Faworyt kręgów festiwalowych oraz bóstwo współczesnego horroru, Ti West, nakręcił film, który urzeka i wzbudza podziw, lecz w stopniu znacznie słabszym niż poprzednie godne poklasku dzieła reżysera. Nikt nie zaprzeczy mocnej kondycji Westa, bo i „The Sacrament” jest filmem bardzo solidnym, bynajmniej nie rozczarowującym. Mimo to, oczekiwałem więcej po najnowszym horrorze twórcy „Domu diabła”; nałożyłem nań nawet tytuł najniecierpliwiej wyczekiwanego dzieła 2014 roku. Wkrótce po seansie doceniłem „The Sacrament” – za moc napięcia i dreszczy, jakimi operował, za bezkompromisowość – lecz stwierdziłem, że nie jestem w stanie go pokochać. West nie wykorzystał w pełni potencjału historii Jonestown, nie wpoił w jej ekranizację odpowiedniej dawki szaleństwa i surowości.
hisnameisdeath . wordpress . com/category/podsumowania-roku (spacje)