ma to parę dobrych scen, może jest i nieźle zagrane (szczególnie Leeloo jest sympatyczna), ale taką akcję to się wymyśla w jeden wieczór sklejając w jeden kawałek najbardziej ograne motywy SF. Produkcja aż zionie kiczem. Mówicie że to celowe, ale co to niby miało być? Pastisz? Pastisz pastiszu? Ech, nie przekonuje mnie to...
Wg ludzi, którzy nie przepadają za kinem sci-fi, każdy jeden film zionie kiczem i nudą. Pozatym PE to po prostu pastisz, czyli właśnie zbiór "ogranych motywów". Film jest jedyny w swoim rodzaju, ale jak ktoś nie zauważa, że fabuła jest czysto komiksowa to raczej ma wąskie horyzonty i nic w Piątym Elemencie nie zobaczy.
mimo, że kino SF uwielbiam, uważam, że ten film jest od początku do końca fatalny. Wg. mnie każda scena tryskała tandetom. Mam wrażenie, że to najgorszy film jaki widziałem. Mniejsza o to, znam człowieka, który nie lubi SF, a ten film jako jedyny mu się podoba. No cóż...
Faktycznie film trzeba zrozumieć aby dostrzec jego piękno. Wszystkim co jeszcze nie zauważyli piękna filmu niech obejrzą może sobie 10x wtedy coś pewnie to zmieni :P
Ja też nie rozumiem co jest ciekawego tym filmie. Ktoś napisał, że miała to być niby parodia filmów akcji, a jak dla mnie to wyszła parodia filmu. Parę rzeczy mi się podobało, ale ogólna tandeta, kicz i miernota której jest tu bardzo dużo, przeważyła o tym, że nie chcę nigdy wrócić do tego gniota, nie jestem jakimś wymagającym widzem, ale ten film miał moim zdaniem duży potencjał, który zmarnowano denną fabułą i beznadziejnym wykonaniem. Szkoda
Najbardziej w tym filmie podoba mi się to, że jest 'z przymrużeniem oka'. Większymi kiczami w moim pojęciu są właśnie filmy typu 'Pojutrze', w których nakłania się widza do uwierzenia w serię nieprawdopodobnych zdarzeń, jest patos i powaga. Największymi atutami "Piątego elementu" są humor i gra aktorska. Efekty specjalne są na drugim planie i nie są obliczone na 'wooow' widza. :p
wyjaśniłam. według mnie, piąty element spośród innych produkcji wyróżnia właśnie humor na poziomie i gra aktorów (prawie każda postać jest wyrazista i jedyna w swoim rodzaju), nie wspominając o oryginalnej scenografii (świetne stroje!).
Tak, film powiela utarte schematy dzisiaj, ale pamiętaj, że film powstał 14 lat temu. Siłą rzeczy dzisiaj kinematografia idzie do przodu, ale nie przypominam sobie w tamtych czasach podobnych filmów sci-fi kręconych pół-żartem, pół-serio (może poza jakimiś gniotami z E. Murphym).
Są filmy, nie niosące w sobie nic, a które się ogląda lekko, szybko, przyjemnie, a dodatkowo nie obrażające gustu i inteligencji. Takie perełki kina rozrywkowego. Do tych filmów zaliczam stare Indiana Jonesy, stare Gwiezdne Wojny, Sherlock'a Holmes nowego pierwszego i właśnie ten film. Czysta, niezmącona przyjemność. I o to czasem chodzi.
Jeżeli pierwszy raz ogądaliście piąty element niedawno to nie dziwie się, że piszecie o kiczu. Parenaście lat temu zupełnie inaczej był odbierany. Dla mnie film posiada tą magiczną moc. WIadomo, że fabuła jest oklepana, ale trzeba też umieć z niej stworzyć obraz, a Luc Besson w tamtych czasach potrafił przykuć widza do monitora. Mieszanka scifi, przygody, humoru i akcji. Dla mnie super. Aczkolwiek mną najbardziej kierują wspomnienia, bo jak pierwszy oglądałem ten film to miałem około 10 lat i teraz jak oglądam Piąty Element to przypominają mi się stare dobre czasy :)