Wkurzające są te przeskakiwania pomiędzy głównymi postaciami. Na szczęście nie są one częste, ale i tak ma się wrażenie jakby w osobnych filmach te dwie historie jeszcze bardziej pokazały swój potencjał. A tym bardziej wątek Vito, De Niro tutaj rozwalił system. Patrzenie na niego to była czysta przyjemność, chciałoby się go więcej na ekranie, no ale nikt by nie oglądał ponad czterogodzinnego filmu i postanowili porzucić jego historię, przez co ma się momentami wrażenie jakby ten wątek był wklejony tutaj na siłę.
Także żadna z tego kontynuacja lepsza od pierwowzoru. Nie wiem jakie fikołki musiałby tu robić Pacino żeby przebić Pana Aktora Brando.
Ojojoj. Nie tylko bluźnisz ale nie dotarło do z Ciebie jak ważne to było połączenie i bezpośrednie porównanie do ukochanego syna, Michaela. Niemal każdy problem syna był przecięty sukcesem ojca. Reżyser chciał przez to pokazać jaka między nimi była różnica w posiadaniu władzy, jej rozwijaniu i podejściu do rodziny
Wiem, jestem świadomy, że za krytykowanie klasyków powinno się kamieniować. Ale musiałem się dowiedzieć skąd te zachwyty nad połączeniem dwóch oddzielnych historii w jeden film, skoro inne części serii nie musiały tego robić, a i tak wyszły genialne. Taki zabieg mi się kojarzy z brakiem pomysłu na rozwijanie serii. Dlatego chętnie obejrzę kiedyś tą część jeszcze raz, tym razem z perspektywy, którą podałeś, może przewidzę na oczy i ujrzę to połączenie pomiędzy tymi dwoma wątkami. Choć nie będzie łatwo, bo historia Vito jest dużo bardziej wciągająca od Michaela.
Nie wiem czy czytałeś książkę w ogóle ? Scenariusz jest na jej podstawie i to dość wiernie oddany.