Jakim trzeba być beztalenciem, żeby film z gołą Scarlet wyszedł nużący?
Poza kilkoma scenami (na plaży, zakończenie w lesie) film nie oferuje widzowi nic. Dotrwałem do końca tylko dla tego, że czekałem na jakieś rozwiązanie, drugi raz bym się nie poświęcił. Bredzenie o kinie artystycznym jest w tym przypadku kompletną pomyłką. Może to miało być kino artystyczne - wyszły artsy fartsy, ciekawe ewentualnie dla samego reżysera który będzie się napawał swoją "sztuką". ODRADZAM, chyba że przeglądniecie tylko sceny z gołą bohaterką a resztę z prędkoscia minimum x4.
Forma filmu jest artystyczna akurat, ale ciekawa i patrząc na nazwisko reżysera jest w jednej linii z teledyskami, które kręcił - jest więc klimatycznie i z "podskórnym" napięciem. Ciężko jednak wejść do końca w ten sterylny świat i choć fabuła idzie do przodu, zagęszcza się i stopniowo więcej dowiadujemy się o kobiecie trudno jest i mi wciągnąć się i zauroczyć całością. Dla odmiany, a właściwie bardzo blisko formalnie spodobał mi się "Holy motors" Caraxa z którego dokończeniem też połowa, a może i więcej widzów ma problem. Natomiast zupełnie nie zależało mi na nagości Scarlett i uważam, że jeśli przez ten pryzmat film w ogóle zyskuje widzów - nie dziwi mnie tak niska, jak na fw ocena. Stopniowanie pokazywania nagości i jej odrealnienie było akurat świetne.