nie pojawiło. Lub przynajmniej nic, o czym coś byłoby mi wiadomo (tak, nawet "Życie Adeli" gorsze - może dlatego, że w gruncie rzeczy bardziej konserwatywne, a ja nie przepadam za konserwatywnymi filmami LGBT :P ). Geje mają więcej szczęścia do kina (i telewizji) niż lesbijki. :P (Choć tak, kiedyś byłem fanem "Godzin", ale mi przeszło :P )

ocenił(a) film na 7
Davus

Co do kwestii jak kino radzi sobie z problematyką lesbijek to się nie wypowiem, bo za mało widziałem, choć pewnie masz rację. Ale "Wszystko..." w mojej opinii przyzwoite, ale nie mam punktu odniesienia w postaci "F*cking..."...

Z westernami i komiksami to podjazd poniżej pasa;-) No lubię westerny i już:-P Komiksy naprawdę też (np. "Lucky Luke'a:-D), w dzieciństwie naczytałem się tego naprawdę sporo, a kilka ekranizacji ("Batman", "Iron Man", "Watchmen") mam ocenionych wyżej niż Ty:-P niemniej, "Mroczny Rycerz" i owi "Strażnicy" narobiły mi strasznie duży apetyt na tego typu kino i potem się już raczej rozczarowywałem... Weźmy choćby takich X-Menów, a ściślej Wolverine'a. Pierwszy film słabizna, drugi ponoć też, a gotowy genialny skrypt jest na wyciągnięcie ręki - chodzi mi o "Weapon X" Barry'ego Windsora Smitha. Tyle, że w jego przypadku jakieś PG 13 by nie przeszło...

tomactro

No, akurat za "Batmanami" Burtona i "Iron Manami" rzeczywiście nie przepadam. :P Ale "Batmanom" wciąż dałem po siódemce, więc nie jest źle. :)
Niemniej "Avengers" to moim zdaniem (przynajmniej do powtórki, bo to też możliwe, że efekt dużego ekranu zrobił swoje) jedna z lepszych adaptacji komiksów ostatnich lat - choć jasne, że brakuje filmowi Whedona ciężaru "Batmanów" Nolana, czy "Watchmen", ale nie wszystkie wytwory popkultury muszą być "poważne" i "o czymś". :P Czasem sprawność realizacyjna, solidny scenariusz, szczypta humoru, zmysł inscenizacyjny i dobre aktorstwo wystarczają, żeby uznać film za udany. :P Niemniej fakt, że moje pozytywne wrażenia nieco przybladły po "Zimowym Żołnierzu". Bo to w sumie pod wieloma względami ta sama liga, ale jednak jest w tym filmie element "o czymś", może przypadkowo, może nie, ale pojawia się nawet jakiś tam komentarz do współczesnej polityki międzynarodowej, a to jednak fajne w kinie tak poza tym eskapistycznym. :)

ocenił(a) film na 7
Davus

”Zimowego żołnierza” mam do nadrobienia. A z wywodem zasadniczo się zgadzam, tyle że pozytywne wrażenia znajomych odnośnie ”Avengersów” (Twoje też:-P) narobiły sporo apetytu, a oglądając zobaczyłem ledwie miejscami solidny scenariusz, porcję całkiem niezłego humoru i generalnie sporo chaosu. Fakt, w kinie pewnie radocha byłaby większa... Nie wiem, możliwe że przesadziłem, że jako czysta rozrywka, nie aspirująca do bycia niczym innym, ten film zasługuje na przynajmniej 6 oczek, ale... Ale z drugiej strony, mamy takich – wspomnianych w niedawnej rozmowie – pierwszych ”Transformersów”. Też czysty eskapizm, też fajna rozwałka, w dodatku był tam jakiś posmak Kina Nowej Przygody, co całkiem przypadło mi do gustu (choć Shia mimo starań drugim Marty’m McFly’em to nie był, oj nie:-P)... I jako że oczekiwań wobec tego tytułu nie miałem, po seansie byłem nawet mile zaskoczony (choć, przyznaję, to bardzo dawne wspomnienie). Tymczasem z Twoich ocen wynika, że te filmy dzieli totalna przepaść... No humorem na pewno biją Avengersi bajkę o robotach, ale tu chyba tyle...

A i jeszcze jedno – gratuluję Marvelowi ogromnego sukcesu ich przeprowadzonemu na szeroką skalę projektowi dotyczącemu stworzenia całego tego avengersowego uniwersum, ale niestety mam wrażenie że ten sukces będzie gwoździem do trumny dla ”poważnych” filmów superbohaterskich. Jak widać, panowie z DC już podążają drogą Marvela, tworząc crossover swoich dwóch ikonicznych postaci, Batmana i Supermana. Ja wiedziałem, że taki krok w tył prędzej czy później nastąpi (w komiksach po ”dojrzałej” dekadzie lat 80. również nastąpił), niemniej szkoda, że nastąpił tak szybko:-/

tomactro

"Transformersów" (zarówno jedynkę, jak i dwójkę, trójki nie oglądałem) widziałem na kompie, więc jasne, wrażenie jest inne. Poza tym roboty to jednak nie to samo, co kilku herosów, taki Optimus Prime nigdy nie osiągnie fizycznej ekspresji choćby nawet takiego Hulka. O Kapitanie Ameryce, Thorze, czy Lokim nie wspominając. :P A ja jednak lubię w takich widowiskowych rozpierduchach kibicować bohaterom i się z nimi identyfikować. W przeciwnym wypadku się niestety niemiłosiernie nudzę. :P

Poza tym Bay jakoś nigdy (choć też nie wszystkie jego filmy widziałem) nie potrafił mnie zaangażować. Już Emmerichowi udaje się to znacznie częściej i lepiej. :P A Whedon jednak pokazał się od lepszej strony od nich obu. Przynajmniej moim zdaniem.

ocenił(a) film na 7
Davus

Ja kibicowałem Shii i Megan, ale rozumiem że aktorzy z nich tacy byli wtedy (LaBeuf się ciut podciągnął od tamtego czasu), że można było nie rozróżnić od robotów;-) ale gdyby to byli tacy, powiedzmy, Anton Yelchin i Emma Stone, czuję że też dałbyś radę;-)

ocenił(a) film na 8
Davus

Ja sobie mysle, ze geje w kinie maja wiecej szans, gdyz sa bardziej kontrowersyjni, z tajemniczego dla mnie powodu. Oszolomom nie przeszkadzaja lesbijki i to ma swoje psychologiczne uzasadnienie, nie bede sie tutaj nad nim rozwodzic. Tak czy siak podejmujac temat romansu dwoch kobiet, nie ma co liczyc na okrzyczenie tematu. To powod nr 1. Nr 2 jest podobny. Odbiorcami filmow o gejach sa glownie kobiety. I to one tworza publicznosc. Nie sa zainteresowane lesbijkami, nie przeszkadzaja im tez, wiec protestowac nie beda.
Oczywiscie absolutnie pomijam tu artyzm, wartosc filmu i tym podobne. Juz dawno zludzen sie wszyscy pozbyli - nie artyzm tworzy "wielkie" (czyt. dochodowe) kino.

semira1

"Życie Adeli" było dość kontrowersyjne, oszołomów szokowało, wystarczy poczytać wypowiedzi na Filmwebowej stronie tego filmu, na której się nawet wypowiadałem, o ile dobrze pamiętam. :P
Ale generalnie zgoda: geje są bardziej kontrowersyjni. Powód jest prosty. Heteroseksualni faceci chętnie włączają lesbijki do swoich fantazji seksualnych. Innymi słowy: patriarchalizm zawładnął kobiecym homoseksualizmem - czy też przynajmniej wyobrażeniami o nim: kobiety razem to nic szczególnie rzadkiego ani zaskakującego w heteroseksualnej pornografii. No a homoseksualizm męski to jednak zawsze było większe tabu. No i jeszcze warto wspomnieć, że lesbijkami za bardzo różne kościoły nie zawracają sobie głowy. Kiedy różni kapłani grzmią w swoich kazaniach, przypominając historię Sodomy, grzmią przeciwko gejom. Bo i trudno znaleźć w Biblii, Koranie, czy Torze jakiś równie widowiskowy fragment, który wskazywałby na rzekome potępienie przez Boga żeńskiego homoseksualizmu. A przynajmniej nic mi o takim fragmencie nie wiadomo. :P
Homofobia antygejowska jest moim zdaniem znacznie mocniej ugruntowana w kulturze niż ta antylesbijska. Co nie znaczy, że ta druga nie istnieje. Ani nie tłumaczy, dlaczego rzadko powstają naprawdę ciekawe filmy o lesbijkach. W końcu mamy reżyserki-lesbijki. Poza tym nie wydaje mi się (to okrutne uproszczenie), że ludzie kręcą filmy o gejach, bo to temat 'kontrowersyjny'. Kręcą, bo to ciekawy temat. :P A lesbijski związek też może być ciekawy. :)

ocenił(a) film na 8
Davus

"Homofobia antygejowska jest moim zdaniem znacznie mocniej ugruntowana w kulturze niż ta antylesbijska." Wujek Zygmunt F. o tym mówił :) Jeżeli miał rację, że każdy człowiek jest biseksualny, to homofobia antygejowska wynika głównie z tego prymitywnego obrazu "prawdziwego mężczyzny". Kobietom nie przeszkadza krótka fascynacja piękną koleżanką i nie czują się przez to mniej kobiece. Dla faceta zapatrzenie się na wyjątkowo dobrze zbudowanego kolegę ma znamiona końca świata i zaprzeczenia jego męskości ogólnie :) Co jest głupotą, ale to wiadomo.

Co do filmów o lesbijkach, to uwierz mi, że to kwestia kontrowersyjności tematu. U nas w firmie, kiedy tylko pojawia się film z silnym wątkiem gejowskim, wszyscy się zabijają o jego autoryzację, bo wiadomo, że będzie o obrazie głośno. Lesbijki tego nie wywołują. Oczywiście, że są artyści, którym to wisi, albo tacy, którzy już mają nazwisko, ale i oni lubią poruszać w taki czy inny sposób, bo to jest sens robienia filmów. Oczywiście, że właśnie artyzmem powinno się poruszać, ale świat jest jaki jest, na film trzeba mieć kasę i trzeba kogoś do swojego projektu przekonać...

semira1

"Odbiorcami filmow o gejach sa glownie kobiety."

Że jak?

ocenił(a) film na 8
Davus

Jak kolega napisal, ja sie z nim zgadzam :) Ruffalo moja ogromna sympatie i uwage ma juz od bardzo dawna. Jest ekspresyjjny, dynamiczny, nie da o sobie zapomniec, kiedy jest w danej scenie. Na dodatek kiedys byl bardzo przystojny, teraz jest bardzo interesujacy :) Ale swojej roli jeszcze nie zagral. Mogl w The Normal Heart. Ale nie pozwolila mu na to dosc nachalna rezyseria. Moze zreszta celowa, bo wygladal, jakby swoja energia mogl rozwalic ekran, a temat byl na tyle powazny, ze sam w sobie powinien byc centrum.
Z pierwsza liga aktorska jest tak, ze albo przychodzi od razu albo nie przychodzi nigdy, chocby czlowiek na zawsze wbil sie do kanonu kina. Taki Brad Pitt zostal pierwszoligowcem juz po Thelmie i Louis, Nicholson mial Lsnienie, a DeNiro Taksowkarza. Inni musza zagrac w masie filmow, nawet zostac gwiazda, zeby wreszcie zostac pierwsza liga. Clooney latami paletal sie po serialach, a potem robil z siebie idiote w tym batmanowskim gniocie. Crowe nawet Oskara dostal, ale dopiero Piekny umysl go awansowal. A np. Jackman, ktory przeciez jest bardzo popularny, pierwsza liga nie jest. Nie dlatego, ze brakuje mu talentu, w Nedznikach i The Prisoners pokazal, ze grac potrafi, tylko nie mial jeszcze TEGO filmu. Tak samo jest z Ruffalo. Ja tam w nich wierze:) Sa na tyle popularni, ze przebierac moga w ofertach, wiec jak sie postaraja, to moze juz niedlugo :)

ocenił(a) film na 7
semira1

I znowu należałoby wrócić do definicji owej pierwszej ligi aktorskiej... Bo jak Twoim zdaniem Nicholson występując w "Locie nad kukułczym gniazdem" i "Chinatown" nie był jeszcze pierwszoligowym aktorem, to chyba inaczej pojmujemy ten termin... Moim zdaniem do owej pierwszej ligi katapultował go sukces "Easy Ridera" ,ale możliwe że nie mam jednak racji...:-)

ocenił(a) film na 8
tomactro

To dość proste, "światowo" przyjęte, przynajmniej w mojej pracy, ale subiektywne pewnie mocno, więc w razie co możemy się o to pokłócić :)
Lot nad kukułczym gniazdem i Chinatown to są genialne filmy. Co do Easy Ridera, nie lubię tego filmu, nie zachwyca mnie, stoczyłam wiele bitew :), ale nierozstrzygniętych, więc roboczo zakładamy, że też jest pierwszej klasy. Nicholson był w nich świetny, pasował jak ulał i był niezapomniany. Ale nie "robił" tych filmów, mógł zostać zastąpiony przez kogoś zapewne (byłoby mega trudno, ale wykonalnie) i tak dalej. Lśnienie to pierwszy film, który bez niego nie istnieje, bez niego nie obroniłby się jako film klasy A+++. I to go pretenduje do aktorskiej pierwszej ligi.
Innymi słowy, jeżeli masz na tyle bogatą wyobraźnię, a czuję, że masz :) spróbuj zamknąć oczy i wyobrazić sobie w Locie np. Pacino, który jest tej samej klasy aktorem. Ja tam dam radę. Ale w Lśnieniu nie ma takiej opcji. Od takiego filmu o aktorze mówi się, że żeby nie wiem jak gniotowaty obraz był, to on był dobry. I zazwyczaj tak jest, choć pewnie patrzymy na niego trochę przez pryzmat gwiazdorstwa, czyli bezkrytycznie, ale nie da się nad tym zapanować :)

A i są też aktorzy, którzy wydają się być pierwszą ligą, pasują do tej definicji, ale czas pokazuje, że to był tylko podryg i tylko udawali, że się załapali :) Takim jest na przykład Hanks i Forrest Gump.

ocenił(a) film na 7
semira1

Może nie tyle chcę się kłócić, co podzielić pewnymi moimi wątpliwościami…;-) Rozumiem podejście, ale nie w każdym podpunkcie. Oczywiście, nie wyobrażam sobie nikogo innego w „Lśnieniu”, bo Jack urodził się po to, by to zagrać. To jest przykład roli napisanej idealnie do indywidualnych cech aktora. To szaleństwo w oczach, ten firmowy diaboliczny uśmiech, to całe jego granie na granicy szarży, które przecież prezentował już we wcześniejszych filmach po prostu nigdy wcześniej ani później nie natrafiły na tak pasujący do nich skrypt. Co więcej, oczywiście idąc Twoim tropem i zamykając oczy, potrafię sobie wyobrazić Ala w „Locie…”, ale zaraz namnożyła mi się masa pytań w głowie… bo który film uznać za ten, który uczynił z Pacino właśnie pierwszoligowca? Na pierwszy rzut oka – „Ojciec Chrzestny”, no ale przy intensywnym szukaniu w ciemnościach też byłem w stanie wyobrazić sobie w tej roli i De Niro, i Hoffmana, może nawet Jamesa Caana który przecież zagrał w Godfatherze… I mam wrażenie, że nawet bez Ala film by się obronił… Co jednak czyni, że to jednak ten występ jest Tym występem Pacino? No może to, że ja nawet NIE CHCĘ sobie wyobrażać nikogo innego w tej roli?! Podobnie mam z Jackiem, jeśli chodzi o „Lot…” czy „Chinatown”. To są po prostu perfekcyjne występy. W perfekcyjnych filmach, tak przy okzaji.

A i wyobraźnia może być jednak po prostu ograniczona…:-P Mając w pamięci występ Nicholsona w „Batmanie”, w którym również jego firmowy uśmiech i poczucie humoru wydawały mi się stworzone do postaci Jokera, przez wiele długich lat uważałem, że nie ma kogoś, kto zrobiłby to lepiej. Heat Ledger pokazał, że bardzo się myliłem… A „Easy Ridera” wspomniałem jako film, po którym przestał się pałętać po planach twórców wprawdzie ciekawych, jak Hellman czy Corman, ale niszowych, i awansował do hollywoodzkiego mainstreamu (a swoją drogą, co to był wtedy za mainstream, ech…). Tak na to patrząc o jakość filmu spierać się nie musimy:-) (choć przyznaję, bardzo, ale to bardzo lubię "Swobodnego Jeźdźca") ale ok., ta rola to nie jest nie wiadomo co, więc mogę przystać że tym filmem, który okazał się Tym filmem, jest obraz Polańskiego;-). Choć przed nim zagrał świetne role w „Pięciu łatwych utworach” i „Ostatnim zadaniu” chociażby…

I po trzecie, jakoś występ Pitta w „Thelmie…” nie pasuje mi do tej Twojej teorii. Wiem, że narodziło się tam jedno z największych ciach w historii kina, niemniej na Pitta pierwszoligowego aktora musieliśmy jeszcze poczekać moim zdaniem. Znalazłoby się z pewnością wielu młodych przystojniaków, którzy bez problemu podmieniliby Pitta w tym filmie i pewnie bym nie zauważył (zwłaszcza wówczas). A kiedy Brad mógł awansować do owej ligi? Sam nie wiem, wedle tych kryteriów, które wyszły mi wyżej na spontanie, zwyczajnie nie chcę, by ktoś zastapił go w takim „Siedem”, „12 małpach” czy „Fight Clubie”. Ale wyobraźnia podpowiada mi, że jest paru gości którzy bez problemu by to zagrali. Dla mnie takim występem, jest „Zabójstwo Jesse’ego Jamesa…”. Czyli późno ten Brad na pierwszoligowe boiska awansował…;-) Tyle, piłka jest po Twojej stronie:-)

P.S. Fajną musisz mieć pracę. Ja takimi dylematami muszę się niestety zajmować jeno w czasie wolnym;-)

ocenił(a) film na 8
tomactro

Pacino to wg ogółu Człowiek z blizną, jak dla mnie Serpico. Ale co do niego nie jestem obiektywna - jak dla mnie to on wylatuje ponad wszelkie poziomy i tam zostaje :) Fakt Ojciec chrzestny nie jest dla niego kamieniem milowym. Tylko ten film nie ma prawa być kamieniem dla kogokolwiek, bo jest sam w sobie perłą, na podstawie perły zrobioną (a wiesz, że ja za tą trylogią nie przepadam? Ale oczywiście doceniam).
Nicholson... Jak zaznaczyłam na początku to jest sprawa subiektywna. ja akurat zgadzam się na Lśnienie :) ale oczywiście, że on jest genialnym aktorem i ciężko go sobie zastąpić w czymkolwiek.
Absolutnie to prawda, że czas może pewne rzeczy zweryfikować. Podobnie we wszystkich dziedzinach życia jest, nowe przychodzi, nowe rządzi. Zgadzam się, że Ledger Nicholsona pokonał bezapelacyjnie. Z tym, że takie porównania byłyby łatwiejsze w podobnych filmach - mam na myśli atmosferę filmu, jego treść i charakter samego złoczyńcy. Nicholson był szalony, Ledger był do gruntu zły i szalony.
Uważam, że nikt nie zapamiętałby Thelmy i Louis, gdyby nie Pitt. To jest moje zdanie. Nie dość, że urodą błyszczał i to nawet obiektywnie, gdyż mnie osobiście się nigdy nie podobał, to w końcu jego postać spowodowała nagłą i drastyczną rewoltę w fabule. Ok, zasługa scenariusza, ale ja mu absolutnie uwierzyłam, bo zagrał to koncertowo, a miał jakieś 5 minut w sumie :) W jego kontekście pisało się potem o tym filmie, mimo że wtedy był jeszcze jedną ładną buzią, przynajmniej teoretycznie. A potem dostał Kalifornię. Dla mnie jego niezastępowalne tytuły to: Thelma i Louis, Kalifornia, Meet Joe Black (beznadziejny film, Pitt świetny), Fight Club.

A to nie chodzi o to czy chcesz, tylko czy możesz go kimś zastąpić :P

Jestem po ciemniej stronie mocy, czyli beznadziejnym paskudnym krytykiem filmowym :)

ocenił(a) film na 7
semira1

Chcę czy nie, Pacino w "Serpico" jestem w stanie zastąpić (oczywiście kimś, nie sobą:-P). Pitta w "Thelmie..." też, wbrew temu jak Ty ten film odebrałaś. Choc przyznaję, że ten pierwszy w "Człowieku z blizną" to już przypadek w którym już miałbym problem... Ale tam jego porywczy styl gry, nieco teatralne akcentowanie sylab to było dokładnie to czego potrzebowała ta postać. Ale De Niro pewnie by to zagrał, tyle że po prostu inaczej... Tom Cruise w "Magnolii" jest dla mnie nie do zastąpienia, ale dlatego że oprócz świetnego zaplecza aktorskiego pokazanego w tym filmie idealnie do tej roli pasowało jeszcze nasze myślenie o nim jako zblazowanym, zakochanym w sobie celebrycie... Ale co, gdyby dać tę rolę Metju McConaughey'owi. Nie podołałby? Podołałby zapewne! Podobnie z rolą w "Thelmie...", choc wówczas był jescze ciut za młody ofkors... De Niro we "Wściekłym byku" też nie do wymiany, a to dlatego że postaci, które zawsze grywał u Scorsese, czyli furiatów ze skłonnościami do autodestrukcji, tam znalazły swoje szczytowe spełnienie w osobie Jake'a LaMotty... Nikt nie nadawał się do tej roli tak jak Bobby, ale to w zasadzie Scorsese musiał wiedzieć zanim w ogóle wszedł na plan... Dlatego obstaję, że jak w środku mnie coś się gotuje na samą myśl o zastapieniu aktora w danej roli, to już jest znak, że to jest To:-)
Tylko teraz jak już wiem z kim mam do czynienia, to nie wiem czy się nie wygłupiam najzwyczajniej swoimi domorosłymi teoriami;-)

ocenił(a) film na 8
tomactro

Ja oczywiście uważam, że wiem wszystko najlepiej i się znam jak nikt inny, ale mam jeszcze resztki przyzwoitości, które mi podpowiadają, że kwestia filmów to kwestia gustu i nie ma jedynie słusznego zdania :)
Nie ma czegoś takiego jak profesjonalne teorie filmowe w części podoba się albo nie, a ja chętnie na ten temat rozmawiam nawet z tymi, którzy na temat kina nie wiedzą wiele, a co dopiero jak wiedzą sporo jak Ty :)

Zacznę od Cruise'a, żeby mieć go z bańki :) Nie uważam go za członka panteonu, nie i koniec. Magnolia, Jerry McGuire, Wywiad z wampirem (przy czym podkreślam, że pod prawdziwym nazwiskiem wyprę się tego, bo to moja guilty pleasure :), Rain Man, Ludzie honoru to są wyśmienite filmy, w których nie tylko wyobrażam sobie kogo innego, ale wręcz żałuję, że nikt inny nie zagrał :) Nawet nie wiem czy go nie lubię... Po prostu bez niego Hollywood nic by nie stracił :)
McConaughey wcale nie jest taki młody! Ale nie, nie widzę go w Thelmie i Louis. Nie podołałby, nie ma tego czegoś. Ale... jak już mi zawróciłeś w głowie, to w zasadzie przez chwilę zobaczyłam w tej roli Bomera, na fali The Normal Heart oczywiście (nie widziałeś tego, tak?) - był w tym filmie tak ładny i uwodzicielski na cool sposób, że dałby radę :D Nie aktorsko, to aktor serialowy i nie tak utalentowany, ale równie śliczny jak młody Brad :) Kompletnie nie w moim typie, ale obiektywnie czad. Chociaż oczywiście nie do końca, Pitt wrócił na swoje miejsce, ale jak wyżej młodzi przychodzą, młodzi mącą :) No, młodsi :)
DeNiro ma swoje filmy, które są tylko jego i swoje chałtury, w których jest taki sam jak w swoich filmach, dlatego go nie lubię. Wściekły byk, Taksówkarz, Przebudzenie, Przylądek strachu, Łowca jeleni to są jego filmy. Był w nich genialny, ale zawsze taki sam. I w każdej innej roli, w tragedii, komedii, w czymkolwiek. Zawsze dokładnie identyczny, z tą samą miną, czy się cieszy czy smuci, czy się złości. Moim zdaniem ten gość miał mega ultra szczęście, że trafił w swoje filmy. Bo za aktora wszechstronnego go ani trochę nie uważam.

ocenił(a) film na 7
semira1

Rozkręciliście się z Davusem poniżej na dużo poważniejssze tematy, więc juz tak szybko na nasz dużo mniej poważny temat:-)
Cruise jaki jest każdy widzi, wiem że sporo ludzi nie darzy go wielką (czytaj: żadną) sympatią, ale ja do czasów "Magnolii" widziłąem w nim duży potencjał. "Rain Man", "Urodzony 4 lipca", "Oczy szeroko zamknięte" to były świetne role (a jak już mówimy o guilty pleasures, to jeszcze "Top Gun":-P). Występ w "Magnolii" uważam zaś za jedną z najlepszych kreacji w kinie amerykańskim lat 90' (w zasadzie to nie tylko amerykańskim) i przyznanie wtedy Oscara Caine'owi uznaję za zwykła kradzież. Do prokuratury powinni to zgłosić... De Niro - nie jest to pierwsza taka opinia jaką słyszę, więc może jest coś na rzeczy. Jest to bez wątpienia aktor, który gdy gra, to gra całym ciałem (w poszczególnych filmach nawet inaczej chodzi niekiedy), i jest to bez wątpienia aktor, który niesłusznie uwierzył, że ma jakiekolwiek vis comica, bo nie ma (Pacino też nie ma, ale przynajmniej do niedawna zdawał sobie z tego sprawę)... Niemniej ja dostrzegam pewne niuanse na jego twarzy, może to kwestia wielkości telewizora... To ostatnie to żart oczywiście, nie roztrząsaj tego proszę;-)

ocenił(a) film na 8
tomactro

Ten poważny temat jest dość przypadkowy i kompletnie w sumie nie na miejscu na forum filmowym :)
Zapomniałam o Top gunie!!! Ileż ja to razy widziałam za nastolęctwa. Ale nie, Cruise mnie nie poruszał ani troszkę, prędzej Val Kilmer. Nie widziałam tego od lat, chyba muszę sobie odświeżyć :)
Magnolia to dla mnie film Julianne Moore. Nie dam się przekonać ani do Cruise'a ani DeNiro. Co do komedii zgadzam się w 100% - ani Pacino ani DeNiro nie powinien z tą formą sztuki się zaczepiać. Jak ja bym chciała obejrzeć nowy Zapach kobiety! Żeby nie wspomnieć o bardziej strukturalnych filmach.

Napiszcie ,gdzie mogę zobaczyć ten film ?

użytkownik usunięty
alaryczkowska

zapewne w polskim HBO będzie, ale tu i teraz tylko torrenty i bez polskich napisów ;-)

Roberts mnie zaskakuje. Tzn. zawsze ją lubiłem, ale ta rola, jak i jej ubiegłoroczny występ w "Sierpniu w hrabstwie Osage", to jednak role trochę wbrew jej emploi. Bardzo dobre role i chwali jej się, że próbuje czegoś nowego.
Nie wiem, czy film jest "poprawny politycznie". Jednak krzyczenie, że ruch gejowski jest skoncentrowany wokół seksu jest już dzisiaj trochę śmieszne, a nie afirmatywne. Ale z drugiej strony to film o końcu pewnej ery, rozpoczętej w 1969 roku, po zamieszkach w Stonewall, a zakończonej w 1981 wraz z początkiem epidemii AIDS. Ery, która pewnie była najweselszym czasem dla gejów od czasu antyku. :P Ale szybko się skończyła, niestety. :( Dzisiaj jednak ruch gejowski nie koncentruje się wokół seksualnego równouprawnienia - tylko wokół równouprawnienia obywatelskiego i "rodzinnego" (walka o małżeństwa gejów, adopcję dzieci itp.). A to jednak zupełnie inny wymiar świadomości, bo jednak bardziej polityczny niż obyczajowy.

ocenił(a) film na 8
Davus

Równouprawnienie seksualne homoseksualiści już mają i w krajach cywilizowanych nikt im go nie zabierze. A szkoda, bo w pewnym sensie właśnie należałoby ukryć to równouprawnienie seksualne, żeby osiągnąć socjalne... Główną bronią wobec gejów (znowu lesbijki mają łatwiej :) jest ich wręcz legendarna rozwiązłość i nagle się okazuje, że hetero małżeństwa to w 100% gwarancja nobliwości, wierności i ustatkowania :D Nie ma co tu robić pewnie wiecu politycznego, ale takie tematy wywołują we mnie odpór moralny :/

semira1

W niektórych mają (tzn. w tych, w których walka o równouprawnienie polityczne jest w ogóle możliwa), w innych niestety nie (i w takich grozi im nawet czasem kara śmierci: choćby w Iranie, Arabii Saudyjskiej, czy Nigerii). W sumie nie ma chyba na świecie obecnie grupy społecznej (jeśli wszystkich gejów z całego świata wrzucimy do jednego worka, co jest oczywiście ZNACZNYM uproszczeniem), która miałaby tak zróżnicowaną sytuację w różnych zakątkach globu: od możliwego stryczka za seks z jednej strony po możliwość wychowywania dziatwy i ślub kościelny (w niektórych kościołach protestanckich) z drugiej. W pewnym sensie sytuacja gejów stała się wyznacznikiem procesów demokratyzacji społeczeństwa, co oczywiście cieszy.

ocenił(a) film na 8
Davus

Jest druga taka grupa społeczna - kobiety :) Od niewolnika i przedmiotu w jednych zakątkach do przywódcy państwa w innych...

semira1

No, w sumie można tak powiedzieć. :P Chociaż akurat ocenę sytuacji kobiet w zakątkach świata, w których są "niewolnikami", czy "przedmiotami" naznacza trochę nasze "zachodnie" spojrzenie. Tzn. nie sądzę, by byli jacyś geje np. w Iranie, którzy chcą zginąć za swoje pożądanie (choć może ktoś taki jest, nie przeczę :P ), ale są przecież kobiety, które chcą być podporządkowane swoim mężom w ramach na przykład wytycznych islamu itp. Poza tym sytuacja kobiet w każdym zakątku świata jest zróżnicowana: w takich Niemczech mają kanclerza-kobietę, ale są zapewne i kobiety bezdomne, bite, czy gwałcone.

Choć jasne, sytuacja gejów też jest różna, bo przecież nie tylko orientacja seksualna decyduje o sytuacji, ale także na przykład religia (tacy geje-mormoni w USA nie mają fajnie, choć w niektórych stanach USA są już legalne małżeństwa homoseksualne), klasa, wiek, zdrowie (np. istnieją geje niepełnosprawni) itp. Wszelkie ogólne sądy są dość zgubne. :P

ocenił(a) film na 8
Davus

Oj, nie mówimy o warstwach społecznych, bo kobiety w krajach cywilizowanych są poniżane, bite i bezdomne (i one i mężczyźni też) nie dlatego, że są kobietami. Znaczy często to wynika z ich płci, ale głównie z tego, że są słabsze. Poza tym nie muszą się na to zgadzać. Po swojej stronie mają prawo i brak przyzwolenia społecznego na takie ich traktowanie. Oczywiście, istnieją ekstrema, ale nie o nich mówimy. W islamie na przykład, kobiety się zgadzają na takie traktowanie, bo literalnie nie mają innego wyjścia (w krajach zachodu często się kobietom wydaje, że nie mają innego wyjścia, ale to nieprawda). Zwrócenie się do władz albo do organów prawa odpada, bo zostaną za to surowo ukarane. Owszem, tak samo mają u nich homoseksualiści.
Homo u mormonów... No cóż, to jest ich wybór, skoro poddają się wymogom religii, to ich sprawa. Jeżeli się temu postawią będą sobie dalej żyli długo i szczęśliwie, tyle że poza religią. Boga sobie dalej mogą wyznawać :) Jestem tu dość radykalna. Jeżeli rodzina i religia (mówię na przykład o mormonach, a nie islamie) stoi na drodze do szczęśliwego życia z kimś, to jest to żadna przeszkoda. Jeżeli taki człowiek od nich odejdzie, jeżeli jedyną jego wadą jest to, że woli sypiać z facetami, to rodziny i religii strata.

semira1

E tam, to jednak nie takie proste rzucić rodzinę i religię. Poza tym to, że rodzina jest przeciwna homoseksualizmowi syna (albo raczej: homoseksualizmowi, a syn na przykład nie wie, jak się przed nią ujawnić) nie oznacza, że jest złą rodziną. Generalnie: życie jest skomplikowane. :P

A muzułmanki często chcą być podporządkowane, bo chcą być podporządkowane. :) A nie dlatego, że nie mają innego wyjścia. Takie - dajmy na to - noszenie zasłony jest często gestem politycznym albo religijnym, a nie objawem opresji patriarchalizmu. Wschodnie i muzułmańskie feministki często to podkreślają, bo zachodnim się wydaje, że jak chodzą w zasłonach to są, bidulki, tłamszone. :P Choć wcale tak być nie musi.
Generalnie: świat jest skomplikowany. :P

ocenił(a) film na 8
Davus

Jak wyżej, jestem w tym temacie radykalna :)
Rodzina, która jest w stanie odrzucić syna, tylko dlatego, że podobają mu się faceci jest złą rodziną. Dobra rodzina człowieka wspiera nawet, kiedy zrobi coś złego. Nie popiera jego czynu, ale pomaga mu się uporać z konsekwencjami, ewentualnie zrozumieć, że źle robi (tutaj mówię o przestępstwie, a nie homoseksualizmie, w którym nic złego nie ma). Na tym pułapie życie jest proste :) Jakie prawo ma jakakolwiek rodzina wymagać od kogoś, żeby się wyrzekł szczęśliwego życia i związał się z kimś, kogo nie kocha, kto mu się nawet nie podoba albo żyć w samotności, która dla wielu ludzi jest nie do zniesienia? I to nie dlatego, że popełnia przestępstwo, tylko jest po prostu inny. Mam przedziwne wrażenie, że wiesz o czym mówię, nie obraź się, jeżeli się mylę, ale jeżeli nie, to wzywam do zastanowienia się :) Naprawdę to przerabiałam wiele wiele razy. Nie osobiście, ale przy okazji osób bardzo mi bliskich.

Jeżeli chodzi o kobiety, to zazwyczaj zachowują się tak jak opisujesz kobiety, które wybór mają, a ich jest naprawdę niewiele... Kobiety islamu w większości nie wiedzą nawet, że gdzieś tam jest inny świat. Noszenie zasłony to nie zniewolenie. Pobicie za nienoszenie już tak.

semira1

Ta, większość rodzin, która "wypiera" się syna, bo jest gejem to są złe rodziny, nie przeczę. :) Ale wiesz, religijność to nie zawsze jest histeryczny fundamentalizm moherowych beretów albo terrorystów islamskich. :P
Ja tam generalnie jestem w stanie zrozumieć, że ludzie mogą wyznawać poglądy, z którymi się nie zgadzam i nawet je akceptować, póki ich głosicielom nie wydaje się, że mają prawo na swoje podobieństwo urządzić całą przestrzeń publiczną. Nie mówię o nienawiści, czy nietolerancji, bo to - wiadomo - są złe rzeczy, ale jeśli ktoś jest oddany jakiejś tradycyjnej religii w sposób, który można rzeczywiście uznać za objaw religijności, a nie psychozy maniakalno-depresyjnej :P, to spoko.
Co do mormonów to nie wiem, jak to tam dokładnie wygląda, ale w Utah większość ludzi to mormoni i nie sądzę, żeby łatwo było wziąć i się wynieść, zostawiając rodzinę i znajomych i zacząć wszystko od nowa. Mało kto potrafi zerwać kontakt ze WSZYSTKIMI i się z tego cieszyć. :P

ocenił(a) film na 8
Davus

Byłam w Utah, nie widziałam mormona albo go nie rozpoznałam :) Ale znałam amiszów, nie w Utah :) Ale po pierwsze, nawet tam nie trzeba się odcinać od świata, unikając mormonów, a po drugie w Stanach zmiana stanu to naprawdę żaden problem. Geje z Utah mają obok Nevadę, z drugiej strony Kolorado, gdzie zdaje się obowiązują związki partnerskie, a całkiem niedaleko mają Nowy Meksyk, gdzie mogą wziąć ślub :)
Taki człowiek ma do wyboru: z jednej strony szczęście, poczucie wolności, przyjaciół, którzy potrafią zastąpić rodzinę, ukochanego człowieka albo radochę z randkowania z facetami (oczywiście, że nie wszyscy to mają, ale mają na to duże szanse), z drugiej rodzinę, która im dyktuje jak mają żyć, a i tak zajmuje się sobą i swoimi sprawami, wieczną samotność albo niechciane małżeństwo. Faktycznie, co by tu wybrać...
Bo jeżeli ta druga strona jest inna, a rodzina jest kochająca, na którą można liczyć, nie będzie trzeba wybierać, wszystko wybaczą. Każdy inny przypadek ociera się jak dla mnie zbyt blisko o terroryzowanie innych swoimi poglądami, a z tym się nigdy nie pogodzę. I niczym nie różnią od moherów... Bo zwyczajnie religijni też przedłożą szczęście syna nad kościół.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones