Nie wiem po prostu, jak opisać ten film. Właśnie skończyłem go oglądać i po prostu brakuje mi słów.

Może zacznijmy od opisu: rok 1940, grupa brytyjskich komandosów podczas ewakuacji pod Dunkierką ma za zadanie przechwycić niemieckiego naukowca, znającego tajniki budowy radaru.

W praktyce ten film to jeden wielki ahistoryczny bełkot, nietrzymający się żadnych realiów.

Komandosi? Dunkierka? Że co proszę?

Pierwsi komandosi w akcji znaleźli się dopiero w lipcu 1940 roku - była to operacja ''Ambassador'' przeprowadzona na Wyspy Normandzkie przez 140 żołnierzy No. 3 Commando. Operacja zakończyła się brytyjską porażką i utratą czterech jeńców.

Pomijając już ahistoryzm tej fabuły, to nawet laik wybałuszy oczy słysząc, że akurat niedaleko brytyjskich pozycji Niemcy przetrzymują wzmiankowanego naukowca i mało kto go pilnuje.

Nie no, przecież oczywiste, że jak złapiesz ważnego naukowca, to będziesz go trzymać jak najbliżej linii frontu - przecież nie ucieknie. Gdzie mu będzie lepiej, niż w rączkach opiekuńczych panów z piorunami na kołnierzu?

Potem pojawia się oczywiście nieodłączny francuski ruch oporu - rzecz jasna w beretach, żeby było wiadomo, że to Francuzi. Czemu jest to ruch oporu, a nie armia francuska - jak najbardziej wówczas istniejąca - nie wiadomo. Jeśli ktoś wytrzymał do tego momentu, to już potem najpewniej odpadł, zwłaszcza gdy zobaczył opętańczo wrzeszczącego w dialekcie brytyjsko-niemieckim nieogolonego pseudo-oficera (musi jakiś brytyjski ochotnik do SS, ani chybi, to by tłumaczyło to jego niezrównoważenie).

Ten film to jeden wielki festiwal katastrofalnie dobranych, niepasujących, błędnych mundurów i elementów wyposażenia. Niemcy chodzący w kaskach motocyklowych i jak najbardziej współczesnych kurtkach Bundeswehry, lub sortach NRD, współczesne amerykańskie ciężarówki wojskowe, współczesne ciuchy cywilne i masa innych absurdów.

Jestem absolutnie oczarowany - w całym filmie nie ma ani jednego poprawnie umundurowanego człowieka.

Wszystko okraszone renderowanymi wystrzałami z plastikowej ''broni'', ponadto plastikowe zabawkowe granaty i bardzo, bardzo kiepskie efekty komputerowe. Sporo scen batalistycznych to po prostu przebitki z jakiejś rekonstrukcji historycznej, z jeżdżącymi sobie wesoło amerykańskimi czołgami.

Scenografia - leży i kwiczy. W przynajmniej kilku ujęciach można zobaczyć współczesne budynki i samochody, teren w żaden sposób nie przypomina ani Dunkierki, ani Francji, tylko jakieś amerykańskie zad*pie. Generalnie film można zatytułować ''Las'', bo to przewija się przez 90 % czasu trwania tego arcydzieła.

Zakończenie zaiste zasługuje na Oscara i będę zawiedziony, jeśli nie otrzyma tej nagrody. Nawiedzony pseudo-oficer klęczy z rozłożonymi ramionami, jakby się modlił do Odyna, czy innego gusła i co chwilę powtarza ''Scheisse'', tylko po to, by monstrualnie wolno zbliżający się samolot zdołał go zabić. Oficerowie SS nigdy nie uciekają, to przecież oczywiste.

W zasadzie w tym filmie nie ma na co popatrzeć. Poza bardzo fajnym Panzer II, którego kierowca w jednej scenie jawnie śmiał się z aktorów i statystów biorących udział w tej szmirze.