Finowie wydali sporo kasy na stworzenie tego filmu. Gdyby powstał w Polsce, to zyskałby miano super chruper hiper produkcji, bo zostawia daleko w tyle takie pozycje, jak „Operacja Samum”, „Demony wojny”, czy „Karbala”. Ale fińskie kino mogło już przyzwyczaić widzów do czegoś lepszego, więc ich produkcja podlega surowszej ocenie.
I omawiany tytuł nie wychodzi z tego obronną ręką.
Jest przeraźliwie długi i przeraźliwie nudny, a jedynie chwilami trzyma w napięciu. A zaangażowano takie środki... Trochę udanych efektów, kilka ciekawych akcji i masa wody, ale nie chodzi o akweny.
Temat potencjalnie jest bardzo nośny, bo rzecz dzieje się w trakcie trwających starań Finlandii o akcesję do NATO, rosyjski oddech czuć na plecach. No niby samograj, ale jednak trzeba tego jeszcze nie spartaczyć. Prawie dwie godziny męczenia buły, przesłanie drętwe, bo naciągane, opowieść zamknięta w sposób tak banalny, że aż obraźliwy dla inteligencji widza.
Finom tym razem wyraźnie nie pykło. Oglądasz na własną odpowiedzialność.