Kolejne wiekopomne dzieło ukute w stajni Netflixa, które w dość płytki sposób ma za zadanie uderzać w wiarę.

Obejrzałem z kronikarskiego obowiązku. Nic mnie w tym obrazie nie urzekło. Począwszy od głównej bohaterki, na którą nie potrafiłem się otworzyć, poprzez mizerne dialogi, nazbyt rozwlekłą narrację, a nawet i muzykę. Film "jedzie" z tematem wiary po utartych kliszach, nie proponując niczego konkretnego, trwałego i mocnego, stosując przy tym ograne sztuczki, niewysokich lotów.

Twórcom produkcji zapomniało się chyba, w jakich czasach dzieje się akcja. Rzecz jasna wypust ze stajni Netflixa zobowiązuje i w filmie mamy do czynienia z silną postacią kobieca, co w tamtych czasach już samo w sobie stanowiło absurd. Kobiety były ciche, skromne i bogobojne i raczej nie było od tego odstępstw. Także wizerunek głównej bohaterki to raczej pobożne życzenia. Wątpliwym jest również, aby pielęgniarka miała tak wielka swobodę działania i możliwość wyrażania własnych opinii.

Film mnie nie porwał, wręcz przeciwnie, przemęczyłem go. Spodobać się może środowiskom zrzeszonym wokół Gazety Wyborczej.