PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=105153}

Ostatnia kula

The Last Bullet
6,3 172
oceny
6,3 10 1 172
Ostatnia kula
powrót do forum filmu Ostatnia kula

ZNAKOMITY

ocenił(a) film na 8

POLECAM KAZDEMU KTO MA NIEDOSYT PO KOMPANII BRACI CZY CIENKIEJ, CZERWONEJ LINII. KAPITALNIE POKAZANY POJEDYNEK SNAJPERÓW W DŻUNGLI BORNEO. TO CO WIDZIELIŚCIE W FILMIE WRÓG U BRAM NIE UMYWA SIE DO PODCHODÓW W LAST BULLET. MIŁOSNIKOM MILITARIÓW DONOSZĘ: JEŻDZI TAM NAJPRAWDZIWSZY CZOLG MATILDA II. KAPITALNIE ODDANA PSYCHIKA JAPOŃSKIEGO ZOŁNIERZA. GORĄCO POLECAM WSZYSTKIM FANOM DOBREGO KINA.

ocenił(a) film na 8
jabu

Ja się przyłączam. Bardzo dobre kino. Ciekawy obraz pokazują pojedynek snajperów kilka nie złych dialogów, dużo fajnych scen, dobre aktorstwo i ładna muzyka na prawdę warto sięgnąć po ten film. 8/10

frycek49

cenię ironię forumowiczów

ocenił(a) film na 8
frycek49


Witam,

W tym obrazie jest kilka niezaprzeczalnych plusów dzięki którym film się dobrze ogląda i z tytułu których warto poświęcić mu przez te 90 minut uwagę jeśli ktoś ceni sobie ciekawe kino wojenne.
Mamy tam na przykład wykorzystane dwie niemal niepowtarzalne w wydaniu filmowym (jeśli ktoś zna podobne przykłady – poproszę o sprostowanie) "perełki" związane z uzbrojeniem.
„The Last Bullet” stanowi jedyny znany mi obraz filmu fabularnego w którym zaprezentowano będącą najwyraźniej na chodzie Matildę II CS z 3-calową haubicą. Dodatkowo, co warto podkreślić, markującą prowadzenie z haubicy ognia. Twórcy filmu zadbali także o kilka ujęć z wnętrza pojazdu i sfilmowali je umiejętnie podczas zaaranżowanej sceny starcia w nocy.
Za drugą wisienkę na torcie należy niepodważalnie uznać karabin snajperski Typ 97 kal. 6,5 mm z charakterystycznie przesuniętym celownikiem. Wydaje mi się, że Pattinson był prekursorem w pokazaniu broni tego typu w kinie fabularnym. Dopiero po nim (i z mało powalającym skutkiem) zrobili to znacznie później John Woo w nieszczęsnym „Windtalkers” a następnie Mel Gibson w nieznacznie lepszym „Hicksaw Ridge”. Przed Pattinsonem wszyscy reżyserzy dawali w łapy aktorów, czy statystów odgrywających role japońskich snajperów jako rekwizyt broń kompletnie od czapy…
Twórcy „The Last Bullet” nie poszli na łatwiznę i najwyraźniej nie spreparowali „standardowej” Arisaki Typ 38, lub Typ 99 poprzez dodanie do broni jedynie celownika optycznego. A pokusa musiała być spora jeśli się zważy, że obu modeli zachowało się do dziś sporo, z czego Typ 38 po drobnych przeróbkach (związanych np. z przekalibrowaniem) jest chętnie wykorzystywany w sporcie oraz w myślistwie, zwłaszcza w Rosji i ceniony znacznie wyżej niż rodzimy Mosin.
Zadbał o to i wymusił na reżyserze zatrudniony na planie konsultant, albo dopilnował tego sam Michael Pattinson.
Tak, czy inaczej należy rzecz zapisać bezdyskusyjnie na plus.

Notabene – z tego, co pamiętam do tej większej sceny batalistycznej, jedynej w filmie, w której widać jednak wyraźnie jak niewielkim budżetem dysponowano na planie, zatrudniono dwie grupy rekonstrukcyjne w sile drużyny każda (obraz nie jest tylko produkcją australijską, jak to podano na FW, ale koprodukcją z Japończykami). Na etapie 1994/95 r., gdy kręcono film, zapraszanie rekonstruktorów na plan zdjęciowy (a przez to dbanie o wyższą wiarygodność produkcji) nie stanowiło bynajmniej jeszcze normy w kinie historycznym, czy wojennym.

Widać także, że nad całością scen czuwał konsultant obeznany z bronią z danego okresu.
Mamy np. triki z opróżnioną łódką amunicyjną od Garanda, na które można trafić w amerykańskich relacjach z końca wojny. Mamy prawidłowe użycie japońskich granatów ręcznych. Te ostatnie nie działały, jak większość odpowiedników z innych krajów – w oparciu o zawleczkę inicjującą wyzwolenie detonacji, ale na bazie mechanizmu naciskowego (dlatego japoński podoficer po popełnieniu seppuku służy za wabia w charakterze ludzkiej miny-pułapki SIEDZĄC NA obronnym granacie ręcznym Typ 97).
W filmie zadbano, aby te drobne niuanse pokazać, czy nawet wyeksponować, co w moim odczuciu dodatkowo podwyższa wysiłek ekipy zaangażowanej w omawianą produkcję. Tytułem porównania przypomnę, że standard był (i wciąż niestety na ogół – jest) inny, czego dowodem choćby fuszerka z japońskimi granatami ręcznymi zaprezentowana w finałowej scenie „Pearl Harbor” Michaela Baya. Czy w szeregu innych wysokobudżetowych tytułów hollywoodzkich. Nawet w najnowszych, bardzo drogich i często dopracowanych szczegółowo w temacie aranżacji scen walki superprodukcjach jest z tym dalej problem. Weźmy choćby monumentalny „Death and Glory in Changde” sprzed ledwie paru lat, w którym dopuszczono do identycznej wpadki (końcowe walki w mieście):
http://www.filmweb.pl/film/Chang+De+Da+Xue+Zhan-2010-596497/discussion/Bitwa+o+z amek+o+Changde+oczami+zdolnego+propagandysty.,2950654
W „The Last Bullet” Pattinsona brak (wg mnie) niedopatrzeń tego typu i to także działa na plus filmu. A jeśli ktoś bardziej ode mnie uważny, wychwycił coś, co mi umknęło, będę wdzięczny za podzielenie się merytorycznym spostrzeżeniem.

Dodatkowo pamiętajmy, że przy budżecie nieco ponad miliona $ amerykańskich, którymi zamknęły się koszta produkcji (czasami mówiło się o 2 mln) – udało się Australijczykom stworzyć całkiem niezły obraz, jeśli zważyć, że nakręcono go za przysłowiowe grosze.
Przypomnę, iż suma ok. 500.000 tys. $ to średnia przewidywana dla produkcji filmowych z wykorzystaniem umundurowania nie będącego w bieżącym użyciu. Kwota powyższej wysokości stanowi często punkt wyjścia w szacunkach względem obrazu wojennego i to już po wliczeniu zakładanego wolontariatu z udziałem rekonstruktorów.
A mamy jeszcze zespół pirotechników do opłacenia, często bardzo wysokie w krajach anglosaskich koszta związane z opłaceniem nadzoru służb porządkowych czuwających nad kinem tego gatunku, pojazdy do wypożyczenia itd.
Zajmuję się (m.in.) zawodowo ściąganiem fachowej literatury dla członków grup rekonstrukcyjnych, stąd podobne sumy przewijają się przy okazji niektórych toczonych dyskusji.
Przypomnę, że w ciekawym acz mało wiarygodnym „In Pursuit of Honor” Kena Olina koszt samego umundurowania zaprezentowanego w filmie zamknął się kwotą ok. 800.000 tys. $. I to przy kompletnym braku scen batalistycznych. Mimo, że ekwipunek kawaleryjski dostarczono im do wykorzystania na planie - na zasadzie wolontariatu. Entuzjaści amerykańskiej kawalerii z lat 30-tych wreszcie mieli mieć swój pierwszy film fabularny, więc udostępnili szeroko ekipie posiadane przez siebie zasoby. Czego później, po premierze filmu, z tego co wiem – nieco żałowali.
Dramat w reż. Olina posłużył mi za przykład, gdyż Amerykanin kręcił własny obraz niemal równolegle czasowo z „The Last Bullet” Michaela Pattinsona. Pozwala to na zasadzie porównania zestawić finansowy wysiłek przedsięwzięć.

Malutki budżet wymusił kręcenie zdjęć (przez niecały miesiąc) w Australii. Dokładniej w północno-wschodniej części kontynentu w południowo-wschodniej części stanu Queensland, które słynie z atrakcyjnego, dziewiczego krajobrazu i w filmie udawało dżunglę Borneo. Natomiast trzy krótkie sceny sfilmowano (odpowiednio w kolejności) w rejonie przedmieść Sano i w samym Tochigi, w prefekturze o identycznej nazwie.
Obraz miał tak małe dotacje, że po jego zmontowaniu i udźwiękowieniu przez pewien czas nie było kasy na opłacenie dystrybutora, który by go rozpowszechniał w samej Australii. Natomiast Japończycy na dystrybucję na obszarze swojego kraju bezproblemowo wyłożyli fundusze, co nie powinno dziwić, jeśli się zna fabułę filmu.
Jako ciekawostkę uzupełniającą obraz biedy i wymuszonych oszczędności towarzyszący realizacji filmu jak również jego późniejszej promocji – zasygnalizuję, że na kosztach z nim związanych oszczędzano tak dalece, iż nie zadbano nawet (podczas premiery w TV oraz przy dystrybuowaniu go poprzez kasety video) o tłumaczenia na j. angielski dialogów pomiędzy japońskimi bohaterami. Jeśli ktoś pamięta, że scen z ich udziałem jest rozpisanych w fabule całkiem sporo, aż trudno w to uwierzyć.
Wychodzi więc, że za niewielką kwotę Michael Pattinson potrafił zrobić coś, co się całkiem nieźle ogląda. To także powinno się brać pod uwagę podczas oceny filmu.
Pamiętajmy ponadto, że jest to produkcja telewizyjna, nie kinowa i m.in. z tego tytułu przewidziano na nią taki „telewizyjny” budżet.

W mojej opinii nieźle wypada także nastrojowo-smutna muzyka, jako podkład współtworzący klimat filmu.
Tak na marginesie: nie jest ona w większości skomponowana przez panią Tyson-Chew, co sugeruje się na FW. Artystka z filmem miała niewiele do czynienia (a jest kompozytorką zatrudnianą głównie przy produkcjach klasy B i C). Najlepsze fragmenty są autorstwa Tamaki Koji.
Przypuszczam też, iż miła niespodzianka podczas oglądania filmu czeka sympatyków starego jazzu. Pattinson sprytnie wykorzystał w opowiadanej przez siebie historii przerobione saksofonowe kawałki z repertuaru legendarnego Charlesa Parkera Juniora pasujące do nostalgicznego akcentu na jakim zbudowano opowieść.
To smaczek, który koneser powinien wychwycić i docenić.

I oczywiście jest też rzeczony Jason Donovan.
Gdy pierwszy raz oglądałem omawiany film w połowie lat 90-tych, kojarzyłem Go oczywiście jak wszyscy inni z popularnymi, popowymi szlagierami, które jak pamiętam nuciło paru moich kolegów na studiach. Miałem doń stosunek ambiwalentny. Po tym jak zasiadłem do oglądania filmu z Jego udziałem, przyjemnie mnie zaskoczył. Filmowy przeciwnik Donovana - Tamaki Koji, również w tym czasie nie parał się zawodowo aktorstwem. Był wówczas li tylko wokalistą zespołu grającego japońskiego rocka i trochę pop. Z Donovanem znali się już wcześniej. Obaj zapalili się do filmowego projektu, który omawiamy. Tamaki dodatkowo od dawna interesował się niezależnie historią swego kraju. W tym samym roku, co w „The Last Bullet” wystąpił niezależnie i niemal równolegle w całkiem udanym serialu opowiadającym o życiu jednego z najznamienitszych wodzów w dziejach Japonii – Hideyoshiego Tomotomi.
Pamiętajmy, że obaj panowie byli podczas kręcenia filmu mało przewidywalnymi piosenkarzami-celebrytami. Obaj nadużywali wówczas narkotyków (co dziś, po latach już wiemy). I obu powierzono... dwie główne role. Po kimś takim i to w zdublowanym wydaniu, można by oczekiwać „fochów i achów” na planie, jeśli nie rozwalenia całego projektu. Nadąsany celebryta potrafi zdewastować pracę nawet dużego i dobrze ze sobą współpracującego zespołu - w pojedynkę i od ręki. Kiedyś miałem wątpliwe szczęście obserwować zza sceny taką dewastację w wydaniu p. Skiby z Big Cyca, więc mam świadomość jak dalece można na planie podobne szkody wyrządzić.
Tymczasem ten duet stworzył w filmie parę, która wraz z ekipą wykreowała za psie pieniądze całkiem niezły obraz kina antywojennego. Dodatkowo, co warto nadmienić, żaden z panów nie wziął za udział w filmie, przewidzianej dla nich gaży. Donovan był świeżo po wygraniu głośnego procesu, który silnie zasilił budżet gwiazdora, więc niektórzy tym ostatnim tłumaczyli wolontariat w Jego wydaniu. Niczego podobnego nie słyszałem w odniesieniu do Tamakiego. Ponadto ten ostatni nieodpłatnie zaangażował się w promocję filmu u siebie, w Japonii nie biorąc od NKH Enterprises za te działania pieniędzy.
Choćby z tytułu tych rzeczy warto „The Last Bullet” zobaczyć, jako swoistą ciekawostkę, w której ukończenie zaangażowały się dwie gwiazdy i to z inicjatywą której raczej po kimś ich pokroju, nie spotyka się na co dzień w odniesieniu do fabularnego filmu historycznego (wojennego).
Sympatyków starego kina, w tym także kina wojennego, czeka prawdopodobnie również miła niespodzianka.
W finałowej, retrospekcyjnej scenie pojawia się jako swoista perełka jedna z ikonek kina anglosaskiego przełomu lat 50/60 – Charles Tingwell.

Z wszystkich wyżej wzmiankowanych powodów warto wg mnie film zobaczyć i wyrobić sobie na jego temat zdanie samemu.
Od siebie dodam, że „The Last Bullet” może, wg mnie stanowić dobre, nowsze czasowo uzupełnienie do innego, legendarnego już (zwłaszcza wśród sympatyków kina z obszaru wojny na Pacyfiku) obrazu o nieco zbliżonej fabule.
Mam oczywiście na myśli świetne „Hell In the Pacific” Johna Boormana z niezapomnianym duetem Marvin-Mifune.
Jeśli przy okazji przypomnimy, że podczas WWII Lee Marvin rzeczywiście walczył na Pacyfiku jako marine przeciw Japończykom, pełniąc w dodatku służbę w charakterze snajpera (ranny niechlubnie w tyłek na Saipanie – czyli z raną za tzw „milion dolarów”) – warto tytułem eksperymentu zestawić sobie właśnie te dwa filmy razem do obejrzenia.
Pierwszy zrobiony za pół darmo i po części charytatywnie. Drugi za ciężkie pieniądze.

Pozdrawiam.

jabu

Tyle dobrego o drewnianej produkcji telewizyjnej? Szacun! :)

A poważnie pokuszę się o stwierdzenie, że sporo o azjatyckiej przepychance pan wie, a ja mam z nią pewien problem. Polskojęzyczna literatura w tym temacie dotyczy oklepanych akcentów, a gdzie znika wujek Sam zaczyna się pustynia. O japońskich ofensywach pod koniec wojny z chęcią bym poczytał <taka Ha-Go/U-Go to wciąż u nas margines historii, a jeśli poszukamy czegoś chińskiego to... niewiele znajdziemy. Jakieś typy? Jakieś tytuły?

Z poważaniem itd. :)

ocenił(a) film na 9
jabu

Wspaniały film, wspaniały tekst . Szacunek za fachowość. Hej!

jabu

cenię ironię forumowiczów

ocenił(a) film na 7
harkonen_mgla

Ej , dlaczego od razu ironię ? W filmie jest to co trzeba z wojskowego punktu widzenia , przegadany nie jest zdjęcia dobre. Chodzi ci że jeden z tych "pojednawczych"?
No fakt po prawdzie historycznej musiałoby polecieć sporo imperialistycznej (zbliżonej do nazistowskiej) , propagandy po stronie japońskiej , i równie dużo rasistowskiej po stronie australijskiej . Takie były wtedy czasy że białe ludy gardziły wszystkimi innymi włączając sojuszników,. ( zobacz "Pożegnanie z Królem " ) , może dlatego reżyser wolał nie ruszać tematu ?
Co ciekawe : Jak Rosjanie i Niemcy kręcą w tej chwili filmy o II wojnie też unikają zbytniego ideologicznego zadęcia po obu stronach (Patrz: Poumgla: Jeńcy a tamten film się wcale cukierkowo nie kończy) . Co o tym mysleć ? Myślę że zależy od filmu. Akurat w tym( spojler) przeciwnicy odpuścili sobie na moment by nie dopuścić do niepotrzebnych ofiar wśród cywili , i to się chwali...Reszta to już konsekwencje tego kroku...

Aktra

Scenariusz / reżyseria / zdjęcia / gra - wszystko w tym filmiku (bo filmem go nie nazwę) boli! Boli okrutnie!

ocenił(a) film na 8
Aktra


Aktra,

Powyższy obszerny post miał być raczej adresowany do Ciebie niż do kol. frycka49. Tyle, że po kilkunastu godzinach pracy z tekstem i tłumaczeniami o podobne pomyłki nie trudno.

Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 7
jabu

Nic nie szkodzi . Stało się nawet dobrze, bo moja wiedza o zapleczu sprzętowym akurat tamtego konfliktu jest niewielka. Trick z granatami (umieszczanie odbezpieczonego granatu pod jakimś sprzętem lub ciałem poległego) znam z opisów walk na Froncie Wschodnim , nie widzę powodu , dla którego Japończycy mieliby go nie znać. Jeśli chodzi o pojedynek snajperów: Akurat "Wroga u Bram" nie oglądałam , widziałam inne filmy gdzie występował ten motyw i powiem tylko tyle że Australijczyk miał wiele szczęścia że nie dał się odstrzelić gościowi Który praktycznie wyrastał bronią w ręku (Japończyk w cywilu był myśliwym a takich często brano na snajperów , podczas gdy Australijczyk z tego co widziałam trafił na front niedawno a w cywilu był urzędnikiem.Mógł mieć dobre wyszkolenie , mógł się okazać "zdolniachą", z dobrym okiem , ale jeśli wcześniej nie walczył w lesie to miał stanowczo więcej szczęścia jak rozumu) Tutaj rzeczywiście może zazgrzytać ... Retrospekcje ...oki niektórzy nie lubią , ale przynajmniej wiadomo coś o bohaterach , nie są nawalonymi ideologią robotami, tylko ludźmi którzy mają całkiem normalne motywacje . Nadludzi się z nich nie robi i dobrze. Kilka dialogów mi zgrzyta. i owszem , ale nie mąci mi to odbioru jako całosci

ocenił(a) film na 6
jabu

W jednym z odcinków Australijskiego serialu "Płonące pola" też było widać czołg Matilda 2 w niemieckich barwach.

ocenił(a) film na 8
LeoRex


Witam,

Pamiętam ten mini-serial.
Były trzy serie, pierwotnie każda bodajże po dwa x 120 minutowe odcinki.
Tobie musi chodzić o „Fields of Fire I” z 1987 r. Akcja pierwszego sezonu (jak byśmy to obecnie ujęli) zaczynała się właśnie bodajże w 1939 r. i toczyła następnie częściowo podczas wojny fragmentarycznie pokazując walki w Libii. Oglądałem jeszcze chyba drugą część, rozgrywającą się krótko po wojnie. Trzeciej już na pewno nie.
Na realizację pierwszej serii wydano, zdaje się ok. 4 milionów $.

Ja niestety pamiętam serial jak przez mgłę. Kołacze mi się po czaszce, że pojawił się tam epizodycznie polski motyw (bo i grała „nasza” aktorka – Gosia Dobrowolska mówiąca tam w kilku scenach po polsku – np. w scenie usiłowania gwałtu).
Serial oglądałem raz, te 30 lat temu. Teraz już go nie mogę nigdzie wytropić a szkoda, bo bym chętnie odświeżył.
„Matyldy” wspominanej przez Ciebie nie pamiętam. Za to w głowie zapadło mi ujęcie z walk na pustyni i epizod ratowania przez australijskich bohaterów rannego kolegi ściąganego z pola w ogniu walki z użyciem transportera „Bren”, lub „Universal Carrier” (już nie pamiętam która z wersji). Znajdowali się pod ostrzałem wrogiego pojazdu i niewykluczone, że to wówczas pojawia się wzmiankowana przez ciebie „Matylda” markująca niemiecki pojazd, której niestety ja nie pamiętam.
Pamiętam za to, że ewakuacyjnym Carrierem kierował rozebrany do pasa , młody John Jarrat. Koledzy ponaglali Go w tej scenie nim ruszył do pojazdu ratunkowego okrzykami: - Jacko! Skocz po „konserwę"!

Pozdrawiam.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones