Disney jak zawsze w formie aby zaorać samograja. Oglądając zwiastun myślałem ze to będzie coś w rodzaju "Regeae na lodzie" tylko o piłce nożnej, ze świetnym reżyserem, ze świetnym trailerem. W efekcie mamy film w którym ważniejsze od budowania fabuły, sympatii o głównych bohaterów, generalnie emocji że im kibicujemy w tym aby im się udało jest wymachiwanie "tenczowym" sztandarem z wielką literą "T" z dodatkiem szczypty wokeizmu. W efekcie przez większość filmu zamiast pokazania budowania drużyny to mamy bohatera trans który jest w każdym ujęciu czy ma to sens czy nie. Miałem poczucie że jest on (zmierzający w kierunku ona) traktowany jak product placement. Ma być i ma być go dużo, nie ważne czy to ma sens czy nie. Najważniejsze że jest trans i nie trzeba żadnego geja na niego przerabiać.
Czy warto zobaczyć na małym ekranie - jeśli wymagasz od filmów czegoś więcej niż toporne odhaczanie w excelu "poprawnościowych" elementów kosztem fabuły to nie warto tracić na ten film swojego czasu.