Dwóch braci jeździ przez cały dzień samochodem w poszukiwaniu byłej dziewczyny jednego z nich. Cóż z tej podróży wynika? Ano nic konkretnego w zasadzie. Kilka dziwnych w założeniu, choć jak na mój gust, nieco przekombinowanych (reżyserowi do Jarmuscha brakuje sporo), epizodów, odrobina humoru, szczypta melancholii. Z tą ostatnia idealnie współgra miejsce akcji - Los Angeles i jego obrzeża. Lokacje i widoki są zresztą największym plusem tego niezależnego obrazu, będącego kombinacją kina drogi i buddy movie. Zabrakło niestety doświadczenia i finezji, aby uczynić z tego projektu coś więcej niż podróbkę klimatów a la Judd Apatow. Dialogi bardzo często się nie "kleją", aktorstwo bywa sztuczne, tempo siada. Łatwo sobie wyobrazić, czym w założeniu ów film miał być, ale samo wyobrażenie nie wystarcza. Głównie dla tego, co widać za oknem.