Arcydzieło i geniusz, scena w kręgielni i ze "śpiewającym" ojcem, to istne cuda cudeńka.
Plus muzyka. Pięknie, pięknie i wspaniale.
Zdecydowanie arcydzieło. Tego rodzaju filmy nie powstają na co dzień. Jeśli znajdzie się ktoś ambitny, kto ma na tyle siły i przekonania o tym, że warto kręcić takie obrazy to chwała mu za to. Zdaje się, że artystyczne formy wyrazu nie pobudzają mas do odwiedzania kin ale sztuka chyba nigdy nie aspirowała do bycia rozrywkową papką. Pan Gallo przedstawił fragment z życia, niekoniecznie miłego i przyjemnego ale z pewnością prawdziwego.
Po scenach, które wypunktowałeś, myślę, że podobnie postrzegamy piękno kina. Te sceny to zdecydowanie mistrzostwo. Bez kombinowania, bez nachalnego pochylania się nad widzem, bez krzyczenia: jestem symbolem!. Po prostu piękno kina, jak u najlepszych.
Gabriel rzecze dobrze. Ale to pewnie dlatego tak mówię, że z nim oglądałam.
PODZIELAM!
Pierwszy, ale nie ostatni raz:) I ta ulubiona scena, ach.. wiesz, która, nie? Ale dobra nie róbmy prywaty!:))