PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=38115}

Powrót muszkieterów

The Return of the Musketeers
6,4 1 996
ocen
6,4 10 1 1996
Powrót muszkieterów
powrót do forum filmu Powrót muszkieterów

Hmm, w sumie całkiem fajny film, ale... Niestety pozostaje jakieś ale. W końcu to produkt firmowany przez p. Lestera, twórcę 'Trzech i Czterech Muszkieterów', a nawet jego kontynuacja, więc i oczekiwania nie były małe. Nie mogę powiedzieć, żeby film mi się nie podobał, bo był całkiem fajny. Świetne kreacje aktorskie. Jak dla mnie na uwagę zasługuje Philippe Noiret i jego kardynał Mazarin, diametralnie różny od znanego z wcześniejszych części- Richelieu'go. Nie ma w nim tej 'grozy majestatu', wytworności i powściągliwości, za to mamy nieco rubasznego, wywołującego wręcz uśmiech Włocha, który jak to Włoch jest przede wszystkim bankierem, kupcem, czyli 'wszystko obraca się wokół kasy'. Scenarzysta trochę przesadził chyba w ukazaniu pazerności imć p. Mazarina, nie tylko pieniądzem żyje wszak człowiek... jest jeszcze władza...
Doskonale przypomnieli o sobie także czterej amigos. Moim ulubionym był zawsze Aramis. I tu sprawdził się świetnie. Zresztą aktorzy typu :Michale York, Oliver Reed, R. Chamberlain i Frank Finnlay są klasą samą dla siebie. Aha, i jeszcze niezastąpiony Planchet-Roy Kinner, któremu zadedykowano ten film (zmarł na planie).
Aby lepiej zrozumieć fabułę i tzw. wątki poboczne dobrze jest otrzeć się o historię Francji wieku XVII. Można wiele smaczków zobaczyć. Np. madame de Chevrouse (chyba pomyliłam pisownię), która wróciła na dwór po śmierci Richelieu'go. Albo żelaznobocy w armii Cromwella. W ogóle świetny wątek 'angielski', Karol I pierwsza klasa, jakby wyjęty z portretu. I ci okropni purytanie. A teraz pozostaje mi nic innego, jak ponarzekać- otóż p. Lester zaczął w pewnym momencie zbliżać się do autoparodii, co filmowi nie wyszło na dobre. Chodzi mi o scenę z pułapkami Justine de Winter. Zupełnie niepotrzebne, a i kupy się nie trzymało. Jak na mój gust za dużo było scen bijaktykowych, bo jak tu nazwać pojedynek na worki i wszystko, co z pojedynkiem nie ma wiele wspólnego. To się doskonale sprawdzało we wcześniejszych filmach, ale było tego znacznie mniej. Tu reżyser podwoił albo i potroił liczbę pojedynków i te zaczęły gdzieś w połowie filmu nużyć. Średnio udany był także motyw balonowy, który- patrz wyżej.
Nie wiem, czy ktoś się pokusi o przeczytanie tej recki, słyszałam, że po 150 słowach ludzie rezygnują. Tu jest trochę więcej, ale nie mogłam się powstrzymać. Uwielbiam serię muszkieterską p. Lestera i na ten film czekałam chyba od 10 lat. Się doczekałam, trochę zawiodłam, ale zawsze lepszy taki zawód niż szlag, który może trafić po zobaczeniu najnowszych filmów o muszkieterach

lady_de_Winter

Ja przeczytałam Twoją recenzję z przyjemnością :) Od dość dawna poluję na ten film i jakoś nie miałam okazji go obejrzeć. Ale wdzięczna jestem za wszelkie informacje, a tych Twoja recenzja dostarczyła niemało. Uwielbiam adaptacje Lestera i mam nadzieję zobaczyćw końcu też trzeci z jego filmów.

Pantera

Dziękuję za te ciepłe słowa, miło poczuć się docenioną;) Pisałaś, droga koleżanko, że uwielbiasz adaptacje Lestera, więc moze zechcesz rzucić okiem na dzieło rąk moich, tzn. strone internetową poświęconą muszkieterom i ekranizacjom Lestera, które dla mnie są niczym relikwia. oto i adres http://republika.pl/muszkieterowie [republika.pl/muszkieter...]

ocenił(a) film na 4
lady_de_Winter

Zrobili z Mordaunta kobietę!!!!!!!!!!!! Choć lubię Kim Cattrall, to coś tu nie gra.

lady_de_Winter

Doceniam twoją recenzję, którą uważam za doskonałe ukazanie całej problematyki filmu. Dodałbym coś jeszcze - Aramis urażający się na przyjaciół i długo nie walczący z nimi. Atos wiecznie pijący, chociaż w książce wyraźnie z tym zerwał. Raul nie umiejący znaleźć wspólnego języka z ojcem i zafascynowany naukami ścisłymi. Do tego Justine de Winter zamiast naszego Mourdanta to już lekka przesada. Planchet nie jest frondystą, tak jak w książce. Brak hrabiego de Guise czy radcy Broussela. Rochefort zamiast walczyć po stronie Frondy staje po stronie Mazarina. A w ogóle po cholerę oni ożywili Rocheforta? W filmie CZTEREJ MUSZKIETEROWIE Lester uśmiercił tę postać. Czemu teraz nagle pokazali, że jednak przeżył? I czemu Raul kocha się w Justine, choć ta wyraźnie nim pogardza. Czemu ona nie ginie na pokładzie statku "Błyskawica"? I czy w ogóle ginie na końcu filmu? I jeszcze zbulwersowała mnie Anna Austriaczka. Jej wypowiedź na temat d'Artagnana i Konstancja. Mówi ona tak "Ach, ci zawadiaccy muszkieterowie. Jeden z nich zakochał się w mojej krawcowej, a ta głupia dała się udusić. Przez tydzień wyglądałam jak kukła". Przecież w książce wyraźnie z łezką w oku wspominała Konstancję i d'Artagnana. Co jednak nie przeszkadzało jej kazać strzelać do własnych poddanych, z którymi bynajmniej się nie liczyła. Wiele spraw została mocno uproszczonych, za dużo scen walk, dziwaczna przygoda z Cyrano de Bergeraciem (w powieści w ogóle go nie ma) i jego balonem. I walka z gwardzistami kardynała Mazarina (też brak jej w powieści). Ale jednak powiedziałbym, że ma ten film jakiś swój wdzięk i lubię go obejrzeć.

kronikarz56

wielka szkoda; nie ogladalem jeszcze zadnej ekranizacji powiesci Dumasa. Na razie badam grunt, sprawdzam od czego by tu zaczac. W koncu przez lata powstala cala masa adaptacji. Z tego, co pisze kronikarz56 wnioskuje, ze nie nalezy nastawiac sie na nic specjalnego. Szkoda - 'W dwadziescia lat pozniej' to zdecydowanie moja ulubiona czesc cyklu muszkieterskiego. Czy ktos podjal sie moze bardziej rzetelnego oddania ksiazki poprzez film? Eh- młody de Winter jako kobieta - ten blady, zbrodniczy duch zemsty jako blond lala - no cóż, życie.

norq22

No cóż, przyjacielu, a więc już spieszę Ci z pomocą. Ja jestem wielkim miłośnikiem i dużym znawcą powieści o muszkieterach oraz ich licznych ekranizacji. Mam całą kolekcję filmów i bajek o muszkieterach - a jakże, bajki o nich też zbieram :) A więc trylogia filmowa Richarda Lestera jest uważana za jedną z lepszych ekranizacji powieści o muszkieterach, choć zdecydowanie pierwsza i druga są lepsze od trójki. Trylogia ta ma tytuły takie:
1. Trzej muszkieterowie - Diamenty królowej (1973)
2. Czterej muszkieterowie - Zemsta Milady (1974)
3. Powrót muszkieterów (1989).
Z tego pierwsza i druga część stanowią jeden długi film, bo zakończenie pierwszej części jest początkiem drugiej. Trzecią nakręcili po piętnastu latach z tą samą obsadą, uzupełnioną przez nowych aktorów, by grali nowe postacie. Polecam Ci - obejrzyj wszystkie części, ale najlepiej w kolejności chronologicznej.
Równocześnie, gdy nakręcili amerykańskich muszkieterów i zdobyli oni sławę Ruski w ramach tzw. zimnej wojny nie chcieli być gorsi i podjęli się nakręcenia własnej wersji. Powstała tetralogia ruska o muszkieterach, z czego pierwszą część nakręcili w ZSRR, pozostałe w wolnej Rosji. Wszystkie mają w sobie dużo piosenek, które moim zdaniem dodają im uroku. Oto tytuły:
1. D'Artagnan i trzej muszkieterowie (1978) - trzyodcinkowy miniserial radziecki, ekranizacja "Trzech muszkieterów". Odcinki noszą tytuły: "Atos, Portos, Aramis i d'Artagnan", "Diamentowe spinki królowej" oraz "Kolejne przygody". Świetny serial, polecam - ma w sobie tyle samo uroku co pierwsza i druga część trylogii Lestera, w dużej mierze również na niej bazuje.
2. Trzej muszkieterowie dwadzieścia lat później (1992) - czteroodcinkowy miniserial rosyjski, ekranizacja "Dwadzieścia lat później", nakręcony jako odpowiedź na film "Powrót muszkieterów" Lestera. W dużej mierze jest wierny książce, pomijając kilka aspektów i nieco weselsze zakończenie.
3. Tajemnica królowej Anny, czyli muszkieterowie trzydzieści lat później (1993) - czteroodcinkowy miniserial rosyjski, ekranizacja "Wicehrabiego de Bragelonne". Zakończenie nieco inne niż powieści (muszkieterowie giną jednego, tego samego dnia, Mazarin nie umiera)
4. Skarby kardynała, czyli powrót muszkieterów (2009) - nakręcony po latach epilog do przygód muszkieterów, nie bazuje na żadnej powieści Dumasa. Opowiada o losach syna Atosa, córki Portosa, syna i córki Aramisa oraz córki d'Artagnana, którzy szukają skarbów Mazarina, który zostaje zamordowany. Pomagają im w tej jakże szlachetnej misji ich ojcowie, którzy od Boga otrzymali pozwolenie powrotu do życia. Mocno skrytykowany przez krytyków.

We wszystkich wyżej wspominanych ruskich produkcjach Atosa, Portosa, Aramisa i d'Artagnana grają ci sami aktorzy. Ten sam aktor występuje jako Jussac, którego postać mocno rozszerzono czyniąc z niego jednego z głównych antagonistów muszkieterów. Pytałeś, czy "Dwadzieścia lat później" doczekało się lepszej ekranizacji. Otóż jest nią druga część wyżej wymienionego cyklu. Można go obejrzeć na youtube i innych stronach, ale po rusku niestety, bez tłumacza. Ale jak znasz książkę, to się połapiesz, o co chodzi :) Ja się połapałem. Uprzedzam jednak, są wprowadzono pewne zmiany. Oto takie, które pamiętam:
1. Nie ma Rocheforta
2. Pojawia się Jussac jako gwardzista Mazarina i pomocnik Mordaunta
3. Nie ma lorda de Winter (w pierwszej części też go nie ma)
4. Nie ma Plancheta, Grimauda, Mousquetona i Bazina (ale w pierwszej części też ich nie ma)
5. Oberżystka Magdalena (kochanka d'Artagnana) jest młodą dziewczyną i pomaga muszkieterom w rozprawie z Mourdantem
6. Mourdant zabija kata z Lille toporem, nie nożem - nie ma też jego spotkania z Raulem i hrabią de Guise
7. Raul de Bragelonne występuje tylko w kilku scenkach i nie odgrywa większej roli w historii
8. Nie ma starcia w Paryżu o radcę Broussela
9. Nie ma bitwy wojsk królowej i kardynała z wojskami Frondy, gdzie Atos i Aramis biorą do niewoli Raula
10. Atos ma kochankę, którą jest (chyba) księżniczka Henrietta, córka Karola I (nie wiem za dobrze, w wersji co ją oglądałem nie było napisów)
11. Mourdant jakiś cudem wychodzi cało z otrzymania ciosu nożem od Atosa, po czym wraca do Paryża, by zemścić się na muszkieterach. Z pomocą Jussaca łapie Raula i osacza muszkieterów, ale z pomocą przychodzi im Magdalena. Gdy zostaje postrzelona przez syna Milady, d'Artagnana wiesza go na łańcuchu w szopie, gdzie walczyli, po czym tuli do siebie Madzię, która okazuje się być jednak żywa
12. Mazarini wysyła czterech muszkieterów na końcu do Afryki (nie pamiętam, czy jest jego porwanie, czy d'Artagnan dostał awans - pamiętaj, że wersja była w oryginale)

Mam nadzieję, że nie zepsuję Ci oglądania, ale i tak znasz fabułę, więc oglądanie filmu na podstawie powieści, którą doskonale znasz i tak oznacza znanie fabuły :) Ale polecam Ci tę wersję. Poszukaj jej, obejrzyj. Warto. Nawet w oryginale.

kronikarz56

Moim zdaniem Powrót jednak mocno odstaje od pierwszych trzech części i jest raczej dziwnym filmem. Wolę starsze części. Sądzę że był po prostu nie potrzebny

ChubakaCieLubi

Owszem, "POWRÓT" mocno odstaje od oryginalnych filmów, ale czy jest niepotrzebnym filmem? Może nie tyle niepotrzebnym, co takich mało potrzebnym. Zdecydowanie nie trzyma klimatu swoich dwóch poprzedników i jest chwilami irracjonalny. Ale nie jest też zły.

kronikarz56

Zobacz wszystkie postacie są odgrzane jak w komedii :), nawet Lee wskrzesili którego York zabił równie dobrze mogli wskrzesić w tym filmie jego filmową żonę.

Nie czułem tutaj napięcia jakie było w pierwszych częściach co nie jest dziwne i nie było tej atmosfery przygody raczej rekreacja i nostalgia dla których ten film został nakręcony.

Do tej kategorii mogę wrzucić film kobieta muszkieter.

ChubakaCieLubi

To sama prawda. Christopher Lee jako Rochefort miał być czarnym charakterem, który ginie z ręki d'Artagnana. A w tym filmie nagle go ożywili. Głupi pomysł, choć prawdopodobnie wiąże się z tym, że Rochefort w "TRZECH MUSZKIETERACH" na końcu zaprzyjaźnia się z d'Artagnanem, a w "DWADZIEŚCIA LAT PÓŹNIEJ" wraz z Atosem i Aramisem należy do Frondy i wraz z nimi odbija księcia de Beaufort z niewoli, a później wraz z panem Bonacieux wszczyna zamieszki w Paryżu podczas których ostatecznie ginie z ręki d'Artagnana, który za późno się zorientował, kogo zabija. Ale o ile w powieści i w poprzednich dwóch filmach Rochefort jest dostojny i groźny, tu jest żałosny. Podobnie spieprzyli wizerunki muszkieterów: d'Artagnan wyrywny jak zawsze (choć trochę się wyrobił), Atos wciąż chleje na umór i jest chwilami nieco agresywny (w powieści przestał pić, jest spokojny i pełen dostojności), Portos nie posiada słynnej z powieści siły fizycznej i chwilami jest nieporadny jak dziecko, Aramis jest obrażalski i strzela focha na przyjaciół, Raul z kolei w powieści dostojny, rozsądny i sympatyczny młodzieniec, tu został idiotą bezmyślnie zakochanym w córce Milady i ma nie do końca odpowiednie relacje z ojcem. Anna Austriaczka jest jeszcze żałośniejsza niż w powieści i w sumie tylko Mazarin i Cromwell wypadają tu idealnie. Sama córka Milady to jedna wielka pomyłka. Mimo wszystko nie odsądzam tego filmu od czci i wiary, bo nawet miło go od czasu do czasu obejrzeć.

"KOBIETA MUSZKIETER" to niezły film, ale mógłby być znacznie lepszy, gdyby się postarano i gdyby dano miłość między Valentine i Gastonem. Nawiasem mówiąc z córek d'Artagnana wolę Valentine niż Eloise z "CÓRKI D'ARTAGNANA", która działa mi na nerwy ledwie się odezwie. Ja rozumiem, młody bywa głupi i narwany, ale... Są chyba jakieś granice.

kronikarz56

Udany film o muszkieterach to bez wątpienia człowiek w żelaznej masce z Di Caprio chyba jedyny jaki mi się podobał po 3 Muszkieterach.

ChubakaCieLubi

"CZŁOWIEK W ŻELAZNEJ MASCE" z DiCaprio to mój ulubiony film o muszkieterach i zarazem pierwszy, jaki o nich widziałem. Od niego to zaczęła się moja miłość do przygód muszkieterów - zarówno tych z książek, jak i filmów oraz bajek :)

kronikarz56

Ja mówiłem to w sensie ile tego powstało i ile złych filmów powstało na ten temat. Szczególnie te z Milą Jovovich.

Ale nie tylko jest masa złych paszkwili które psują dobry smak tych udanych produkcji.

ChubakaCieLubi

Wersja z Milą Jovovich jest nawet niezła jako komedia. Powinna być raczej nakręcona jako parodia przygód muszkieterów. A nie film na podstawie powieści Dumasa ojca. Najgorszą wersją filmową przygód muszkieterów jest film z 2005 roku, w którym Milady zaprzedała duszę diabłu i używa czarów.

ocenił(a) film na 7
kronikarz56

Muszę się wobec tego koniecznie zabrać za Trylogię o Muszkieterach w wersji rosyjskiej. Nawet, gdy nie ma z lektorem polskim, chętnie obejrzę, bo oprócz twórców tego filmu tylko Rosjanie z tego co wiem zekranizowali więcej niż pierwszy tom. Zwłaszcza, że sądząc po tym wnikliwym opisie ich adaptacja Dwadzieścia Lat Później jest znacznie lepsza od brytyjskiej. Nie przeczę "Powrót" był sympatycznym filmem przygodowym, ale nie spełnił mych oczekiwań do ulubionej powieści Dumasa. Zwłaszcza bolesna była zmiana Mordaunta, na kobietę i wycięcie ogromnego wątku walki z Frondą.

niwrok_2015

Serdecznie polecam rosyjskie filmy o muszkieterach. Jeśli chodzi o nie, to właściwie mamy tetralogię. Pierwsza część to "D'ARTAGNAN I TRZEJ MUSZKIETEROWIE" z 1978 roku, trzyodcinkowy miniserial. Potem drugą częścią jest "MUSZKIETEROWIE DWADZIEŚCIA LAT PÓŹNIEJ" chyba z 1992 i bodajże w czterech odcinkach. Trzecią częścią jest "TAJEMNICA KRÓLOWEJ ANNY, CZYLI MUSZKIETEROWIE TRZYDZIEŚCI LAT PÓŹNIEJ" z 1994 roku i ma chyba dwa odcinki. Potem mamy film "SKARBY KARDYNAŁA, CZYLI POWRÓT MUSZKIETERÓW" z 200 4 roku, ale nie na podstawie książek, bo jest o dzieciach muszkieterów, których wspierający powracający z zaświatów ich ojcowie. Wszystkie części z tą samą obsadą. Już dla samego tego warto je obejrzeć, choć i tak pierwsza część jest najlepsza. I jest po polsku dostępna. Pozostałe chyba już nie, ale widziałem drugą po rosyjsku, a znając książkę wiedziałem, co się dzieje na ekranie. O wiele dokładniej pokazano w nim Frondę i zemstę Mourdanta niż w wersji brytyjskiej, choć ograniczyli postać Raula, a Mazarin chwilami dziwaczny jest i taki groteskowy. No i Mourdant w ruskiej wersji też przeżył starcie na morzu i potem zdołał dotrzeć do Paryża i znowu zastawić zasadzkę na muszkieterów, zanim ostatecznie zginął z ręki d'Artagnana.

Film "POWRÓT MUSZKIETERÓW" mocno zawiódł moje oczekiwania, bo poprzednie dwie części trylogii Lestera były genialne i na wysokim poziomie, a tutaj mamy za dużo groteski i za dużo fabuły chcieli umieścić w jednym, dość krótkim filmie. Poza tym zepsuli postacie Atosa i Raula, które w filmie nie budzą tyle szacunku, jak w powieści. No i jeszcze Aramis strzelający focha na przyjaciół i dopiero na końcu ruszający im z pomocą... Podobnie razi zachowanie Anny Austriaczki. W książce była także zarozumiała, zadufana w sobie i gardziła prostym ludem, ale mimo wszystko umiała wzbudzić szacunek i z sympatią wspominała Konstancję. W filmie zaś nie budzi ani trochę szacunku, a o Konstancji i d'Artagnanie mówi: "Jeden z tych muszkieterów kochał się w mojej krawcowej, a ta głupia dała się udusić". Tak mówi królowa o swej wiernej służce, która z jej powodu była dwukrotnie porywana w celu wyduszenia z niej informacji o romansie swej pani i księcia Buckingham? Rażąca sytuacja. Lester chciał chyba skrytykować świat arystokracji w tamtych czasach, ale przegiął. Podobnie jak w scenie, gdy Anna Austriaczka pomstuje na lud: "Przeklęty motłoch. Nie można ich zastrzelić albo zmusić do pracy?" Królowa z książki Dumasa tak by się nie odezwała. Miała więcej godności w sobie. Ten brak godności królowej bardzo razi.

A co do ruskich wersji polecam Ci też 10-odcinkowy serial "TRZEJ MUSZKIETEROWIE" z 2013 roku właśnie rosyjskiej produkcji. Genialne oddanie klimatu tamtych czasów i samej powieści, świetni aktorzy, żarty na wysokim poziomie i bawią chwilami do łez oraz (co najważniejsze) pasują do czasów, w jakich żyją bohaterowie - a nie np. jak w wersji z 2011 roku muszkieterowie rzucają żarty rodem ze współczesnych komedii romantycznych - wulgarne i typowo współczesne, pozbawione w dużej mierze polotu. OK, wiele żartów z tej wersji mnie bawi i to mocno, ale mimo wszystko żarty w pierwszych dwóch filmach Lestera były najlepszymi żartami w filmach o muszkieterach, a te żarty z rosyjskiej wersji z 2013 roku są po prostu równie boskie, genialne i rewelacyjne, że aż przyjemnie się ich słucha. Ta wersja po prostu podbiła me serce. Dziwi mnie, że Rosjanie (przez wiele narodów uważani za hołotę) umieją taki super serial nakręcić, a co kręcą Amerykanie? Muszkieterów na latających statkach i umiejących w czwórkę niczym zawodowi ninja rozwalić 40 przeciwników. OK, mogą takie coś kręcić jako parodię, ale powinni też umieć nakręcić coś ambitniejszego. Nie jako skok na kasę, ale jako ekranizację powieści Dumasa. Ale cóż... Widocznie nie umieją. Dlatego tym milej się tę ruską wersję ogląda. I dlatego polecam Ci ją i mam nadzieję, że Ci sami twórcy nakręcą też pozostałe części trylogii Dumasa i oczywiście z tą samą obsadą. Bardzo bym tego chciał :)

ocenił(a) film na 7
kronikarz56

Dziękuję za rekomendację, chętnie obejrzę także nowy serial. Dla mnie najważniejsze jest właśnie oddanie klimatu powieści i nie odbieganie zbytnio od fabuły. Dlatego filmy z 2011, 2001, czy nawet z 1993 były dla mnie strasznymi parodiami, które obrażały publicznie Dumasa. Trylogia Lestera jest na ich tle prawdziwą perełką, zarówno pod względem bohaterów, jak oddania ducha pierwowzoru. Dwadzieścia Lat Później powinni jednak zrobić 2 filmy, tak jak w przypadku Trzech Muszkieterów, żeby uchwycić wszystkie wątki. Nie narzekam na pewną groteskowość, która zwykle towarzyszy kinu płaszcza i szpady, ale zgadzam się że odebrano powagi hrabiemu de La Fere i jego więzi z synem. Aramisa natomiast usunięto moim zdaniem, żeby Raul mógł bo zastąpić, inaczej byłby postacią podrzędną i trudną do zapamiętania. Królowa Anna i Mazarini byli według mnie dobrze zagrani, zwłaszcza ten ostatni, świetny aktor. Pewne przejaskrawienie nie jest niczym wyjątkowym. Bardziej ubolewam nad zmianą księcia de Beaufort z młodego brawurowego generała na intryganta. Jeśli chodzi o Rosjan zwykle robili wierne i dobre ekranizacje, nie tak jak twórcy anglosascy. Przykładem rosyjska Wojna i Pokój czy Anna Karenina, które na zachodzie chyba nie mają sobie równych.
Mam też pytanie do fabuły Powrotu Muszkieterów. Mianowicie, co się stało z Justine de Winter pod koniec? Popełniła samobójstwo skacząc do wody, czy uciekła i zakończenie pozostaje otwarte? Nie jestem przekonany, które możliwość jest gorsza.

niwrok_2015

Nie ma za co. Ja przypadkiem trafiłem na wersję z 2013 roku, ale w wersji kinowej i z miejsca mi się spodobała. A potem obejrzałem w TV PULS serialową wersję i gdy tylko była okazja, zgrałem go sobie z netu. Dlatego też polecam Ci go bardzo, bo doskonale oddaje klimat powieści Dumasa i nawet nieco przebija tetralogię rosyjską, o której Ci pisałem.
A tu się nie zgodzę, bo widzisz... Ja filmy z 1993, 2001 i 2011 lubię, są całkiem dobrymi komediami, choć razi mnie to, że poza nimi USA nie umie nakręcić żadnej porządnej ekranizacji przygód muszkieterów. A jeśli chodzi o film z 1993 roku, to kocham go, bo jest doskonałą komedią z urokiem filmów Disneya. Jest sympatyczną bajką dla dużych widzów, bajką o walce dobra ze złem w sam raz pasującą do Disneya. Prócz tego aktorzy świetni, a humor genialny - ten film to kopalnia niesamowicie zabawnych żartów. Ja ten film lubię oglądać zwykle w takie ponure wieczory jak te obecne, kiedy jestem smutny i chcę sobie poprawić humor. Dlatego mam do tego filmu szczególny sentyment jak do bajki, którą pokochałem jako dziecko i nadal ją kocham. To film "na poprawę humoru" i jako taki zdaje egzamin.
Zgadzam się, jeśli chodzi o ekranizację powieści "DWADZIEŚCIA LAT PÓŹNIEJ", to zdecydowanie powinny powstać dwa filmy, tak jak w przypadku poprzedniej powieści. Dlatego dziwi mnie, że zrobili jeden film. I dziwi mnie, czemu ożywili Rocheforta, skoro w poprzednim filmie zginął. OK, wiem, że w książce pojawia się i odgrywa dość ważną rolę, ale... w powieści był już przyjacielem muszkieterów i walczył po stronie Frondy. A tutaj co? Służy nowemu kardynałowi. OK, jeszcze jestem w stanie to pojąć, bo w poprzednich filmach do końca był wrogiem muszkieterów, więc chcieli to kontynuować. Ale odnoszę wrażenie, że bezwzględny łajdak Rochefort w trzecim filmie stał się jakimś... mięczakiem. Gdy Justine ścina króla Karola I, to jakoś zbyt łatwo przy tym się wzrusza i żałuje, iż jej na to pozwolił. A w poprzednich filmach jeszcze by na to patrzył z zachwytem. I jeszcze jak głupio próbował ugasić palący się ląd na statku "Błyskawica" - robi to nieporadnie jak dzieciak. No i jeszcze właśnie to mnie razi, że Atos i Raul są tu tak pozbawieni godności, jaką posiadali w powieści... I jeszcze nie mają tej wielkiej więzi ze sobą, jak w książce. Atos zaś powinien już przestać pić, być człowiekiem budzącym szacunek. W poprzednich filmach mimo pijaństwa i niekiedy łatwego wpadania w złość budził respekt. Tu już go nie budzi i to jest smutne. Choć ma kilka scen, gdzie budzi się w nim dawny hrabia de La Fere. Mówię o scenach, jak rozmawia z Portosem, d'Artagnanem i Raulem o Milady, jak Atos radzi królowej Annie Austriaczce, żeby pilnowała Ludwika XIV przed Mazarinem i jeszcze jak wraz z Aramisem szantażuje Mazarina. Wtedy był dawnym hrabią de La Fere, którego uwielbiam z poprzednich filmów. Ale tylko wtedy.
Mazarin był dobrze zagrany, Karol I także (choć mało miał do powiedzenia, a w książce nawet miał na służbie Atosa i Aramisa, a do Atosa skierował swe ostatnie życzenie). A tutaj tego nie ma i bardzo mi tego brakuje. Choć Karol I naprawdę wygląda jakby żywcem wyjęty ze swoich portretów. Anna Austriaczka jednak moim zdaniem ma w sobie za dużo trzpiotowatości, a za mało godności osobistej. Ale za to jest taką samą heterą, co w powieści, choć w książce jeszcze umiała wzbudzić respekt, tutaj już nie. I jeszcze mały Ludwik XIV - też pozbawiony godności rozpuszczony smarkacz, któremu wydaje się, że wszystko mu wolno. Choć... Być może taki był? Ja osobiście nie darzę tego króla sympatią i nie uważam go za wielkiego władcę. Wielki był służący mu wiernie Colbert. Ludwik XIV z kolei był głupim, zarozumiałym dzieciakiem o wielkim ego, który siedząc na tronie chce wykorzystać to, iż jest królem, aby spełniać swe kaprysy i Boże uchowaj, jeśli zrobisz coś wbrew niemu lub nie tak, jak on tego chce. I jak miała nie wybuchnąć Rewolucja Francuska, kiedy tacy królowie rządzili?
Książę de Beaufort w powieści był całkiem ciekawą postacią. Podobało mi się to, jak się droczył ze strażnikami robiąc figurkę Mazarina z chleba i wieszają ją na małej szubienicy. Albo jak tresował psa, aby wykonywał sztuczki poniżające kardynała. Podobało mi się to i bardzo żałuję, że tutaj tego nie ma. No i w rozmowach z Anną Austriaczką on, przywódca Frondy zdaje się być zbyt usłużny, a za mało dumny i pewny siebie. A właściwie tego ostatniego wcale nie ma. A szkoda.
Ciekawym zabiegiem była postać Cyrana de Bergerac. Wiesz, że zagrał go Jean Pierre-Cassel, który w poprzednich filmach Lestera zagrał Ludwika XIII? Ale podobno w obu filmach był dubbingowany, bo nie mówił po angielsku. Ciekawe, czy to prawda.
Muszę obejrzeć kiedyś jakieś rosyjskie ekranizacje znanych książek, a zwłaszcza "ANNĘ KARENINĘ". To powieść rosyjska, więc wypadałoby, aby Rosja właśnie nakręciła najlepszą ekranizację. W końcu to ich dziedzictwo narodowe. Jestem ciekaw, jak im ona wyszła.
Bardzo dobre pytanie. Niestety, twórcy nie odpowiadają na nie. Justine skacze do wody i już nie wypływa. Ja bym stawiał na to, że po prostu utopiła się, choć z drugiej strony, skoro nie utonęła na morzu, to czemu w kanale miałaby utonąć? A może... Na morzu pływała na jakieś desce lub co? A tutaj nic nie miała pod ręką i mogła utonąć. Więc stawiam na tę opcję, choć z drugiej strony nie zdziwiłbym się, gdyby Justine jednak przeżyła i dalej się mściła, ale nie powstał kolejny film Lestera o muszkieterach, więc cóż...

ocenił(a) film na 7
kronikarz56

Miejmy nadzieję, że jednak zginęła i życie muszkieterów nie będzie już w tej rzeczywistości zagrożone, ale bardzo nie podobało mi się takie zakończenie, czysta śmierć w wodzie z własnej ręki. Nie lubię bardzo motywu żeńskiego złoczyńcy, który ucieka przed sprawiedliwością popełniając samobójstwo. Dlatego cieszyłem się, gdy koniec Milady został wiernie pokazany w Czterech Muszkieterach, choć ogarnął mnie prawdziwy smutek gdy tak brutalnie reżyser potraktował przedtem Konstancję. Jeśli chodzi o Rocheforta, masz zapewne słuszność, ale Christopher Lee był tak genialnym aktorem, że każdy film czyni lepszym :-). Być może inaczej odebrałbym tamte filmy z innym nastawieniem, ale jako fan książki nie mogłem pogodzić się np z wizją kardynała Richelieu, który chce zabić króla i poślubić Annę Austriaczkę, czy innymi odlotami. Trzeba by oglądać jeszcze raz, jako komedie. Chociaż przyznać muszę, że ostatniej ekranizacji blasku dodał Christoph Waltz w roli Kardynała- jak zwykle mistrzowski. Podzielam Twoją opinię o panowaniu "Króla Słońce" we Francji. Prawda, był dobrym mecenasem sztuki i otoczył się dobrymi ministrami, którzy przywrócili Europie absolutyzm. Aczkolwiek przejście z feudalizmu do absolutyzmu, to w znacznej mierze zasługa właśnie Richelieu i Mazarina, którzy podporządkowali najważniejszych magnatów i latyfundystów metropolii. Ludwik XIV czerpał głównie owoce tych rządów, dlatego mówi się o "złotym wieku". Inaczej już szło mu na wojnach i w zarządzaniu gospodarką. Skarb królewski po 1700r, niemal zbankrutował. W Hiszpanii udało się obalić Habsburgów, ale za cenę zdewastowania kraju. Bez wątpienia postać mocno kontrowersyjna, jak zresztą cały ród Burbonów. Nie wiedziałem, że to ten sam aktor, sam wątek Cyrana- tajemniczego wynalazcy; ciekawy oddawał klimat tej epoki. To właśnie największy atut tych filmów. Drobiazgi, jak ukazanie dworu, rozmaitych zabaw królewskich, autentyczna Bastylia, portretowy Karol I grający w golfa, czy Portos na "polowaniu" dodają blasku, którego brakowało mi w późniejszych wersjach.

ocenił(a) film na 7
kronikarz56

Wątek księcia de Beaufort był w ogóle bardzo ciekawy, Dumas jest mistrzem w opisywaniu przygód związanych z więzieniem i profesjonalną ucieczką. Tu właśnie przypomniał mi się jedyny większy minus filmów Lestera, wycięcie służących- Grimauda (Milczka), Musquetona i Bazina, dodawali w książkach kolorytu i komizmu. Ale każdy chyba film jaki widziałem przedstawiał jedynie Planchetta.

niwrok_2015

Zgadzam się, że należy mieć nadzieję, iż jednak zginęła. A co do postaci Justine de Winter, moim zdaniem była całkiem ciekawa, ale o wiele bardziej wolę Mourdanta z książki, który był po prostu demonem w ludzkiej skórze, a tutaj mamy przebiegłą kobietę w stylu Milady, tyle jednak od niej lepszą, że umie się bić na szpady. Zdecydowanie wolałbym zobaczyć na ekranie właśnie syna Milady z całą jego perfidią i umiejętnościami aktorskimi. Bo takie zdolności posiadał - wszak na morzu o mało tymi zdolnościami nie zabił Atosa, gdy go podszedł i wciągnął pod wodę, ale Atos nie w ciemię bity nożem go zaprawił. A przy okazji zauważyłeś, że w powieści Atos podejrzewa, iż Mourdant był jego synem? Nie pisze tego wprost, ale zachowanie hrabiego de La Fere wydaje się potwierdzać tę teorię, o czym czytałem na jednej anglojęzycznej stronie. I uważam, że ta teoria ma wiele sensu. Rzecz jasna my wiemy, że Mourdant to syn hrabiego de Winter i Milady, ale... sam autor pisze, iż mimo 23 lat wyglądał na dużo starszego. A może był starszy? Może był synem Atosa? Może Milady była w ciąży z Atosem, gdy ten ją zdemaskował? Ale czy mogła w takim wypadku tak szybko znaleźć nowego męża, aby mu wmówić, że dziecko jest jego? Bo wszak lord de Winter był święcie przekonany, że Mourdant jest jego bratankiem. Jego brat też musiał w to wierzyć. Więc pytanie, czy tak szybko by go podeszła i uwiodła, aby mu wmówić, że jest z nim właśnie w ciąży? Nieco naciągana teoria, ale... nie niemożliwa. Poza tym liczy się nie ona, ile fakt, że Atos mógł być o tym przekonany. Dlatego też nie pozwolił Aramisowi go zastrzelić wtedy w łodzi, nie chciał się pojedynkować z Mourdantem, a nawet ulitował się nad nim i chciał go ocalić na morzu. Ostatecznie co prawda go zabił, ale cóż... Miał wybór? Albo on, albo ten potwór.
Zauważ, że w części ekranizacji egzekucja Milady nie wygląda tak, jak w książce. W filmie z 1948 roku Milady idzie pokornie na śmierć po tym, jak Atos wyznaje, iż wciąż ją kocha. Podobnie sprawa wygląda w filmie z 2013 roku, który też pokazał, iż oboje coś do siebie dalej czuli. W filmie z 1961 roku Atos przebija Milady szpadą osobiście i zabija ją - to dopiero hardcor, jak mówi współczesna młodzież xD W filmie z 1993 roku z kolei sama skoczyła ze skały po tym, jak Atos i ona wyznali sobie miłość i przebaczyli nawzajem. A w kilku ekranizacjach w ogóle nie ginie. Jestem zdania, że najlepsza Milady jest właśnie w wersji Lestera i jej egzekucja jest najlepiej ukazana, choć dobrze ją też pokazali w radzieckiej wersji z 1978 roku. I do tego dali Atosowi super piosenkę, którą śpiewa d'Artagnanowi, gdy mu mówi o Milady i której melodia leci zawsze, gdy Milady wkracza do akcji :)
Christopher Lee to był wielki aktor. Widziałem go w wielu rolach i w każdej był genialny. Uwielbiam jego Rocheforta, choć jest on typowym czarnym charakterem. A zauważ, że od wersji z 1974 roku zaczęto pokazywać Rocheforta z przepaską na oku i kanalię. Potem takiego Rocheforta mamy też w wersji z 1993 roku i z 2011 roku oraz w kilku bajkach. I zaczęło się to właśnie od Christophera Lee. Ale mimo całego jego talentu uważam, że nie dali mu się wykazać w "POWROCIE MUSZKIETERÓW" mocno uszkadzając jego postać.
Ja osobiście kocham wersję z 1993 roku, ale tak jak mówiłem - jako film komediowy, sympatyczną parodię i bajeczkę dla dużych, która ma poprawić humor i sprawić, że przestaniemy się choć na chwilę przejmować problemami naszego świata. W każdym razie ja tak tak widzę i tak podchodzę do tego filmu. Poza tym ma super przygody i wartką akcję - najbardziej lubię scenę odbicia d'Artagnana spod szafotu oraz ucieczkę powozem kardynała. No i walkę końcową w obronie króla. Wiem, że to bajeczka nie mająca nic wspólnego z faktami, ale miło jest taką bajkę obejrzeć. W każdym razie ja tak mam. Miło mi jest obejrzeć dobrych muszkieterów walczących ze złym kardynałem w obronie honoru, przyjaźni i miłości. Poza tym kocham te gagi - jak np. Aramis wyjmuje z Biblii pistolet, strzela do człowieka kardynała, potem robi pistoletem znak krzyża xD Albo jak Aramis uczy teologii pewną "cnotliwą damę"i zwiewa przed jej mężem. Albo jak Portos samym swym widokiem przeraża ludzi Milady, którzy poznają go jako "Pirata Portosa" xD To boskie gagi i kocham je :)
Jak filmowy Richelieu, to tylko Charlton Heston. Moim zdaniem jego Richelieu ma wszystko, co miał kardynał z powieści. Jest zimny, cyniczny, podstępny, wyrachowany, ale też utalentowany i trudno go nie podziwiać jako polityka. I do tego doskonale tłumi w sobie emocje rzadko okazując gniew, a jeśli to robi, to w sposób spokojny i opanowany. Tylko radziecki Richelieu z 1978 roku mu dorównuje pod tym względem, choć i tak Heston jest mistrzem :)
Tak, Cyrana gra ten sam aktor, co grał wcześniej Ludwika XIII w poprzednich filmach Lestera. Uważam to za dobry pomysł, choć ja chyba nieco inaczej widziałem Cyrana. Ale nie jest zły. Tak czy inaczej zgadzam się z Tobą, że filmy Lestera idealnie ukazują realia tamtych czasów. Żaden inny film ani przedtem, ani potem tak wiernie tego wszystkiego nie odtworzył. Zauważ tylko: te brudne uliczki z wylewanymi nań pomyjami, na której to ulicy są złodzieje, żebracy, kuglarze itp. A tu kontrastują z tym pełne przepychu pałace królewskie i arystokracji. MISTRZOSTWO! Realia i zarazem satyra na tamte czasy. Pod La Rochelle mamy nawet mnicha, co święci działa ostrzeliwujące twierdzę hugenotów. Lester po prostu zadziwia tym, jak wiernie oddał te czasy. Jak się ogląda te filmy, to czuje się w nich klimat tamtych czasów.
Ludwik XIV zdecydowanie budzi mnóstwo kontrowersji, to więcej niż pewne. Moim zdaniem bez Colberta byłby nikim. To Colbert pracował, a król spijał śmietankę. I tak, Richelieu i Mazarin stworzyli podwaliny absolutyzmu. Prócz tego zauważ, że Ludwik popełnił największy błąd - odwołał edykt nantejski. Moim zdaniem to był kardynalny błąd, bo w ten sposób rozpoczęły się prześladowania protestantów i zmuszanie ich do przyjmowania katolicyzmu, porywanie im dzieci i chrzczenie ich wbrew ich woli oraz inne anomalie. Wielu ludzi o religii protestanckiej uciekło wtedy z Francji, co było wielką szkodą dla kraju, bo właśnie protestanci mieli najwięcej uczonych i ludzi światłych, gdyż Kościół katolicki wiedzę ograniczał tylko dla wybranych, z kolei protestanci pod tym względem byli bardziej otwarci na ludzi i chętni do kształcenia ich bez ograniczeń. Ciekawe tylko, czy naprawdę zawiniła w tym morganatyczna żona Ludwika XIV, a wcześniej jego trzecia metresa. Czy też sam wpadł na taki szalony pomysł na nawracanie kraju na (jego zdaniem) jedyną słuszną wiarę?
A wiesz, nie pomyślałem o tym, ale masz rację. Faktycznie Dumas wiele razy wracał do wątku uwięzienia swego bohatera oraz jego brawurowej ucieczki stamtąd oraz opisu jego życia w więzieniu. "DWADZIEŚCIA LAT PÓŹNIEJ" to jeden z takich przykładów, a najlepszym jest chyba "HRABIA MONTE CHRISTO" oraz "CZARNY TULIPAN" - ta ostatnia powieść niemalże w całości dzieje się w więzieniu. To, co mówisz to rzeczywiście fakt. Nie zwróciłem na to wcześniej uwagi.
Tak, brak służących muszkieterów panuje w większości ekranizacji. Albo pokazują tylko Plancheta albo żadnego z nich. Ale nie zawsze tak jest. Zauważ, że w wersji z 1948 roku mamy wszystkich służących, choć najbardziej na ekranie wybija się Planchet. W wersji z 1961 mamy też wszystkich czterech służących, czyli Grimauda (Milczka), Mousquetona (Muszkieta), Bazina (Gryzipiórka) i Plancheta (Wiórka). Choć Planchet najwięcej jest pokazywany, to jednak w wielu scenach pozostali słudzy też się pojawiają, a w kilku nawet dyskutują ze sobą. A zauważ, że każdy służący miał coś ze swego pana: Planchet był cwany jak d'Artagnan, Grimaud był oddany reszcie jak Atos, Mousqeuton był żarłokiem (choć też niezwykle oddanym przyjaciołom) jak Portos, a Bazin z kolei był pobożnisiem jak Aramis (choć właściwie powiedziałbym, że Bazin był fanatykiem religijnym i chwilami fałszywym draniem - np. bezczelnie kłamał d'Artagnanowi, że nie wie, gdzie jest Aramis i jeszcze kłamał w katedrze Notre Dame, a potem się tłumaczył, że Bóg pozwala zgrzeszyć kłamstwem w wyjątkowej sytuacji xD). Przypomniało mi się też, że w bajce z 2009 roku mamy wszystkich służących. Bajka jest zabawna i to niesamowicie, a każdy z bohaterów ma giermka, który jest antropomorficznym zwierzakiem. Zarówno ci dobrzy, jak i ci źli mają giermków np. Treville ma gadającego koguta, a Richelieu gadającego kota w piusce o imieniu Perfidious xD A z kolei służący muszkieterów to są kolejno: kundelek (Grimaud), szop pracz o duszy ninja (Mousqueton), lis (Bazin) oraz tchórzliwy pudel (Planchet).

ocenił(a) film na 7
kronikarz56

Tak, kapitan Mordaunt budził u czytelnika autentyczny lęk, nawet Oliver Cromwell bał się trochę swojego fanatycznego adiutanta. A scena na morzu genialna.
Też słyszałem hipotezy, że Atos był ojcem Mordaunta. Nie bardzo w nie wierzę. Słyszałem również przypuszczenia, jakoby Raul miał być synem Aramisa; a hrabia wziął go pod opiekę, żeby bronić honor przyjaciela. Ale nie ulega wątpliwości to o czym mówisz. Atos rzeczywiście pełen był wyrzutów sumienia za sąd nad Milady, jednocześnie robił wszystko by ocalić jej syna. Zabił go w końcu dopiero, kiedy nie miał innego wyboru. Chciał żyć dla Raula. Z drugiej strony może być inna motywacja jego działań. Był człowiekiem głęboko religijnym, może z wiary wynikały jego rozterki. Początkowo chciał pozbyć się Mordaunta, gdy ten zagrażał życiu jego przyjaciół, po egzekucji króla Karola zmienił jednak zdanie, odmówił pojedynku, cieszył się gdy egzekutor uciekł itp. Myślę, że uwierzył w zemstę młodzieńca, jako narzędzie opatrzności, skoro nawet królów nie oszczędza. W filmie było to niestety spłycone. Justine powiedziała: to niezwykłe przeżycie zabić króla. Nie miała motywu.
Starych filmów jeszcze nie oglądałem, ale postaram się nadrobić zaległości, zwłaszcza chciałbym obejrzeć tę z 61', sądząc po spoilerze rzeczywiście będzie oryginalnie. Prawda, prawie każdy film- inne losy postaci. Ale przeżycie Milady, to absurd według mnie, chyba wersja z 2011 ma całkowicie otwarte zakończenie. W ostatniej scenie książę rusza na Francję. To trochę, jak w przypadku innego klasyku- Hrabiego Monte Christo. Widziałem już 6 ekranizacji i w każdej najważniejszy wątek, czyli końcowa zemsta jest zupełnie inny. Zarówno kolejność jak sposób likwidowania wrogów hrabiego jest różna od książki, jak również różna między filmami. Chyba najwierniejsza jeszcze wersja francuska z 1999, ale za to źle dobrana obsada. Gdy dzieło jest bardzo popularne, to trudno o jego rzeczowe przedstawienie, każdy reżyser chce zrobić po swojemu.
Postacie kardynałów, zwłaszcza Richelieu zostały bardzo ciekawie wykreowane przez pisarza i dają duże pole do popisu dla utalentowanych aktorów. Dlatego niemal nigdy kreacje tych polityków nie zawodziły zbytnio, co innego w przypadku królowej Anny. Prawdą jest, że księcia Richelieu zwykle przedstawiano bardziej negatywnie niż na kartach powieści, nieraz jako mrocznego antagonistę, czarno- białe barwy. Wersję Lestera cenię właśnie za zgodne z prawdą ukazanie tego genialnego polityka i stratega, który kierował się racją stanu. Mazarini też dobrze pokazany, chciwy, ale jednocześnie bardzo inteligentny i racjonalny w działaniach. Heston jest zdecydowanie najlepszy, stara szkoła Hollywood. Budzi prawdziwy respekt. Ale jako aktor potrafi odnaleźć się w każdej roli. Lee także zawsze perfekcyjny zwłaszcza jako kontrowersyjny czarny charakter. Jako Rochefort stworzył z Hestonem świetny duet. Masz rację, wykreował kultowy później wizerunek- hrabiego- złoczyńcy. Ale tutaj znowu wracamy do tego nakręcania kontrastów w filmach. A szkoda, bo w życiu dominują szarości, mogliby kiedyś pokazać, jak starzy wrogowie stają się przyjaciółmi. Wtedy między szlachtą było to popularne, pojedynki z błahych powodów, a potem serdeczne relacje. Przyznaję, w Powrocie rzeczywiście był trochę bezczynny, w cieniu córki. Tak obraz Francji i społeczeństwa świetny. W polskich pełnych patosu filmach, jak Trylogia niestety tego nie pokazywano. Władza była zbytnio idealizowana, a autor Muszkieterów właśnie miał dość neutralny punkt widzenia na te czasy, jako zwolennik monarchii lipcowej. Cenię u niego ten obiektywizm. A w tych filmach świetny jest właśnie wysublimowany humor, trzeba być uważnym widzem, żeby dostrzec wszystkie niuanse. Mnie zawsze bawi zakochany Ludwik XIV i jego relacje z kardynałem. Trochę jest przerysowany, ale może chciano pokazać nieco jego osobowości z kolejnej części.
Tak, Colbert rzeczywiście był geniuszem ekonomicznym, do dziś niektóre partie we Francji odwołują się do jego programu. Niestety gdy zmarł skończył się okres stabilnego rozwoju. Edykt nantejski, tak wówczas chwalony był skrajnie nierozsądnym posunięciem. Całe dzieło wojny trzydziestoletniej poszło na marne i kontrreformacja zahamowała rozwój wolnej myśli. Nie wiedziałem, że żona Ludwika miała wpływ na jego poczynania w tej sprawie. Ale dziękuję za informację, chętnie przeczytam coś na ten temat.
O, to jeszcze jeden argument żebym obejrzał najstarsze adaptacje. Prawdą jest, co mówisz o cechach 4 chłopców. W myśl francuskiego przysłowia- "jaki pan, taki sługa", tu się bardzo sprawdza. Sceny z Gryzipiórkiem i d'Artagnanem zawsze mnie bawią. Ogólnie on i Aramis są dobrze pokazaną satyrą na ówczesny stan duchowny- w dużej mierze fanatycy, ale tylko na pokaz, nierzadko łamali celibat, nadmiernie interesowali się polityką i gromadzili bogactwa. Uwielbiam wątek Aramisa, jego duchownej i politycznej kariery w "Wicehrabim de Bragellone", który jest moim zdaniem perełką tej powieści. Ta scena u generała jezuitów i castingu na następce niezwykle oryginalna. Wygra ten, kto da lepsze królestwo zakonowi i dołączy najpotężniejszego władcę do kolekcji marionetek. Albo plany przejęcia władzy nad światem z Filipem, podziwiam.

niwrok_2015

Tak, Oliver Cromwell zdecydowanie czuł lęk przed Mourdantem, a ten lęk chyba wzrósł w chwili, gdy syn Milady zabił króla Karola I. Jak potem przyznał, ta egzekucja była mu nie na rękę i bardziej by mu się podobała śmierć na morzu na statku "Błyskawica". I jeśli dobrze pamiętam, Cromwell zapowiedział Mourdantowi, aby więcej nie powracał do Anglii. I nie chodziło tu o gniew wobec pokrzyżowanych planów, co raczej lęk przed tak mściwym i zawistnym człowiekiem.
Ja osobiście mało wierzę w hipotezę o tym, żeby Atos był ojcem Mourdanta, ale... mógł w to wierzyć. Mógł być przekonany, iż młodzieniec jest jego synem. To przecież nie jest możliwe. Ale masz rację, że przede wszystkim odbierał syna Milady jako rękę opatrzności. Coś w tym jest. Atos miał wyrzuty sumienia z powodu egzekucji Milady i może z tego powodu nie pozwolił Aramisowi zastrzelić Mourdanta, ale zaraz tego pożałował, gdy młodzieniec krzyknął do nich, że tym ruchem zdradzili się i wiem już, że są ludźmi, na których poluje. I tak, masz rację - chciał ratować przyjaciół i w sumie potem w Anglii nie miałby nic przeciwko temu, żeby syn Milady zginął, ale egzekucja Karola I go przeraziła i mógł ją faktycznie odebrać jako dowód istnienia ręki opatrzności. I odmówił walki, a potem faktycznie był zadowolony, że młodzieniec uciekł. A potem chciał go wciągnąć do ich szalupy na morzu, ale gdy Mourdant próbował go utopić, to miarka się przebrała i Atos go zabił, bo jak sam powiedział: "Mam syna, więc chcę jeszcze pożyć". A tak, masz rację - Justine de Winter nie miała żadnego motywu, aby zabić Karola I. Co innego Mourdant - wszak on został pozbawiony przez króla Anglii prawa do dziedziczenia tytułów po matce, bo lord de Winter wyznał królowi, że to Milady odpowiada za zabójstwo ulubieńca króla, księcia Buckingham. Więc król pozbawił syna Milady prawa do dziedziczenia tronu. Lord zaś wyrzekł się bratanka. Więc cóż... Motyw do zemsty jest na nich obu jest ogromny.
A co do Raula, istnieje powieść "D'ARTAGNAN". Dzieje się pomiędzy pierwszą a drugą częścią trylogii o muszkieterach podczas wojny trzydziestoletniej. I tam toczy się intryga z udziałem 4-letniego Raula d'Aram, który jest synem Aramisa i księżnej de Chevreuse. Atos potem adoptuje go i mianuje wicehrabią de Bragelonne. Powieść została napisana przez współczesnego pisarza rzekomo na podstawie notatek pozostawionych przez Dumasa. Nie wiem, czy to prawda, ale uwielbiam tę powieść. Tylko, że robi mętlik w głowie czytelnikom w sprawie Raula. Ale... Wiesz co? Można to wyjaśnić tak. Atos adoptował syna Aramisa, ale chłopiec zmarł na jakąś chorobę - co wtedy nie było niczym nowym, choroby kosiły ludność Europy jak żniwiarz. Załamany Atos potem sam się przespał z księżną, gdy miał taką okazję o czym dowiadujemy się z "DWADZIEŚCIA LAT PÓŹNIEJ" i spłodził z nią syna, którego nazwał Raul i adoptował go. Wiem, że to nieco naciągana teoria, ale... Jeśli ją przyjąć, to wszystko układa się w logiczną całość.
A jeśli chodzi o lorda de Winter, to zauważ, że w większości ekranizacji postać ta jest pominięta. Występuje chyba tylko w wersjach z 1993 roku (tej komediowej Disneya) oraz z 2013 roku (tej rosyjskiej). No i pojawia się jeszcze w filmie "MILADY" z 2005 roku, gdzie jego rolę odgrywa jak zwykle fenomenalny Daniel Olbrychski, mówiący w filmie płynnie po francusku.
Osobiście zebrałem w swojej kolekcji filmów wiele ekranizacji filmowych i animowanych przygód muszkieterów. Każdą z nich mogę Ci polecić i wiem, że warto ją obejrzeć. A co do starszych ekranizacji, to moim zdaniem mają one w sobie wiele serca, którego bardzo brakuje w nowszych filmach. A tak, zakończenie filmu z 2011 roku to już czysta kpina. Pewnie planowali kolejne filmy, ale nic z tego nie wyszło. Jeśli chodzi o "HRABIEGO MONTE CHRISTO", to też zebrałem kilka ekranizacji. A to one: wersja z 1954 (z Jeanem Maraisem), wersja z 1961 (z Louis Jourdainem), wersja z 1975 (z Richardem Chamberlainem), wersja z 1998 roku (z Gerardem Depardieu) oraz wersja z 2002 roku (z Jamesem Cavizelem), a także mam jeszcze animowaną wersję z 1992 roku z wytwórni Burbank. Muszę powiedzieć, że każda z nich ma swój urok i każda podchodzi ciekawie do tematu zemsty, choć moim zdaniem najlepiej ukazuje ją wersja z Maraisem i z Chamberlaiem. Najlepiej oddaje ducha powieści. Oczywiście, każda wersja zmieniła choćby kolejność wykańczania wrogów oraz stosunek Edmunda do Mercedes. W książce nie pomyślał on nawet o tym, aby z nią dalej być, a mimo to w większości ekranizacji oboje albo schodzą się ze sobą, albo on próbuje ją odzyskać bezskutecznie. Dziwne moim zdaniem. I postać Hayde w dużej mierze zostaje spłycona. Praktycznie jedynie ekranizacja z 1954 pokazuje Hayde w ciekawy sposób i chyba tylko w niej na końcu ona i Edmund są razem, o czym świadczy scena końcowa, jak oboje odpływają statkiem na Wschód. W kilku ekranizacjach też pominięto postać Danglarsa, a Caderousse zostaje rozwinięty przejmując swoją i jego rolę. Tak jest w wersji z 1954 i w wersji z 1961, a z kolei w wersji z 2002 roku w ogóle Caderousse'a nie ma. Zauważ też, że w większości ekranizacji największą kanalią jest Fernand i to on zostaje ukarany na końcu jako największy zbrodniarz. A przecież najgorszą szumowiną był Danglars i to on został ukarany jako ostatni w myśl arabskiego przysłowia, aby najgorszy z winowajców poległ na końcu, wcześniej widząc, jak pozostali winowajcy giną. I jeszcze w większości ekranizacji Edmund i Fernand na końcu pojedynkują się na szpady lub też szable. I oczywiście zawsze Edmund wygrywa, ale zwykle oszczędza Fernanda, który sam się zabija lub trafia za kratki albo też (jak w wersji z 2002) Fernand ginie. Ciekawe, co? Choć prawdę mówiąc mnie trochę tego pojedynku między nimi brakuje. Szkoda, że Dumas go nie opisał. I moim zdaniem Dumas spłycił mocno postać Jacopo - zapowiadał się jako najwierniejszy przyjaciel Dantesa vel Monte Christo, a co się stało? Zniknął po I tomie z kart powieści, aby pojawić się dopiero na końcu. Szkoda. Chociaż... Podejrzewam, że to on dostarczał wiadomości Edmundowi na temat jego wrogów i on z nim podróżował po Wschodzie. I on był prawdopodobnie przywódcą przemytników, którzy ukrywali się na wyspie Monte Christo, których tam spotkał Franz d'Epinay wraz z hrabią. Ciekawe też moim zdaniem jest to, że żadna ekranizacja nie pokazała kilku postaci: Emanuela Herbauta, Eugenię Danglars, Ludwikę d'Armily, Edwarda de Villefort i Lucjana Debraya. Jak dotąd w żadnej ekranizacji nie pokazali tych postaci, a szkoda, bo moim zdaniem są ciekawe, a już zwłaszcza Eugenia. Serial z Depardieu bardzo mnie zawiódł, ponieważ spodziewałem się wiernego odtworzenia fabuły książki i poruszenia wszystkich wątków oraz pokazania wszystkich postaci, a mimo to pominięto kilka postaci i parę wątków, a inne dość mocno spłycono. Depardieu zaś moim zdaniem nie pasuje do roli hrabiego. Jego hrabia jest chwilami zbyt prostacki i fizycznie nie pasuje do niego (jest niski i gruby, a przecież hrabia był wysoki i szczupły), a przede wszystkim brakuje mu tego wychowania i aury tajemniczości, jaką miał książkowy hrabia. Najlepszy w tym przypadku był moim zdaniem Jean Marais. To jest prawdziwy Monte Christo z prawdziwego zdarzenia. Drugi najlepszy (do którego mam wielką słabość) jest Richard Chamberlain, choć jego hrabia jest trochę bardziej wylewny i mniej nieprzystępny niż ten z powieści, ale uwielbiam, jak podchodzi on swoich wrogów uśmiechając się do nich przyjaźnie. I podoba mi się, że podobnie jak hrabia Jean Marais ma przyjaciół, którym może zaufać i którzy mu pomagają. Tego mi też w powieści trochę brakuje - tego wiernego przyjaciela udającego sługę, który pomaga Dantesowi w zemście. I to jest z kolei zaletą filmów, że większość z nich ten wątek ma :)
Zgadzam się, Richelieu w filmach zwykle jest mroczny i demoniczny. Weź zobacz np. wersję z 1948 roku, gdzie gra go znany z horrorów Vincent Price. To nazwisko mówi samo za siebie. Aktor grający czarne charaktery sprawia, że jego Richelieu jest mroczny i demoniczny, a chwilami mamy wrażenie, jakby chciał ugryźć niczym wampir swego rozmówcę xD No, może przesadzam, ale naprawdę Price jest genialny, ale jednak za mroczny. Chyba, że taki właśnie miał być :) Charlton Heston z kolei to już idealny Richelieu. Żywcem wyjęty z kart powieści. Podoba mi się to, że jest nie tylko mroczny i groźny, ale też budzi respekt i szacunek swoich wrogów, a prócz tego jest doskonałym politykiem i praktycznie chodzi mu o dobro Francji, a co do królowej, to cóż... To już nie fair, co robi wobec niej i należy go pokonać, ale w innych przypadkach na pewno by się chciało walczyć u jego boku w obronie Francji. Taki jest właśnie Richelieu Heston. Pod tym względem moim zdaniem dorównuje mu tylko aktor grający kardynała w wersji radzieckiej z 1978 roku. Moim zdaniem jest równie zimny, cyniczny, podstępny i tłumiący w sobie negatywne uczucia, jak Heston. A nawet w radzieckiej wersji widzimy, że kocha królową i mści się na niej za to, że odrzuciła jego zaloty. Więcej - nawet śpiewa o tym piosenkę. Mistrzowska moim zdaniem jest tam scena, jak Richelieu proponuje d'Artagnanowi służbę u siebie, jednocześnie grając z nim w szachy. I jak tłumaczy mu, jak się w tę grę gra - mówi, że pionki chodzą tylko do przodu, że figury chodzą różnie, że król jest najsłabszą figurą i jest pod stałą ochroną, a królowa... chodzi jak chce xD Ten dwuznaczny tekst, który nie tylko wyjaśnia rolę królowej na szachownicy, ale i zachowanie Anny Austriaczki zawsze bawi mnie i to bardzo mocno :)
Mazarin nie jest tak często pokazywany w filmach i zwykle jest pokazany jako polityk o wiele gorszego formatu niż Richelieu. Zresztą sam Dumas tak go opisuje i sami muszkieterowie zaczynają tęsknić za Richelieu przy takim kardynale jak Mazarin :) Philippe Noiret jako Mazarin jest super, ale nie wiem, czy wiesz - w filmie "CÓRKA D'ARTAGNANA"z 1994 roku zagrał... samego d'Artagnana i był świetny w tej roli. Miło go było zobaczyć po przeciwnej stronie barykady, że tak powiem - bo tu grał kardynała, a tu znowu muszkietera d'Artagnana, który kardynała nie cierpi xD
No właśnie, Rochefort w ekranizacjach jest postacią złą do szpiku kości, choć nie zawsze. Wersja z 1948 roku nie ukazuje go jako takiego, a w wersji z 1978 roku jest dosłownie taki, jak w powieści Dumasa - służy kardynałowi, ale nawet lubi muszkieterów, a na końcu widać, że się uśmiecha przyjaźnie do d'Artagnana. I nosi się na fioletowo, jak w powieści. Podobny obraz Rocheforta mamy w wersji z 2013 roku, gdzie niby walczy z muszkieterami, ale nie czuje do nich nienawiści, a nawet na końcu na spółkę z nimi poluje z rozkazu kardynała na Milady, a potem godzi się z d'Artagnanem. A w wersji z 2001 roku Rochefort ani przez chwilę nie jest wrogiem d'Artagnana i wyraźnie go lubi. Tak, to prawda - życie ma szare odcienie, a Dumas doskonale to oddał, choć dodał do tej szarości ciekawych barw i dlatego potem Rochefort stał się przyjacielem d'Artagnana, a nawet z Atosem i Aramisem odbił księcia de Beaufort z więzienia. Płakać mi się chciało, gdy podczas zamieszek d'Artagnan niechcący go zabił. Ale cóż... C'est la vie, jak mawiają Francuzi. Choć powiem Ci tak: wiele darowałem Dumasowi, ale wciąż nie mogę mu darować tak smutnego zakończenia losów muszkieterów. Ja wiem, samo życie, ale mimo wszystko zakończenie jest dołujące. Choć może i płynie z tego jakaś lekcja. Dopóki byli wszyscy czterej i trwało "Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego", to byli niepokonani. Gdy się rozdzielili i każdy zaczął robić dla siebie, często nie licząc się z przyjaciółmi, to ginęli jeden po drugim. A do tego kolejna lekcja życia: kiedy jest się młodym i pełnym zapału, można osiągnąć wszystko. Kiedy jest się starym i zmęczonym, to już jedyne, na co można liczyć, to piękna śmierć. A wracając do Rocheforta to w większości ekranizacji spłycono jego postać do roli typowego podłego antagonisty prześladującego muszkieterów, a kreacja Christophera Lee sprawiła, że Rocheforta zyskała przepaskę na lewym oku w kilku innych ekranizacjach :) Lee był świetnym aktorem i uwielbiam go w roli drani, ale szkoda, że w "POWROCIE MUSZKIETERÓW" tak stoi w cieniu Justine i wyraźnie się jej boi. On, który kiedyś nie bał się nikogo.
To prawda, polskie dzieła, a głównie Trylogia Sienkiewicza są pełne patosu i nieraz zamiata się w nich pod dywan to, co jest niewygodne. Ale z drugiej strony to były powieści ku pokrzepieniu serc, więc co się dziwić? A nawiasem mówiąc wiesz, że Sienkiewicz wzorował się na Dumasie i na muszkieterach, gdy pisał Trylogię? A jego "QUO VADIS" miało dwie inspiracje: "RZYM ZA NERON" Kraszewskiego oraz mało znaną dzisiaj powieść "NERON" Dumasa ojca. Serio - mam tę powieść i powiem jedno, Sienkiewicz musiał ją znać, bo kilka scen z niej zostało żywcem przeniesionych do naszego polskiego "QUO VADIS", choćby scena walki z turem w obronie pięknej dziewczyny. Nie Sienkiewicz to wymyślił, ale Dumas ojciec :) Tak, to prawda. Dumas bardziej wiernie oddawał ten świat, pokazując go w jego prawdziwych barwach, nieraz satyrycznych, a w sprawach władzy królewskiej to właściwie jest faktycznie neutralny. Z jednej strony pochwala władzę królewską, ale z drugiej potępia niejednego władcę, a zwłaszcza tych, którzy wykorzystują swoją pozycję, aby czerpać własne korzyści bez liczenia się z kimkolwiek. Dumas to doskonały satyryk kpiący z żałosnej arystokracji tłoczącej się przy królu i bijącej się o jego wpływy. To również prawdziwy znawca ludzkich charakterów i namiętności. Między innymi dlatego jego powieści są tak genialne :)
Colbert moim zdaniem był najlepszym ministrem, jaki się trafił królowi. Ale nic dziwnego, był uczniem samego Mazarina. Choć słyszałem, że Fouquet też nim był, ale potem drogi obu panów się rozeszły, bo Fouquet zbierał pieniądze i wpływy dla siebie, a Colbert dla króla. Zauważ, że obie te postacie w "WICEHRABI DE BRAGELONNE" budzą sprzeczne uczucia, z kolei w filmach to Fouquet zwykle jest czarnym charakterem, a z kolei Colbert to postać pozytywna i przyjaciel muszkieterów oraz d'Artagnana (który notabene w powieści czuł większą sympatię właśnie do Fouqueta, a Colberta nie lubił xD). Widziałeś może filmy "CZŁOWIEK W ŻELAZNEJ MASCE" z 1977 roku i "PIĄTY MUSZKIETER" z 1979 roku? Uwielbiam je, są super, choć ten pierwszy o wiele lepiej oddaje klimat czasów Ludwika XIV, a ten drugi luźno traktuje praktycznie wszystko. Ale oba uwielbiam. W pierwszym gra Richard Chamberlain jako Ludwik i Filip oraz Louis Jourdain jako d'Artagnan. Tam nie ma Atosa, Portosa i Aramisa, a jedynie d'Artagnan z Colbertem zamierzają zamienić braci na tronie. Początkowo przeszkadzało mi to, ale po obejrzeniu filmu drugi i trzeci raz przestałem na to zwracać uwagę, a sam film zachwycił mnie genialną grą aktorów oraz wiernym oddaniem kapryśnego charakteru Ludwika XIV i oddaniem klimatu jego dworu. Sam Fouquet zaś jest tu demoniczny i podły, choć też pomysłowy i trudny z niego przeciwnik. Film "PIĄTY MUSZKIETER" z 1979 roku pokazuje nam podobną historię, choć inną. Tutaj są wszyscy czterej muszkieterowie i wychowują Filipa z pomocą Colberta, ale gdy król z Fouquetem zamykają Filipa w żelaznej masce, cała piątka postanawia go odbić, a potem dopiero pod koniec filmu osadzić na tronie. Wielkim plusem filmu jest Sylvia Kristel, znana aktorka filmów często erotycznych (takich jak seria "EMMANUEL"), która gra tu Marię Teresę, która ma zostać żoną Ludwika XIV, ale... zakochuje się w Filipie (obu braci gra Beau Bridges). Do tego w filmie mamy super duet ojca i syna. Beau Bridges w podwójnej roli króla i jego bliźniaka, a także jego ojciec Lloyd Bridges jako Aramis :) Obaj w duecie są po prostu fenomenalni. Rex Harrison jako Colbert jest super, a Fouquet... Co prawda film mocno spłycił jego postać, robiąc z niego typowego drania, ale i tak nie jest źle. Ale i tak perełką filmu jest Sylvia Kristel, do której mam wielką słabość :) Tak czy inaczej w obu tych filmach obie postacie historyczne mocno spłycono: czyli Colbert jest dobry i przyjaźni się z muszkieterami, a Fouquet jest zły i cieszy się łaskami króla. A obaj dobrze wiemy, że wcale tak nie było. Ale na ekranie to przeszło :)
Jeśli chodzi o Ludwika XIV, to po śmierci Marii Teresy podobno poślubił po cichu swoją trzecią faworytę, a wcześniej guwernantkę swoich nieślubnych dzieci. Niektórzy historycy uważają, że to przez nią stał się bigotem i odwołał edykt nantejski, ale nie wiem, czy to prawda. Podobno Ludwik nie pozwolił nigdy kobietom mieszać się do polityki. Ale może pod koniec życia zmienił zdanie? Osobiście, jeśli chcesz poczytać coś naukowego, to polecam Ci dwie książki. Pierwsza z nich to "CUCHNĄCY WERSAL" autorstwa Elwiry Watałły. Autorka opisuje nam w swojej pracy ostatnich Walezjuszy i wszystkich Burbonów w sposób ciekawy, przystępny oraz nawet satyryczny, używając często odautorskiej ironii :) Druga to "CZŁOWIEK W ŻELAZNEJ MASCE" autorstwa Rogera McDonalda. Autor opisuje w niej całe życie d'Artagnana, który jego zdaniem był człowiekiem w żelaznej masce. Z kart książki poznajemy pierwowzory postaci Atosa, Portosa i Aramisa, pierwowzór Rocheforta oraz pierwowzór postaci Milady de Winter oraz dokładne życie d'Artagnana oraz opis tamtych czasów, w tym relacji Anny Austriaczki z Ludwikiem XIII, z Mazarinem, z Richelieu i Buckinghamem oraz życie na dworze Ludwika XIV. To jest obowiązkowa lektura dla każdego miłośnika Dumasa i muszkieterów. Jeśli jeszcze nie znasz tej książki, polecam serdecznie :)
Powiedzenie "jaki pan, taki sługa" chyba dzisiaj funkcjonuje jako "jaki pan, taki kram" xD Ale każdy sługa muszkieterów przypomina mocno swego pana. A zwłaszcza mamy to w przypadku Bazina (Gryzipiórka). A i owszem, Aramis i Bazin są doskonała satyrą na ówczesne duchowieństwo, a taką satyrę mamy praktycznie w większości książek Dumasa, który duchownych za bardzo nie lubił xD W sumie chyba tylko ksiądz Faria to jedyna postać pozytywna z duchowieństwa ukazanego przez Dumasa. A jezuici dowodzeni przez Aramisa to niemalże organizacja mafijna, bo trudno to nazwać inaczej. He he he - casting. Dobre, ale w sumie masz rację, bo każdy z członków organizacji kierowanej przez zakon musiał przedstawić umierającemu generałowi bardziej interesującą ofertę. I taką przedstawił Aramis :) Nawiasem mówiąc szkoda, że w powieści Aramis jest takim intrygantem i egoistą, myślącym przede wszystkim o sobie, w filmy zawsze ukazują go jako szlachetną osobę, która chce wypromować na tron niesłusznie uwięzionego bliźniaka króla. Praktycznie wszystkie tak go pokazują, a przede wszystkim film z 1998 roku z DiCaprio w roli głównej, gdzie Aramisa gra Jeremy Irons. Notabene to pierwszy film o muszkieterach, który poznałem. Od niego zaczęła się moja miłość do muszkieterów i nadal go kocham, ale szkoda, że prawdziwy Aramis chciał przede wszystkim władzy, a potem tak głupio wpadł i porzucił Filipa na pastwę losu, aby samemu zwiać z Portosem, który potem przez niego zginął. Szkoda, że tak to Dumas zakończył. I żal mi Filipa. Kolejny pionek na szachownicy jezuitów. A przy okazji Aramis faktycznie miał wielkie plany. Filip jako Ludwik XIV miał mu załatwić kapelusz kardynalski i potem posłać go do Watykanu ze swoim głosem podczas konklawe, aby Aramis mógł zostać papieżem. To dopiero ambicje :) A tak z innej beczki, to muszę dodać, że z filmowych ekranizacji tylko jedna wiernie ukazała intrygę Aramisa. To film animowany "CZŁOWIEK W ŻELAZNEJ MASCE" z 1985 produkcji australijskiej z wytwórni Burbank. To jedyna produkcja, gdzie Aramis jest egoistą, oszukuje Portosa i wciąga go w swoją intrygę, a Filip jest tylko jego marionetką. Choć bajka i tak złagodziła historię - Portos nie ginie, ale wraz z Aramisem dzięki wstawiennictwu d'Artagnana zostaje wygnany z Francji. Choć tu Aramis jest wręcz podły, bo kiedy na końcu żegna się z Atosem i d'Artagnanem, to nie czuje skruchy z powodu tego, co zrobił. A szkoda. Ale pomijając to bajka wiernie oddaje całą intrygę i warto ją obejrzeć.

ocenił(a) film na 7
kronikarz56

Jej, jestem pod wrażeniem tak dużej znajomości tematu. Widzę teraz, jak duże są do nadrobienia zaległości. Powieść d'Artagnan dostałem niedawno w formie audiobooka w pakiecie z "Pamiętnikami Lekarza", także wkrótce biorę się do lektury. Generał Cromwell przedstawiony był bardzo ciekawie. Jako wybitny taktyk i mądry polityk, co nie mijało się z prawdą, ale także bezinteresowny dla sprawy rewolucji i szlachetny. Dlatego mierzili go podwładni niehonorowi lub kierujący się własnym interesem. Tu właśnie widać, że pisarz choć francuski, nieraz uznawał wyższość polityków angielskich. Np. sympatię czytelnika budzi młody król Karol II i jego ojciec znacznie bardziej niż Ludwik XIV. Bardzo dobra Twoja hipoteza o pochodzeniu Raula i relacjach księżnej z przyjaciółmi, chętnie ją przyjmę za prawdziwą. Ale powieść i tak przeczytam, by bliżej poznać przygody Marii Michon. Wątek psychologiczny Mordaunta jest interesujący, dlatego tym chętniej obejrzę rosyjski miniserial by zobaczyć jak to wszystko przedstawili. Nie wiedziałem zupełnie, że mistrz Olbrychski zagrał Wintera, dziękuję za informacje. Kolejny cenny film na liście :-).
Hrabiego Monte Christo poznałem właśnie dzięki animowanemu filmowi z 1992, jeszcze w dzieciństwie. Bardzo dobrze przybliżył on powieść, lepiej niż niejedna późniejsza ekranizacja. Oglądałem dotąd wersje z 1961, 1975, 1998 i 2002r. Tej najstarszej z Maraisem nie mogłem znaleźć. Zgadzam się, że najlepiej klimat oddano w tej z Chamberlainem, lata 70 były złotym okresem kina. Chociaż nie bardzo podobał mi się sam Chamberlain w głównej roli; byli świetni antagoniści- Danglarsa, Morcerfa i prokuratora zawsze sobie tak wyobrażałem. Jourdain natomiast świetnie się sprawdził w obu rolach- hrabiego i Villeforta. Film z 2002r. nie przeczę też był dobry pod względem obsady, ale brakowało niestety wierności książce, dlatego stawiam go trochę niżej od powyższych. Podzielam Twoje zdanie nt. Depardieu. Obelix nigdy nie będzie hrabią. Racja też jeśli chodzi o Jacopo, trochę go w książce brakowało. Najbardziej podobał mi się akurat w filmie z 2002r, świetnie napisana postać dobrego pirata. Aktor przypomina trochę Boberka.
Bardzo trafne spostrzeżenia na temat różnic między filmami, a oryginałem. Miałem takie same. Hayde prawie zawsze wypierana była przez Mercedes, mimo że jej relacja z Edmundem była znacznie ciekawsza. Lubię dobre zakończenia filmów, książkowe było dla mnie nieco zbyt nostalgiczne i refleksyjne, ale jest jak filmy zakładają, że Edmund musi żywić uczucie tylko do jednej kobiety całe życie. Bardzo podobnie jest w przypadku złoczyńców. Fernanda eksponuje się na głównego, podobnie jak Mercedes. Być może dlatego, że jest podobny do Dantesa. Jego rówieśnik, człowiek czynu; konflikt o kobietę. To zbyt proste według mnie. Książka ukazuje, że najgorsza jest zawiść. Danglars właśnie, jako bezwzględny karierowicz, rywal zawodowy jest tym "największym winowajcą" i ponosi karę na koniec. W filmach albo barona nie ma, albo jest pobocznym krętaczem. Wątek Danglarsa, fałszywego sojusznika lewicy parlamentarnej był świetny w książce, całe zresztą tło polityczne. Pojedynki z Fernandem o kobietę, też trywialne. Nawiasem mówiąc zupełnie nie rozumiem, czemu w żadnym prawie filmie nie ma nazwiska de Morcerfa i pokrętnych losów tej postaci. Sam hrabia Monte Christo potępiał przecież pojedynki. Mówił, że zemstę trzeba smakować powoli, wróg musi jej doświadczyć duszą i umysłem. Pozbawienie kogoś życia jest zbyt proste. Oczywiście lubię klasyczne kino zemsty, jak Kill Bill, ale książka Dumasa jest właśnie wyjątkowa. Ostatnie rozdziały zawsze przejmują dreszczem, nie wiem czy którykolwiek film oddaje scenę w grocie. Tak, wycinanie postaci pobocznych. Mnie najbardziej brakuje Eugenii, tej przebiegłej artystycznej duszy. Jedna z moich ulubionych bohaterek powieści Dumasa, przez swoją oryginalność, aż miło byłoby zobaczyć w filmie :-)
Ehh, tym bardziej muszę przystąpić do radzieckiego serialu, skoro tak świetni aktorzy grają. Widziałem na razie zajawkę i pierwszy raz d'Artagnan całkowicie mi pasuje wizualnie. Mazarini był skutecznym politykiem, bohaterowie gardzili nim, gdyż jako żołnierze i szlachcice nie mogli akceptować finansisty obcego pochodzenia. Podobnie rzecz ma się z Colbertem, którego d'Artagnan porównywał do żmii, mocno krzywdząca ocena. Nie wiedziałem, że aktor zagrał obydwie role, warto w takim razie obejrzeć. Też żałowałem dzielnego Rocheforta, trochę również "podawacza święconej wody", Bonacieux. Był tragiczną postacią, zrobił wiele złego i pragnął oczyszczenia. Być może trafne Twoje przypuszczenie nt przyczyny porażki bohaterów. Ale cóż rozwijali się, każdy na swojej ścieżce: d'Artagnan w wojsku, Portos w arystokracji, Aramis w klerze. A może po prostu autor chciał wszystko zakończyć. Tak jak Conan Doyle, który zabił Holmesa po to by zamknąć ten rozdział twórczości.
Nie wiedziałem, że rodzima Trylogia inspirowana była francuską, aczkolwiek nieraz porównywałem oba dzieła. Traktowały właściwie o niemal tych samych czasach i podobne były kompozycyjnie. I to złe zakończenie niestety :-(. Ale fakt, sytuacja Polski była inna, potrzebne były wzorce bohaterów, dlatego Sienkiewicz apoteozuje nieco bezradnego króla Jana Kazimierza. No tak jak czerpać wzorce to od najlepszych.
Hm... porównanie dwóch ministrów. Myślę, że autor nie tyle krytykuje Colberta, co może pokazuje jak odbierane były obie postacie. Fouqueta szanowano, podziwiano za bogactwa; był być może szczodry i wspaniałomyślny dla podwładnych ale nierozważny i nieskuteczny jako zarządca. Colbert na wskroś uczciwy, skrupulatny i ambitny w działaniach budził nieraz zazdrość lub niechęć. Ale działał dla dobra państwa. Na temat filmów się niestety nie wypowiem, gdyż nie oglądałem. Odrzucał mnie tytuł Żelazna Maska, zakładałem że będzie to bardzo luźna adaptacja Wicehrabiego de Bragellone, ale na pewno zapoznam się by porównać przedstawienie tych ciekawych wydarzeń. Najbardziej znany jest chyba film z DiCaprio z końca lat 90. Interesujące są rzeczywiście okoliczności tych poczynań Króla Słońce, skorzystam z podanych pozycji by zapoznać się bardziej.
Tak, rzeczywiście widać że nie przepadał za księżmi. Nawet w opowieści księdza Farii opisana jest potajemna egzekucja na kardynale. Skojarzenia z mafią cosa nostra też mi się nasuwały. Dość podobny wizerunek papiestwa i relacji politycznych jest w Ojcu Chrzestnym III. Najbardziej mi żal było szlachetnego Portosa, który został podstępnie zmanipulowany, wystąpił bezwiednie przeciw królowi i niepotrzebnie oddał życie. Z animowanych wersji widziałem na razie jedynie tę z 1981r, na motywach pierwszego tomu ;-), jednak na pewno poznam inne.

niwrok_2015

Dziękuję za miłe słowa. Jestem po prostu wielkim miłośnikiem muszkieterów, których po prostu uwielbiam, a wręcz kocham :) A ja już tak mam, że jeśli jakiś temat mnie tak bardzo zainteresuje, to po prostu muszę wiedzieć o nim jak najwięcej. Tak już mam, więc zebrałem jak najwięcej wiedzy w tym zakresie i chętnie się nią dzielę :) "PAMIĘTNIKI LEKARZA"? Bardzo dobra seria. A masz wszystkie części? Bo ja miałem z tą serią mały problem. Mianowicie taki, że w skład tej tetralogii wchodzą książki: "JÓZEF BALSAMO", "NASZYJNIK KRÓLOWEJ", "ANIOŁ PITOU" i "HRABINA DE CHARNY". No i z tą ostatnią częścią miałem największe problemy, ponieważ ma ona aż dwie części i sześć tomów, po trzy na każdą część. Dość łatwo znalazłem część I o podtytule "UCIECZKA", ale część II o podtytule "GILOTYNA" naszukałem się trochę i ciut-ciut zanim ją znalazłem i to w Internecie. Nawiasem mówiąc dziwi mnie, że tej serii nikt jeszcze nie zekranizował. Toż to materiał na genialny serial! O ile wiem, jest serial "JÓZEF BALSAMO" z Jeanem Maraisem w roli głównej właśnie na podstawie powieści Dumasa, ale cóż... To ekranizacja tylko pierwszej części cyklu. Nawiasem mówiąc wielka szkoda, że tego serialu nigdzie nie ma po polsku, chociaż z napisami. Chętnie bym obejrzał, ale wszędzie jest w oryginale :) Powieść "D'ARTAGNAN" moim zdaniem bardzo dobrze wpasowuje się w trylogię o muszkieterach, choć robi nieco zamętu w sprawie Raula, bo nieco zmienia jego biografię, ale... Moja teoria o dwóch Raulach moim zdaniem załatwia sprawę. Wiem, może jest nieco naciągana, ale widzę, że Tobie się spodobała :) Więc możesz ją przyjąć tak, jak ja i dzięki temu wszelkie nieścisłości zanikną :)
No tak, to sama prawda. W porównaniu z angielskimi królami lub angielskimi dowódcami wojskowymi ci francuscy wyjadają zdecydowanie blado. Oczywiście dobrze obaj wiemy, że to w dużej mierze idealizowanie postaci historycznych, a naprawdę nie były one tak kryształowe. Przykładem może być tutaj choćby książę Buckingham, który był biseksualistą i zrobił karierę, jakby nie patrzeć, przez łóżko biseksualnego króla Jakuba I, który w dużej mierze za erotyczne usługi obdarowywał go najwyższymi zaszczytami. Potem po śmieci Jakuba I jego syn, Karol I, co prawda nie sypiał z Buckinghamem, ale mimo to też darzył go najwyższym zaufaniem, wbrew woli ludu, a zwłaszcza purytańskiej części kraju, która gardziła księciem za jego rozwiązły tryb życia. Prócz tego zauważ, że w powieści Dumasa Buckingham wspomina pierwszą schadzkę z Annę Austriaczką, która "się nie udała". Nie podaje szczegółów, bo wtedy nie wypadało o tym pisać, ale ze źródeł wiemy, że Buckingham był tak spragniony cielesnych rozkoszy, że niemalże zaciągnął królową w krzaki i gdyby nie to, iż królowa zaczęła krzyczeć, to by ją zgwałcił. Potem jedna z dwórek królowej (nie wiem, czy bodajże nie była to Maria Michon) powiedziała królowi Ludwikowi XIII, iż "ręczy za królową od pasa w dół" i dodała, iż "z całowania dzieci się nie biorą" xD Serio, tak właśnie było :) Sama Maria Michon była kochanką Buckinghama i to ona przywiozła królowej owe niefortunne dwanaście diamentowych spinek, o których czytamy w powieści. Ona też pośredniczyła pomiędzy królową a Richelieu, gdy ten chodził w zaloty do Anny Austriaczki. Królowa obiecała mu przez jej osobę swoje względy, jeśli ten w stroju błazna przyjdzie zagrać jej serenadę pod drzwiami jej pokoju. Kardynał spełnił życzenie, ale tylko został wyśmiany przez obie panie, za co potem je znienawidził. Karol I z kolei utracił tron w dużej mierze przez własną nieudolność. Oliver Cromwell rzeczywiście był świetnym przywódcą ludowym i strategiem, ale mimo wszystko był też bezwzględnym dyktatorem. Karol II z kolei pod względem rozwiązłości w niewielkim stopniu ustępował swemu dostojnemu kuzynowi Ludwikowi XIV, jeśli w ogóle mu ustępował xD Tak więc Dumas celowo idealizował te postacie, jakby chciał pokazać kontrast między dość podłymi lub nieudolnymi władcami i dowódcami francuskimi, choć zgodzić się muszę, że rzeczywiście oddał szacunek Anglikom i ich wybitnym postaciom z tego okresu.
Zgadza się, Mourdant jako postać jest naprawdę ciekawą postacią i w przeciwieństwie do matki nie jest zły sam w sobie, tylko dlatego, że życie go nie oszczędzało od samego początku jego istnienia. Więc na swój sposób mu współczuję. Ale i tak się cieszyłem, gdy w końcu zginął :) Warto obejrzeć ten rosyjski musical, będący zarazem drugą częścią ruskiej tetralogii o muszkieterach z tą samą obsadą. Podoba mi się, że do wszystkich filmów wzięli tych samych aktorów jako muszkieterów oraz Anny Austriaczki i Jussaca, a nie eksperymentowali dając inną obsadę. Jeśli chodzi o film "MILADY" z 2005 to widziałem go dwa razy na TVP HISTORIA i wciąż nie mogę go odnaleźć w necie. Ale wciąż szukam, bo jest tego wart. Daniel Olbrychski jako lord de Winter jest moim zdaniem rewelacyjny. Ciekawie też zagrały dzieci Gerarda Depardieu: syn jako Atos, a córka jako Konstancja. Choć muszę zauważyć, że tu w obsadzie wszedł mały błąd, ponieważ w książce Milady jest młodsza około 9 lat od Atosa, a aktorka grająca w tym filmie Milady jest sporo starsza od aktora grającego Atosa i to się rzuca w oczy xD Ale cóż... To taka ciekawostka dla czepialskich xD Ale poza tym film warto znać. Perełką jest tu kilkuletni synek Milady, który przewija się przez cały film i na końcu obiecuje pomścić matkę :)
O! Widzę, że znasz film animowany z 1992 roku. To ciekawe :) Nie sądziłem, że poza mną ktoś jeszcze go pamięta. A ja poluję też na wersję animowaną Hanny Barbery, bo ta wytwórnia też zmierzyła się z historią hrabiego. Ale nigdzie jej nie ma po polsku, tylko po angielsku jak już :) Jeśli chodzi o mnie, właśnie wersja z 1954 roku jest najlepszą ekranizacją przygód hrabiego, najlepiej oddaje jej klimat. A sam Jean Marais już samą fizjonomią pasuje do hrabiego. Chamberlain też mi się podobał, a Louis Jourdain, choć dobrze grał hrabiego, to jednak wolę go w innej wersji przygód hrabiego (właśnie tej z Chamberlainem) jako Villeforta. Moim zdaniem tę postać lepiej zagrał. Podzielam Twoje zdanie względem obsady, aktorzy są doskonale dobrani, a zwłaszcza Danglars i Villefort. Caderousse już trochę mniej, a Mondego vel Morcerf przypomina bardziej cwanego żołdaka niż kanalię, którą był. Choć nie powiem, Tony Curtis bardzo dobrze gra, ale trochę lepiej zagrał tę postać aktor w wersji z Maraisem. Bardziej tłumił on swoje uczucia i bardziej był mściwy. Depardieu jako hrabia mi się w ogóle nie widzi. Był świetnym Portosem, Obelixem czy Cyranem de Bergerac, nawet Jeanem Valjeanem, ale cóż... Jako hrabia nie wypada tak, jak powinien. He he he. Masz takie same skojarzenia, co ja. Wiem, że możesz nie uwierzyć, ale mnie też Jacopo z filmu 2002 roku przypomina bardzo Jarosława Boberka :)
To się aż rzuca. Kino chyba lubi wątek trójkąta miłosnego oraz rywalizacji dwóch mężczyzn o jedną kobietę. Dlatego w większości ekranizacji właśnie wyeksponowano wątek Edmund-Mercedes-Fernand, choć w powieści nie był on ważniejszy od pozostałych wątków, a każdy z wrogów miał swoje powody i równie ciekawe, jak i oni sami. A tutaj głównie Fernand jest największą kanalią i robi to wszystko, co robi, aby zdobyć Mercedes. A żeby było jeszcze ciekawiej, to w filmie z 2002 roku w ogóle jej nie kocha, a jedynie przez pewien czas jej pragnie, a potem się nią nudzi. Pod tym względem najnowsza ekranizacja jest taka trochę... czarno-biała. Źli są źli do szpiku kości, a dobrzy szlachetni aż do przesady xD No i oczywiście tak, jak mówiłem - większość ekranizacji ukazuje nam pojedynek Edmunda i Fernanda pod koniec filmu, który rozstrzyga "po męsku" spór o ukochaną kobietę. No i jeszcze ta nieszczęsna Mercedes. Nie wiem, dlaczego filmowcy upierali się, aby pokazać, że ona i hrabia na końcu schodzą się ze sobą. Jakby tak bardzo chciano pokazać, że prawdziwa miłość nigdy się nie kończy, a mężczyzna w dawnych czasach po prostu musiał kochać jedną kobietę przez całe życie. I tak w filmie z 1954 Edmund ugania się za Mercedes, co budzi zazdrość kochającej go Hayde, Mercedes go nie chce (co jednak nie przeszkadza jej być zazdrosną o Hayde i rzucać teksty typu: "Szybko się pocieszyłeś" xD), a na końcu Edmund pokonuje Fernanda w pojedynkuje, ale puszcza go wolno, a Hayde rzuca się hrabiemu w objęcia, zaś Fernand wraca do domu i się zabija, a Edmund i Hayde razem odpływają na Wschód, co sugeruje, że jednak zostali parą. W wersji z 1961 roku Edmund też próbuje odzyskać Mercedes, ta się wzbrania, ale w końcu ona odchodzi do niego, a on obiecuje, że powróci do niej już niedługo nie jako Monte Christo, ale jako Edmund Dantes. W wersji z 1975 roku z kolei na końcu Edmund próbuje być z Mercedes, ale ta go odtrąca. W serialu z 1998 roku Mercedes i Edmund rezygnują ze swoich majątków i wiążą się ze sobą niczym w jakieś bajce. A już po bandzie poszli w filmie z 2002 roku - Mercedes jest w ciąży z Edmundem i tylko dlatego wyszła za Fernanda, a potem bez wahania porzuca męża kanalię, aby związać się z Edmundem na końcu :) Wielka szkoda, że na rzecz tych wątków osłabiono w filmach postać Hayde lub w ogóle nawet ją pominięto (jak w filmie z 2002 roku). Dokładnie, sama powieść jest o zawiści i o tym, co może ona zrobić z człowiekiem. Tak, hrabia potępiał pojedynki, choć zaznaczał, iż jeśli go ktoś wyzwie, to stanie do walki :) Tak czy siak powieść jest wielowymiarowa i porusza wiele wątków, a filmy mocno spłycają jej przekaz. No i tak jak mówisz - Danglars w filmach to zwykle cwaniak i matacz, wypadają w porównaniu z mściwym Fernandem jako grzeczne dziecko xD Żaden film nie pokazał w pełni, jak obrzydliwa jest ta postać. Villeforta owszem, umiano genialnie pokazać, zwłaszcza w serialu z 1998 roku, ale Danglarsa już nie. Wiesz, tu nie do końca się zgodzę, bo w kilku filmach Fernand nosi nazwisko de Morcerf. Praktycznie tylko w filmach z 1975 i w 2002 roku pominięto nazwisko de Morcerf. A w innych ono pada. Choć przyznaję, że praktycznie wszystkie ekranizacją, gdy mówią o podłości Fernanda, to mówią o zdradzie Edmunda i zdradzie Ali Paszy. A przecież była jeszcze dezercja pod Waterloo i szpiegostwo przeciw rodowitej Hiszpanii na rzecz Francji. To też były czynu godne potępienia, a jakoś filmy nie mówią o nich ani słowa. No i jeszcze kwestia ciekawych postaci pobocznych. Eugenii mi tez brakuje, ciekawa z niej osóbka. A wiesz, że prawdopodobnie była homoseksualistką? Dumas nie pisze tego wprost, bo nie mógł o tym pisać w dobie romantyzmu, ale aluzje, jakie nam zostawia mówią same za siebie :) A zauważ, jak zmienia się postać księdza Farii w filmach. W filmie z 1954 jest mściwym rewolucjonistą samym namawiającym Edmunda do zemsty. W filmie z 1961 roku też jest kimś w rodzaju działacza niepodległościowego, choć nie tak aktywnego i mściwego. W filmie z 1975 jest też jakimś działaczem, ale spokojnym i miłym, który budzi wielką sympatię. W serialu z 1998 ledwie go tylko poznajemy, ale też zachęca Edmunda do zemsty, a w filmie z 2002 roku mamy dawnego żołnierza Napoleona, który uciekł z wojska i został uczonym, kiedy jego ideały brutalnie zderzyły się z rzeczywistością. Choć podoba mi się w tym filmie, jak uczy on Edmunda nie tylko wiedzy, ale też szermierki :) A przy okazji mała ciekawostka. Faria prawdopodobnie cierpiał na chorobę, która wywoływała nie śmierć, a paraliż i lek, który kazał sobie wlać do ust, gdy już przestanie się ruszać, był naprawdę brucyną. Zauważ, że gdy Faria rzekomo umarł, Edmund wlewa mu lekarstwo do ust i co się dzieje? Martwy Faria nagle się poruszył, zaczął zwijać z bólu, jęknął i skonał. Dziwne zachowanie jak na trupa, prawda? :) Za teorią stoi tu fakt, że przecież Noirtier zażywał brucynę jako lek na paraliż, a jeśli Faria by cierpiał na coś, co go paraliżuje, to mógł zażywać brucynę. A potem, gdy już nic nie mogło mu pomóc, to kazał Edmundowi wlać sobie całą zawartość fiolki z brucyną, aby umrzeć i nie być pochowanym żywcem.
Zdecydowanie polecam Ci te wszystkie filmy, o których mówię. Wersja radziecka z 1978 roku jest genialna, a uroku dodają jej piosenki, zwłaszcza słynna "Param-param-paradujemsja". Kontynuacje tej wersji, tworzące z nią serię i z tą samą obsadą (czyli mówię tu o produkcjach z 1992, 1993 i 2005) nie są już tak dobre, chociaż... Drugi miniserial, podzielony na 4 odcinki i oparty na "DWADZIEŚCIA LAT PÓŹNIEJ" jest naprawdę dobry. Pozostałych nie widziałem, ale z recenzji wynika, że są dobre, ale nie tak, jak pozostałe. Tak czy siak pierwsza część tej ruskiej tetralogii, nakręcona jeszcze za czasów ZSRR i prawdopodobnie inspirowana wersją Lestera jest genialna. Dodano też kilka super scen, jak choćby wspomniana przeze mnie scena gry w szachy pomiędzy Richelieu i d'Artagnanem :) Muszkieterowie są tam świetni, choć Portos za gruby (wtedy jeszcze gruby nie był), a Milady trochę za stara, zaś Anna Austriaczka nie jest zbyt urodziwa, ale pozostali aktorzy są fenomenalni. Wersja ta ma też nostalgiczne zakończenie, kiedy bohaterowie siedzą w Bastionie Św. Gerwazego i Atos mówi im, jaka jego zdaniem będzie ich przyszłość (d'Artagnan zostanie marszałkiem Francji, Aramis duchownym, Portos się ożeni, a Atos wybierze życie samotnika). Aramis zasmucony pyta, czy to oznacza, że więcej się nie spotkają, a d'Artagnan woła, że spotkają się... za dwadzieścia lat :) Takich uroczych scen w tej wersji jest znacznie więcej, co dodaje klimatu historii, a do tego te piosenki... Miód dla uszu :)
A tak, Philippe Noiret zagrał Mazarina w "POWROCIE MUSZKIETERÓW", a kilka lat później zagrał d'Artagnana w filmie "CÓRKA D'ARTAGNANA". Warto też wspomnieć o roli Filipa Orleańskiego Młodszego w filmie "NA OSTRZU SZPADY" z Danielem Auteilem w roli głównej. Ano racja, Mazarin był w oczach arystokracji nikim z tego powodu, że był cudzoziemcem. A przy okazji Mazarin zaczynał jako sekretarz Richelieu, który przedstawił go Annie Austriaczce mówiąc, iż na pewno go ona polubi, bo jest podobny do Buckinghama. Miał rację, bo Mazarin był podobny i z miejsca spodobał się królowej :) Rocheforta bardzo mi żal, ale jakoś pana Bonacieux już nie. Jakoś nie wydawało mi się, aby przed śmiercią żałował tego, co zrobił. Ale mogę się mylić. Mnie bardzo żal muszkieterów, że tak ich losy się skończyły i myślę, że dlatego właśnie, iż przestali być drużyną. Gdy nią byli, ze wszystkim umieli sobie poradzić - nawet w Bastionie Św. Gerwazego. Gdy byli przeciwko sobie w "DWADZIEŚCIA LAT PÓŹNIEJ", to jeszcze umieli się zjednoczyć i pokonać Mourdanta oraz porwać Mazarina. A potem? Zauważ, że w powieści "WICEHRABIA DE BRAGOLONNE" Atos, Portos, Aramis i d'Artagnan nigdy nie spotykają się razem w czwórkę. W dwójkę lub trójkę tak, ale już w czwórkę nie. Ciekawe, prawda? To moim zdaniem też sygnał od Dumasa. Nie są już jedną drużyną, nie są więc niepokonani. A prócz tego są starzy i dość zmęczeni życiem, więc cóż... Tym bardziej przestali już być nie do zdarcia, że tak powiem. A wiesz, to możliwe, że Dumas chciał ostatecznie zakończyć ich losy tak, jak sir. Arthur Conan Doyle chciał zakończyć losy Sherlocka Holmesa. To bardzo możliwe.
A tak, Trylogia Sienkiewicza, nasze rodzime i wiekopomne dzieło było wzorowane na muszkieterach. Może nie w całości, ale sam Sienkiewicz czerpał z Dumasa garściami, zwłaszcza przy opisach pojedynków oraz pościgów konnych. Również wzorował się na opisywaniu intryg Bogusława Radziwiłła i jego zalotów wobec Oleńki. A prócz tego wzorował się na powieści "NERON" Dumasa, gdy pisał swoje słynne dzieło "QUO VADIS". Można więc powiedzieć, że Polska sporo zawdzięcza Dumasowi i bez niego, Sienkiewicz nie miałby tak dobrych motywacji i wzorców do naśladowania :) Tak, Polska pod zaborami potrzebowała książek "ku pokrzepieniu serc" i dlatego właśnie Sienkiewicz musiał naginać pewne fakty ukazując np. Jana Kazimierza jako wspaniałego i kochającego Polskę władcę, a Janusza Radziwiłła jako satrapę stojącego nad grobem, który chce korony Litwy dla siebie - obraz bardzo krzywdzący, bo sam Janusz to postać dość kontrowersyjna, ale z pewnością nie sprzedał Litwy Szwedom dla własnej korzyści, a jedynie po to, aby z ich pomocą pobić bijących Litwę od tyłu Rosjan. Zresztą na samej Litwie Janusz Radziwiłł to bohater narodowy :) Tak, Colbert i Fouquet to ciekawe postacie, choć obaj skrajnie się różnili. Fouquet był mecenasem sztuki i artystów, był dobrym przyjacielem, ale też malwersantem i złodziejem, osobą (jak sam powiedziałeś) nierozważną i nieskuteczną jako zarządca królewskimi finansami. Colbert z kolei był zimny, mało przystępny, ale za to oddany królowi i do tego przebiegły i pomysłowy. I wiedział, jak oszczędzać pieniądze, aby ich nie zabrakło. Już samo to sprawiało, że był mało lubiany. A co zabawne, to w filmach zwykle ukazywano Fouqueta jako gnidę, a Colberta jako osobę na wskroś szlachetną. Ja znam cztery filmy o muszkieterach i Żelaznej Masce. Pierwszy to "CZŁOWIEK W ŻELAZNEJ MASCE" z 1962 roku z Jeanem Maraisem w roli d'Artagnana. Film jest w dużej mierze komedią luźno traktującą opowieść. Ludwik i Henryk (a nie Filip) są obaj dość sympatyczni, z muszkieterów jest tylko d'Artagnan, spiskowcami są arystokraci chcący osiągnąć własne korzyści, a Henryk Żelazna Maska ostatecznie rezygnuje z korony na rzecz Ludwika i ucieka z ukochaną z kraju, w czym pomaga mu d'Artagnan, który jest tu uroczy i zwariowany, a do tego często powtarza "Gdybyście mnie widzieli dwadzieścia lat temu" xD Drugi film to "CZŁOWIEK W ŻELAZNEJ MASCE" z 1977 roku. Doskonale oddano w nim klimat tamtych czasów. Richard Chamberlain jako Ludwik i Filip jest genialny i wbrew późniejszym filmom Ludwik nie jest demonem i bydlakiem, a Filip nie jest aniołem. Ludwik tam to po prostu rozpuszczony duży dzieciak chcący się bawić, a Filip ma swoje humorki, ale jest ciekawą postacią i szybko się uczyć, jak być królem, a do tego łączy go miłość z Luizą de La Valliere. Nie ma trzech muszkieterów, spiskowcami są d'Artagnan (Louis Jordauin) oraz Colbert. Fouquet próbuje im zaś przeszkodzić. Trzeci film to "PIĄTY MUSZKIETER" z 1979 roku. Beau Bridges jako Ludwik i Filip sprawdza się doskonale, choć jego Ludwik to w dużej mierze nadpobudliwy drań, który nie wzdraga się przed użyciem przemocy, aby osiągnąć swój cel. Filip zaś jest wychowankiem muszkieterów i Colberta (Rex Harrison), który początkowo nie planują zastąpić Ludwika Filipem, właściwie dopiero pod koniec filmu na to wpadają, a wcześniej po prostu chcą chronić wychowanka. Ale w grę wchodzą polityka i miłość - miłość Filipa do przepięknej Marii Teresy (Sylvia Kristel), która potem dołącza do spiskowców, aby ocalić ukochanego. Uwielbiam tę postać i uwielbiam Sylvię. Gra ona rewelacyjną Marię Teresę: dość pyskatą, zadziorną pannicę, która nie chce wyjść za mąż bez miłości, a potem zakochuje się w Filipie i nie ma żadnych obaw, aby iść z nim do łóżka i to bez ślubu i chcieć z nim uciec z Francji :) Ale ponieważ Ludwik próbuje im to utrudnić, to zakochani z muszkieterami i Colbertem muszą walczyć z nim. To ciekawy film i warty poznania. Choć może mało ma z historią wspólnego, to jest ciekawą bajką dla dużych widzów. A Sylvia... Oczarowała mnie swoim wdziękiem, urodą, urokiem osobistym, a także tym, jak gra Marię Teresę. Gdyby prawdziwa żona Ludwika XIV taka była... A czwarty film to "CZŁOWIEK W ŻELAZNEJ MASCE" z 1998 roku z Leonardem diCaprio w roli Ludwika i Filipa. Ten film to też taka bajka, bo wiesz... Ludwik tam to demon, Filip to anioł i wręcz duże dziecko skrzywdzone przez wszystkich, którzy go powinni kochać, muszkieterowie zaś są szlachetni i wspaniali, a ich wady tylko czynią ich sympatyczniejszymi. Ale wiesz... Kocham ten film, bo pokazuje piękne przesłanie: przyjaźń, honor, dobro, ojczyzna i miłość... To wartości, o które warto walczyć. A zakończenie filmu tak mnie wzrusza, że prawie zawsze na nim płaczę i wcale się tego nie wstydzę. Dzięki temu filmowi pokochałem muszkieterów :)
Serdecznie Ci polecam książki "CUCHNĄCYCH WERSAL" Elwiry Watałły oraz "CZŁOWIEK W ŻELAZNEJ MASCE" Rogera McDonalda. Obie są naprawdę ciekawymi dziełami naukowymi, które powinien poznać każdy prawdziwy miłośnik muszkieterów, jak Ty :) Mam biografię Dumasa zatytułowaną "ALEKSANDER DUMAS - PIĄTY MUSZKIETER", która to wyjaśnia sporo na temat jego osoby. Wyjaśnia też, że sam Dumas był człowiekiem wierzącym, ale sam mówił: "W Boga wierzę, w Kościół nie". Duchowni w jego powieściach są albo fanatycznymi i ciemnymi ludźmi, albo też cwanymi intrygantami łamiącymi nakaz celibatu czy ubóstwa oraz dążącymi do osiągnięcia jak największej władzy. Właściwie tylko ksiądz Faria to sympatyczny duchowny z jego książek. Choć masz rację - opowieść Farii o kardynale Spadzie otrutym przez papieża Aleksandra VI przypomina "OJCA CHRZESTNEGO" xD Zresztą nie bez powodu. Wszak Aleksander VI był kimś w rodzaju pierwszego mafijnego ojca chrzestnego. Rodzina Borgiów była mafią w każdym znaczeniu tego słowa, choć takie słowo wtedy jeszcze nie istniało. Tak, Portosa mnie też było najbardziej żal, bo przecież padł on ofiarą oszustwa Aramisa. Sam Aramis wmówił mu, że na tronie zasiada oszust, a prawdziwy król jest uwięziony i trzeba go uwolnić. Ale jak odkrył prawdę, to i tak nie opuścił Aramisa. I potem zginął biedak.
A wiesz, jeśli chcesz, służę listą filmów i bajek o muszkieterach, jakie sam znam i jakie warto obejrzeć. Pewnie wiele z nich znasz, ale jakby co, chętnie służę taką listą :)
A czy byłbyś zainteresowany moją powieścią o hrabim Monte Christo? Napisałem ją, to historia dziennikarza i chrześniaka Alfonsa de Beauchampa, który wyrusza na trop hrabiego i poznaje ludzi, którzy go znali. Każdy mu opowiada swoją historię, a każda z nich przybliża dziennikarza do odnalezienia samego hrabiego. W poszukiwaniach pomaga mu piękna i tajemnicza dziewczyna, w której nasz dziennikarz się z wzajemnością zakochuje. Jeśli byłbyś zainteresowany, służę linkiem do bloga z moją powieścią :)

ocenił(a) film na 7
kronikarz56

Mam chyba wszystkie wymienione części Pamiętników, tylko każdą czyta inny lektor. Niektóre nagranie są stare z lat 80 jeszcze. Też znałem fanów tego cyklu, którzy mieli trudności ze znalezieniem wszystkiego, dlatego tym bardziej się cieszę z tych wyjątkowo tanich nagrań. Jeśli chodzi o ekranizacje, rzeczywiście wiele świetnych książek leży odłogiem. Inne, jak Muszkieterowie są tematem dziesiątek, czy setek filmów. Po prostu, gdy coś osiągnie sukces; robi się moda na remake'i. Zobaczymy, jak podejdzie mi lektura, podobno Naszyjnik najciekawszy.
Czytałem o homoseksualizmie księcia, ale nie znałem zupełnie tych wszystkich ciekawych szczegółów. Maria Michon została wobec tego i tak znacznie ułagodzona w powieści. Miłosna przygoda kardynała hehehe, interesujące. Gdzie można o tym wszystkim przeczytać?
Tak, wojna domowa w Anglii należała do najkrwawszych konfliktów tego okresu. Strona republikańska dopuściła się licznych występków, choć 11 letnia tyrania Karola, bez parlamentu bardzo podzieliła lud. Może służyło to większemu zwróceniu uwagi francuskiego odbiorcy. Pisarz będący monarchistą potępia jednak niesprawne rządzenie mogące być przyczyną rewolucji i daje wzory z których należy brać przykład. Podobnie nieco pisał Lew Tołstoj, choć o wiele łagodniej, monarchia jest najlepszym ustrojem tylko w dobrych rękach bez tyranii i z oparciem w religii. Filmu Milady również będę poszukiwał. Słyszałem jeszcze o japońskiej animacji, której akcja rozgrywa się daleko w przyszłości, ale też niby o Monte Christo. Ci to mają pomysły :-) Rzeczywiście, Curtis nieco złagodził Fernanda, ale fizycznie idealny. Za to aktor grający Danglarsa rewelacyjny, obejrzę z nim chyba cykl horrorów Halloween. Do Villeforta najbardziej chyba pasował Jourdain, ale podobał mi się też aktor z 2002r.
Trójkąt miłosny, nic dodać nic ująć. Ale w najnowszym filmie bardzo denerwował mnie wizerunek Fernanda- szlachcic hulaka, który trwoni majątek. Nic z tego podłego sprytu, który powinien go cechować. Za to wątek d'If więzienia był tam świetny, bardzo mroczny z tym naczelnikiem. Rzeczywiście wersja z 54' musi być najlepsza, wreszcie zobaczył bym dobry wątek z Greczynką. Ile filmów tyle kombinacji, założę się że jeszcze niejedna powstanie.
Widocznie przeoczyłem, serial trochę był nużący, francuskie kino jest w mojej opinii słabsze niż brytyjskie.
Tak, domyśliłem się też upodobań córki barona. Mimo to wyróżnia się na tle tych wszystkich dam z otoczenia. Wyobrażałbym sobie w jej roli kogoś w stylu Izabeli Trojanowskiej, która zagrała w telewizyjnej ekranizacji znanej powieści Mostowicza. Ksiądz Faria... sądzę że nigdzie nie był pokazany tak jak należy. Tzn wszędzie skracano wątek więzienia do 20-25 minut. Potrzeba by więcej by należycie pokazać naukę i rozwój bohatera. Bardzo trafne spostrzeżenie nt. śmierci księdza, nie zauważyłem ale z pewnością jest prawdziwe. Książka jest majstersztykiem i postawiłbym ją nawet wyżej od Wicehrabiego de Bragellone. Piosenka rosyjska już kultowa. Jeśli chodzi o Portosa trudno będzie przebić aktora z filmów Lestera. Według mnie był stworzony do tej roli, całkowicie odpowiadał wyobrażeniom czytelnika.
Bonacieux żałował swoich postępków. Dlatego odbył poufną spowiedź przed koadiutorem i cieszył się mogąc oddać życie, zmazując niejako brzemię winy. Choć zgadzam się z Rochefortem sprawa była smutniejsza. Też zauważyłem, że nigdy nie spotkali się razem z III części. Na szczęście, Sherlock przynajmniej został ocalony i potem odszedł niepokonany. Aramis właściwie też, najbystrzejszy z czwórki dożył starości, jednak pomimo osiągnięcia olbrzymich zaszczytów jego życie straciło wartość bez przyjaciół. Można powiedzieć, że ocalenie było dla niego bardziej bolesne, niż śmierć dla Portosa.
Opisy pojedynków w obu seriach wbijają w fotel. Jeśli chodzi o "Nerona" jestem też jego szczęśliwym posiadaczem. Może będzie lepszy niż Quo Vadis, które jako lektura szkolna zraża niestety wielu czytelników. Powieści historyczne bez wątpienia przeczytam. Jeśli chodzi o stosunek do duchowieństwa, mógł być usprawiedliwiony ze względu na czasy w jakich żył autor. Nie wiem, czy wiesz, ale nawet Hrabiego Monte Christo wpisali na indeks ksiąg zakazanych (!). Bardzo możliwe, że z powodu właśnie historii o Borgiach. Bo przecież od tych książek jasno bije religijny przekaz. Bohaterowie są wierzący, bądź nawracają i sytuacje z czynnikiem nadludzkim są częste.
Oczywiście, że tak. Z prawdziwą chęcią poznam tę powieść, jestem pełen podziwu za podjęcie się tego wyznania. I proszę również bardzo o listę obejrzanych filmów na motywach muszkieterów :-). Ja na razie obejrzałem trylogię Lestera, serial animowany z 1981, film z 1993, z 2001 i 2011. A z Hrabiego 1961, 1975, 1992, 1998 i 2002.

niwrok_2015

Rozumiem. A powiedz mi, czy to są jacyś znani lektorzy? Jacyś znani aktorzy? Bo ja lubię audiooboki, jak są czytane przez znanych aktorów. Niedawno kupiłem sobie "PANA WOŁODYJOWSKIEGO" czytanego przez Janusza Gajosa i moim zdaniem aktor czyta rewelacyjnie. Jeśli chodzi o serię "PAMIĘTNIKI LEKARZA", to moim zdaniem doskonały materiał na wyśmienity serial, ale niestety, nikt się za to nie zabiera. Jak dotąd ciągle powstają nowe produkcje o muszkieterach. Nie mam nic przeciwko nim, ale... Mimo wszystko kilka z tych produkcji jest po prostu kiepskiej jakości pod względem fabuły. Przykładowo bardzo mi się nie spodobał najnowszy serial o muszkieterach, gdzie poza postaciami właściwie nic nie wiąże go z książkami. I jeszcze Portos jako Mulat i syn niewolnicy? Ja rozumiem, że chcieli nawiązać do Dumasa ojca, którego rodzic był Mulatem i synem niewolnicy i francuskiego szlachcica, a sam Dumas ojciec również był Mulatem, choć w mniejszym stopniu, ale mimo wszystko takie coś? Zwłaszcza, że akcja się dzieje w XVII wieku i tam Mulat nie miałby czego szukać między francuską wolną szlachtą.
Oj tak, Maria Michon została mocno złagodzona w powieściach Dumasa, podobnie jak inne postacie historyczne. O jej życiu można by napisać ciekawą powieść i nakręcić równie ciekawy serial. Tak, książę Buckingham zrobił karierę polityczną w mało pochlebny sposób. Dodać należy, iż Ludwik XIII też miał ciągnotki do panów, że tak powiem. Miał kilku faworytów, będących też jego kochankami. Jednym z nich był markiz Cinq-Mars, którego mianował swoim koniuszym. Aby było śmieszniej, sam Richelieu wypromował Cinq-Marsa na dworze i przedstawił go królowi spodziewając się, że młodzieniec zostanie kochankiem króla i można przez niego wpływać na władcę. Ale się przeliczył, bo Cinq-Mars w swoich urażonych ambicjach posunął się tak daleko, że dołączył do spisku przeciwko kardynałowi, na czele którego stał Gaston Orleański, książę Orleanu i brat Ludwika XIII. Spisek jednak był tak nieudolny, że łatwo został zniszczony, a Cinq-Marsa ścięto. Notabene Cinq-Mars ma pewne znaczenie dla polskiej historii. Był on pierwszą i zarazem jedyną prawdziwą miłością Ludwiki Marii Gonzagi, żony królów polskich Władysława IV Wazy i Jana II Kazimierza Wazy. Aby było jeszcze ciekawiej, dodam, iż podejrzewano, że Maria Kazimierza d'Arquien (żona Sobieskiego i dwórka Ludwiki Marii) była owocem romansu Cinq-Marsa i Ludwiki, którą potem adoptował markiz d'Arquien, choć dzisiejsi historycy poddają to pod wątpliwość.
O miłosnej przygodzie kardynała Richelieu czytałem w gazecie "21 WIEK HISTORIA", o losach Cinq-Marsa w kilku książkach, w tym tych dwóch, które Ci poleciłem. Najwięcej danych o czasach muszkieterów dowiesz się z książek "CUCHNĄCY WERSAL" Watałły oraz "CZŁOWIEK W ŻELAZNEJ MASCE" McDonalda. Polecam Ci też inne książki Watałły, które w równie ciekawy sposób opowiadają o historii świata przez pryzmat ludzkich namiętności i słabości. A przykładowo w książce Watałły "ODCIĘTE GŁOWY WŁADCÓW" mamy rozdział poświęcony osobie Ali Paszy, którego na pewno kojarzysz z powieści o losach hrabiego Monte Christo. Z rozdziału tego wynika, że Ali Pasza wcale nie był takim aniołkiem, jak go przedstawił oczami Hayde Dumas. Ale z drugiej strony Hayde kochająca ojca opisywała go w samych superlatywach, ale warto by poznać jego drugie oblicze.
Oj tak, Anglia za czasów Stuartów nie miała łatwo. Bo za Jakuba I był spisek prochowy Guya Fawkesa, za Karola I wybuchła wojna domowa i ścięto króla, potem jego Karol II obalił republikę i odzyskał tron, ale po jego rządach zasiadł na tronie nieudolny Jakub II, którego wygnano i na tronie zasiadały kolejno jego dwie córki z mężami, a potem potomek tych córek, Jerzy I i mamy nową dynastią, która rządzi do dzisiaj, chociaż... zmienili nazwę z hanowerskiej na windsorską. I potem jeszcze Stuartowie chcieli odzyskać tron z pomocą Szkotów, dochodziło do kilku walk z tego powodu, czego echa widzimy w powieściach sir. Waltera Scotta "ROB ROY" oraz "WAVERLY", a także w powieści Roberta Louisa Stevensona "PORWANY ZA MŁODU". Jednym słowem, Stuartowie nie przynieśli szczęścia Anglii. Ironią losu jest to, że Maria Stuart została ścięta przez Elżbietę I, a potem jej wnuk Karol I Stuart również stracił głowę i to również w Anglii. I to jeszcze wyganianie władców z dynastii Stuartów z kraju... Jednym słowem pechowa dynastia. Ale tak, to prawda - Dumas był monarchistą, co jednak nie oznaczało, że nie widział błędów popełnianych przez królów. Widział je i umiał je wytknąć i chwała mu za to, bo umie dzięki temu do dzisiaj zmusić do myślenia. Film "MILADY" warto poznać i sam go szukam. Chętnie bym go dołączył do mojej kolekcji. A tak, słyszałem o tym anime o hrabim Monte Christo, którego akcja się dzieje w XXX wieku w kosmosie. Słyszałem też o latynowskiej telenoweli na podstawie "HRABIEGO MONTE CHRISTO". Czego to ludzie nie wymyślą? xD O tak, Curtis choć złagodził mocno postać Fernanda, to jednak fizycznie i wizualnie nadaje się do tej roli. Donald Pleasence w roli Danglarsa jest fenomenalny i uwielbiam go. Widziałem go jeszcze w roli Blofelda w filmie "ŻYJE SIĘ TYLKO DWA RAZY" i muszę przyznać, poradził sobie. Jego córka Angela też jest znaną aktorką. Być może kojarzysz ją z roli Fantyny w filmie "NĘDZNICY" z 1978 roku i z roli Ducha Przeszłych Świąt z filmu "OPOWIEŚĆ WIGILIJNA" z 1984. Świetne role i godne zapamiętania. Louis Jourdain był genialny jako Villefort, ale równie świetnie zagrał d'Artagnana w "CZŁOWIEKU W ŻELAZNEJ MASCE" z 1977. Notabene w obu filmach grał z Chamberlainem. I widać na ekranie, że obaj panowie się lubią, a wspólne sceny z nimi to perełki obu filmów. Choć w filmie o hrabim grają wrogów, a w filmie o muszkieterach przyjaciół, to w obu przyjemnie się ich razem ogląda. James Frain jako Villefort był świetny. Zagrał potem Thomasa Cromwella w serialu "DYNASTIA TUDORÓW". Moim zdaniem ten aktor idealnie pasuje do roli dwulicowych urzędników.
Tak, kino wciąż kocha się w trójkątach miłosnych, a zwłaszcza takich, gdzie mamy dwóch mężczyzn i jedną kobietę. Odwrotnie już rzadziej bywa, choć mamy i takie przypadki (choćby w przypadku ekranizacji "IVANHOE"). Uwielbiana przez nastolatki saga "ZMIERZCH" czy inna saga o wampirach "PAMIĘTNIKI WAMPIRÓW" mówią same za siebie: ludzie (zwłaszcza młodzi) uwielbiają trójkąty miłosne i właśnie takie, jak dwóch przystojniaków bije się o jedną kobietę. A jeszcze lepiej, jak ona sama do końca nie wie, którego kocha xD Ale wielka szkoda, że historię hrabiego Monte Christo tak mocno spłycono w filmach do takiego trójkąta. Ale zobacz, w bajce z lat 90 Danglars jest o wiele gorszym draniem niż Fernand i jego wątek mocniej się wybija w fabule. Szkoda, że w innych ekranizacjach jakoś nie umieli o to zadbać. Wątek z psychicznym naczelnikiem zamku d'If był ciekawy, a zwłaszcza to, jak potem ów naczelnik zginął. Bardzo mi się podobała postać Jacopo w filmie oraz Luigi Vampa i jego ludzie. Zawsze się uśmiecham, gdy oni wkraczają do akcji i pomagają hrabiemu w jego intrygach :) Film z 1954 jest genialny i uwielbiam go. Jean Marais w roli hrabiego sprawdza się znakomicie. No i ten film chyba jako jedyny naprawdę porządnie pokazał Hayde i jej miłość do Edmunda. Chwilami można się uśmiechnąć widząc, jak ona próbuje zdobyć jego miłość i jest zazdrosna o Mercedes. Choć zwróć uwagę na coś ciekawego - w książce Hayde nawet publicznie nosiła orientalny strój. W filmie z kolei nosi publicznie (idąc z hrabią do opery) francuskie suknie. To taki mały szczególik :) I w filmie Hayde ma 18 lat, a w książce miała chyba 24. Ale to tylko drobiazgi. Uwielbiam Hayde w tym filmie :) Film znajdziesz na gryzoniu, jeśli wiesz, o jakiej stronie mówię. Tam ja też znalazłem ten film :)
Widzę, że znany te same produkcje, co mnie cieszy. Izabela Trojanowka jest genialna w roli Kasi Kunickiej w serialu "KARIERA NIKODEMA DYZMY". Co prawda w serialu nie mówią wprost, jaką ma ona orientację seksualną (co w książce jest zaznaczone), to jednak jej zachowanie mówi samo za siebie. Eugenia nie wiadomo, czy wolała kobiety, ale moim zdaniem tak, a jej relacje z Ludwiką d'Armily nie są zwykłą przyjaźnią, ale wręcz związkiem o charakterze miłosnym. Eugenia nigdy nie została pokazana na ekranie, a szkoda, bo moim zdaniem jest jedną z ciekawszych postaci drugoplanowych. O wiele ciekawszą niż pokorną i dość miałka Walentyna, której jedynym motorem działania jest działanie jej ukochanego, bo ona sama pokornie zniosłaby swój los, gdyby nie Maksymilian oraz wspierający ją dziadek. O wiele bardziej podoba mi się Walentyna z filmu z 1975 roku, gdzie jest sympatyczną, energiczną dziewczyną, nieco rozpuszczoną przez ojca, ale przeuroczą, a do tego troskliwie opiekującą się dziadkiem i będącą obiektem westchnień Alberta :) Moim zdaniem tutaj ulepszyli oryginał i choć sama Walentyna w filmie pojawia się tylko dwa razy, to uwielbiam ją :) Faria naprawdę został zmieniony w każdej powieści i rzeczywiście, relacje z nim w filmach nie zawierają zbyt wiele czasu. Choć z drugiej strony film ma swoje ograniczenia czasowe. Ale serial z 1998 roku, mający najwięcej możliwości, też nie podołał temu zadania ograniczając relacje Edmunda i Farii do tylko kilku dni znajomości i to jeszcze w ostatnim roku pobytu Edmunda w więzieniu. Moim zdaniem najlepsze ich relacje, może nawet lepsze niż w książce, pokazano w filmie z 2002 roku. Uwielbiam to, jak Faria uczy Dantesa szermierki i jeszcze szybkości ręki. Jeśli chodzi o śmierć Farii, to zauważyłem to dopiero przy trzecim czy czwartym czytaniu książki, ale to mi dało do myślenia. Potem spotkałem się gdzieś z teorią, że Faria się otruł, aby Dantes mógł uciec. Połączyłem ze sobą fakty i doszedłem do takich właśnie wniosków, jakie Ci przedstawiłem. "HRABIA MONTE CHRISTO" to moim zdaniem najlepsza powieść Dumasa ojca. Nie ma lepszej. Muszkieterowie są wspaniali, ale jako książka powieść o hrabim lepiej się sprawdza. A więc znasz tę rosyjską piosenkę "Param-param-paradujemsja"? Ja poznałem najpierw ją, a potem dopiero sam film i zanim znałem film, to już kochałem tę piosenkę :) A tak, zgadzam się - najlepszy Portos to Frank Finlay i uwielbiam go w tej roli, a zwłaszcza w relacjach z Aramisem (Richard Chamberlain). Uwielbiam sceny, jak oni dwaj rozmawiają ze sobą i Aramis z takim lekkim politowaniem czasami tłumaczy coś Portosowi. Albo jak podczas walki w klasztorze obaj nawzajem ratują sobie życie i przy okazji droczą się ze sobą. Wersja Lestera pięknie pokazała relacje między przyjaciółmi. To droczenie się chociażby pokazuje, że oni umieją też żyć na tzw. luzie, umieją razem robić coś więcej niż tylko ratować niewierną mężowi królową lub bić się z ludźmi kardynała. Te proste ruchy, gesty, droczenia się, potyczki słowne między nimi to perełka filmów.
Bonacieux na poważnie żałował swoich czynów? A niech mnie! Widocznie to mi umknęło. Albo tego nie zapamiętałem. Jest mi głupio, bo wydało mi się, że wszystko o nich pamiętam. Ale widocznie jeszcze kilka szczegółów muszę zapamiętać. Tak czy siak bardziej jednak żal mi było Rocheforta, a rozpacz d'Artagnana z powodu jego śmierci przeżywałem równie mocno. Ale jeszcze bardziej przeżywałem śmierć Portosa. Jak zabierałem się pierwszy raz za lekturę "WICEHRABIEGO DE BRAGELONNE", to słyszałem coś niecoś o tym, jaki los czeka muszkieterów pod koniec książki. Ale mimo to miałem nadzieję, że może jednak... Ale tytuł rozdziału "ŚMIERĆ TYTANA" rozwiał moje wszelkie złudzenie. A potem już zostało czekanie na najgorsze, a gdy nadeszło, to przez kilka dobrych minut nie mogłem czytać dalej. Serio mówię :) Co ciekawe, końca serii dożył najcwańszy z muszkieterów i najbardziej interesowny - czyli Aramis, choć jak słusznie zauważyłeś, bez obecności swoich przyjaciół najwyższe zaszczyty już go nie tak nie cieszyły. I pewnie czuł wyrzuty sumienia z powodu śmierci Portosa, to więcej niż pewne. A tak, to prawda - Sherlock Holmes mimo wszystko został przywrócony do życia przez swego twórcę, ale tylko dlatego, że czytelnicy się tego domagali. Podobnie zrobił Karol May z Winnetou. Uśmiercił go już w pierwszej powieści, ale... widząc, że czytelnicy kochają go napisał całą serię książek dziejących się przed śmiercią Winnetou. To co prawda nie to samo, ale w przypadku Holmesa dało się go ocalić, bo nikt nie widział jego śmierci. W przypadku zaś Winnetou, to został on śmiertelnie postrzelony na oczach swego brata krwi Old Shatterhanda, więc raczej trudno byłoby teraz napisać, że jednak przeżył. No i z muszkieterami jest podobnie. Podobno Cervantes uśmiercił Don Kichote'a w drugim tomie swej powieści, bo kiedy pierwszy tom był już popularny, to powstał amatorski drugi tom bez wiedzy Cervantesa i to o wiele gorszej jakości. I podobno pisarz po tym wszystkim postanowił uśmiercić swego bohatera, aby już nikt nigdy nie mógł napisać dalszych części jego przygód wbrew woli prawdziwego autora.
Masz powieść "NERON"? To wobec tego będzie miał możliwość sam ocenić, czy Sienkiewicz się na niej wzorował. Moim jednak skromnym zdaniem podobieństwo kilku scen między obiema powieściami jest zbyt wielkie, aby można było mówić o przypadku. Zauważ, że często pisarze umieszczali w tytule inną postać niż głównego bohatera. Przykładowo "TRZEJ MUSZKIETEROWIE", a głównym bohaterem jest d'Artagnan. Tak samo powieść "NERON" - główną bohaterką jest Akte, wokół której kręci się akcja powieści. Ja tę książkę czytam jednym tchem, gdyż jest dość krótka, ale zarazem bardzo ciekawa i akcja toczy się wartko, bez zbędnych dłużyzn. A wiesz, słyszałem o tym, że "HRABIA MONTE CHRISTO" trafił na Indeks Ksiąg Zakazanych, ale nigdy nie wiedziałem, dlaczego. Być może rzeczywiście z powodu wspomnień o Borgiach, chociaż ja bym też stawiał na to, że główny bohater czyni siebie niemalże nadczłowiekiem i nazywa siebie Wysłannikiem Boga, Jego Biczem niemalże. No i dodajmy fakt, że zamiast kazać wybaczać wrogom powieść zachęca nas do wyrafinowanej zemsty na nich :)
A więc z wielką przyjemnością służę linkiem na mego bloga. Mam tylko prośbę. Jeśli byłbyś tak miły, to proszę skomentuj każdy mój rozdział i wpis, dobrze? Chciałbym bowiem na bieżąco wiedzieć, co sądzisz o mej powieści, a jeśli miałbyś jakieś uwagi, które pomogłyby mi ulepszyć tę książkę, to tym bardziej chciałbym je otrzymywać na bieżąco. Dlatego też, jeśli to nie problem, to poproszę o to. A oto link: https://odkrytakarta.blogspot.com

A oto lista filmów i bajek o muszkieterach, które serdecznie Ci polecam, które sam znam i mogę polecić. Jedne są lepsze, inne trochę gorsze, ale każde warte poznania.
FILMY:
- Trzej muszkieterowie (1948)
- Trzej muszkieterowie (1953)
- Trzej muszkieterowie cz. I - Diamentowe spinki królowej (1961)
- Trzej muszkieterowie cz. II - Zemsta Milady (1961)
- Człowiek w żelaznej masce (1962)
- Trzej muszkieterowie - Diamenty królowej (1973)
- Czterej muszkieterowie - Zemsta Milady (1974)
- Człowiek w żelaznej masce (1977)
- D’Artagnan i trzej muszkieterowie (1978) - pierwsza część rosyjskiej serii o muszkieterach
- Piąty muszkieter (1979)
- Powrót muszkieterów (1989)
- Trzej muszkieterowie (1993)
- Trzej muszkieterowie dwadzieścia lat później (1993) - druga część rosyjskiej serii o muszkieterach
- Tajemnica królowej Anny, czyli muszkieterowie 30 lat później (1994) - trzecia część rosyjskiej serii o muszkieterach
- Córka d'Artagnana (1994)
- Człowiek w żelaznej masce (1998)
- D'Artagnan (2001)
- Muszkieterka (2004) - film jest też znany pod tytułami "Kobieta muszkieter" oraz "Valentine - córka d'Artagnana"
- Milady (2005)
- Skarb kardynała czyli powrót muszkieterów (2005) - nakręcona po latach czwarta część rosyjskiej serii o muszkieterach, z tą samą obsadą, co poprzednie części
- Trzej muszkieterowie (2011)
- Trzej muszkieterowie (2013)

BAJKI:
- Dogtanian i muszkieterowie (serial animowany 1981-1982)
- Dogtanian. W służbie króla - film animowany zmontowany z fragmentów serialu "Dogtanian i muszkieterowie"
- Dogtanian. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego - film animowany zmontowany z fragmentów serialu "Powrót Dogtaniana"
- Hanna Barbera przedstawia: Trzej muszkieterowie (1973)
- Trzej muszkieterowie - film animowany wytwórni Golden Films z 1992 r.
- Mickey, Donald, Goofy: Trzej muszkieterowie (2004)
- Barbie i trzy muszkieterki (2009)
- Trzej muszkieterowie (1986) - film animowany wytwórni Burbank
- Człowiek w żelaznej masce (1985) - film animowany wytwórni Burbank
- Trzej muszkieterowie (1993) - odcinek anime "Skarbczyk Najpiękniejszych Bajek)
- Trzech muszkieterów (2007) - film animacji komputerowej
- Trzej muszkieterowie (2009) - film animacji komputerowej
- Trzej Smerfkieterzy - odcinek serialu "Smerfy"
- Trzej muszkieterowie - odcinek serialu "Yattaman"
- Lilli i muszkieterowie - odcinek serialu "Lilli czarodziejka"
- Trzej muszkiet-Warnerowie - odcinek serialu "Animaniacy"
- Szkoła myszkieterów - odcinek serialu "Tom i Jerry"
- Dwaj myszkieterowie - odcinek serialu "Tom i Jerry"
- Myszkieterowie - odcinek serialu "Szczenięce lata Toma i Jerry’ego"
- Kaczor w żelaznej masce - odcinek serialu "Kacze opowieści"
- Hrabia de Chauvin - odcinek serialu "Piotruś Pan i piraci"

ocenił(a) film na 7
kronikarz56

Lektorzy muszą niektórzy muszą być starszej daty. W Pamiętnikach Lekarza, są to: Henryk Anders, Piotr Mrowiński i Mirosław Utta. Mam również Muszkieterów; pierwszy tom czyta Tomasz Kozłowicz, drugi Piotr Olędzki, a trzeci Henryk Pijanowski i Królową Margot w wykonaniu Leszka Teleszyńskiego. Najlepsi moim zdaniem Teleszyński i Olędzki, którzy idealnie pasują w historyczne realia. Kozłowicz już czyta bardziej aktorsko, tych od Pamiętników jeszcze nie bardzo poznałem, ale wydają się też na poziomie.
Pan Wołodyjowski w interpretacji Janusza Gajosa jest bardzo dobry. Od niego właściwie zacząłem czytanie Trylogii Sienkiewicza, kiedy sprzedawali z dodatkami do gazety. Chociaż Janusz jest mistrzem w roli Zagłoby, czy Jana Sobieskiego; to jednak głosu pani Barbary Brylskiej nie podrobił w Krzysi ;-). Ale to drobna usterka. Z aktorami różnie bywa, niektórzy jak Gajos, Teleszyński czy Fronczewski świetnie się sprawdzają, ale nie wszyscy. Czasem dobry lektor jest najlepszy np Ksawery Jasieński.
Oj, wobec tego nie wiem czy spodoba mi się najnowszy serial, skoro tak duże zmiany wprowadzili. Portos to przecież z krwi i kości Europejczyk.
O Cinq- Marsie i związanych z nim intrygach czytałem kiedyś w książce A. de Vigny, ciekawa lektura. Królowa Maria z nieprawego łoża? Chyba jednak dokładnie to sprawdzono przed zawarciem małżeństwa. Odcięte Głowy, kolejna cenna pozycja do lektury :-)
Zmiany nazwy dynastii rzeczywiście zbyt częste. Hanowerska, Welfowie, Coburgowie, Windsorowie, ostatnia zmiana z powodu wojny, by się z Niemcami nie kojarzyć. Przecież to i tak wszystko potomkowie Karola Młota, tak jak królowie Francji i Hiszpanii. Ale na linii szkockiej coś ciążyło, zgadzam się, wojny z jakobinami też do łatwych nie należały. Chwalebna Rewolucja była wyjątkowo udanym przedsięwzięciem.
Doborowa ekipa była w tych filmach, "źli" przewyższali talentem "dobrych" według mnie. Frain był godnym następcą Jourdaina. Tak, kojarzę panią z Opowieści Wigilijnej, jedna z lepszych ekranizacji Dickensa. Zmierzchu niestety nie czytałem i nie zamierzam, żeby nie psuć zdania o młodzieżowej fantastyce :-).
Wiem, która strona zajrzę z pewnością. Hayde wizualnie pasowała w wersji z 75', ale nie miała tam więzi z hrabią, była mu tylko chwilowo przydatna. To był najlepszy okres pani Izabeli, wokalny i aktorski, choć nadal trzyma formę. Pewne rzeczy rzeczywiście zostały złagodzone, ale bądź co bądź ekranizacja Kariery Nikodema Dyzmy była dużo wierniejsza, niż chyba wszystkie wyżej wymienione płaszcza i szpady. Wątek Walentyny został za to niepotrzebnie przedłużony w książce. Ksiądz Faria może był ciekawy w najnowszej odsłonie, ale przeszkadzało mi bardzo to słownictwo. "Jestem hrabią, nie świętym", czy "jestem księdzem, nie świętym", czy ten zwrot "klecho", który tyle razy używał Edmund raziły. Sprymityzowno ich trochę, choć niektóre teksty rzeczywiście bawiły.
Hrabia Monte Christo to opus magnum Aleksandra Dumasa, chyba przyznaję Ci rację. Może nawet to szczytowe osiągnięcie przygodowej literatury: jest niezwykle rozbudowana, porusza głęboką tematykę, postaci mają rys psychologiczny, dojrzalsze od Muszkieterów jeśli można tak powiedzieć. Ale do Trylogii mam większą słabość, może z powodu bohaterów, zwłaszcza do Dwadzieścia Lat Później, pełnego przygód i politycznych rozgrywek. Trzej Muszkieterowie oczywiście dla nieco młodszego czytelnika. Też zacząłem od piosenki :-). Z Bonacieux była scena, jak zamawiał regularniw msze za gwałtownie zmarłych, myślał wtedy o żonie. "Śmierć Tytana" rzeczywiście tragiczne, zresztą już kilka rozdziałów przedtem są trudne do przeczytania, dlatego rzadko wracam do tej części. Właściwie najlepiej skończył d'Artagnan, zwycięzca walcząc z realnym wrogiem.
Sir Conan Doyle dobrze zrobił, że usłuchał fanów, bo inaczej nigdy nie powstały by takie wybitne powieści, jak Pies Baskervilleów i Dolina Trwogi, które są najlepsze z serii według mnie. Winnetou też, ale tutaj najciekawsza była jednak pierwsza powieść. Inne już powielały niektóre schematy. Don Kichota wstyd przyznać, jeszcze nie przeczytałem, tylko znany ze spektakli teatralnych :-).
Bardzo możliwe, że był to prawdziwy powód zakazania Hrabiego Monte Christo, gdzie były nieco starotestamentowe poglądy. Ale gdy się przyjrzeć, hrabia wykazał się współczuciem, rezygnując z bardziej radykalnych elementów zemsty:
1. Oszczędził syna Fernanda, choć miał go zabić w pojedynku.
2. Uratował córkę i ojca Villeforta, którzy mieli zginąć
3. Ułaskawił Danglarsa od śmierci głodowej, a nawet wypuścił z drobną sumą pieniędzy.
Widać zatem, że nie wyzbył się moralności.
Dziękuję za tak pokaźną listę, imponująca. Dziękuję też serdecznie za link, w wolnym czasie przeczytam powieść i będę zamieszczał komentarze. :-) To naprawdę ambitne, takie dzieło kontynuacyjne.

ocenił(a) film na 7
kronikarz56

A ponieważ wolnego czasu jest dużo, to wkrótce przystępuję do lektury.

niwrok_2015

No, rzeczywiście lektorzy dość starej daty, ale mimo wszystko kilka z tych nazwisk znam. Tomasz Kozłowicz mi się głównie kojarzy z dubbingu, głównie jako Speedy Gonzales. Leszek Teleszyński ma bardzo dobry głos i chętnie posłuchałbym jako lektora w audiobooku. Do tego jeszcze w takiej świetnej książce. Mam kilka audiobooków i bardzo lubię, jak Ci lektorzy czytają. Szczególnie podoba mi się Mirosław Baka czytający opowiadania Sapkowskiego oraz Janusz Gajos czytający "PANA WOŁODYJOWSKIEGO". Obaj genialnie umieją nadawać swemu głosowi odpowiednie tonacje, zwłaszcza w dialogach bohaterów. Zbigniew Zapasiewicz czytający "WICHROWE WZGÓRZA" też jest rewelacyjny. Nie tak dawno były wydawane audiobooki z książkami dla młodzieży i czytane są przez znanych aktorów polskiego dubbingu. Krzysztof Tyniec czyta "O CZYM SZUMIĄ WIERZBY" i "KRÓLA MACIUSIA PIERWSZEGO" i jest w obu przypadkach genialny, a zwłaszcza w dialogach, jak zmienia tonację swego głosu. Joanna Pach czyta "MAŁĄ KSIĘŻNICZKĘ" i "ANIĘ Z ZIELONEGO WZGÓRZA" i jestem pod wielkim wrażeniem, jak genialnie umie zmienić głos w zależności od tego, czy mówi postać dorosła, czy nastolatka, czy też małe dziecko. Janusz Zadura czyta "OPOWIEŚĆ WIGILIJNĄ" i dobrze to robi, ale przyłapałem go na tym, że pominął w czytaniu kilka niewielkich fragmentów. Nie wiem, czy to przypadek czy celowe zagranie, a jeśli celowo, to czemu ma służyć? Niedawno zaś znalazłem audiobooki opowiadań o poruczniku Borewiczu czytane przez Bronisława Cieślaka. Szukam też opowiadań o kapitanie Klossie czytane przez Stanisława Mikulskiego. Piotr Fronczewski jako lektor też się doskonale sprawdza, zwłaszcza jak czytał Harry'ego Pottera, podobnie jak Jerzy Zelnik czytający "OPOWIEŚCI Z NARNII".
No, mnie już samo to sprawiło, że ten serial o muszkieterach z 2014 roku produkcji bodajże brytyjskiej mnie zniechęcił do siebie. I prócz tego jeszcze dodaj fakt, że fabuła serialu nie ma praktycznie nic wspólnego z powieścią Dumasa. Dlatego o wiele bardziej spodobał mi się 10-odcinkowy rosyjski serial z 2013 roku, o którym Ci mówiłem. Ale i tak ta wersja z Portosem Mulatem czy wersja z latającymi statkami to pikuś w porównaniu z filmem "D'ARTAGNAN I TRZEJ MUSZKIETEROWIE" z 2005 roku. Nie wymieniłem go na liście filmów, które Ci polecam, bo nie cierpię tej wersji. Powieść Dumasa została tutaj przerobiona na horror i to wcale nie jest żart. Milady ma tutaj diabelskie moce ofiarowane jej przez diabła w zamian za to, że złożyła mu w ofierze swoje własne dziecko, które urodziła Atosowi. Nieźle, co? A potem w akcji filmu Atos z d'Artagnanem próbują ocalić Buckinghama i Konstancję przed Milady, a Aramis z Portosem wykradają Milady jej cyrograf i niszczą go w specjalny sposób, dzięki czemu zostaje ona pozbawiona mocy i może zostać ścięta, ale co z tego, skoro na końcu filmu widzimy odciętą głowę po egzekucji Milady, ale to głowa... kata xD Nieźle, co? Także przy tej wersji wszystkie inne swobodne wersje wysiadają.
Mówisz o powieści Alfreda de Vigny "CINQ-MARS"? Jeśli tak, to mam tę powieść w swojej kolekcji i bardzo mi się ona spodobała, choć podobnie jak książki Dumasa, była napisana w iście romantycznym stylu. A co do samego markiza, to muszę powiedzieć, że to taki młody głupiec, któremu sława uderzyła do głowy. Przynajmniej ja tak to widzę. Bo po co wystąpił przeciwko kardynałowi? Z powodu urażonej ambicji. I do tego jeszcze pozwalał sobie na śmiałość wobec niego i króla, za którą inni dawno daliby głowę. Więc cóż... Moim skromnym zdaniem sam się prosił o taki los. Ale żal mi Ludwiki Marii Gonzagi, która nigdy nie przestała go kochać. Współcześni historycy twierdzą, że to praktycznie niemożliwe, aby Maria Kazimierza d'Arquien była nieślubną córką królowej Gonzagi oraz Cinq-Marsa. Zwłaszcza, że gdyby była w ciąży, to raczej trudno by to było ukryć, zwłaszcza wtedy, gdy Ludwika Maria została wybrana na żonę dla Władysława IV. A przy okazji wiesz, że Richelieu zapisał się w polskiej historii więżąc przez dwa lata Jana Kazimierza pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Habsburgów? Brzmi jak żart lub powieść fikcyjna, ale to sama prawda. Richelieu zatrzymał polskiego królewicza, brata króla Polski, aby wymusić na Władysławie IV dołączenie do polityki antyhabsburskiej. Nie osiągnął tego celu, a Jan Kazimierz w swoim "więzieniu" miał takie wygody, o jakich niejeden więzień by marzył. I wypuszczono go praktycznie dlatego, że jego utrzymanie za wiele Richelieu kosztowało xD
Jeśli chodzi o książki Elwiry Watałły, to polecam Ci wszystkie jej książki. Każda jest warta poznania. "MIŁOSNE IGRASZKI ROSYJSKIEJ CARYC", "CARSKIE POLKI", CUCHNĄCY WERSAL", "WIELCY ZBOCZEŃCY", "ODCIĘTE GŁOWY WŁADCÓW", "WIELKIE NIMFOMANKI", SEKS W KRÓLEWSKICH ALKOWACH" oraz "SODOMICI". Każda z nich jest warta przeczytania. Autorka w genialny sposób pisze o faktach historycznych i przedstawia nam prawdziwe oblicze znanych, historycznych postaci głównie przez pryzmat ich słabostek i nawet dewiacji. Wiedza, która łatwo wchodzi w głowę i zostaje zapamiętana, do tego jeszcze pisana z użyciem pomysłowej ironii :)
Aha, a więc dlatego zmienili nazwę dynastii na Windsorską, aby z Niemcami się nie kojarzyła. Ciekawe, tego nie wiedziałem. Za to słyszałem coś ciekawego. Syn królowej Wiktorii, późniejszy król Edward VII miał mieć ponoć romans z prostytutką. Ta zaszła z nim w ciążę i żądała od niego pieniędzy grożąc, że ujawni ten fakt, jeśli nie będzie jej płacił. Edward wysłał więc swego zaufanego człowieka, królewskiego lekarza, prywatnie psychopatę, aby zabił ją. Ten wykonał zadanie, a prócz tego wybebeszył ją i pozbawił narządów rozrodczych, aby nie wyszło na jaw, że była w ciąży, co mogłoby naprowadzić policję na prawdziwy trop zabójcy. Potem zabił w podobny sposób jeszcze kilka prostytutek, którym pierwsza ofiara opowiedziała o swoim romansie z następcą tronu. Wszystkie wybebeszył, aby wyglądało to na działalność szaleńca przypadkowo wybierającego sobie ofiary z tzw. kobiet upadłych. To teoria wyjaśniająca ponoć prawdziwą tajemnicę Kuby Rozpruwacza. Prawda czy mit? Nie wiem, sami historycy tego nie wiedzą, ale... To całkiem ciekawa teoria spiskowa, nie sądzisz? :) Potomkowie Karola Młota? Ciekawe. Musiałbym poczytać dokładniej dane w tej sprawie. No widzisz, dynastia Stuartów była dość pechowa, jakby jakąś klątwę na nich rzucono. Maria Stuart i jej potomkowie mieli pecha, zwłaszcza względem korony Anglii. A nawiasem mówiąc w najnowszym serialu "NASTOLETNIA MARIA STUART" tytułowa bohaterka to przepiękna brunetka, posiadaczka kruczoczarnych włosów. Przepiękna dziewczyna, ale cóż... Także dowód na to, że twórcy serialu mają w nosie fakty, a te przecież mówią wyraźnie, że Maria Stuart była ruda. Rudzielcami byli też Henryk VIII, Katarzyna Aragońska, Maria "Krwawa Mary" Tudor oraz Elżbieta I Wielka, ale... zauważ, że większość filmów czy serialu historycznych pokazuje nam te trzy pierwsze postacie jako brunetów i zwykle ładniejszych fizycznie niż byli naprawdę. Domyślam się jednak, czemu tak jest - celowy zabieg mający na celu przyciągnąć publiczność. Zwłaszcza jeśli chodzi o takie seriale jak "DYNASTIA TUDORÓW". Czy żeńska część publiczności chciałaby oglądać grubego Henryka VIII z gęstą, rudą brodą i odpychającym brzuchem? Chociaż Richard Burton w filmie "ANNA TYSIĄCA DNI" takim właśnie Henrykiem VIII jest i podobał się kobietom, ale cóż... Wtedy były inne czasy, inne gusta, a poza tym Burton był bożyszczem kobiet. A w serialu gra go inne bożyszcze kobiet, które straciłoby na popularności jako brodaty grubas. Dlatego przez większość odcinków mamy przystojne ciacho xD W przypadku Anny Boleyn mamy podobnie - przepiękna kobieta, bez żadnej tam brodawki na szyi i małej deformacji małego palca lewej ręki. Po prostu przepiękna i pociągająca kobieta. W sam raz magnes dla męskiej części publiczności xD
No tak, to prawda - w starych filmach czasami ci dobrzy byli tak szlachetni, że aż miałcy i ci źli byli o wiele atrakcyjniejszymi psychologicznie postaciami niż ci pozytywni xD Dowodem tego jest np. fakt, że swoje fanki miał kapitan Monastario (czarny charakter serialu Zorro produkcji Disneya) oraz Szeryf z Nottingham grany przez Alana Rickmana w filmie z Costnerem xD Jeśli chodzi o "HRABIEGO MONTE CHRISTO", to serial z 1998 roku ma poważne braki w obsadzie z jednego, ważnego powodu. Aktorzy, którzy grają wrogów Dantesa są za starzy. Zwłaszcza Fernand wygląda, jakby miał się zaraz do grobu położyć. Villefort też za stary i nie umywa się do energicznych Jourdaina czy Fraina. A Danglars nawet niezły, ale i tak Donald Pleasence go bije na głowę. A córka Donalda, Angela świetna aktorka. Widziałeś więc wersję "OPOWIEŚCI WIGILIJNEJ" z nią w roli Ducha Przeszłych Świąt? Podobała mi się w tej roli. Podobało mi się, że umiała być współczującym Duchem, ale też sarkastycznym, kiedy trzeba xD Ale jeśli chodzi o historię Ebenezera Scrooge'a, to zdecydowanie wolę wersję z 1999 z Patrickiem Stewardem. Zachowali o wiele większą wierność oryginałowi i do tego Patrick gra rewelacyjnie. He he he - ja widziałem tylko pierwszą część filmowego "ZMIERZCHU", o pozostałych czytałem, ale to, co przeczytałem zniechęca mnie do czytania i oglądania tej sagi. Zdecydowanie nie moje klimaty, ale tak, jak mówiłem - motyw trójkąta miłosnego z udziałem dwóch mężczyzn i jednej kobiety nawet dzisiaj jest bardzo popularny :)
A wiesz, że Jan Rybkowski dwa razy podchodził do ekranizacji powieści Dołęgi-Mostowicza? Jednak pierwsza próba, czyli film "NIKODEM DYZMA" z Dymszą w roli głównej niestety dał plamę i to wielką. Dopiero druga próba, serial "KARIERA NIKODEMA DYZMY" doskonale ukazał całą powieść, a Roman Wilhelmi zagrał swoją życiową rolę. I dodał do niej słynne "No!" :) Dodajmy też, że obsada aktorka serialu jest po prostu mistrzowska i to dla mnie prawdziwa przyjemność oglądać ich w akcji. Jeśli chodzi o Hayde, to bardzo mi się podobała w filmie z 1975, ale tak, jak mówisz, bardziej tło dla historii Edmunda i w sumie tylko trzy razy na ekranie się pojawia i służy Edmundowi za narzędzie zemsty. Nie widać cieplejszych relacji między nimi. I jeszcze zdziwiło mnie to, że Hayde jest Mulatką w tej wersji. Trochę to dziwne, bo w innych filmach jest biała. Ale to tylko szczegół. Pomijając to aktorka jest prześliczna i gra naprawdę bardzo dobrze. A jak mówi, to z prawdziwą godnością, godną prawdziwej księżniczki. Mercedes wypada przy niej bardzo blado, a jej zachowanie na końcu filmu, gdy wyraźnie ma żal do Edmunda za jego zemstę jest wręcz głupie, w każdym razie dla mnie. Wątek Walentyny faktycznie jest trochę za długi w powieści i trochę za bardzo przypominają mi oni Romea i Julię. Ale bez Dantesa i Noirtiera by sobie nie poradzili. A w filmie z 2002 roku tekst "Jestem księdzem, nie świętym" akurat mi się podobał, ale za to zwrot "Klecho" już nie. Ale podoba mi się ostatni dialog Edmunda i Farii. Edmund mówi: "Nie wierzę w Boga", a Faria: "Nie szkodzi. On wierzy w ciebie". To piękne słowa, dające nadzieję, że Edmund przez swoją zemstę nie będzie potępiony i słuszność jest po jego stronie.
Muszkieterowie są genialni pod każdym względem. I każda część z trylogii o nich pokazuje nam te postacie w innym etapie jego życie, gdy mają już inną psychologię, inne zapatrywania na wiele spraw, w tym również na przyjaźń. I to jest ciekawe. Jednak też trzeba przyznać, że "HRABIA MONTE CHRISTO" przewyższa ich pod wieloma względami, właśnie ze względu na poruszaną problematykę, której nie znajdzie się w trylogii o muszkieterach. Dumas pokazał prawdziwy talent tworząc w tej powieści szereg niesamowicie ciekawych postaci oraz problemów tego świata i podejście do sprawy zemsty i przebaczenia. Ale zarówno do "HRABIEGO MONTE CHRISTO", jak i do trylogii o muszkieterach mam (podobnie jak i Ty) ogromną słabość i sam nie wiem, czy wolę pierwszą czy drugą część, ale też chyba druga jest ciekawsza. Podoba mi się w niej to, iż mimo dwudziestu lat rozłąki, mimo różnych poglądów na pewne sprawy, cała czwórka mim wszystko umie być przyjaciółmi i walczyć ramię w ramię. I do tego dwójka ma chwilami znacznie ciekawsze przygody. Właściwie to w dwójce cały czas coś się dzieje, bo w jedynce mamy długie chwile, gdzie dzieje się niewiele lub prawie nic, a bohaterowie czekają na rozwój zdarzeń prowadząc liczne, ciekawe rozmowy. To jest interesujące, ale wydarzenia z dwójki są chyba jednak ciekawsze. Trójka zaś chyba najwięcej przynudza, że tak powiem, zwłaszcza przy opisie życie na dworze Ludwika XIV. Nie żebym ja się przy tym nudził - przeciwnie, opis dworu jest ciekawy, a postacie na nim barwne, ale mimo wszystko to w porównaniu z restauracją dynastii Stuartów w Anglii i intrygą z człowiekiem w żelaznej masce wypada blado. A te dwie wielkie przygody oddziela właśnie taki długi opis dworskich intryg i przepychanek. Ale jeśli Dumas chciał pokazać, jak żałosne były osoby żyjące na dworze, to zdecydowanie udało mu się to. Bo były naprawdę żałosne. "ŚMIERĆ TYTANA" to rozdział, przed którym zawsze robię sobie przerwę - aby coś zjeść, napić się lub w inny sposób się wzmocnić, żebym mógł łatwiej to przetrwać :) Bo tak na spokojnie opis śmierci Portosa nie umiem przyjąć. Podobnie jest ze śmiercią Raula i Atosa. Zaś śmierć d'Artagnana, choć może to zabrzmi trochę okrutnie, to wydaje się być wybawieniem dla tego bohatera. Bo w końcu stracił on wszystkich najlepszych przyjaciół, niemalże swoją rodzinę, na dworze nie miał praktycznie nikogo sobie bliskiego, nie założył rodziny, choć został kapitanem muszkieterów oraz hrabią, to i tak nie cieszyło bez przyjaciół już go tak nie cieszyło. Prócz tego upadek wszelkich zasad na dworze królewskim też go dobijał. Więc śmierć na polu chwały wydaje się dla niego wymarzoną śmiercią i wręcz ukojeniem od życia, które go zmęczyło. A więc Bonacieux żałował swoich czynów i dał mszę za gwałtownie zmarłych, w tym za swoją żonę. Niech to! A więc wygląda na to że umknął mi ten fragment. Wobec tego zwracam honor tej postaci. A wiesz, ciekawie go pokazali w serialu z 2013 roku. Gdy Konstancja ginie, Bonacieux pije z rozpaczy i kiedy d'Artagnan go odwiedza, ten czyni mu wyrzuty, czemu nie ocalił on Konstancji i potem obaj piją z rozpaczy. To ciekawa scena i szkoda, że jej nie ma w książce.
Ja też podzielam to zdanie, że bardzo dobrze, iż sir. Arthur Conan Doyle dobrze zrobił ulegając czytelników i przywracając do życia Sherlocka Holmesa. Dzięki temu powstało jeszcze wiele ciekawych dzieł o jego przygodach. Jeśli chodzi o "DOLINĘ TRWOGI", to ciekawi mnie jedno. Doyle należał do masonerii, a jednak ukazał w książce masonerię jako niemalże mafię. Ciekawe, że uszło mu to na sucho xD Chociaż... z drugiej strony Doyle wyraźnie zaznacza, że loże masońskie są szlachetnymi instytucjami i tylko w tytułowym miejscu stał się mafią - w miejscu, gdzie prawo praktycznie nie istnieje, a właściwie istnieje: prawo pięści. A zauważyłeś, że dwaj klienci Holmesa byli masonami? Byli nimi klienci w opowiadaniach "LIGA RUDOWŁOSYCH" oraz "PRZEDSIĘBIORCA BUDOWLANY Z NORWOOD". W pierwszym przypadku wychodzi to na jaw przez broszurkę, którą klient ma ze sobą, a w drugim przez zegarek z wolnomularskimi znakami :) Masz rację, powieść "WINNETOU" jest najciekawszą powieścią z całej serii, a pozostałe części są chwilami dość przewidywalne. Ciekawe, ale dość przewidywalne w swojej fabule i jak mówisz, wracają często do utartych schematów. Powieść o Don Kichocie dostałem jako nagrodę książkową na koniec gimnazjum i bardzo mi się spodobała. Czytałam ją kilka razy i zawsze żal mi było Don Kichote'a, jak umierał na końcu, dopiero na łożu śmierci rozumiejąc, że bzikował i widział to, czego nigdy nie było. A wiesz, że Stanisław Moniuszko napisał balet o Hrabim Monte Christo? Ale ograniczył wrogów tylko do Fernanda Mondego, a Hayde zostaje zastąpiona Hanią, córką polskiego generała służącego pod rozkazami Napoleona. I w balecie mamy wręcz czworokąt, bo tak: Mercedes kocha Edmunda, Edmund i Fernand kochają Mercedes, a Hania kocha Edmunda. No i cóż... Potem Fernand pozbywa się rywala i poślubia Mercedes i jedynie Hania odwiedza Edmunda w więzieniu, z którego on potem ucieka i jako hrabia Monte Christo niszczy Fernanda, w czym pomaga mu Hania, wtajemniczona w całą intrygę. A na końcu Fernand się zabija, a Edmund i Hania odchodzę razem. Ciekawe, czyż nie? :)
Oczywiście mogę się mylić, ale moim zdaniem takie były właśnie powody zakazania tej powieści przez Kościół, bo w końcu starotestamentowe prawo "oko za oko" ma tutaj bardzo wielkie zastosowanie, podobnie jak prawo, że za zbrodnie ojców będą cierpieć dzieci do siódmego pokolenia. Co prawda w Edmundzie wygrywa ostatecznie chrześcijańskie miłosierdzie, gdyż nie zabija w pojedynku Alberta, ratuje przed śmiercią Walentynę i oszczędza Danglarsa. Ironią losu jest tutaj fakt, że najgorszy z łotrów właśnie uzyskał ułaskawienie.
A nie wiem, czy wiesz, ale Dumas ojciec pisał też horrory. Ja mam dwa w swojej kolekcji. Są to "BIESIADA WIDM" (znana też jako "OPOWIEŚCI O DUCHACH") oraz "KOBIETA Z AKSAMITNYM NASZYJNIKIEM". W tym pierwszym mamy kilkanaście budzących grozę opowieści, a w ostatniej z nich bohaterką jest Polka... Tak, Polka, córka powstańca listopadowego, którego po upadku powstania ucieka za granicę, trafia do Rumunii i spotyka... wampira. I to wcale nie jest żart :) To nawiasem ciekawy polski akcent w powieści Dumasa. Inny znajdziesz w powieści "W PAŁACU CARÓW", gdzie główny bohater, Francuz o niewymienionym ani razu imieniu i nazwisku, przybywa do Rosji za rządów Aleksandra I Romanowa i zajmuje się nauką szermierki, a przy okazji wchodzi na salony i poznaje anegdoty z czasów Katarzyny II Wielkiej i Pawła I, a wśród tych anegdot znajduje się spora wzmianka o Polakach jako bitnym i ciekawym narodzie :)
Ależ nie ma za co. Umieściłem na tej liście jedynie te filmy, które sam znam i które sam lubię. Mam nadzieję, że Tobie także się spodobają :) I mam jeszcze większą nadzieję, że spodoba Ci się moja powieść o hrabim Monte Christo. Będę zatem czekał na komentarze od Ciebie. Jeśli można, to daj komentarz do każdego wpisu i każdego rozdziału. Być może Twoja ocena pomoże mi poprawić tę powieść i uczynić ją lepszą? :)

ocenił(a) film na 7
kronikarz56

Leszek Teleszyński jest bardzo dobry, zwłaszcza w kryminałach. O, też jestem koneserem audiobooków. Piotr Fronczewski w Harrym Potterze idealny, Jerzy Zelnik też dobrze czytał Narnię, choć zaniżała poziom ta studentka, która mu towarzyszyła. Zupełnie nie wiem czemu dostała parę ról męskich.
Świetnie też czyta Krzysztof Gosztyła, np Diuna, Wiedźmin; Krzysztof Kołbasiuk- Edgara Allana Poe, Wojciech Żołądkowicz- książki Brandona Sandersona, Roch Siemionowski- Kroniki Amberu, Gra Endera, Sherlock Holmes.
Heh, rzeczywiście niezwykłe produkcje. Zwłaszcza ta o wampirach, aż strach się bać. Tak, właśnie o tę książkę chodzi, bardzo była ciekawa i styl też doskonale pasował do realiów historycznych. Słuszna ocena Cinq- Marsa, zgubiła go nadmierna ambicja. Nie, nie wiedziałem zupełnie o tym fakcie. Ale biografia Jana Kazimierza była rzeczywiście bardzo burzliwa, też miał być przecież kardynałem.
To bardzo godny uwagi temat, podobny rys historyczny dworu poprzez ciekawostki i skandale był kiedyś przedstawiany w czasopiśmie Mówią Wieki. W kontekście dworu cesarza Napoleona, to niezwykłe jak ci bohaterowie wojenni spędzali okres pokoju. Dobrze też ukazano, co może stać się, gdy cesarz obdarzony tak wielką władzą, buduje w krótkim czasie neo arystokrację.
Bardzo interesujące i jednocześnie szokujące. Wiadomo powszechnie, że Edward VII- przeciwnik swej konserwatywnej matki prowadził wyjątkowo rozwiązły tryb życia pełen romansów i płatnej miłości, ale żeby tak brutalne zacieranie śladów? Bardziej by mi pasowało do jego kuzyna Leopolda Coburga (wiadomo którego).
Prawda, niemal wszyscy władcy z tego rodu nieszczęśliwie kończyli. Tak, zmiana wizerunków królów to fakt. Na szczęście Elżbieta Wielka stała się tak ikoniczna, że nikt nie przedstawia jej fałszywie. A te zmiany zwłaszcza biją po oczach w przypadku Henryka VIII. Każdy zna chyba obraz Hansa Holbeina, dlatego choć Dynastia Tudorów jest dobrym serialem główny aktor nie przemawia jak powinien. No właśnie, komercja i gromadzenie pożądliwej publiczności.
Źli z reguły są ciekawi. Jeśli chodzi o Robin Hooda, dla mnie w roli szeryfa arcymistrzem był Nickolas Grace, który zagrał w serialu Robin z Sherwood z lat 80. Ta cała mimika, przebiegłość, a jednocześnie niesłabnący czarny humor, nawet gdy nieudolny podwładny psuł mu wszystkie plany. Robert Addie tworzył z nim świetny duet :-)
W adaptacji francuskiej ogólnie wydłużono czas więzienia do chyba 20 lat, chyba po to by wytłumaczyć starego Depardieu. Skoro miał wyglądać dużo młodziej od de Morcerfa, to z tamtego zrobili dziadka. Pleasence rzeczywiście był nie do przebicia. Ale zastanawia mnie aktor grający Danglarsa w wersji z 2002. Reszta aktorów słynnych, a ten grał w niemal samych epizodach.
Tak, widziałem ale najbardziej pamiętam tę animację z 2009r, wtedy niezwykle popularna, bo 3D i te sprawy. Nieco wierniejsza książce. Tej z 99' nie znam jeszcze. Zmierzch- moje klimaty też nie. Gdy chcę obejrzeć coś dobrego o wampirach, to wracam do Draculi Forda Coppoli, albo Nieustraszonych Pogromców Wampirów Polańskiego. A słyszałeś o kultowej serii Hrabia Dracula z lat 60? Powstało chyba 12 filmów z młodym dość jeszcze Christopherem Lee? Podobno były najbardziej klimatyczne z gatunku. Chętnie bym obejrzał.
Tak, znam film z 1956r, z Adolfem Dymszą. Był jednak zbyt groteskowy i za bardzo przypominał musical. Wolałem już nowoczesny film z Pazurą, było tam dużo dobrych żartów i nawiązań. Widać też, jak trzeba było wtedy atakować czasy sanacji, by nie podpaść komunistycznej cenzurze. W serialu zachowana jest już wierność duchowi książki, obsada i realizacja też dużo lepsza.
Zgadzam się z opinią na temat tych powieść. Dumas miał wyjątkowy talent do ciekawych i oryginalnych bohaterów, próbowałem zrobić kiedyś ranking najlepszych postaci jak w innych powieściach, ale nie dało się. :-)
Tak, jedynka miejscami nieco statyczna; a dwójka cała napakowana barwną akcją. Racja co do trójki. Za dużo było tych romansów, intryg miłosnych. Czasami miało się wrażenia, że księżna Henryka jest ważniejsza od Atosa. Ale wątek restauracji monarchii i intrygi Aramisa w pełni to rekompensuje. Z Raulem i Atosem też przykry bieg wypadków. Dwóch najszlachetniejszych ludzi zgubiła jedna Luiza. Tutaj niestety prawda, trochę jednak żałuję że nie powalczył dłużej jako marszałek.
Tak, zauważyłem i tu właśnie leży odpowiedź. Sir Conan Doyle był wolnomularzem z prawdziwego zdarzenia i Ci klienci z opowiadań też. Anglicy prawdopodobnie szlachetnego pochodzenia należący do sekretnych bractw. Przecież to ze starej brytyjskiej arystokracji wywodzi się ten ruch. Natomiast napawający strachem "węglarze" z Doliny Trwogi, to zwykli ludzie z gimnu, członkowie międzynarodowej mafii profesora Moriartego, ukrywający przestępczy proceder pod przykrywką wolnomularstwa. Widać, że nie reprezentują oni żadnego kultu. Tutaj autor wykazuje wyższość Anglików nad Amerykanami, zresztą te poglądy towarzyszą całej serii. Ale nie ma co się dziwić, antagonizmy między tymi narodami ciągnęły się cały XIX wiek. Jednakże powieść Dolina Trwogi doskonała, zwłaszcza jako prequel do Ostatniej Zagadki, rewanżu Sherlocka z Moriartym.
To naprawdę cenna nagroda książkowa, u nas mogło być najwyżej wademekum lub atlas xD. Zupełnie nie znałem tego baletu, może być rzeczywiście warty uwagi. Tak, to musi być prawda w kontekście Hrabiego. No, baron jako jedyny ocalał. Chociaż posiwiał ze strachu, od zmysłów bynajmniej nie odszedł i według mnie dalej robił nieuczciwe interesy z gotówką, którą zostawił mu hrabia. To nie typ człowieka, co się załamuje bankructwem, dlatego wersja z samobójstwem była dość niewiarygodna :-)
Horrory Dumasa i polskie wątki, brzmi bardzo ciekawie. Dobrze, tak zrobię, chociaż nie jestem dobrym recenzentem :-).

niwrok_2015

A więc mamy kolejne wspólne zainteresowanie, co mnie bardzo cieszy. Fronczewski, za cokolwiek by się nie wziął, jest genialny. Czy to pozytywna rola, czy to rola czarnego charakteru, czy lektor audiobooku, czy reklama, czy komediowa rola, czy głos w dubbingu, czy piosenki Franka Kimono... We wszystkim się sprawdza. Jerzy Zelnik ma dobry głos i całkiem przyjemny, ale zgadzam się, że ta studentka mu towarzysząca trochę zaniżyła poziom i faktycznie, czyta też kilka kwestii męskich. Chyba nie zwrócili na to uwagi, a szkoda, bo to się rzuca w uszy. A przy okazji Zelnika wiesz, że to on był narratorem w anime "MUMINKI"? Odzywał się zwykle tylko na początku i na końcu każdego odcinka i zawsze przyjemnie mi się słuchało jego głosu. Dobrze też podstawił głos Bagheerze w bajce Disneya "KSIĘGA DŻUNGLI 2", godnie zastąpił Jerzego Kamasa w poprzedniej części. Sam nie wiem, który z nich był lepszy jako Bagheera.
A propos Jerzego Kamasa mam audiobook "LALKA", ale boli mnie w nim, że Kamas czyta fragmenty książki, a nie całą powieść, co jest dość przykre. Nie rozumiem, dlaczego kazali wybitnemu aktorowi czytać tylko fragmenty tej znakomitej powieści, bo powinien czytać całość. Roch Siemianowski jest świetnym, słyszałem jego głos wiele razy w "ZWARIOWANYCH MELODIACH", jak czytał np. napisy na kartonach czy tabliczkach. I dziwi mnie, że tak świetnemu aktorowi nie dali porządnych ról poza jedną - Huberta z Borów zwanego Czarnym w serialu "PRZYŁBICE I KAPTURY". Czyżby po tej roli zaszufladkowano go tak, jak Marka Perepeczkę po jego roli Janosika? Albo Krzysztofa Kołbasiuka po jego roli Gniewka? Chociaż Kołbasiuk zrobił karierę w dubbingu - w wielu bajkach słychać jego głos, choć najwięcej w rolach czarnych charakterów. W sumie widziałbym go w dubbingu jako kardynała Richelieu do filmów Lestera. Myślę, że byłby idealny. Choć już tego nie sprawdzimy, bo aktor nie żyje.
Powieść "CINQ-MARS" naprawdę przyjemnie mi się czytało i z wielką przyjemnością ją jeszcze nieraz przeczytam. A więc mamy takie samo zdanie na temat markiza. Bo naprawdę zgubiła go zbytnia ambicja i pewność siebie. Bo przecież do końca łudził się, że Ludwik XIII go ułaskawi. Pewnie dlatego Richelieu kazał wezwać jak najszybciej kata, aby ściął markiza. Ponoć kat był sprowadzony na prędko i do tego tak nieudolny, że kilka razy musiał uderzać toporem, zanim ściął głowę markizowi. A wielu uważało, że Richelieu celowo sprowadził partacza, aby jeszcze raz uprzykrzyć życie markizowi, lecz to prawdopodobnie nieprawda. Czyli nie słyszałeś o tym fakcie z życia Jana Kazimierza? Ale tak, to sama prawda. Oj tak, ten król Polski miał bujne życie, zwłaszcza z czasów, gdy był jeszcze tylko bratem króla Władysława IV Wazy. Tak, był kardynałem, choć chyba bez jakiś święceń i bez wahania zrzucił kapelusz kardynalski w zamian za polską koronę. A romansów miał sporo. Jeśli wierzyć źródłom, które znam, to romans z żoną Hieronima Radziejowskiego i zaangażowanie się w spór między małżonkami doprowadziło do tego, że Radziejowski wyjechał do Szwecji i on był swego rodzaju źródłem informacji na temat stanu politycznego w Polsce, dzięki czemu król Karol X Gustaw wiedział, kiedy zaatakować i wywołać tzw. potop. A propos romansów króla Jana Kazimierza... Znasz sztukę Słowackiego "MAZEPA"? Ta sztuka pokazuje nam zupełnie inny portret króla niż znamy go z Trylogii Sienkiewicza.
Mnie też się podoba właśnie takie podejście, przedstawienie postacie historyczne od ich ludzkiej strony, a zwłaszcza ze strony często pomijanej sfery erotycznej. To pozwala nam spojrzeć na znane postacie historyczne w zupełnie inny sposób. "MÓWIĄ WIEKI" jest mi znane i z tego samego powodu mi się podoba ta gazeta, co książki Elwiry Watałły, które Ci poleciłem. A przy okazji zauważyłeś, jak Dumas ojciec zmienił poglądy na temat Napoleona? Najpierw wyraźnie go lubi, czego dowodzi powieść "HRABIA MONTE CHRISTO", a do tego jeszcze dowodzi tego powieść historyczna "NAPOLEON BONAPARTE", którą napisał właśnie Dumas o życiu cesarza. A potem nagle mamy nieodnalezioną w całości powieść "KAWALER DE SAINT-HERMINE" i tam wyraźnie widzimy niechęć Dumasa do cesarza i jego sympatię do Burbonów. Podobne coś możemy odnaleźć w powieści "TOWARZYSZE JEHUDY", gdzie notabene główny bohater jest jednym z trzeci braci Saint-Hermine. Środkowym bodajże, bo chyba powieść "BIALI I NIEBIESCY" jest o najstarszym z braci, "TOWARZYSZE JEHUDY" o środkowym, a "KAWALER DE SAINT-HERMINE" o najmłodszym i tylko on dożył spokojnego życia u boku ukochanej. Choć tego z powieści się nie dowiemy, bo przecież powieść urywa się i reszty nie znamy, ale książka zawiera przedmowę wraz listem Dumasa ojca do redakcji, gdzie Dumas streszcza całość powieści i dowiadujemy się z niej tego, czego w samej powieści nie ma. Byłoby fajnie, gdyby tak się udało znaleźć resztę książki. A przy okazji znalazłem też na Allegro kilka super powieści Dumasa, w tym "LADY HAMILTON", gdzie poznajemy losy znanej w Anglii kochanki admirała Nelsona. Naprawdę Dumas wciąż zaskakuje, bo nie sądziłem kiedyś, że stworzył on biografię znanej Angielki i to kochanki człowieka, który pokonał flotę Napoleona.
No, jeśli chodzi o to, co mówię, to jak mówiłem, to tylko teoria wymyślona przez jakiegoś historyka. Nie wiadomo, czy jest prawdziwa, ale biorąc pod uwagę rozwiązły tryb życia Edwarda VII, który był w oczach swej konserwatywnej matki "zakałą rodziny" wydaje się to dość prawdopodobne. Choć może i masz rację, iż bardziej prawdopodobnym zleceniodawcą Kuby Rozpruwacza był Leopold Coburg. Ale tak czy siak to by wyjaśniało, czemu policja nigdy nie zdołała go złapać. Według tej teorii, o której mówimy policja łatwo wpadła na trop zabójcy, ale siedziała cicho wiedząc, że nie mogą pozwolić sobie na taki skandal. Podobno Kuba Rozpruwacz wysłał policji list z przyznaniem się do winy i ponoć ktoś ważny go oglądał - nie wiem, czy nie sir. Arthur Conan Doyle, ale podobno zaraz po przeczytaniu go poznał jego pismo i przerażony tym odkryciem zrezygnował ze śledztwa. Czyżby poznał pismo wysoko postawionej osoby i bał się skandalu? A przy okazji naszego pisarza nie wiem, czy wiesz, ale sam też był detektywem - zdołał dowieść niewinności dwóch niesłusznie skazanych na więzienie ludzi za seryjne zabójstwa zwierząt i doprowadził do ich uniewinnienia. A propos takich spraw czytałem o sprawie Dreyfusa. Straszne - żeby coś takiego spotkało człowieka tylko dlatego, że był Żydem i dlatego doskonale nadawał się na kozła ofiarnego? Czytałem, że śledztwo było prowadzone nieudolnie i z takim zamiarem, żeby dowieść winy właśnie Dreyfusowi, nikomu innemu. I biedny człowiek spędził kilka lat bodajże na ciężkich robotach zanim dowiedziono jego niewinności i jeśli mnie pamięć nie myli, sam Victor Hugo apelował w tej sprawie. Niektóre procesy były szokujące. Choćby proces Oscara Wilde'a i to za co? Za homoseksualizm? Nie jestem miłośnikiem gejów, ale błagam! Jak można za coś takiego było skazać na więzienie? A Kuby Rozpruwacza złapać nie umieli. Albo nie chcieli. Podobnie było ze słynnym Zodiakiem w USA. Jego też nigdy nie złapano i to przez nieudolność policji. Ponoć w jednej budce telefonicznej zachował się krwawy odcisk palca zabójcy, który bezczelnie zadzwonił na policję i opowiedział o zabójstwie dokonanym przez siebie. Ale co? Policjanci zabezpieczający budkę przez głupotę go niechcący rozmazali. Szczyt bezmyślności. A może celowo dokonany czyn? Tak czy siak Kuba Rozpruwacz i Zodiak to chyba najsłynniejsi mordercy, których nigdy nie złapano. W każdym razie nie oficjalnie.
Można by powiedzieć, że ród Stuartów był niesamowicie pechowy, a zwłaszcza odkąd tylko zasiedli na tronie Anglii, a nawet wcześniej, jak się zaczęli o niego starać. Bo Maria Stuart straciła własny tron i potem chciano ją osadzić na tronie Anglii i obalić Elżbietę I, za co Maria dała głowę. Jakub I miał szczęście, ale za jego rządów doszło do słynnego spisku prochowego. Karol I doprowadził swoimi niezbyt udolnymi rządami do rewolucji i dał głowę. Karol II co prawda odzyskał koronę, ale nie zdołał z żoną spłodzić dziedzica, więc rządy objął Jakub II, który doprowadził do tego, że go wygnali, a jego potomek nie zdołał zasiąść na tronie jako Jakub III, mimo buntów wywoływanych przez Szkotów. Właśnie, zmiana wizerunków królów z dynastii Tudorów rzuca się w oczy, zwłaszcza w przypadku Henryka VIII, który w serialu "DYNASTIA TUDORÓW" miał po prostu być ciachem, za którym szaleją panie. Dlatego serial uwielbiam, ale pod względem historycznym lepszy jest już np. "ANNA TYSIĄCA DNI" czy "SZEŚĆ ŻON HENRYKA VIII", a ten drugi pod względem historycznym jest najlepszy, choć taki krótki - podobno to kinowa wersja serialu. Ale nie mogę serialu nigdzie znaleźć.
Źli mogą być ciekawi, ale czasami są żałośnie ukazani. Przykładowo Szeryf z Nottingham był tak ukazany, jak w powieści "WESOŁE PRZYGODY ROBIN HOODA", czyli nieudolny głupiec, którego Robin Hood bez trudu robi w konia. Serial, o którym mówisz nie lubię - nie podoba mi się udział magii w tym świecie, a zresztą już pomijając to zdenerwowało mnie to, iż ginie Robin Hood i potem zastępuje go jakiś inny bohater, który zostaje nowym Robinem, a na końcu rzekomo ginie i załamana Lady Marion wstępuje do zakonu za późno orientując się, że on żyje. Co to ma być? To ma być Robin Hood? Lepszy jest już film z 1938 roku, a także kultowy film z Costnerem i Rickmanem. Uwielbiam Szeryfa w jego wykonaniu. Fajna jest też bajka Disneya z 1973 roku. I jeszcze anime, gdzie Robin i jego banda to dzieciaki, ale waleczne i pomysłowe. Te wersje mi się podobają. I jeszcze oczywiście podoba mi się Robin Hood w powieści "IVANHOE" oraz w ekranizacji z 1982 r.
W sumie prawda każda ekranizacja przedłuża okres więzienia Dantesa w zamku If. W wersji z Jeanem Maraisem to osiemnaście lat, w wersji z Louis Jourdainem siedemnaście lat, w wersji z Gerardem Depardieu chyba też osiemnaście. Tylko wersja z Chamberlainem dała nam prawdziwy okres uwięzienia - czternaście lat. Bajka z 1992 roku też go nam daje. A wersja z Jamesem Cavizelem roku skraca go do trzynastu lat i dodaje trzy lata podróży po Wschodzie. Serial z Depardieu niestety zepsuła nieco całość obsadą, bo de Morcerf i de Villefort wyglądają jakby mieli zaraz paść na zawał z wrażenia i tylko resztkami sił się trzymają życia. A szkoda. Pleasence był genialny jako Danglars, choć jego samobójstwo faktycznie trochę dziwi. Powiem Ci, że w mojej powieści Danglars jeszcze odegra swoją rolę i myślę, że Ci się spodoba jego udział w wymyślonej przeze mnie historii. Zwłaszcza, iż też uważałem, że ktoś taki jak on dalej by w miarę możliwości robił swoje ciemne interesy. Tego baletu nie widziałem, ale czytałem o nim i jestem zachwycony już samym pomysłem zrobienia baletu na podstawie tej powieści.
Widziałeś animację o muszkieterach z 2009 roku? Ze zwierzakami w roli giermków? Bo to jedna z moich ulubionych bajek, a zwłaszcza mnie bawi kot kardynała i jego teksty xD Co do filmów o muszkieterach, to uwielbiam film Coppoli, choć trochę szkoda, że w powieści Stokera Dracula był zły, a jego łowcy są dobrymi ludźmi, a tutaj w filmie nic nie jest takie proste - bo Draculi nam nawet żal, a sama Mina jest jakby nie pewna, kogo kocha, co mi nieco psuje jej obraz. Bardziej by mi pasowało, gdyby ostatecznie wybrała Harkera, a w filmie niby pomaga Draculi umrzeć i zaznać spokoju, ale nie wiemy, czy była dalej z mężem, czy go znienawidziła za pomoc w zabiciu Draculi? To mi się niezbyt podoba. Choć należy zauważyć, iż postacie z filmu są bardziej ludzkie i nawet ciekawsze niż w powieści. Tylko czemu Lucy jest tak źle pokazana? Miła i dobra dziewczyna z powieści staje się tutaj rozpustną łajdaczką bawiącą się mężczyznami, która dostała to, na co zasłużyła. A tak nie powinno być. Również Harker taki trochę nijaki wyszedł, za to Van Helsing genialnie zagrany został przez Hopkinsa - widać jego lekkiego bzika, który dodaje mu uroku :) A widziałeś parodię w reżyserii Mela Brooksa? "DRACULA - WAMPIRY BEZ ZĘBÓW" to super komedia, kocham ten film. Leslie Nielsen bawi do łez, podobnie jak sam Mel Brooks jako Van Helsing. A Mina po zamianie w nosferatu jest boska - zwłaszcza, jak niemalże zaciąga Jonathana do łóżka, a potem udaje przed tatusiem, że to Harker się na nią rzucił xD I jeszcze ten cień Draculi. I jeszcze głupi Renfield, który niechcący zabił swego pana. Rozbawia mnie to do łez xD Film Polańskiego mi się nie podobał, ma moim zdaniem żałosną fabułę. A już to, że dziewczyna wybiera wampira zamiast dobrego i szczerze ją kochającego chłopaka to mnie dobija. Widać wyraźnie, kogo wolą kobiety - łajdaków. A o serii z Christopherem Lee słyszałem, ale sam pomysł nakręcenia 12 filmów niemalże o tym samym motywie uważam za zły koncept - to tak samo, jak z filmami o gangu Olsena. Pierwsze części są super i powinni na nich poprzestać jak planowali, ale nie. Nakręcili więcej części i szybko to się nudzi zwłaszcza, iż akcja jest przewidywalna, a humor się przejadł. Już filmy z żandarmem Cruchotem (Louis de Funes) są lepsze, bo jest ich tylko sześć i każdy ma niebanalną fabułę, a humor nawet powtarzający się jest odpowiednio dozowany, więc się nie przejadł. A sceny z zakonnicą lubiącą szybką jazdę autem są rewelacyjne xD
To prawda, jeśli chodzi o wersję z Dymszą, to jest ona dość groteskowa, poza tym nie rozumiem zakończenia. Ci policjanci odkryli, że Dyzma to oszust. I zabierają go autem na przejażdżkę i co? Co dalej? Zabili go? Wywieźli go w lesie i zabili? Czy co z nim zrobili? To brmi złowrogo. Podobnie jak zakończenie serialu z Wilhelmim. Niby go Żorż zdemaskował, ale w książce wiemy, że nikt mu nie uwierzył, bo nawet im to było wygodne. A w serialu? Patrzą się na Dyzmę, Żorż rży ze śmiechu, a Dyzma jest w strachu i nie wie, co ma myśleć. Dziwne zakończenie. Jakby kazali się nam domyślać, co było dalej. A wersja z Pazurą jest świetną parodią powieści Dołęgi-Mostowicza i przy okazji pokazuje nam, iż takiego Dyzmę można i dziś znaleźć.
Dumas stworzył naprawdę cały szereg ciekawych postaci, to sama prawda i czasami trudno uznać, który jest ciekawszy, a który mniej ciekawy. Choć na pierwszym miejscu dałbym hrabiego Monte Christo oraz wszystkich czterech muszkieterów. Ale ciekawi są też np. Józef Balsamo czy Morgan. Właśnie, pierwsza część trylogii o muszkieterach ma ciekawą fabułę, ale sporo w niej rozdziałów i wydarzeń, które zatrzymują nieco akcję w miejscu, aż się znowu rozkęci. Jednak nie można ją nazwać nudną, choć znaleźli się i tacy, którzy tak ją nazywają. Z kolei druga część jest naszpikowana akcją, że niemalże cały czas coś się dzieje, cały czas mamy jakieś intrygi, pojedynki, spiski itd. No, a trzecia część ma dziwną strukturę. Najpierw mamy ciekawą restaurację dynastii Stuartów i samej monarchii w Anglii dokonanej przez Atosa i d'Artagnana, a potem lwią część powieści zajmuje nam opis życia dworu królewskiego Ludwika XIV, który co prawda jest ciekawie opisany, ale trochę dużo tego. Poza tym można by powiedzieć, że tym ludziom z bogactwa i nudów poprzestawiało się w głowach. Ale chyba Dumas chciał pokazać satyrę na ten królewski dwór, ukazując ich jako bandę pasożytów mających takie problemy, że prawie żadne. I w sumie najbardziej nam żal Marii Teresy i częściowo też królewny Henryki (Henrietty) - częściowo, bo Henryka budzi mieszane uczucia. Można jej współczuć takiego męża i miłości do szwagra, który łamie jej serce, ale wzgardziła miłością hrabiego de Guise, a także przyczyniła się do tego, że Raul zginął. Bo kto ujawnił romans Ludwika i Luizy wicehrabiemu de Bragelonne? Na szczęście wśród tego mamy przewijające się rozdziały działalności Aramisa, która ciekawi i budzi zapał czytelnika. I wiesz co? Trochę szkoda, że mu się nie udało i że motywy były dość egoistyczne. Bo w filmach muszkieterowie mają szlachetne intencje, a zamiana się udaje. Ciekawe, prawda? Poza bajką z lat 80 nikt nie pokazał Aramisa jako egoisty i intryganta chcącego wyciągnąć z intrygi własne korzyści. Ciekawe, czyż nie? Atosa i Raula mi szkoda. Nawiasem mówiąc Raul zachował się jak typowy bohater doby romantyzmu - ukochana go nie chce, do tego oszukiwała go, więc jedzie na wojnę i szuka śmierci, a Atos wiedząc o tym nie powstrzymuje go i umiera z rozpaczy. Szkoda, że ja tego nie pisałem - bo ja bym dodał do opowieści Valentine, córkę d'Artagnana, przyjaciółkę Raula i Luizy z dzieciństwa, która załamana zaręczynami Raula została nowicjuszką zakonną, ale ojciec sprowadza ją, aby pocieszyła wicehrabiego de Bragelonne i pomogła mu o niej zapomnieć. Valentine wciąż kocha Raula, więc zgadza się i... stopniowo zdobywa jego serce, a Atos i d'Artagnan łączą swe rodziny i doczekują się wspólnych wnuków :) Ale cóż, ja kocham happy endy :)
A więc też zauważyłeś te szczegóły z klientami Holmesa? Ciekawiło mnie, czy to zauważyłeś, bo to tylko krótkie wzmianki i mogą umknąć. Aha! A więc to dlatego? Tu chodziło o poczucie wyższości Anglików nad "prostackimi" Amerykanami? Dlatego angielskie loże masońskie tworzą prawdziwi dżentelmeni o szlachetnych intencjach, a amerykańska loża wcale właściwie nie jest lożą, a mafią prostaków tworzących prawo bronią. Ciekawe. Ale czekaj, mówisz, że mafia z Doliny Trwogi od początku była kierowana przez Moriarty'ego? Jesteś tego pewien? Mnie się wydawało, że dopiero na końcu książki poprosili go o pomoc, gdy ich zamachowiec zawiódł. A wcześniej nie mieli z nim nic wspólnego. Więc jak to było? A nawiasem mówiąc żal mi głównego bohatera. Rozbił mafię, wymierzył sprawiedliwość w Dolinie Trwogi i co? Był potem ścigany jak zwierzę, uniknął śmierci parę razy i co? I tak na końcu go dopadli. Smutne... I to też wyjaśnia, czemu Holmes odebrał to jako osobisty cios od Moriarty'ego, bo przecież pomagał temu człowiekowi, a tego człowieka potem profesorek zabił. To było dla Holmesa jawnym wypowiedzeniem wojny, choć już wcześniej na niego polował, o czym świadczy początek powieści. A przy okazji powieści... Na początku Holmes opowiada Watsonowi o profesorze Jamesie Moriartym i Sebastianie Moranie, a w "OSTATNIEJ ZAGADCE" Watson nie zna żadnego z tych panów, nawet ze słyszenia. Ale cóż... "OSTATNIA ZAGADKA" powstała wcześniej, ale szkoda, że Doyle nigdy nie skorygował tych faktów, bo przez to powstają nieścisłości, choćby w dacie ślubu Watsona. Niby poślubił Mary Morstan ze "ZNAKU CZTERECH", niby mówi o tym w kilku opowiadaniach, ale potem już tego nie mówi lub mówi o żonie tak, jakby to była inna osoba. I podaje dwie daty ślubu. Potem jeszcze lepiej. Wyprowadził się od Holmesa, bo się żenił. Później jednak znowu u niego mieszka jakiś czas, aż znowu wspomina o ślubie i znowu mieszka osobno. To co? Żona mu zmarła i ożenił się ponownie? Ale szkoda, że nic o tym nie mówi. A tak, zauważyłem - Holmes ma kilka razy klientów z Ameryki, choćby w "ZABÓJSTWIE NA MOŚCIE THOR" i widać lekką pogardę detektywów do klienta, krwistego Amerykanina. Albo mamy mafię Czerwony Krąg w jednym opowiadaniu - mafię z USA. Albo w opowiadaniu "PIĘĆ PESTEK POMARAŃCZY" mamy Ku-Klux-Klan - także z Ameryki. Można by pomyśleć, że z USA pochodzą jedynie bandyci. Ciekawe :) A czytałęś może jakieś inne dzieła o Holmesie autorstwa współczesnych pisarzy? Mnie się podoba szczególnie "DOKTOR JEKYLL I PAN HOLMES", który łączy historię doktora Jekylla z Holmesem i Watsonem. Świetna książka. A kojarzysz "LIGĘ NIEZWYKŁYCH DŻENTELMENÓW"? Tam zastosowano nawiązanie do Holmesa - profesor Moriarty jest M, który wykorzystuje Ligę do własnych dzieł, ale zostaje zdemaskowany i zabity, a nowym M zostaje Mycroft Holmes, brat Sherlocka. A słyszałeś o serii książek o Arsenie Lupinie? Tam jest detektyw Herlock Sholmes, taka brutalniejsza wersja Holmesa - brutalniejsza, bo polując na Lupina zabija mu żonę i to z premedytacją, a Holmes by się do tego nie posunął. Dlatego też, choć w pierwotnej wersji książek na Lupina poluje Holmes, to czytelnikom nie spodobała się jego wizja i sam sir. Arthur Conan Doyle ponoć zażądał zmiany nazwiska postaci, więc cóż... powstał Herlock Sholmes. A mnie zachwyciła seria książek "SHERLOCK, LUPIN I JA", gdzie Irena Adler (narratorka książek), Sherlock Holmes i Arsene Lupin mają po 12 lat i są przyjaciółmi rozwiązującymi zagadki. Bardzo mnie ona zachwyciła, a zwłaszcza to, jak na końcu w trzeciej części pojawia się wzmianka o Jamesie Moriartym, jeszcze nastolatku i jeszcze nie wrogu Holmesa. To była dopiero perełka dla mnie :)
A przy okazji sir. Arthura Conan Doyle'a, ciekawi mnie, czy znasz kilka ciekawostek na jego temat np. że interesował się spirytyzmem i to zwłaszcza po śmierci syna na froncie. Potem przyjaźnił się z Harrym Houdinim, tym znakomitym artystą, który umiał wyjść z każdego zamknięcia i wyswobodzić z łańcuchów. Ale Harry przestał go lubić, gdy na pewnym seansie, na który Doyle go zaprosił wywołano ducha jego matki, która bodajże mówiła do niego po niemiecku, którego nie znała, co Harry uznał za wyraźny dowód oszustwa i uznał, że Doyle z niego zakpił. Od tego czasu obaj panowie się nie lubili i oczerniali nawzajem publicznie. A sam Conan Doyle w przeciwieństwie do Holmesa wykazywał się zainteresowaniem zjawiska paranormalnymi. Gdy statek "Mary Celeste" został znaleziony bez załogi, ale praktycznie nieuszkodzony i próbowano wyjaśnić tę zagadkę, Conan Doyle napisał opowiadanie na podstawie tej sytuacji, choć zmienił nazwę statku na "Maria Celeste" i dał fantastyczną opowieść wyjaśniającą zniknięcie załogi. Opisał ją jako relację jedynego ocalałego świada i wszyscy czytelnicy uwierzyli w tę opowieść i uważali ją za prawdę mimo tego, że sam Conan Doyle przyznał, że to tylko fikcja xD Albo Conan Doyle zainteresował się sprawą dwóch dziewczynek, które zrobiły sobie zdjęcie z elfami. I uznał zdjęcia za autentyk. A dopiero po wielu latach jedna z dziewczynek jako staruszka wyznała, że zdjęcia były fałszywe, a elfy wycięte z papieru, chociaż... co ciekawe uważała, iż jedno zdjęcie było prawdziwe i upierała się przy tym do samego końca. Że niby naprawdę zrobiły sobie raz zdjęcie z elfami, ale potem więcej ich nie spotkały, więc robiły zdjęcia z papierowymi elfami. Ciekawe, jak było naprawdę? Tak czy siak sprawa z elfami nie przyniosła sławy Doyle'owi, a Houdini miał używanie głosząc, iż pisarz jest niespełna rozumu.
Widzę, że zainteresowały Cię horrory Dumasa ojca oraz poruszane w kilku książkach tego wybitnego pisarza polskie akcenty. Mnie zainteresowało to, że pisarze doby romantyzmu wyraźnie dawali do zrozumienia w swoich dziełach, iż rozbiory potępiają. Victor Hugo w jednym rozdziale "NĘDZNIKÓW" daje swoje własne dywagacje nad rozbiorami Polski. Podobnie robi Herman Melvile w powieści "MOBY DICK". Ciekawi mnie też to, jakie były inspiracje tych pisarzy - wiele wydarzeń ukazanych przez nich miało miejsce naprawdę lub było wzorowane na ich życiu osobistym. Choćby Melvile służył jako wielorybnik i słyszał prawdziwą opowieść o dzikim kaszalocie, który zniszczył cały statek i zabił większą część załogi. Victor Hugo i Aleksander Dumas ojciec chyba obaj brali udział w rewolucji lipcowej z 1830 roku, więc umieli opisać lud idący na barykady. Inni z kolei musieli fantazjować jak np. Karol May, opisujący Dziki Zachód, którego o ile wiem, nigdy na oczy nie widział. Dziękuję, sam bardzo sobie cenię tę ksiażkę - "PRZEMYŚLNY SZLACHCIC DON KICHOTE Z MANCZY" i lubię czasem do niej wracać. Zdecydowanie ta książka ma w sobie to coś. I sama fabuła i bohater nie są jednoznaczni.
Nie musisz być nie wiadomo jak dobrym recenzentem. Ważne, abyś był szczery i zawarł swoje uwagi w ocenie każdego rozdziału. Być może te uwagi pomogą mi poprawić powieść na lepszą. Dodam, iż tworząc fabułę wzorowałem się nie tylko na powieści Dumasa, ale również na "DRACULI" Stokera oraz "RĘKOPISIE ZNALEZIONYM W SARAGOSSIE" Potockiego. Zresztą czytając moją powieść na pewno dostrzeżesz nawiązania do wyżej wspomnianych dzieł :)

ocenił(a) film na 7
kronikarz56

Zgadza się, to człowiek renesansu, zwłaszcza podziwiam za pomysł Franka Kimono. Już nie pamiętam prawdę mówiąc dobrze tych wszystkich animacji. Jeśli chodzi o "Lalkę", to spodobała mi się interpretacja Jarosława Gajewskiego. Ale było dużo różnych słuchowisk tej lektury. Krzysztof Kołbasiuk świetny w dubbingu, zwłaszcza zapada w pamięć, jako gubernator i mroczny rycerz. Mistrzem audiobooków jest także Ksawery Jasieński, który czytał wiele klasycznych powieści, głównie rosyjskich, a także kroniki historyczne.
To chyba prawda, że kardynał celowo wynajął niefachowego kata. Różne źródła to podają. Nie, sztuki nie znam, ale z pewnością się zapoznam. Zgadza się, najciekawsza jest właśnie prawdziwa historia, bez pomijania faktów. "Kawalera..." jeszcze nie przeczytałem, ale tak może być. Rzeczywiście w tych pierwszych powieściach, można wnioskować, że ma pozytywny stosunek do Napoleona. Ale z drugiej strony możliwe, że był obiektywny. Przyznawał cesarzowi osiągnięcia militarne, wzmocnienie państwa, niezwykłą popularność, ale wytykał zarówno błędy tego panowania. Chętnie jednak wysłucham tej powieści, by poznać pełne poglądy pisarza.
Teoria o królewskim zleceniodawcy i ochronie policyjnej prawdopodobnie jest możliwa. Zastanawiające jest, że tak dobrze działającym biurom nie udało się go złapać. Nie wiedziałem zupełnie, że Conan Doyle był także detektywem, jedynie że był lekarzem wojskowym i Johna Watsona stworzył jako alter ego. Tak, często wtedy szukano takich kozłów ofiarnych, by dowieść skuteczności za wszelką cenę.
Jeszcze dodam, że Maria II zmarła w wieku 31 lat bezpotomnie, a królowa Anna w wieku 49 lat po śmierci wszystkich dzieci, kładąc kres właściwej dynastii.
Szeryf był taki w książce, ale w serialu właśnie ciekawiej go ukazano i bardziej niebezpiecznie. Co do wątku magicznego, można polemizować czy był słaby. W tamtych czasach ogólnie modne były filmy magii i miecza, jak choćby Conan, czy Nieśmiertelny, albo Przygody Merlina. Uważam, że był to jeden z lepszych seriali przygodowych. Ale całkowicie się zgadzam, że nowego Robina dali niepotrzebnie. Był to skok na kasę, nieudany, bo wielu widzów potem nie oglądało. Ja także uważam, że było trzeba zakończyć jak w książce, Robin- blondas był słaby i po obejrzeniu 2 odcinków po śmierci prawdziwego, zrezygnowałem z dalszych. Film z Kevinem był faktycznie bardzo dobry, zarówno technicznie, jak pod względem obsady i praktycznie nic nie mam do zarzucenia.
Aż tak bacznym obserwatorem nie jestem, by zauważyć te wszystkie różnice, ale aż dziwne, dlaczego prawie zawsze podawali inne liczby. Tak, oni wyglądali prawie niczym gangsterzy z Dawno Temu w Ameryce, którzy po 40 latach objęli posady w rządzie, a Mercedes jest przy nich jak córka :-). O, to tym bardziej zachęca mnie do dalszej lektury, bo miałem podobne zdanie o Danglarsie.
Nie, nigdy nie oglądałem. Tak, też zauważyłem że postać Draculi została niepotrzebnie trochę wybielona. Nie ujęli też tej formy narracji tak jak bym chciał, ale rekompensuje to świetna obsada. Kurczę, parodii też nie znam, ale sam tytuł zachęcający :-). Żałosną fabułę, według mnie w tym filmie nie chodzi o fabułę, tylko bardziej o groźny i mroźny nastrój. Cała ta zapadła, wioska, zamek; reżyser według mnie świetnie pokazał klimat horroru, który w tamtych czasach mógł budzić strach u widza. Filmy Polańskiego właśnie nie zachwycają scenariuszem, bardziej pewnym demonicznym nastrojem, o wiele lepiej to widać w "Dziewiąte Wrota", który wywiera o wiele większe wrażenie niż np sztampowy Pianista. A kobiety, takie niestety już są. Smutne to, ale prawdziwe :-(.
Być może to prawda. Jeśli chodzi o Gang Olsena poniekąd się zgadzam. Genialne komedie kryminalne, ale powinni skończyć na 6 filmie- Ostatni Skok. Udało się, zdobyli miliony i jak głoszą napisy- żyli długo i szczęśliwie. Tymczasem nie, powstało jeszcze 8 filmów, z których podobał mi się jedynie Gang Olsena wpada w szał (ten o szlachcie, gdzie była kultowa scena włamania do opery). Reszta to już praktycznie jeden scenariusz. Nawiasem mówiąc, czy wiesz może dlaczego w przedostatnim filmie Egona zamknięto w szpitalu psychiatrycznym? Nigdy tego nie rozumiałem.
Żandarm, tak ma tę przewagę, że ilość nie przerosła jakości. Powstało 6 dobrych filmów z różnymi pomysłami. Szkoda, tylko że de Funes umarł tak szybko. Jeśli o mnie chodzi najbardziej uwielbiam wątki Cruchota i Gerbera, zwłaszcza jak zamienili się na stanowisku komendanta. :-), albo jak sierżant szantażował szefa w ostatniej części- majstersztyk.
Zakończenie w każdym filmie zupełnie inne i różniące się od książki, a Rybkowski daje do myślenia. Ja gdy mowa o pierwszym filmie, odebrałem, że po prostu wywieźli Dyzmę za miasto do jakiegoś tajnego więzienia. Gdy Terkowski go szantażował, skazano go na banicję, żeby uniknąć skandalu, a następnie policja sama uzyskała dowody i Nikodema potajemnie aresztowano, tak by wyglądało to na tajemnicze zniknięcie. Ale mnie też scena ze smutnymi panami w płaszczach, którzy porywają człowieka z ulicy, pakują do samochodu i wywożą w siną dal, bardziej kojarzyła się z końcem lat 40 w Polsce i daniem "czapy". Jeszcze ten Brunner w roli policjanta xD. Natomiast w przypadku serialu, jest jeszcze dziwniej. Policja prowadzi śledztwo, którego nie ma w książce, a niektórzy członkowie elity wyglądają, jakby uwierzyli "wariatowi". Bądź co bądź myślę, że większość nie zmieniła zdania lub wmówiła sobie że go nie zmieniła. Taka ciotka, pułkownik czy Litwinek nigdy by się nie przyznali do błędu. Nie odebrałem to, jako strach, bardziej jako złość i chęć spełnienia swojej groźby na szwagrze. Ostatecznie, mogło potoczyć się jak w powieści, został w pałacu z żoną, aczkolwiek zakończenie jest bardziej niż w książce daje nadzieję na rychłe zdemaskowanie. Najnowszy film, to rzeczywiście świetna parodia z licznymi dobrymi aktorami. Lew Rywin w roli ministra, jako "niewinna" ofiara grupy trzymającej władzę to istne proroctwo. Pół roku później fikcja okazała się prawdą.
Nudna na pewno nie jest ta powieść, ale za dużo dla mnie scen romantycznych, a za mało polityki od której kipi dwójka. Mnie jest najbardziej żal d'Artagnana, dzielnego wojaka, który nie wie co ma robić, wśród tej zgrai pochlebców i intrygantów.
Oj, tak- to byłoby dla mnie naprawdę idealne zakończenie cyklu. Też uwielbiam szczęśliwe zakończenia :-). Hm... tak myślałem, że ci mistrzowie podlegali Moriartemu, ale być może się pomyliłem. Na pewno jeszcze nie raz wrócę do tych książek, by przeanalizować. Tak, wszystkie rozdziały kibicowałem dzielnemu detektywowi, osamotnionemu w swej walce, a tak przykro się zakończyło. Można powiedzieć, że nieświadomie uciekł "z deszczu pod rynnę". Już wyjaśniam, Ostatnia Zagadka rozgrywa się w przeciągu około 6 miesięcy. Właściwie opisuje całą długą walkę Sherlocka z profesorem. Watson początkowo dopiero poznaje jego, Morana i innych. Natomiast akcja Doliny Trwogi ma miejsce jakby w trakcie Ostatniej Zagadki, jest jednym ze starć detektywa z profesorem. Kolejność pisania opowiadań i powieści bardzo się różni od kolejności fabuły. Jest chyba jakaś strona po angielsku wyjaśniająca chronologię całej serii. Znak Czterech ma miejsce bodajże 1889r, 9 lat po zawarciu znajomości, Watson się żeni, jednakże jego żona umiera w 1894r, na krótko przed powrotem Sherlocka z Tybetu. Potem dżentelmeni znowu mieszkają razem i około 1900r, doktor znowu się żeni i opuszcza Holmesa na dobre. Detektyw ma wtedy innego służącego, Billyego i tak już jest do końca, aż Sherlock odchodzi w 1905 na emeryturę. To prawda, prawie nic się nie dowiadujemy o drugiej żonie Johna.
Nic z tych dzieł nie czytałem. Miałem duże wątpliwości do lektury opowiadań innych pisarzy, gdzie wizerunek detektywa mógł ulec wypaczeniu. Filmów o Holmesie obejrzałem też kilka i przyznam, że żaden nie sprostał moim oczekiwaniom. Inaczej ma się sprawa z Herculesem Poirot. Serial z Davidem Suchetem był rewelacyjny w mojej opinii, ale może to być nieobiektywne, bo nigdy nie byłem takim fanem prozy Agathy Christie, jak opowiadań sir Conan Doylea, które były bardziej pomysłowe, oryginalne i obfitowały w więcej akcji.
Wszystko to z życia mistrza jest niezwykle ciekawe i chętnie bym się zapoznał z jakąś biografią, czy dobrymi artykułami. Tak Karol May nigdy nie wyjechał z Europy, a mimo to był niezrównany w opisie Dzikiego Zachodu. Ale historia zna takie przypadki. Np. Sergio Leone, twórca wybitnych westernów, nigdy nie znał angielskiego.
Na zakończenie proszę wybaczyć moją ciekawość, ale czy nie mam może przyjemności pisać z jednym z twórców artykułów nt powieści Aleksandra Dumasa? Spostrzegłem, że polska encyklopedia jest pod tym względem bogatsza od wszystkich, nawet od francuskiej.

niwrok_2015

Fronczewski jest naprawdę moim zdaniem właśnie takim człowiekiem renesansu. Uwielbiam go i jego głos. Osobiście najbardziej go lubię jako pana Kleksa. Chyba jego życiowa rola. Ale dobrze, że go nie zaszufladkowali, jak wielu aktorów i pozwolili mu się rozwinąć. Uważam, że dzisiaj powinno być więcej takich aktorów jak on. Fronczewski ma charakterystyczny głos i miło mi się go słucha i co ciekawe, zawsze dobrze lub wręcz rewelacyjnie odgrywa swoją rolę. Pamiętam go np. w dubbingu do filmu "PIOTRUŚ PAN", gdzie podstawił głos kapitanowi Hakowi i uwielbiam jego kwestie, jakie wypowiada w tym filmie - robi to chwilami tak zabawnie, że trudno się nie śmiać. Krzysztof Kołbasiuk był genialny w dubbingu i naprawdę się sprawdził tam. Chociaż tam, bo polska kinematografia nie umiała go należycie docenić moim zdaniem. Jeśli chodzi o "LALKĘ", to uwielbiam serial z Jerzym Kamasem. O wiele przewyższa film z Wojciechem Dmochowskim w roli głównej.
A więc mówisz, że kardynał Richelieu mógł rzeczywiście wynająć kiepskiego kata, aby jeszcze markiz Cinq-Mars cierpiał przed śmiercią? Bo ja słyszałem, że ludzie tak mówili, a ktoś, z kim rozmawiałem uważa, że kata nie było w pobliżu, zaś kardynał się bał, że król ułaskawi markiza, więc cóż... Wynajął pierwszego lepszego partacza, aby go ściął. Ale cóż... Kto dzisiaj dojdzie prawdy? Tak, Napoleon w pierwszych dziełach Dumasa jest ukazany raczej pozytywnie i wyraźnie miał sympatię autor do prześladowanych bonapartystów. Z kolei zaś potem powstały dzieła o czasach rewolucji i wyraźnie stawał się Dumas bardziej miłośnikiem Burbonów i to rojaliści są ci biedni i prześladowani. Więc cóż... Zmieniał poglądy w ciągu swego życia.
To oczywiście tylko i wyłącznie teoria, ale ma w sobie sporo sensu. Bo właśnie tak, jak mówisz - przecież to dziwne, że tak skuteczne biura śledcze nie zdołały złapać Kubę Rozpruwacza. Oczywiście wiem, że wtedy policja i metody śledcze były rozwijane, ale nawet wówczas w policji sami idioci nie pracowali. Podobnie z tym Zodiakiem - też go nigdy nie znaleziono mimo tego, iż nawet zostawiał policji listy ze wskazówkami. Tak, sir. Arthur Conan Doyle był lekarzem i dlatego John Watson to jego alter ego i ponoć miał jakiegoś swojego mentora, na którym wzorował charakter Holmesa. Ale sam Conan Doyle też rozwiązał dwie sprawy i doprowadził do uniewinnienia dwóch ludzi niesłusznie oskarżonych i osadzonych. No właśnie, to było dołujące, że wtedy tak bardzo chciano pokazać skuteczność policji, iż nie wahali się znaleźć sobie kozła ofiarnego i prowadzić śledztwo tak, aby go osadzić w więzieniu i dowieść swej skuteczności. Być ofiarą takiej policyjnej nieudolności... To było straszne. Zwłaszcza, iż wtedy więzienia były o wiele cięższe niż dzisiaj. Dzisiaj to chyba więzień ma raj w porównaniu z tym, co miał kiedyś.
A to ciekawe. No proszę - a więc kolejny dowód jakiegoś fatum ciążącego nad rodem Stuartów. Co prawda nie przypominam sobie żadnej klątwy na nich rzuconej, ale mimo wszystko sam widzisz, że jakiś pech ten ród prześladował.
Jeśli chodzi o serial "NIEŚMIERTELNY" niezbyt mnie zaciekawił, ale spodobały mi się filmy. Ale tylko jedynka i dwójka. Zauważyłeś, że dwójka, trójka i czwórka są każda z osobna sequelem jedynki i pokazuje nam inną wersję dalszych losów bohatera? Nie cały ciąg, tylko alternatywne wersje. Ja najbardziej lubię dwójkę, bo powraca Ramirez, którego po prostu uwielbiam :) I dwójka ma najwięcej sensu pod względem logiki. Serial o Robin Hoodzie właśnie tym uśmierceniem Robin Hooda mnie dobił i masz rację, nowy Robin to skok na kasę. I nic dziwnego, że przestali kręcić serial, bo widzieli, że zysku z tego już nie będzie. Film z Costnerem jest super. Uwielbiam go i podoba mi się przyjaźń Robina i Azeema. A widziałeś inne filmy z Costnerem? Bo ja uwielbiam z nim "TAŃCZĄCEGO Z WILKAMI", "BODYGUARDA" oraz "NIETYKALNYCH". No i rzecz jasna jego wersję przygód Robin Hooda.
Wiesz, ja mam te wszystkie wersje ekranizacji przygód hrabiego Monte Christo i widziałem je tyle razy, że zapamiętałem wszystkie różnice między nimi a powieścią. Ale powiem Ci, Jean Marais moim zdaniem jest najlepszym hrabią, a drugim po nim jest Richard Chamberlain, którego uwielbiam w filmach kostiumowych. Tak, w serialu z Depardieu ci wrogowie Dantesa to wyglądają rzeczywiście jak tacy gangsterzy, którzy po latach obejmują posady w rządzie, ale widać, iż nie mają w sobie już energii dawnych lat, co wpływa negatywnie na ich odbiór. Prócz tego Heloiza jest za stara, bo w powieści była młoda i niewiele starsza od Walentyny. I brak Edwarda też sprawił, iż jej motywy są dość prymitywne - w książce mają taką nutkę szlachetności, bo wszak to robi dla syna. U mnie w powieści Danglars nie zrezygnował z ciemnych interesów, o czym opowie Jeanowi Chroniqueurowi. Oczywiście przedstawi mu historię swoją tak, aby się wybielić i z hrabiego uczynić nędznego potwora, którzy go skrzywdził właściwie za nic :) Ale szczegółów się dowiesz czytając :) I widzę z komentarzy, że już Ci się podoba moja powieść, co mnie cieszy :)
Właśnie, to wybielenie postaci Draculi nieco razi i troszkę irytuje, podobnie jak to rozbicie uczuciowe Miny, a i sam Jonathan jakoś tak kiepsko wypada. I ten erotyzm zbyt mocno rozwinięty, jakby to była jedyna motywacja człowieka i wampira. Ale obsada świetna, zwłaszcza Gary Olman, Winona Ryder i Anthony Hopkins. W parodii "DRACULA - WAMPIRY BEZ ZĘBÓW" wystąpili m.in. Leslie Nielsen jako Dracula i Mel Brooks (reżyser parodii) jako Van Helsing. I obaj są perełkami filmu. Do tego takie teksty tam rzucają, że można się popłakać ze śmiechu :) A wiesz, coś w tym jest - widziałem ten film "DZIEWIĄTE WROTA" i rzeczywiście, fabuła jest taka sobie, ale groza towarzysząca fabule jest tak mocna, że aż trudno oderwać się od ekranu, bo chcemy wiedzieć, co będzie dalej. "DZIECKO ROSEMARY" też jest Polańskiego, prawda? Straszny film, przeraził mnie, choć mam mocne nerwy, ale i tak miałem ciarki. I chyba nie chodziło w nim o ciekawą fabułę, którą można w sumie streścić w kilku zdaniach, ale o grozę, a ta jest... OGROMNA. I do tego jeszcze ta melodia i to, że w filmie nigdy tego dziecka szatana i Rosemary nie pokazano. Podobno mniej znaczy więcej. W tym wypadku to się sprawdza. Podobnie było np. z Blofeldem w pierwszych filmach z udziałem tej postaci - brak widoku twarzy tej postaci potęgował niepokój widza. I w bajce o Inspektorze Gadżecie brak wyglądu Doktora Klaufa (tylko ręce zawsze widać) również pociąga widzów i budzi lekki lęk i pytania, jak wygląda naprawdę.
No właśnie, Gang Olsena był super w pierwszych sześciu filmach, potem zaś dziwiło mnie, czemu szósty film mówi, że żyli długo i szczęśliwie, a potem powstało osiem filmów. I już scenariusz był przewidywalny, walenie Egona pałką po głowie przez jakiegoś mięśniaka z konkurencji albo wzajemne wysysanie sobie benzyny przez rurkę... Ile można to oglądać? Mnie też to dziwi, czemu w 13 filmie Egon trafił do wariatkowa. W sumie chyba dlatego, że tyle razy siedział i jeszcze mu się nie odechciało? Bo innego wyjaśnienia nie widzę. Filmy o Chruchocie był boskie - choć dziwi mnie, czemu dwa ostatnie filmy mają innych aktorów. Bo chyba w piątym i szóstym filmie gra inna aktorka żonę Ludwiczka. I jeszcze inny mają skład posterunku. Innych podwładnych mają Chruchot i Gerber. I czemu na końcu trzeciego filmu Chruchot zostaje porucznikiem (jeden z podwładnych mówi: "Teraz będzie ich dwóch", a sam Gerber mówi do Cruchota: "Panie poruczniku"), a potem w piątym i szóstym filmie znowu jest sierżantem? To mnie dziwi. Ale mimo wszystko są super. A ta siostra zakonna... Nigdy nie przestanie mnie bawić przejażdżka z siostrzyczką w filmie pierwszym, trzecim i czwartym, połączonym ze śmiechem tej zakonnicy xD Ale tak, masz rację - jak się Cruchot wyżywał na szefie było super :) De Funes był boski i szkoda, że musiał umrzeć wtedy, gdy mógł jeszcze pożyć długie lata, ale cóż... Sławni ludzie rzadko są zdrowi jak przysłowiowy koń.
Właśnie, każda z tych ekranizacji powieści Dołęgi-Mostowicza inaczej się kończy. Jeśli chodzi o film "NIKODEM DYZMA", to ktoś się nabija na Filmwebie - że Czereśniak i Brunner wywieźli Dyzmę do lasu xD Bo to byli Tadeusz Fijewski i Emil Karewicz, ci policjanci, którzy Dyzmę gdzieś wywieźli. I mnie zawsze ciekawiło, gdzie go wywieźli - czy do tajnego więzienia jak mówisz, czy może do lasu, kula w łeb i zakopać? Tak czy siak wyraźnie było widać, że chcieli uniknąć skandalu, więc Terkowskiego zesłano na polityczne wygnanie, tego szefa lokalu, który szantażował Dyzmę wręcz doprowadzili do samobójstwa, a potem samego Dyzmę... Co zrobili z nim? Tego nie wiem. Ale może tak, jak z pułkownikiem Kwiatkowskim granym przez Marka Kondrata - wywieźć do tajnego więzienia i po jakimś czasie wyjdzie jako lojalny współpracownik służb albo zgnije w swojej celi. Brzmi dość mroczne, a Brunner jako mroczny policjant budzi faktycznie grozę xD Tak, w serialu faktycznie dodali wątek, iż komisarz Reich zaczął prowadzić tajną obserwację Dyzmy, ale pewnie po to, aby go szantażować jakby co. No i to, co zrobił Żorż to zaszokowało ludzi, ale moim zdaniem elita wolała uwierzyć, że Żorż to wariat niż przyznać się do tego, że jakiś oszust i cwany prostak ich wywiódł w pole. Zwłaszcza ciotka Przełęska to by wolała zrobić, podobnie jak doktor Litwinek. A wiesz, może masz rację? Mina Dyzmy może oznaczać raczej złość i chęć spełnienia groźby, że "przeglancuje" do Tworek szwagierka, który za dużo papla. Więc raczej Dyzma nie został pozbawiony tego, co zdobył - elita zostałaby ośmieszona, a przecież tego za nic w świecie nie chciała. To była jego siła - podobnie było w filmie "ANTEK POLICJAMAJSTER" z Dymszą: Antek zostaje puszczony tylko dlatego, że władze ruskie oraz elity ruskie nie chciały się ośmieszyć procesem jego osoby, który by dowiódł, że się dali oszukać. A parodia Dyzmy z Pazurą jest rewelacyjnie zabawna, a sam Dyzma jest nawet sympatyczniejszy niż ten z książki - bo niby prostak i cham , ale jak go nie lubić? Zwłaszcza, że mimo prostactwa jest za polskim przemysłem i wyraźnie patriota. Poza tym rzuci w twarz różnym gnidom na stołkach to, co o nich myśli i nie boi się konsekwencji tak, jakby się wielu bało. Lew Rywin tam był naprawdę bardzo dobry :)
Wiesz, ja z tą "nudą" nawiązałem głównie do tego, co czytałem na jednej stronie, że kogoś trzecia część muszkieterów nudziła przez ten opis dworski. Ale tak, to prawda - d'Artagnana nam żal, bo nie ma on co robić w środowisku pochlebców i wazeliniarzy, a przede wszystkim dorobkiewiczów. Ale ja nie uważam tej powieści za nudną, bo zarys historyczny jest ciekawy i pomaga nam ciekawie poznać te postacie, choć zdecydowanie wszystkie można ocenić zdaniem: "banda bogatych głupców, którym się z bogactwa z tego całego dobrobytu". I jeszcze też widzimy, że świat dworu królewskiego to niemalże złota klatka, w której tylko na pozór jest się szczęśliwym. Dwójka pod względem akcji jest genialna, bo ciągle coś się dzieje i żaden rozdział nie jest nudny. Wszystkie toczą się dość szybko i sprawnie zarazem. A wiesz, ja planuję napisać własne zakończenie serii o muszkieterach w formie opowiadaniach, bo podobnie jak i Ty kocham happy endy :)
Mnie się wydaje, że ci tzw. wolnomularze z Ameryki nie podlegali wcale Moriarty'emu, tylko na samym końcu poprosili go o pomoc. I tak, to przykre - dzielny detektyw pokonał całą mafię, załatwił zabójcę, który chciał go zabić i może gdyby nie śledztwo Holmesa, to upozorowałby swoją śmierć i byłby bezpieczny. A tak przez Holmesa sprawa wyszła na jaw i potem zamachowiec Moriarty'ego go załatwił. A wiesz, to ma już sens - że "DOLINA TRWOGI" się dzieje w trakcie akcji "OSTATNIEJ ZAGADKI" i dlatego na początku tego opowiadania Watson, gdy Holmes go pyta o profesorka, to on nic o nim nie wie i o Moranie także, a na początku "DOLINY TRWOGI" Holmes mówi mu wszystko o tych dwóch panach. To ma sens, co mówisz. Właśnie - chronologię w dziełach o Holmesie trudno jest ustalić, a sam Conan Doyle namieszał dając czasami sprzeczne ze sobą fakty np. w "STUDIUM W SZKARŁACIE" Watson wspomina, że podczas wojen burskich raniono go w ramię, a w "ZNAKU CZTERECH", że w nogę".
A więc polecam Ci właśnie "SHERLOCK, LUPIN I JA". Moim zdaniem świetna seria dla młodzieży. Warto też poznać "DOKTORA JEKYLLA I PANA HOLMESA" - doskonale oddaje klimat prozy Conan Doyle'a. I jeszcze super są "CHEMICZNE PRZYGODY SHERLOCKA HOLMESA". Jeśli chodzi o ekranizacje, mam trzy ulubione. Pierwsza to nakręcona przez Granadę z Jeremym Brettem - idealny Holmes, choć pewne odcinki niepotrzebnie pozmieniano, choć np. "UMIERAJĄCEGO DETEKTYWA" ulepszono tymi zmianami. Drugi to serial brytyjsko-polski "SHERLOCK HOLMES I DOKTOR WATSON". Genialni Holmes i Watson jeszcze młodzi i przystojni, a Holmes nawet sympatyczniejszy niż w opowiadaniach. A trzecia to radziecka wersja z lat 70 "PRZYGODY SHERLOCKA HOLMESA I DOKTORA WATSONA". Wadą tej wersji jest to, że tak mało odcinków powstało i że Holmes wygląda na 40-stkę, a Watson na kilkanaście lat młodszego. Ale poza tym fabuła genialna, a klimat idealny. Jeśli chodzi o Poirota, to najbardziej pamiętam dwóch jego odtwórców - Petera Ustinova i Davida Sucheta. I choć Ustinov świetnie gra, to jednak jest jako Poirot trochę za prostacki, zaś Suchet... rewelacyjny. Kocham go w tej roli :) I podoba mi się, że w serialu z Suchetem rozwinęli postacie Hastingsa, Jappa i panny Lemon - którzy zwłaszcza w krótkich odcinkach razem z Poirotem tworzą genialną, niepokonaną drużynę. Szkoda, że dłuższe odcinki już tego w większości nie ukazują. Naprawdę szkoda.
Jeśli chodzi o biografię Doyle'a, to mam spore źródło informacji, gdyż kupowałem wydawaną raz na miesiąc gazetkę z odcinkiem lub dwoma na DVD serialu o Holmesie z Brettem w roli głównej. I każda gazetka zawierała część biografii sir. Arthura Conan Doyle'a. Także to wszystko wiem właśnie z tych źródeł. Ale wydaje mi się też, iż z tego samego wydania, co ja mam biografię Dumasa, wydano też biografię również Conan Doyle'a. A ta seria ciekawie opisuje życie znanych pisarzy. Tak czy siak wiem też np. że wzorem dla Ireny Adler była Helena Modrzejewska, której gra zrobiła ogromne wrażenie na pisarzu :) Zwykle pisarze piszą o czasach i miejscach, które sami znają. Chyba, że to pisarze historyczni, choć nawet i wtedy rzadko poruszają historię krajów, który nie znają - np. Dumas, Kraszewski i Sienkiewicz poruszali temat starożytnego Rzymu (ale to chyba taka moda była, iż każdy szanujący się pisarz musiał coś o tym napisać), Prus pisał o starożytnym Egipcie, a z kolei Karol May o Dzikim Zachodzie, choć w przeciwieństwie do poprzedników nigdy nie opuścił Niemiec.
Jeśli pytasz o artykuły na Wikipedii, to tak. Napisałem w jedne wakacje bodajże artykuł "TRYLOGIA O MUSZKIETERACH" oraz napisałem artykuły o kilku postaciach z tej serii: o Konstancji, Rocheforcie, Milady, Mourdancie, Raulu oraz wszystkich służących muszkieterów. Rozwinąłem też artykuły o muszkieterach - bo one były krótkie, a ja chciałem dać im całą biografię ze wszystkich książek o nich. I napisałem artykuł o Edmundzie Dantesie, a gdy Wikipedia zaakceptowała go, dałem artykuły o innych postaciach z tej książki. Byłem wtedy świeżo po lekturze książki Dumasa i miałem wiedzę w głowie. Potem pomagały mi te artykuły, gdy pisałem swoją książkę o hrabim. Możesz sprawdzić historię tych artykułów. Znajdziesz w nich autora Kronikarza. To jestem ja :)

ocenił(a) film na 7
kronikarz56

Piotr Fronczewski na szczęście uniknął zaszufladkowania, dzięki temu, że zagrał przedtem w kilku dość znanych produkcjach. Z późniejszych jego filmów najbardziej spodobał mi się "Konsul". Co do Lalki, Mariusz Dmochowski jest według mnie lepszym aktorem, niż Jerzy Kamas, podobnie jak Beata Tyszkiewicz przewyższa urodą Małgorzatę Braunek. Mimo to serial jest znacznie lepszy, niż film Hassa. Głównie dlatego, że stanowi niemal dokładnie wierne odwzorowanie powieści. Cała ekipa też stanęła na wysokości zadania. Film jest zdecydowanie za krótki.
Chyba nigdy nie dowiemy się prawdy. O tamtych czasach krąży bardzo wiele niepotwierdzonych plotek, np kwestia Ludwika XIV "Państwo to ja" podobno nigdy nie padła.
John Watson właściwie też był amatorskim detektywem, wziął ważny udział w rozwiązaniu kilku spraw :-). Tak, to prawda kiedyś więzienia były surowe, a wyroki długie. Dlatego częściej zdarzały się ucieczki, a strach przed karą był większy. W obecnych czasach, zwłaszcza w Europie dąży się do skracania prawie wszystkich kar, nawet za najcięższe przestępstwa, warunki są niemal komfortowe, co w mojej opinii jest złym trendem. Tak, jakby najbardziej zależało na relacji państwo- obywatel.
Słyszałem o różnych wersjach fabuły, ale oglądałem tylko jedynkę i dwójkę. Lepsza była chyba jedynka, ze świetną obsadą o oryginalnym pomysłem. Jedne z najlepszych scen pojedynków starego kina. Do kolejnych filmów z Nieśmiertelnego właśnie się przymierzałem. Uśmiercenie Robina było wierne powieści, ale na nim powinni właśnie zakończyć. Co do drugiej serii, nawet nie wiem jakie było jej zakończenie. :-). Tak, oglądałem, zwłaszcza dobrym filmem byli Nietykalni. Wadą było jedynie w tym filmie, że był za krótki. Nie pokazano pełnej działalności Ala Capone.
Wow, naprawdę wszystkie?? Jak się udało je zdobyć? Niektóre to prawdziwe białe kruki. Heloizie brak urody i to faktycznie rzuca się w oczy. Tak, bardzo dobre były te rozdziały z czarnymi charakterami. I niezmiernie się cieszę, że ich rewanż się nie udał, jak w tym nieporozumieniu Martwej Ręce. A zresztą szkoda gadać o tamtych "dziełach". Zgadza się, Dziecko Rosemary też jest jego filmem. Niebawem zamierzam go obejrzeć, po licznych rekomendacjach. Trochę szkoda, że nie pokazano. Bardzo bym chciał poznać jakiś film, gdzie będzie dobrze przedstawiony Zły. Zawiodłem się bardzo na Egzorcyście, gdzie też diabła nie było. Kolejny ukazany absurd współczesnych sądów. Więzienie ma służyć nie karze, tylko resocjalizacji. A gdy ktoś nie chce się resocjalizować, tylko nadal łamie prawo, zostaje uznany za wariata i jest poddany "leczeniu". Komunistyczne metody, ale nie mija się to z prawdą. Prawda, Żandarm to klasyk. Tę słabszą aktorkę, jako Józefę dano nie wiedzieć czemu tylko w jednym filmie- Żandarm i Kosmici. Potem od razu zastąpiono, dawną artystką. Kwestia awansu i wątpliwej degradacji też była dziwna. Ale jeszcze dziwniejsza sprawa z konkursem na komendanta. Sierżant zajął nagle miejsce porucznika, choć stopnie mieli te same.
Film z lat 50 często przypomina starą komedie, a momentami wchodzi w bardzo mroczne klimaty. Mnie raziły porównania do Hitlera na koncercie, sugerujące, że w Polsce był podziwiany. Chociaż akcja powieści to czasy wielkiego kryzysu. Tak chyba rzeczywiście sprawy mogły się potoczyć. Jedyne, co mnie ciekawi, to czy Nikoś zdołał się wypłacić szantażyście Reichowi i czy Kunik wrócił. Też tak uważam, świetny film, a bohater budzi autentyczną sympatię. Nastrój jest też łagodniejszy, w końcu nikt nie zginął. Dla mnie genialna scena pod koniec, gdy MSW zbadało życiorys Dyzmy, a premier z gorzkim śmiechem mówi, że nic na niego nie mamy, bo każdy z nas ma o wiele ciemniejszą przeszłość. A potem ku uciesze gawiedzi zostaje premierem. Film pokazuje, że aby przeniknąć do elit muszą one najpierw istnieć. Jeśli chodzi o Marka Kondrata, Pułkownik Kwiatkowski był dobry, ale z tym aktorem najbardziej lubię Ekstradycję. Plejada gwiazd, jak chyba w żadnym innym serialu i genialne pokazanie powiązań świata mafii i polityki. Muzyka też robi swoje.
Zgadza się, każda z tych powieści ma swoją wartość. Ale podobnie, jak w Trylogii Sienkiewicza najlepsza druga część, a najbardziej romansowa trzecia. O fantastycznie, wobec tego życzę gorąco powodzenia i weny twórczej. :-) Najwyższy czas, by ukazało się satysfakcjonujące zakończenie Muszkieterów. Niestety, co łączy obie szlachetne trylogie, to uśmiercanie pod koniec wszystkich postaci. Zresztą podobnie jest w Trylogii Husyckiej Sapkowskiego.
Tak, chyba masz słuszność. Jeremy Brett jest idealny do roli detektywa, tak jak Suchet do Poirota, ale właśnie te zmiany... Z pewnością zapoznam się z niektórymi z tych pozycji. To ciekawe. Irena Adler, to Modrzejewska, naprawdę?? Nasza aktorka też tak przebiegle szantażowała :-)? Pomysł pisarza był, jak zawsze bardzo dobry, ale nie podoba mi się, że w filmach pokazywano romans Sherlocka z Ireną. Wyjątkiem był mistrz powieści przygodowej Jules Verne. Najbardziej zawsze lubiłem "Kuriera Carskiego" :-). W Polsce jest oskarżany, że pokazywał Rosję zbyt pozytywnie. Może i tak, ale za to jak ciekawie. Orient z perspektywy zachodu zawsze jest urokliwy, przykładem seria o Jacku Ryanie.
Zatem jestem naprawdę pod wrażeniem. Bardzo mało jest artykułów w wikipedii, które są równie rzeczowe i dokładne. Bardzo przybliżają te powieści początkującym czytelnikom. No tak, Kronikarz. :-). Muszę chyba kiedyś także napisać artykuły na temat niektórych powieści, bo bardzo wiele wybitnych książek nie ma prawie nic oprócz podstawowych danych.

niwrok_2015

Piotr Fronczewski naprawdę jest genialnym aktorem o wielkim talencie i cieszę się, że nie został zaszufladkowany. No, tu nie mogę się zgodzić, bo Jerzy Kamas dla mnie ma więcej uczuć niż Dmochowski. Poza tym lepiej oddał romantyka Wokulskiego. W każdym razie ja tak to widzę, ale cóż... To przecież ostatecznie tylko punkt widzenia. Każdy lubi, co lubi. Ale wiesz, Braunek może mniej urodziwa, ale doskonale oddała histerie Belli. Bo Tyszkiewicz zawsze spokojna i opanowana, dostojna i w ogóle, ale... brakuje mi tych histerii Izabeli. A co sądzisz o innych aktorach? Fijewski świetny, ale za stary - Rzecki był energiczny, miał tylko pięćdziesiąt pięć lat i miał wiele energii w sobie, choć sam uważał się za starca, ale miał energię do działania. Fijewski wygląda czasami, jakby ledwie się ruszał. A Pawlik ma wiele energii. Podobnie Karewicz w serialu jako Łęcki jest rewelacyjny. Wołłejko jest Krzeszowskim takim, jak z książki - jaśnie pan, pogardzający innymi. Gołas jako Krzeszowski jest zbyt sympatyczny. Podobnie Łapicki jako Starski - bardziej sympatyczny laluś niż podły intrygant uwodzący biedną Ewelinę, aby wydać ją za dziadka i czerpać potem z kieszeni jej męża. Takiego oddał już Roman Wilhelmi. Starski w książce budzi wstręt i obrzydzenie, w serialu też, a w filmie już jest sympatyczniejszy. Nie powiem, to dobra wizja, ale mniej wierna książce. I właśnie w tym sęk - film jest za krótki, rozmowy bohaterów są mieszanką kilku rozmów, jakie te postacie prowadziły - zamiast kilku mamy tu jedną rozmowę danej pary i stanowi ona mieszankę tych wszystkich rozmów. I niektóre rozmowy są prowadzone bez celu i urywane - zwłaszcza w Zasławiu. Powiem Ci tak - pierwsza połowa filmu mi się podoba, druga (głównie Zasław) jest dość nudna i wlekąca się powoli i bez dynamiki. I dziwią mnie dwie bezcelowe sceny - Wokulski chodzi w nich po Powiślu i patrzy na tę biedę i... tyle. I na to marnują kilka minut filmu. I scena zaręczyn taka dziwna - niby Izabela wywołuje zazdrość Wokulskiego, ale dlaczego? W filmie nawet nie wiemy, czemu. I to przyjęcie, na którym Stach się zaręczył jest takie smętne, jakby się wszyscy nawdychali opium. Ale masz rację, doskonale oddali klimat Warszawy roku 1878. Jednak serial poznałem jednocześnie z książką i do serialu mam mimo wszystko większy sentyment. Ale to moje zdanie i nie chcę Ci go narzucać. Tylko je wyrażam :)
Wiele słynnych zdań nigdy nie padło. Podobno nigdy nie padła słynna kwestia "A jednak się kręci" wypowiedziana przez Galileusza. Albo "Niech jedzą ciastka" rzekomo wypowiedziane przez Marię Antoninę. Podobno to mówiła zupełnie inna władczyni - chyba nawet jej matka. Więc nie zdziwiłbym się, gdyby słowa "Państwo to ja" też nigdy nie padły z ust Ludwika XIV.
Tak, John Watson był zdecydowanie amatorem jako detektyw i jak pamiętasz zapewne, w opowiadaniu "PUSTY DOM" próbuje samodzielnie rozwiązać sprawę i szybko się przekonuje, że źle sobie radzi. Ale powiem Ci, że czasami był bliski rozwiązania sprawy np. w sprawie zabójstwa na mocie Thor - przecież wtedy wysnuł ciekawą teorię, ale oczywiście błędną. Lecz należy zauważyć, iż była bliska prawdziwej wersji wydarzeń :) Tak, a jeśli chodzi o więźniów, to pamiętam zbyt dobrze "NĘDZNIKÓW" i to, jak ex-więźniów traktowano. Żółty paszport i praktycznie publiczny ostracyzm. Brak poszanowania godności, a także oszustwo przy wypłacaniu wynagrodzenia. Postać Javerta reprezentuje tutaj w tej historii sposób myślenia ówczesnych ludzi - kto raz zejdzie na drogę przestępstwa, ten już na zawsze pozostanie przestępcą i nie można mu ufać. A resocjalizacja? Marzenie. Podobnie było w powieści "OLIVER TWIST". Wtedy bycie ex-więźniem to było straszne. A dzisiaj chyba z kolei za bardzo się cacka z najgorszymi draniami. Krótko mówiąc i tak źle i tak niedobrze.
Właśnie, sam byłem w niezłym szoku, że w filmie "NIEŚMIERTELNY" mamy super fabułę, a potem pozostałe trzy części, to nie jedna seria, tylko każda część pokazuje własną wersję dalszych losów Connora. Ale czwarta jest moim zdaniem najgłupsza i najmniej pasuje do jedynki. Ale chyba chciała pokazać postać Duncana, o którym jest wszak serial "NIEŚMIERTELNY", na którym filmy były wzorowane. Jeśli chodzi o trójkę, ma ciekawą wizję, ale... trochę nielogiczną w stosunku do jedynki. Dwójka najlepiej dopasowuje się do jedynki. Ale i tak jedynka jest najlepsza. Świetna obsada i rewelacyjna fabuła. Jeśli chodzi o Robin Hooda, to faktycznie w powieści "WESOŁE PRZYGODY ROBIN HOODA" to na końcu Robin ginie, ale przedtem zabija Szeryfa. A w serialu ani Szeryf, ani Guy nie giną, tylko ci dobrzy są przetrzebiani. I gdzie tu sprawiedliwość? Nie ma jej i to razi. Film "NIETYKALNI" jest rzeczywiście trochę za krótki i jest tylko 4 Nietykalnych, ale chyba dlatego, żeby widz zapamiętał i odróżniał postacie.
Znaczy mam te wszystkie ekranizacje, o których mówiliśmy. Czyli ekranizację z 1954, ekranizację z 1961, ekranizację z 1975, ekranizację z 1998 i z 2002, a także bajkę z 1993 roku. Prócz tego poluję na wersję z 1934, podobno też jedna z najlepszych. Jeśli widziałeś film "V JAK VENDETTA" to główny bohater tę wersję właśnie ogląda :) Ale z białych kruków mam co nieco - np. kilka powieści Dumasa, a dwie mam z lat 30 XX wieku, z takim specyficznym słownictwem tamtych czasów. Trochę zapłaciłem za nie, ale warto było. Super książki. To "LADY HAMILTON" oraz "KOBIETA Z AKSAMITNYM NASZYJNIKIEM". Właśnie, Heloiza w serialu z 1998 roku nie jest zbyt urodziwa i przypomina wiedźmę z bajek już samym swoim jadowitym uśmiechem mówi nam, że to jędza. Cieszę się, że podoba Ci się moja powieść. Mnie te intrygi Benedetta i Danglarsa z tych obu książek się podobają i pasują do nich, ale "MARTWA RĘKA" to wręcz pomyłka, zgadzam się. Dlatego u mnie intrygi obu tych panów się nie udały :) Ciekawe, co powiesz o dalszych rozdziałach. A więc dobrze pamiętałem - "DZIECKO ROSEMARY" jest filmem Polańskiego. Powiem Ci, że masz rację, bo fabuła tam faktycznie jest dość nudna i można ją streścić w dwóch lub trzech zdaniach. Ale klimat grozy jest ogromny. A ta muzyka... Ja mam ciarki, jak ją słyszę. I jeszcze scena, jak Rosemary patrzy na wózek odwrócony tyłem do kamery i jest przerażona, a my chcemy, aby pokazali nam to dziecko, a guzik! Dziecka nie ma ukazanego i weź sobie człowieku wyobrażaj, jakie to paskudztwo... Brrr... Aha, czyli tylko do filmu "ŻANDARM I KOSMICI" dali tę inną aktorkę? A potem do ostatniej części serii znowu powróciła poprzednia aktorka? Bo ja tę poprzednią uwielbiam w roli Józefy. I ona grała jeszcze żonę Louisa w filmach "HIBERNATUS" oraz "OSCAR". No właśnie, są pewne nieścisłości w fabule, ale mimo wszystko trudno nam tych filmów nie lubić. Tylko nie wiem jeszcze jednego. Czemu Nicole, córka Cruchota znika po 3 części? Pokazują na końcu, że Cruchot się żeni, a jego córka tego samego dnia wychodzi za mąż. I co dalej? W ogóle jej w dalszych filmach nie ma. Przyznam się, że trochę to mnie dziwi. I to, że ani słowem o niej nie wspominają. Jeszcze dziwniejsze.
Film "NIKODEM DYZMA" jest moim zdaniem przede wszystkim groteskowy i masz rację, że chwilami staje się dość groźny, bo faktycznie groza tu się miesza z humorem. A najgroźniejsze jest chyba zakończenie. Serial z kolei doskonale oddaje klimat książki, choć to ciekawy wątek z rozwinięciem postaci Reicha. Kunik raczej nie wrócił, nie miał raczej po co do Polski wracać. Lepiej mu było rozwinąć działalność za granicą. A Reich... Nie wiem, czy zebrał coś na Dyzmę, aby go szantażować. Jeśli chodzi o film z Pazurą, to moim zdaniem właśnie, że budzi on większą sympatię niż bohater książki Dołęgi-Mostowicza. A przy okazji spotkałem się ze stwierdzeniem, że pisarz wzorował Dyzmę na osobie Piłsudskiego. Nie wiem, czy to prawda - Dołęga nie miał powodu, aby lubić sanację, ale taki Dyzma to by był obraźliwą satyrą Marszałka, na którą on nie zasłużył. Ja osobiście bardzo lubię tę postać historyczną, choć rozumiem, że ktoś go może nie lubić. Ale i tak Dyzma miał być satyrą sanacji, a stał się satyrą polskiej polityki. Tak, zakończenie filmu z Pazurą jest genialne. Premier nie ma praktycznie żadnego mocnego haka na Dyzmę, ale jak mówisz, inni są bardziej umoczeni i tylko Dyzma może stworzyć nowy gabinet. Nikoś oczywiście domyśla się motywu rządu i premiera, co im rzuca w oczy ze złością, ale przyjmuje posadę, ale raczej nie dla prywatnych korzyści, lecz dla tego kraju. Bo widać wyraźnie, że Nikoś kocha ten kraj i chce mu pomagać, przy okazji wyciągając własne korzyści. Ale jakoś trudno nam go nie lubić. I lubię w tym filmie piosenki Elektrycznych Gitar :) "EKSTRADYCJA" bardzo dobry serial, choć trochę bardziej mi się podobał serial "SFORA" chyba tego samego reżysera i też z gwiazdorską obsadą.
Cóż, jeśli Sienkiewicz inspirował się Dumasem ojcem, to nic dziwnego, że jego własna Trylogia ma tak, że dwójka ma najwięcej akcji, a trójka ma najwięcej romansu w sobie. Myślę, że tu też mamy celowe nawiązanie do muszkieterów :) Dziękuję, zamierzam takie opowiadanie napisać. Jak na razie napisałem też powieść o muszkieterach króla Ludwika XV, która to powieść jest inspirowana powieściami Dumasa oraz ich ekranizacjami. Być może po przeczytaniu mojej książki o hrabim Monte Christo, przeczytasz tę książkę :) A co do opowiadania lepiej kończącego wątek muszkieterów, muszę nad nim pomyśleć. Na pewno oni nie zginą, to pewne. I prócz tego jeszcze mogę zapewnić, że i Raul nie zginie, pojawi się córka d'Artagnana, a do tego muszkieterowie nie zostawią Filipa Żelazną Maskę własnemu losowi. Muszę tylko obmyślić wszystko, aby było ciekawie i romantycznie i z happy endem :) I można by dopisać, że Aramis napisał pamiętniki, w których wymyślił, że Atos, Portos i d'Artagnan zginęli, aby chronić przyjaciół narażonych politycznie. I te pamiętniki wpadły w ręce Dumasa, który tak ukazał ich losy. Co o tym sądzisz? To by wyjaśniało, czemu Dumas tak to napisał. Tylko jeszcze by warto uzasadnić, czemu Aramis kłamał w pamiętnikach i czemu chciał ich chronić. Trylogia Husycka mniej mi się podobała zwłaszcza przez to, co mówisz - zwłaszcza zabolało mnie, jak ukochana głównego bohatera zostaje zatruta i umiera na rękach ukochanego, który nie jest w stanie już jej ocalić. Dołujące. Podobnie było ze śmiercią Konstancji u Dumasa ojca.
Jeremy Brett moim zdaniem najlepiej oddał Holmesa ze wszystkimi jego wada, choć trochę mocniej rozbudował jego uzależnienie od morfiny. Choć w odcinku "DIABELSKA NOGA" wylewa morfinę i zakopuje strzykawkę na plaży. Podobno sam Brett wymyślił tę scenę, aby pokazać, że Holmes jest silniejszy niż jego nałóg, co mi się też podoba. I potem nie widać już, aby Sherlock dawał sobie w żyłę. Zmiany w serialu z Brettem są niekiedy zbyt mocne - np. odcinek "OSTATNI WAMPIR" na podstawie opowiadania "WAMPIR Z SUSSEX" to już nie ma z pierwowzorem wiele wspólnego. Albo odcinek "SZLACHETNIE URODZONY KAWALER" niepotrzebnie zmienił klienta Holmesa z bogatego snoba w łajdaka pierwszej klasy. I jeszcze zmieszali fabułę z opowiadaniem "TAJEMNICZA LOKATORKA", choć z drugiej strony sam odcinek jest ciekawy i jeden z najlepszych z najlepszą intrygą. Ale mimo wszystko zmiany mogą razić fanów. Ale kilka zmian wyszło serialowi na dobre np. w odcinku "GRECKI TŁUMACZ" rozszerzyli postać Mycrofta i samo złapanie przestępców jest ciekawsze niż w opowiadaniu. Ale polecam Ci też serial brytyjsko-polski. Uwielbiam go, a zwłaszcza młodzi Holmes i Watson ą uroczy, a zwłaszcza Holmes jeszcze nie będący uzależniony od morfiny i milszy do klientów i wyraźnie lubiący dzieci. Podoba mi się taka wizja - jakby ten serial pokazywał nam Holmesa przed nabraniem kilku jego słynnych nawyków i wad. David Suchet jako Poirot jest bezkonkurencyjny i kocham go w tej roli. Zwłaszcza to, jak droczy się z Hastingsem i Jappem :) No i ten radziecki serial "PRZYGODY SHERLOCKA HOLMESA I DOKTORA WATSONA" też polecam. Właściwie to są dwa seriale - pierwszy ma dwa odcinki, drugi kilka, ale w sumie są razem jednością, więc można mówić o jednym serialu. Tak, Irena Adler była inspirowana Heleną Modrzejewską, która zachwyciła urodą i talentem Conan Doyle'a :) Nie, nie była szantażystką, ale prowadziła dość ciekawe życie prywatne i nie zawsze było ono moralne pod względem moralności :) A tak, w kilku filmach pokazali romans Sherlocka z Ireną. Ale myślę, że spodobałaby Ci się serial "SHERLOCK, LUPIN I JA". Wciąż czekam na czwartą część, jeszcze jej w Polsce nie wydali. Podoba mi się pomysł, aby 12-letnia trójka: Sherlock Holmes, Arsene Lupin i Irena Adler rozwiązywali zagadki. Choć prawdę mówiąc Lupin wiekiem nie pasuje do tej serii - bo nie był równolatkiem Holmesa, a sporo młodszy od niego. Lupin działał na początku XX wieku, kiedy Holmes był już w średnim wieku, a Lupin był jeszcze młodym człowiekiem. Więc tu jest mały błąd, ale może celowo popełniony, aby postacie się spotkały :) Pewnie wiesz, ale jeśli nie wiesz, chętnie Ci powiem - Juliusz Verne chciał, aby kapitan Nemo był Polakiem, powstańcem styczniowym, ale ponieważ wtedy zacieśniły się polityczne związki Francji i Rosji, to zmienił plany i uczynił z niego Hindusa. "MICHAŁ STROGOF - KURIER CARSKI" to jedna z lepszych powieści Verne'a, choć można powiedzieć, że pisarz podlizywał się Rosji. Ale mimo wszystko powieść jest ciekawa, choć ekranizacje to ma już różne - mniej lub bardziej udane. A przy okazji znasz powieść Juliusza Verne'a "MATYAS SANDOR"? To powieść inspirowana "HRABIĄ MONTE CHRISTO" i sam Verne się przyznał, że się na Dumasie wzorował. Sama fabuła jest niezwykle podobna, choć inna i równie ciekawa. Choć książka nie jest tak gruba i obfita w wątki jak powieść Dumasa, ale warto ją znać :)
Dziękuję, miło mi to słyszeć. Ja lubię mieć dokładne dane na temat lubianych przeze mnie książek i postaci. I dlatego właśnie dałem te artykuły na Wikipedię i zamierzam dać ich więcej. Niedawno rozbudowałem artykuł o bajce "LAPICZ, MAŁY SZEWCZYK", która podbiła moje serce. Dałem jej dokładny opis fabuły i opis postaci. Bałem się, że mi to usuną, że niby niepotrzebne dane, ale mimo to zachowali je, co mnie cieszy :)

ocenił(a) film na 7
kronikarz56

W takim razie musiałem wyrazić się nieprecyzyjnie. Zdecydowanie jestem zwolennikiem serialu z lat 70, który bardzo dobrze odwzorowuje klimat powieści. Obsada także jest lepiej dobrana. Dmochowskiego i Tyszkiewicz uważam ogólnie za bardziej utalentowanych aktorów, ale to nie zmienia faktu, że tamta dwójka z serialu bardziej pasowała do portretów Wokulskiego i Izabeli. Nie mówiąc już o reszcie obsady, jak właśnie Karewicz, Wołłejko, czy Pawlik. Zatem serial wygrywa to porównanie, również poznałem go jako pierwszy, chyba nawet przed lekturą książki Prusa.
Watson czasami faktycznie był bliski prawdy. Zresztą Sherlock przyznał kiedyś, że John jest mu potrzebny jako słuchać i nieraz naprowadzi przypadkiem na dobry trop. :-). W przeciwieństwie do kpt Hastingsa, który niemal zawsze podążał za fałszywą poszlaką. Hm. właśnie nie bardzo wiedziałem, o co chodziło z tym żółtym paszportem.
Bądź, co bądź z pewnością warto obejrzeć wszystkie wersje kontynuacyjne celem porównania. No tak, nie uśmiercono niestety Guya i Szeryfa, być może właśnie z myślą o kontynuacji. Aczkolwiek Robin już nieraz trzymał obu ich na ostrzu miecza i zdecydował się oszczędzić, być może taka była wola Herna? ;-) To i tak bardzo dużo. Gdzie jeśli można wiedzieć udało się zdobyć bajkę i film z 54'? I ta wersja jest o wiele bardziej wiarygodna, w końcu hrabia był niezwykle mądry i asekuracyjny, mało prawdopodobne, by tak łatwo dał się podejść.
Tak właśnie było. Calude Gensac zawsze tworzyła świetną parę z de Funesem. Jeśli chodzi o Nicole też żałuję, że potem jej nie zaangażowali, bo wprowadzała dużo humoru. Ale można przypuszczać, że po ślubie wyjechała z mężem do jakiegoś większego miasta i dlatego dalej nie towarzyszyła żandarmom.
Tutaj jest wątek otwarty, ale myślę że w rozgrywce z inspektorem bardzo mógł pomóc Zyzio. Chociaż był on tak ambitny, że nie wiem, czy został dalej przy Nikodemie, gdy ten odrzucił posadę premiera. Może wolał robić karierę przy nowym rządzie, wiele jest otwartych wątków. Np pułkownik, który został nowym Mistrzem:-). O, tak nawet chyba przy takiej okoliczności było nam dane się spotkać. Gdy sprzeciwiałem się jakiemuś endeckiemu "rycerzowi", który na forum szkalował Marszałka, odmawiał mu zasług i dowodził, że Dyzma to jego dokładny portret. Ludziom, którzy tak myślą naprawdę szczerze współczuję. Mostowicz sprzeciwiał się rządom BBWR po zamachu majowym, zwłaszcza radykalnej grupie pułkowników, która wprowadzała cenzurę. Ale w okresie I wojny ofiarnie walczył w Legionach Polskich, nigdy też nie odmawiał marszałkowi Piłsudskiemu zasług wojennych i politycznych. Dyzma nie miał z Piłsudskim nic wspólnego, ani wiek, ani droga, ani obszar działalności, ani pochodzenie. W mojej opinii wiele mogło być przykładów osób, które w krótkim czasie zostały wypromowane na najwyższe urzędy przez możnych protektorów, jako figuranci lub przez elektorat, którzy lubi nieraz demagogów i populistów. Widzimy to często dzisiaj, a możliwe że baczny obserwator Dołęga- Mostowicz też to dostrzegał w latach 20. Zgadzam się, Elektryczne Gitary tworzyli świetne kawałki do polskich filmów komediowych tamtych czasów, np Kilera.
Sfory nie oglądałem, ale z polskiej sensacji bardzo polecam Gilnę Pasikowskiego. Może nie aż tak szerokie spektrum, co w Ekstradycji, ale serial niezwykle wyrazisty, klimatyczny z bardzo ciekawą fabułą. Każda niemal zagadka oryginalna i dająca do myślenia, brak dłużyzn. Prawdę mówiąc uważam za lepsze od Psów tegoż reżysera. Dobry pomysł z pamiętnikami Aramisa, w logiczny sposób wszystko by wyjaśniał. :-)
Tak, to była jedna z najbardziej przykrych scen w literaturze przygodowej. Gdy dzielna Nikoletta została zatruta przez czarnoksiężnika, wyciska prawdziwe łzy bólu. I niedługo potem odejście Samsona Miodka. A niegodziwy biskup, który planował rozbiór Polski nie tylko przeżył, ale i dostał awans i gdzie tu sprawiedliwość? Na szczęście chociaż Szarlej spełnił swoje marzenie i wyruszył do Bizancjum. Jednak z powodu tego zakończenia, gdy wracam do Trylogii, z reguły pomijam III tom. Bardzo dobre tu nagrano słuchowisko z 100 polskich aktorów. Natomiast nigdy nie lubiłem Wiedźmina, który był dla mnie tanią parodią szlachetnego gatunku fantasy.
Właśnie, Holmes ma podobny problem, co Muszkieterowie- dziesiątki ekranizacji, które prześcigają się w radykalnych zmianach fabularnych. Z pewnością postaram się te seriale obejrzeć. Na pewno będą lepsze, niż ten najnowszy Sherlock z Cumberbathem, który z oryginałem łączy tylko tytuł i imiona kilku bohaterów. Również nie omieszkam się zapoznać.
Tak, wiem :-). Oglądałeś ekranizacje Michała Strogowa? Ja się właśnie przymierzałem, ale nie wiem za którą się zabrać, bo mają podobne notowania na filmwebie. Słyszałem, że dość wierny był serial z 75'. Matys Sandor, brzmi zachęcająco. W takim razie nic, tylko życzyć powodzenia, gdyż polska wikipedia ma wiele poważnych luk.

niwrok_2015

Aha, rozumiem. To w takim razie obaj jesteśmy fanami serialu "LALKA". Ja bardzo lubię film Hasa, ale z całym do niego szacunkiem Ber o wiele lepiej sobie poradził z zadaniem, bo naprawdę dał aktorom czas na to, aby się wykazali. Poza tym prawie każdą postać gra tam znakomity aktor o wielkim talencie. Prócz tego uwielbiam Kamasa. Jego głos, dykcja, sposób wyrażania emocji... To jest geniusz. I żałuję, że potem go zaszufladkowali i nie dostawał żadnych naprawdę porządnych ról, choć zagrał kilka dobrych, ale drugiej tak dobrej jak Wokulski to już nie. Ja poznałem dwa lub trzy pierwsze odcinki serialu, a potem mama kupiła książkę i miałem okazję przeczytać. Moja mama zaraziła mnie pasją do polskiego, klasycznego kina i klasyki literatury polskiej, a potem resztę sam już przyswajałem. Zresztą ja się wychowałem w latach 90, gdy jeszcze książki miały wielkie znaczenie dla młodzieży, a zamiast DVD były video i magnetofony :) Coś jest nostalgicznego w tych czasach, gdy kupowało się kasety i nagrywało na nie ulubione filmy i seriale :)
Właśnie, Watson był rzeczywiście nieraz bliski prawdy, co Holmes sam przyznawał. Podobało mi się to, jak słynny detektyw kilka razy zaznaczał, że bez Watsona czuje się zagubiony. Z kolei Hastings to rzeczywiście praktycznie zawsze podejrzewał nie tę osobę, co trzeba. Poirot raz stwierdził, że Hastings ma wielki talent - potrafi naprowadzać go swoimi nieprawidłowymi wnioskami na właściwy trop :) Jeśli chodzi o żółty paszport, to nie jestem pewien, ale chyba chodziło to, że podkreślał on, iż człowiek go posiadający jest ex-więźniem. Społeczeństwo miało być ostrzegane przez takim osobnikiem. Pamiętam scenę z serialu z 2000 roku z Gerardem Depardieu, Christianem Clavierem i Johnem Malkovichem w rolach głównych. Gdy Valjean wychodzi z więzienia, to Javert mu daje żółty paszport i mówi mu, że ten paszport będzie wszystkim mówił, kim on jest i będzie go używał do czasu, aż tu wróci, bo skazańcy zawsze wracają do więzienia. Tej sceny nie ma w książce, ale podoba mi się, bo jest wręcz doskonałym ukazaniem zasad, jakie wyznawał Javert, będący chyba uosobieniem tamtejszego systemu sprawiedliwości. Choć wzruszyła mnie jego przemiana.
Ciekawe stwierdzenie i być może masz rację. Tak czy inaczej Szeryf i Guy nie giną, a Robin tak. I gdzie tu sprawiedliwość? Nawet w książce Howarda Pyle'a, gdzie Robin na końcu umiera, to wcześniej zabija Szeryfa. A przy okazji ciekawa sprawa. Zauważ, że o Howarda Pyle'a ani u sir. Waltera Scotta - czyli pierwszych pisarzy piszących o Robin Hoodzie nie ma wzmianki o lady Marion. Ciekawe, prawda? Ciekawi mnie, kiedy wymyślono jej postać :) Co równie ciekawe - u Scotta Robin Hood działa za czasów, które najbardziej z nim kojarzy - regencja księcia Jana pod nieobecność Ryszarda Lwie Serce. Ale powieść Pyle'a pokazuje, że najsłynniejsze przygody Robin miał za czasów Henryka II, ojca obu królów. Przedostatnia przygoda dzieje się za Ryszarda, który go ułaskawia. A ostatnia za Jana Bez Ziemi, kiedy Robin ginie. Ciekawe, prawda? Wydaje się jednak, że chyba właśnie czasy regencji Jana pod nieobecność Ryszarda najbardziej potrzebowały takiego bohatera jak Robin Hood. Wtedy kraj był najbardziej zubożały, a wielu baronów na swych ziemiach robiło, co chciało korzystając z tego, iż króla nie ma, a książę regent jest dość słaby, ale nie tyle psychicznie, co po prostu jego pozycja była słaba. Wtedy właśnie Robin Hood był potrzebny. Myślę, iż dlatego w tych czasach dzieją się najczęściej przygody słynnego banity, choć niektóre (np. film z Russelem Crowem) się dzieje właśnie za rządów Jana Bez Ziemi. Jeśli chodzi o "HRABIEGO MONTE CHRISTO", to wersję z Jeanem Maraisem oraz bajkę znalazłem na gryzoniu. Dość łatwo je znalazłem. Wystarczyło tylko wpisać tytuł i rok. Ale co do bajki mała uwaga. Bajka ma dwa dubbingi. Jeden jest na potrzeby DVD stworzony, a drugi na potrzeby telewizji. Ja wolę ten drugi, bo występują w nim znakomici polscy aktorzy, przede wszystkim Marek Barbasiewicz (Edmund Dantes), Jacek Czyż (Danglars), Marek Frąckowiak (Fernand Mondego), Włodzimierz Press (Caderousse) i Jacek Jarosz (ksiądz Faria). Obie wersje łatwo odróżnik - wersja z drugim dubbingiem ma znaczek TVP 2, wersja z pierwszym dubbingiem nie ma znaczka. To taka mała uwaga, na wypadek, gdybyś chciał szukać konkretnej wersji :) Też tak uważam - hrabia był zbyt czujny i nieufny, aby miał się tak dać podejść i zniszczyć. Poza tym kocham happy endy i cóż... Nie umiałem napisać inaczej.
Calude Gensac bardzo mi się podobała w rolach żony de Funesa w kilku filmach lub osoby blisko z nim związanej. Ostatnio obejrzałem "SKĄPCA" i Calude gra tam swatkę, którą Harpagon (de Funes) wynajmuje, aby przekonała do jego osoby Mariannę. Przyznam się, że uwielbiam kreację de Funesa jako Harpagona. W sztuce budzi on obrzydzenie, a tutaj raczej politowanie i śmiech. Bo jak nie śmiać z jego mimiki? Albo ze sceny, jak ucieka przed zakonnicą zbierającą w kościele datki? xD Nicole była super, zwłaszcza w jedynce, jak wstydziła się ojca i jego zawody, a potem się okazało, że bez powodu, bo jej przyjaciele nie mieli nic przeciwko zawodowi Cruchota - a poza tym na ich oczach sierżant ocalił córkę i złapał bandytów, więc tym bardziej zyskał w ich oczach xD Zabawna też była w dwójce, jak narobiła tatusiowi problemów w Nowym Jorku xD A w trójce mnie rozbawiła w scenie, jak udawała małe dziecko przed Józefą, aby zrobić na złość ojcu, który kłamał, że ma "małą córeczkę". Brakowało mi jej w kolejnych filmach z serii, bo była świetna.
Wiesz, nie myślałem o tym w ten sposób, ale być może masz rację, że rzeczywiście Zyzio Krzepicki nie pozostał przy Dyzmie, gdy ten odrzucił stanowisko premiera. Wareda jako nowy Wielki Trzynasty na pewno używał życia ile się da :) A wiesz, to bardzo możliwe. Bo rzeczywiście wypowiadałem się na Filmwebie na stronie o serialu "KARIERA NIKODEMA DYZMY" i broniłem osoby Marszałka w swojej ocenie. Więc niewykluczone, że wtedy też się spotkaliśmy :) Moja ocena jest dokładnie taka sama. Piłsudski miał swoje wady, ale mieszanie go z błotem i czepianie się o praktycznie wszystko, co się tylko da uważam za obrażenie jego pamięci. Ostatecznie przecież nikt nie jest święty, a ten człowiek zrobił dla Polski wiele i nie przypominam sobie, aby jakikolwiek historyk mu odbierał wszystkie zasługi. Chyba, że zaciekły endek. Ale to też dowodzi, że Marszałek miał rację, iż nie lubił demokracji, a zwłaszcza partyjniactwa. Jakby nie patrzeć, dzieliło to Polskę i Polaków zamiast ich łączyć. Osobiście jestem zdania, że Dyzma był przede wszystkim przykładem osób, które za czasów sanacji z chama wyrośli nagle na panów. Biedny pisarz nie spodziewał się jednak, że wiele lat po nim wciąż będzie pełno takich Dyzmów. I jak słusznie zauważyłeś, Dołęga-Mostowicz walczył odważnie w czasach I wojny światowej za ten kraj, a sam Marszałkowi zasług nigdy nie odbierał. I o to chodzi. A że sprzeciwiał się radykalnym członkom BBWR? Cóż... Miał sporo racji w tym, co mówił. I w ogóle był bystrym obserwatorem i umiał tworzyć doskonałe postaci w swoich książkach. Szczególnie podobające mi się są postacie Rafała Wilczura, Pawła Dalcza oraz Franciszka Murka. Magdalena Nieczaj też jest jedną z najciekawszych postaci przez niego stworzonych. Pisarz pokazał nam prawdziwy świat obdzierając go z fałszu i ukazując, jak różnią się nasze marzenia od rzeczywistości. Mam wszystkie jego powieści łącznie z "CZEKAMI BEZ POKRYCIA", którą mu się przypisuje, choć naprawdę napisał ją Jerzy Zdziechowski, choć naśladując styl Dołęgi-Mostowicza i używając jego pseudonimu W.M.Dęboróg. I jestem pod wrażeniem twórczości Tadeusza i powiem jedno -dziwi mnie, czemu wiele jego książek w ogóle się nie doczekało ekranizacji? A zwłaszcza "BRACIA DALCZ I SPÓŁKA", którą chętnie bym zobaczył jako film. I żal mi bardzo, iż tak wspaniały pisarz zginął w kampanii wrześniowej. Nawiasem mówiąc czytałem, że Dołęga-Mostowicz jako jedyny pisarz swoich mógł zarabiać TYLKO pisaniem. Inni musieli dorabiać, bo zwykle hulali i przetracali miliony, jakie zarabiali na swych dziełach lub nie zarabiali tyle, ile trzeba i musieli dorabiać sobie. A Dołęga-Mostowicz zarabiał pisaniem powieści w odcinkach i tylko na tym i zarabiał tyle, że nie potrzebował dodatkowych źródeł dochodu. To także mówi samo za siebie, jeśli chodzi o jego talent :)
Elektryczne Gitary stworzyli genialne piosenki do obu części przygód Jurka Kilera oraz Nikosia Dyzmy. Uwielbiam ich piosenki, to jak dla mnie prawdziwa klasyka współczesnej muzyki. A ich piosenki po premierze owych trzech filmów był często w radiu puszczane. I nie bez przyczyny, bo są genialne: dowcipne, zwariowane, muzycznie odpowiednie do tańca i śmiania się :) Czy w "GLINIE" grał Borys Szyc? Bo jeśli tak, to kojarzę ten serial, w każdym razie kilka odcinków. "SFORA" mi się szczególnie podoba, bo główni bohaterowie posługują się hasłem "Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego" i jest ich właśnie czterech, a potem jeden ginie i pozostała trójka poświęca się walce z tym, który za tę śmierć odpowiada. Widzę, że Ci się podoba pomysł z pamiętnikami Aramisa. Bo to by wyjaśniało wszystko - Aramis kłamał w nich, aby ukryć, iż jego przyjaciele, którzy narazili się Ludwikowi XIV wcale nie zginęli, ale żyli bezpiecznie za granicą. I do tego uwolnili Filipa Żelazną Maskę, choć nie musieli osadzać go na tronie. Wystarczy, że mu pomogli i ukryli, aby żył bezpiecznie. I szczególnie Raula mi żal - widziałbym jego związek z córką d'Artagnana, ku wielkiej radości ich ojców. To by było coś :) Sapkowski to świetny pisarz, choć przyznam się szczerze, że czasami jego proza trochę razi tą swoją współczesnością w czasach średniowiecza. Nie do końca wiem, czym on się kieruje pisząc w taki sposób. A ja z kolei lubię Wiedźmina, ale co ciekawe - bardziej serial niż książki. Serial moim zdaniem ciekawiej rozwinął pewne wątki, a postać Ciri jest o wiele ciekawsza i ma większą więź z Geraltem niż w książkach. A wiesz, jeśli chodzi o filmy na podstawie książek, to uwielbiam filmy "PAN SAMOCHODZIK I NIESAMOWITY DWÓR" oraz "LATAJĄCE MACHINY KONTRA PAN SAMOCHODZIK". Ja wiem, że nie mają z książkami Nienackiego wiele wspólnego, ale zachwyca mnie ich lekkość i to, że wywołują zawsze uśmiech na mej twarzy. W pierwszym filmie Natalka Kukulska i jej piosenki zachwycają. Prócz tego sprzeczki pomocników Pana Samochodzika - Bigosa i panny Wierzchoń bawią mnie do łez xD W drugim filmie zaś zachwyca mnie obsada: Witold Pyrkosz, Krystyna Feldman, Joanna Jędryka i Adam Bauman. To przecież gwiazdy polskiego kina i widać, że grając tu doskonale się bawią :) A do tego jeszcze na końcu zjawia się Bronisław Cieślak jako komisarz Borewicz (czyli porucznik Borewicz) po przejściu weryfikacji do policji xD Do tego Piotr Krukowski jako Pan Samochodzik w obu filmach jest idealny. Taki, jakim bym widział Pana Samochodzika - wysoki okularnik, niezbyt sprawny fizycznie, ale o wielkim umyśle. Do tego oba filmy mają super piosenki, które wywołują uśmiech na mej twarzy. Kocham te filmy i wiem, że fani Nienackiego mogą ich nie lubić, ale moim zdaniem to filmy w sam raz na poprawę humoru w ponure dni czy wieczory takie, jak te obecne. Za to też je kocham :)
Dokładnie tak. Holmes czy muszkieterowie mają to do siebie, że powstało sporo dzieł o nich, co dało wielkie pole do popisu filmowcom. I powstały wręcz dziesiątki filmowych adaptacji ich przygód - jedne lepsze, inne gorsze. Tak, ten najnowszy Sherlock Holmes dołuje człowieka. Bo błagam - Sherlock w XXI wieku? Naprawdę nie umieli nic lepszego wymyślić? Polecam Ci te trzy seriale, o których Ci mówiłem - moim zdaniem to najlepsze ekranizacje przygód Holmesa i Watsona. Brytyjska, brytyjsko-polska i radziecka. To także dowód na to, że kino z sercem było tworzone tylko dawniej. A tak, widziałem dwie ekranizacje przygód Strogowa. Jeden to film, ale był denny - zwłaszcza, iż miał ponurą muzykę, a do tego ukochana Strogowa miała męża zesłanego na Syberię i choć kochała Michała, to odeszła do męża, którego już nie kochała. Gdzie tu sens? Widziałem też serial włoski, 4-odcinkowy. Co prawda zmienił chwilami mocno książkę, ale jest fajny. Szczególnie podobał mi się dziennikarz z Francji, przewijający się przez przygody Strogowa. A i scena, jak Strogof chwilowo oślepiony przez Tatarów siedzi z ukochaną w domku w górach, ta mu się oddaje. Scena jest ukazana z romantyzmem i pięknem - co biorąc pod uwagę standardy współczesnego kina jest ewenementem :) Serial z lat 70 jest klasykiem - a muzyka z niego autorstwa Vladimia Cosmy podbiła serca ludzi. Podobnie jak inna kompozycja Cosmy - do serialu "PORWANY ZA MŁODU". To chyba jedna z najbardziej znanych melodii świata, zwłaszcza, kiedy Kelly Family dograło do niej słowa :) Matyas Sandor jest właśnie vernowskim odpowiednikiem hrabiego Monte Christo. Dziękuję za życzenia. Owszem, polska Wikipedia ma wiele poważnych luk i z wielką chęcią wypełnię choć część z nich :)

ocenił(a) film na 7
kronikarz56

Tak, "Lalka" była rewelacyjna, chyba nigdy już się nie uda równie dobrze zekranizować tej lektury. Bardzo też pomogła w liceum, po obejrzeniu była najłatwiejsza 6 wypracowania :-). Tak, Kamas był zdolny i rzeczywiście został nieco zaszufladkowany, co groziło wielu polskim gwiazdom z seriali. Nawet wybitnemu Januszowi Gajosowi nie dawali wielu ról po Czterech Pancernych. Ja do Dmochowskiego mam trochę większy sentyment, ale może dzięki temu, że właśnie pierwszą Lalkę mniej zapamiętano. Grał w dobrym kinie rozrywkowym: Zaklęte Rewiry, CK Dezerterzy, Piłkarski Poker. U mnie właśnie były bardzo podobne źródła. Też dzięki mamie, która była pasjonatką powieści historycznych, zwłaszcza francuskich i polskiej szkoły filmowej, teatrów, seriali. Przejąłem wszystkie te pasje, oprócz teatru. A dzięki tacie kino gangsterskie i literacką fantastykę :-) Tak, też preferuję książki papierowe nad ebookami. Takie czytanie nie daje satysfakcji.
Haha, tak było. Zawsze gdy kapitan Hastings kogoś podejrzewa, Hercules wie że jest on niewinny. Szkoda trochę, że sir Conan Doyle nie napisał tyle opowiadań, co Agatha Christie. Ale może dlatego jego dzieła niemal wszystkie są wyjątkowe, nie ma tej powtarzalności, jak czasami u Herculesa i panny Marple. Z drugiej strony wolał pisać literaturę wojenną, a kryminałów nie traktował aż tak poważnie. Aha, zatem była to stratyfikacja oskarżonych, by społeczeństwo ich z góry poznawało. To rzeczywiście zły pomysł, ale mimo to ówczesne prawo było według mnie sprawiedliwsze, ostrzej walczono z przestępczością, a jednocześnie obywatele mieli większe prawa. Muszę koniecznie przeczytać Nędzników, na razie znam to dzieło tylko z inscenizacji teatralnej.
Faktycznie, pierwotnie nie było pisano Marion. Jeśli o nią chodzi, najbardziej lubię interpretację Cate Blanchett. Ale podobno grała też ją dawniej sama Audrey. Ciekawe, ja sobie poradziła. Za to Robin Hood miał o wiele więcej ludzi, chyba Pyle pisał o 150(!). Na filmach zawsze ich było mało. Zgadza się, w tych czasach chaosu i samowoli magnatów, potrzebny był ktoś, kto dba o prostych cywilów. Dwa dubbingi... Ja znałem tylko ten z Barbasiewiczem. Wiele lat temu leciał w telewizji, kiedy jeszcze były tam ciekawe filmy. I tak poznałem Hrabiego Monte Christo. Ale niestety potem nie było możliwości obejrzenia. Dziękuję, z przyjemnością obejrzę te filmy, bo chyba były najbardziej wierne.
Tak, ta wersja Skąpca była fantastyczna. Gra de Funesa wywyższa każdy film, nawet nudniejsze części Fantomasa ogląda się dzięki niemu z przyjemnością. Hah, scena z 5-letnią córeczką żandarma kultowa. :-). A Nicole grała dobra i atrakcyjna aktorka. Policjantki nie wyrównały tej straty.
No właśnie, nawet najwięksi wrogowie tj bolszewicy mieli respekt przed Piłsudskim i doceniali jego talent taktyczny. Nawet Niemcy złożyli kwiaty na Wawelu i trzymali wartę honorową. A najbardziej niewdzięczni są pseudopatrioci, którzy bawią się w tropienie masońskich spisków. Dlatego nie dziwię, że Marszałek nieraz powątpiewał w niektórych członków narodu. Każdy dobry artysta, zawsze będzie walczył z reżimem i cenzurą. Chyba, że jak śp pani Szymborska odrzucił wszelkie ideały. Aż tylu powieści jeszcze nie czytałem, ale doktor Murek i doktor Wilczur rzeczywiście byli ciekawymi bohaterami. To prawda, większość pisarzy i poetów tamtych czasów szybko traciła swoje zyski. Ale literatura była na o wiele wyższym poziomie niż film, gdzie dominowały komedie romantyczne.
Szkoda, że bardzo słabo pamiętam tamte złote czasy polskich filmów rozrywkowych. Obecnie tylko kino poważne prezentuje jakiś wyższy poziom. Nie, tam nie grał Szyc; tylko Radziwiłłowicz i Braciak. Naprawdę polecam, prawie cały serial na równym poziomie. Nie tak, jak w Ekstradycji, gdzie mocno odstaje trzecia seria. O, to rzeczywiście warte obejrzenia, skoro tak dobre nawiązanie do klasyki :-).
Sapkowski jest dość specyficzny i by najmniej nie jestem jego fanem. Jego język jest współczesny, gdyż średniowieczne realia to dla niego pretekst by nawiązywać do współczesnych społeczeństw. Przeszkadzają mi trochę jego lewicowe wtręty w Wiedźminie: feminizm, rasizm, zmiany klimatu, ekologia. Natomiast mam słabość do Trylogii za sprawą mistrzów mowy polskiej, którzy czytają. Henryk Talar, Tomasz Marzecki i cała reszta- wspaniała rozrywka. Jeśli chodzi o gatunek, zdecydowanie wolę high fantasy, zwłaszcza długie cykle wojenne z szeregami nowych ras i bogów. Hm, to interesujące. Osada świetna i Borewiczowi udało się przejść weryfikację :-D. Ja z ekranizacji Nienackiego najbardziej pamiętam ten pierwszy serial z Mikulskim, ale głównie pozostałem przy oryginale. Nie dość, że w XX wieku i wszyscy wyglądają inaczej, to jeszcze ta forma przekazu. Ciągłe błyski i migotanie obrazu. Prawie żadna zagadka nie została normalnie rozwiązana. Z Moriartego zrobili młodego dandysa, a Pies Baskervillów to iluzja. Stanowcze nie z mojej strony. Tak samo, jak te filmy z Robertem Downeyem jr- śmieszkowanie z wielkiego pisarza. Natomiast te polecane seriale z wielką przyjemnością obejrzę. O, zatem z pewnością obejrzę włoski miniserial. Tak, ten motyw muzyczny Cosmy był bardzo znany, wizytówka filmu. :-)

niwrok_2015

Jak dla mnie to prawda - więcej nikt nie zdoła nakręcić tak dobrej ekranizacji "LALKI", jak Ryszard Ber. Naprawdę uwielbiam ten serial równie mocno, co powieść. Ano tak, to prawda. Gajos był długo kojarzony z Jankiem Kosem i nie dostawał długo naprawdę dobrych ról. Dmochowski był świetnym aktorem, a dla mnie najlepszą jego rolą był Jan Sobieski, w którego wcielał się aż cztery razy w różnych produkcjach. Świetny był też jako August II Mocny w serialu "HRABINA COSEL". Idealnie dopasował się obu tych genialnych ról. Pamiętam go też jako generała z "C.K.DEZERTERÓW". Jak sobie zakpił, że papuga ma być żywą ulotką defetystyczną xD Niedawno widziałem go w nieznanym mi wcześniej filmie "SPRAWA GORGONOWEJ", gdzie zresztą pojawia się cała masa znakomitych polskich aktorów. Lubię takie filmy, gdzie nawet epizodyczne role grają znani polscy aktorzy. Podobnie jest np. z filmem "PUŁKOWNIK KWIATKOWSKI" - tam co chwila pojawia się znany aktor bądź aktorka. Albo z filmem "UPROWADZENIE AGATY", który też bardzo lubię, nie zwracając na zawarte w nim aluzje polityczne. Dla mnie to po prostu przyjemna komedia z okropnym zakończeniem, które właściwie nie wiem, czego miało dowodzić? Że życie to nie bajka i brutalna rzeczywistość zawsze wygrywa z marzeniami? To bardzo smutne.
To prawda, Conan Doyle napisał tylko cztery powieści o Holmesie i pięćdziesiąt sześć opowiadań. Ale jak słusznie mówisz, on wolał pisać o czym innym. A Agathe Christie właśnie w kryminałach się specjalizowała. Choć sama nie cierpiała Poirota, to czytelnicy go pokochali :) Inni jej detektywi z panną Jane Marple na czele nie są już tak znani i lubiani. Może dlatego, że o Poirotcie powstało najwięcej dzieł? A niedawno wydano dwie powieści za zgodą spadkobierców Christie o przygodach Poirota :) Szkoda, że Hastings pojawia się w małej ilości powieści i opowiadań. Cieszy mnie więc, iż w serialu więcej się pojawia i ciekawie podkreślono różnice między Hastingsem a Poirotem. Ich rozmowy z wymianą poglądów to perełki odcinków. I jeszcze to, jak Poirot kpi sobie z Hastingsa i jego kiepskich umiejętności logicznego myślenia :) Nie inaczej, żółty paszport był czymś w rodzaju napiętnowania więźnia. Chyba zastąpił słynną "czarną lilię", jaką nosiła np. Milady de Winter :) Tak czy siak masz rację - to było okrutne, ale jakby nie patrzeć bardziej liczono się z uczciwymi obywatelami i bardziej przestępcy się bali. Chociaż... Z tym strachem to różnie bywało. A niektórzy przestępcy stawali się stróżami prawa. Dowodem tego jest postać Francois Vidoqua, postaci tak barwnej, że jego losy mogłyby zapełnić niejedną biografię :)
Właśnie, w pierwszych historiach o Robin Hoodzie nie ma w ogóle wzmianki o Lady Marion. Ja zaś najbardziej lubię tę Marion z filmu z Costnerem. Podoba mi się też ta ukazana w bajce Disneya. Ciekawie ją pokazali też w anime - gdzie bohaterowie są dziećmi. I tam Marion ma 12 lat, jest prześliczną blondyneczką o bojowym charakterze. Ciekawe, że w anime często ideałem piękności jest właśnie blondynka o niebieskich oczach. Ciekawe, prawda? A tak, Robin w filmach ma zwykle dość mało tych ludzi - może dlatego, że chodzi o podkreślenie każdej z postaci z bandy. Choć w filmie z Costnerem banda jest już spora. Właśnie, w czasach, gdy kraj był osłabiony, władza królewska nie tak silna, jak powinna, a magnaci byli niemal bogami był potrzebny bohater narodowy. Robin Hood, Janosik czy Zorro. Choć ten ostatni miał pierwowzór w postaci, która naprawdę była zwykłym bandziorem i mordercą, a legendy zrobiły z niego obrońcę uciśnionych. Ja znałem historię hrabiego najpierw z serialu z Depardieu, potem udało mi się przeczytać książkę, poznałem film z Cavizelem, a potem z Chamberlainem. Potem widziałem bajkę z 1993 roku. I gdy kupiłem ją na DVD byłem zasmucony, że nie ma w niej Barbasiewicza w dubbingu i na gryzoniu znalazłem wersję z dubbingiem z telewizji i byłem zadowolony, bo uwielbiam ten dubbing i uwielbiam Barbasiewicza. Ma genialny głos i pasuje mi do takich postaci jak Monte Christo. Choć doskonale się sprawdził np. jako Skaza z "KRÓLA LWA" :) Potem na gryzoniu znalazłem też wersję z Jean Maraisem i wersję z Louisem Jourdainem. Żałuję, że nie ma tam po polsku też innych wersji, zwłaszcza z Robertem Donatem. Bo wiele o niej słyszałem. Podobno to jeden z najlepszych filmów z lat 30 XX wieku.
Ja pamiętam te czasy, jak były ferie czy wakacje. Rano lub w południe leciały często znakomite polskie serialu lub czasami też zagraniczne. Siadałem z mamą i oglądałem i zacząłem je kochać równie mocno, co mama. Ojciec zainteresował mnie z kolei Dumasem i Vernem oraz kilkoma jeszcze dziełami. Mama zaś najbardziej lubiła klasykę polskiej literatury. A potem sam zacząłem kochać wiele innych dzieł. Pochłaniałem książki jedną za drugą, a wracając ze szkoły chętnie oglądałem "BAJKOWE KINO" na TVN, gdzie leciało wiele genialnych bajek. Oglądałem też na TVP 1 seriale i filmy Disneya - głównie w weekendy leciały. Ech, to były czasy - w sobotę na jedynce leciał Disney - najpierw odcinek serialu animowanego, potem odcinek serialu aktorskiego lub film aktorski Disneya podzielony na dwie części. Czekało się na te sobotnie poranki :) Albo gnało na rowerze do domu, aby na TVN obejrzeć przygody Inspektora Gadżeta, Sindbada Żeglarza, Waltera Melona, załogi "Bosco" albo jeszcze innych fajnych postaci. Jak to dobrze, że sporą część z tych bajek Disneya i innych można znaleźć w necie i można powspominać. Ale wielu wciąż nie ma lub nie ma w całości, a chciałoby się je znowu zobaczyć np. "HUTCHA MIODOWE SERCE". Ech, jak to jest, że wtedy były takie piękne produkcje, a teraz tylko skoki na kasę? Nie licząc wyjątków np. "PINGWINY Z MADAGASKARU", który to serial kocham za jego boski humor :) Najlepsze były bajki Disneya i bajki japońskie.
De Funes był mistrzem i gdy widziałem film z jego nazwiskiem w obsadzie wiedziałem, że jeśli nawet fabuła nie będzie imponująca, to humor będzie rewelacyjny. Louis po prostu bawi do łez. Tak wściekać się w zabawny sposób jak on to nikt nie umiał :) Jeśli chodzi o filmy z Fantomasem, to lubię dwójkę, bo tam przynajmniej Fantomas naprawdę zostaje pokonany, choć znowu ucieka. Ale dobro wygrywa. W jedynce tego nie ma - Fantomas ucieka, bo po prostu działalność mu się znudziła. W trójce jest podobnie - jego gang w większości wpada, ale i tak on ucieka osiągając swój cel i pozorując swoją śmierć, choć można się domyślić, że skoro to zrobił, to nie po to, aby wracać do działalności. Filmy nie mają najlepszej fabuły, ale talent Jeana Maraisa i Louisa de Funesa to nadrabia. He he he - nigdy nie zapomnę, jak Nicole założyła tę kokardę na głowie, wzięła lizaka do buzi i udawała, że ma pięć lat, aby zakpić sobie z tatusia xD Scena równie kultowa, co sceny z zakonnicą podwożącą Cruchota xD I dodaj do tego rewelacyjną muzykę najpierw gwizdaną, potem śpiewaną przez chór - szkoda, że pojawia się tylko w trzech pierwszych częściach, podobnie jak Nicole. Racja - policjantki nie były tak piękne, jak ona :)
Dokładnie tak - powiedziałbym nawet, że wrogowie więcej cenili Piłsudskiego niż nasi rodacy. A o tych pseudopatriotach to ja coś niestety wiem. Czasami aż żal czytać to, co piszą. Te spiski masonów czy Żydów, rzekomo naszych wewnętrznych wrogów, chcących rządzić światem już mnie męczą. Aż żal o nich czytać. Stosunek Marszałka do Polski chyba najlepiej określają słowa, że choć często pomstuje na Polskę i Polaków, to jednak tylko Polsce służy. Bo Marszałek kochał ten kraj i ten naród, co nie oznaczało, że nie będzie go krytykował. A jest za co go krytykować. Oj tak, artyści walczyli zawsze z wszelką próbą zamykania im ust czy różnego rodzaju ograniczeniami ich swobód. Artyści mieli tendencję do hulania za zarobione pieniądze, ale przynajmniej nacieszyli się życiem :) A tak, wtedy w latach 30 często dominowały dość słodkie i schematyczne komedie lub wyciskacze łez. Choć nie zrozum mnie źle - kocham Stare Kino, a filmy z Bodo czy Żabczyńskim to dla mnie klasyki, a z komedii z nimi mogę się śmiać zawsze, choć większość znam na pamięć :) Najbardziej zachwycają mnie potyczki słowne o wiele lepsze niż w dzisiejszych komediach. Ale książki to były klasyka. Choć i Dołęga-Mostowicza napisał kilka książek nazywanych powieściami dla kucharek - jedną z nich była powieść "TRZY SERCA" albo "ICH DZIECKO" o dość banalnym wątku trójkąta miłosnego, gdzie dwóch przyjaciół kocha się w jednej kobiecie. Mimo wszystko nawet te powieści lubię, bo Dołęga wspaniale pisał i jestem pod wrażeniem jego talentu.
A znasz książki lub filmy o markizie Angelice? Ja znam i bardzo lubię, choć muszę Ci się przyznać, że razi mnie w nich to, iż tyle w nich przemocy, a zwłaszcza w pierwszych pięciu książkach. W pozostałych już tego nie ma. W filmach zaś przemoc została ograniczona do minimum i chwała twórcom za to :) Prócz tego dziwi mnie to, że autorka pokazuje w tej serii seksualność aż tak mocno podkreśloną. Chwilami można by pomyśleć, że seks i jeszcze władza to jedyne motywy ludzi, a zwłaszcza seks. Podobnie jak razi mnie to, iż często Angelika zbyt szybko ulega pragnieniu własnego ciała, nawet wtedy, kiedy wie, iż jest to żałosne z jej strony. Jakby autorka chciała dowieść, że człowiek jest w tych sprawach jak zwierzę. Podobne coś widzę właśnie u Sapkowskiego i trochę mnie to razi. No i jak słusznie zauważyłeś, lewicowe poglądy trochę za mocno są u niego wyeksponowane. Zwłaszcza w sprawie kobiet - często są one o wiele bardziej męskie niż powinny i zatracają całą kobiecą delikatność, jaką byśmy oczekiwali u takich postaci. A w każdym razie ja :)
Aha, to widocznie tego serialu nie znam. Muszę się więc zapoznać z serialem "GLINA". Ja zaś polecam Ci serial "SFORA". Kontynuacja "FAŁSZERZE, CZYLI POWRÓT SFORY" już nie jest tak dobry. Ale w obu bohaterowie są niemalże współczesnymi muszkieterami, a jeden z nich opowiada żonie, że Dumas ojciec to była w czasach ich dzieciństwa obowiązkowa lektura :) A jako dzieci cała czwórka bohaterów składa sobie przysięgę wiecznej przyjaźni wypowiadając słowa "Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Przysięga". Tylko tyle i aż tyle :)
Jeśli chodzi o Pana Samochodzika, to serial z Mikulskim jest świetny, ale nie wiem czemu Mikulski wydawał mi się zbyt wojskowy - może to przez serial o Klossie xD A poza tym Pan Samochodzik był raczej niezbyt wysportowany, co nadrabiał wielkim intelektem, a takiego Pana Samochodzika stworzył Piotr Krukowski w filmach "PAN SAMOCHODZIK I NIESAMOWITY DWÓR" oraz "LATAJĄCE MACHINY KONTRA PAN SAMOCHODZIK". Ten drugi szczególnie mi się podoba z powodu genialnej fabuły i niesamowicie błyskotliwego humoru. A pojawiający się na końcu Borewicz po weryfikacji, aresztujący przestępców rozbawia. Zwłaszcza, jak aktorkę należącą do szajki skuwa kajdankami ze sobą tak, aby odprowadzając ją do aresztu mógł ją obejmować i całować xD
Dokładnie, to też przeszkadza mi w tym nowym serialu. Choć sam aktor jest świetny, gra dobrze Holmesa, to jednak XXI wiek mi tu przeszkadza, a także brak ducha książek. No i Moriarty... Najlepszy był w serialu z Brettem - około sześćdziesięciu lat, niski i wyglądający trochę niepozornie, ale jak się wścieka, można się serio przestraszyć. A walka z Holmesem genialnie ukazana. W serialu brytyjsko-polskim nie ma Moriarty'ego, ale za to mamy sprawę, gdzie Holmes i Watson łapią gang złodziei, ale Holmes uważa, że za nimi stoi ktoś inny, jakiś wielki szef i planuje kiedyś go dopaść. Można się domyślić tutaj nawiązania do Moriarty'ego. W radzieckiej wersji Moriarty jest też świetny, a do tego pokazano, że Charles Augustus Milverton zwany Mistrzem Szantażu był człowiekiem, który wspierał finansowo organizację profesora. Co prawda to zmiana prozy Doyle'a ale moim zdaniem jest ciekawa :) Moja ulubiona historia o Holmesie to "PIES BASKERVILLE'ÓW". I podoba mi się to, jak ukazali ją w wersji brytyjskiej z Brettem - genialnie, choć wersja radziecka z kolei jest jakby trochę lepsza, bo wierniejsza książce, a przy okazji podkreślono rolę Lestrade'a - w tej wersji to jego kule zabijają psa, a nie kule Holmesa, jak w książce, gdzie inspektor nawet nie strzelił i w sumie nie przydał się na nic. Miał wszak aresztować mordercę, a ten utonął na moczarach i guzik z aresztowania wyszło. W wersji radzieckiej podkreślono jego postać i jego przyjaźń z Holmesem i Watsonem. W wersji brytyjsko-polskiej Lestrade pojawia się niemal w każdym odcinku i jest wyraźnie przyjacielem detektywów :) Dlatego polecam Ci te trzy seriale :) A przy okazji zauważyłeś, że w bajkach jak ktoś bawi się w detektywa, to zwykle nosi strój Holmesa? :) Tak jest z Ważniakiem ze "SMERFÓW" albo Tygryskiem z "NOWYCH PRZYGÓD KUBUSIA PUCHATKA" :) Raz nawet Chip z serialu "CHIP I DALE: BRYGADA RR" nosi strój Holmesa. Widać, że właśnie Holmes jest wzorem detektywa. To chyba dlatego, że był pierwszym wybijającym się w ludzką pamięć detektywem w literaturze. Pierwszym był formalnie Dupin, ale mało dzieł o nim powstało i czytelnicy mniej go zapamiętali niż Holmesa. I myślę, że liczne ekranizacje też tu pomogły :)
Ten włoski miniserial o Michale Strogoffie był świetny. Podobał mi się ten francuski dziennikarz z aparatem fotograficznym, który na pozór wydaje się być fajtłapą, który zginie od pierwszej kuli podczas wojny, w jaką się pakuje dla sławy, a jednak udaje mu się zawsze ujść cało z opresji i w tej wersji to on ratuje wzrok Strogoffa - przekupuje kata Tatarów, aby nie wypalał on oczu Michała, co wydaje mi się o wiele bardziej sensowne niż to, co wymyślił Verne w powieści. A do tego ukochana Michała genialna - urocza panna, równie odważna i dobra, co piękna, a scena, gdy oddaje swą niewinność Michałowi w starej chacie w górach, gdy on jest "oślepiony" jest tak piękna, że we współczesnym kinie ze świecą można drugiej takiej szukać. Lubię w filmach taki klasycznie ukazany erotyzm. Jest miły dla oczu :) Motyw muzyczny Cosmy z serialu "PORWANY ZA MŁODU" jest rewelacyjny i chyba większość ludzi na świecie go zna, choć nie każdy wie, skąd pochodzi :)
A powiedz mi, znasz filmy z serii "RÓŻOWA PANTERA" z Peterem Sellersem? Ja je uwielbiam, ale tylko te z Peterem, bo te nagrane po jego śmierci w ogóle nie powinny powstać moim zdaniem.

ocenił(a) film na 7
kronikarz56

Zgadzam się, kreacja Jana Sobieskiego była bardzo dobra. Ogólnie Mariusz był specjalistą od grania władczych postaci, podobnie jak Beata Tyszkiewicz. CK Dezerterzy to bardzo dobry film. Pułkownik Kwiatkowski też, chociaż w nim przeszkadzała mi trochę muzyka i brak happy endu. Prawa Agaty nie widziałem.
Mam te wszystkie 60 zagadek Holmesa w jednotomowym wydaniu, chyba 1200str. Praktycznie wszystkie są doskonałe. Gdyby zebrać razem wszystkie przygody Poirota, byłoby chyba z 7 takich tomów. Zaletą serialu było właśnie rozbudowanie niektórych postaci. Może Poirot stał się tak popularny, dzięki temu że był najbardziej ciekawą i oryginalną postacią napisaną przez Agathę. Stał sie bohaterem bardzo charakterystycznym i rozpoznawalnym, chociaż nie aż tak jak Sherlock. Ten został rzeczywiście kultowym archetypem detektywa, z którego metod niemal każdy czerpał inspiracje. Też pamiętam te liczne nawiązania do stroju w bajkach :-). Racja, pierwowzorem był Dupin. Czytałem świetne opowiadania Edgara Allana Poe, można zauważyć uderzające podobieństwa w sposobie rozumowania. Szkoda, że tylko 3 powstały.
To ma sens, zmiana swoistego piętna. Prawo francuskie przez długi czas było bardzo surowe. Nawet do lat 60tych chyba była kara śmierci przez gilotynę. Faktycznie często w tamtych czasach osoby z kryminalną przeszłością obejmowały wysokie posady w policji i było to nieraz bardzo ciekawe. Zorro i Janosik w porównaniu ze szlachetnym Robin Hoodem byli postaciami bardziej mrocznymi i więcej mieli na sumieniu. Czyli zaczęło się od francuskiego serialu? Ciekawe. Ja na początku obejrzałem animowany film, gdy leciał w telewizji, później widziałem część filmu z Chamberlainem. Następnie sięgnąłem po książkę. Długo potem obejrzałem film z Chamberlainem, Cavizelem i Jourdainem a na końcu z Depardieu. Także poznałem Barbasiewicza dzięki Skazie, gdzie był świetny. Prawie zawsze w dubbingach najlepsi aktorzy mają role czarnych charakterów.
Ja natomiast rzadko oglądałem telewizje. Wszystko się brało od znajomego właściciela wypożyczalni. Zresztą były w okolicy 3 wypożyczalnie. I rodzice karmili dobrym kinem młodzieżowym, przygodowym, komediowym, kryminalnym; ekranizacjami lektur, serialami historycznymi z lat 70 i 80. Czasami ojciec przemycał coś poważniejszego- Ridleya Scotta, Quentina Tarantino, spaghetti westerny filmy akcji. Oczywiście na początku oglądanie było z cenzurą :-). Natomiast literaturę początkowo właśnie w formie audiobooków. Bardzo szybko zrezygnowałem z bajek, duży wpływ na to miał LOTR, SW i Harry Potter, które się wtedy ukazywały w kinie. Ale zgadzam się, że pod koniec poprzedniego wieku animacje powstawały o wiele ciekawsze niż teraz i bardziej pomysłowe.
De Funes zawsze grał na najwyższym poziomie, ale filmy bywały różne, mało osiągnęło poziom Żandarma. Super scena z młodziutką Nicole, podobnie jak ta w dyskotece. Wątek z zakonnicą też w każdym filmie bawi. Te popisy za kierownicą :-D. Ktoś gdzieś napisał, że Nicole ma polską urodę. Może coś w tym jest.
Nic dodać nic ująć. Tak są zadufani w sobie, że cały świat według nich sprzymierza się bez przerwy, na zgubę temu krajowi. A wszyscy bohaterowie to szpiedzy. Jednak polityczne dzieło Piłsudskiego było jak historia pokazała niezwykle ważne, dla późniejszego przetrwania.
Jej, absolutnie nie mam tak dużej wiedzy na temat kina czasów międzywojennych. Widziałem tylko kilka fragmentów filmów z Bodo i innymi amantami. Może rzeczywiście warto by kiedyś obejrzeć. Nie, nie znam niestety tej postaci. Jaka jest koncepcja tych książek? Sapkowski jeśli chodzi o przemoc i erotykę, nie może się równać z niektórymi amerykańskimi pisarzami fantasy, jak Martin, Erikson i Cook (którzy notabene tworzą cykle dużo lepsze od polskich pisarzy i na wyższym poziomie). Mnie bardziej rażą te poglądy. Kobiety, które nienawidzą mężczyzn i właśnie bez tego niewieściego wdzięku. A poza tym nie lubię za bardzo ateistycznego punktu widzenia. Właśnie Martin nie ma takiego problemu, są u niego królowe, nawet silne; ale z bardzo kobiecymi cechami charakteru. Zaś Erikson to według mnie drugi Tolkien, czyli geniusz w budowaniu ogromnych światów oraz w opisywaniu wojen i bitew. Z pewnością obejrzę serial. Ale często nawiązuje się do pana Dumas. Ostatnio oglądałem Django, gdzie też była słynna scena, jak doktor zauważa na półce Calvina Trylogię i mówi, że Dumas nie pochwaliłby jego postępowania. Ten na to, coś w stylu że Francuzi nie znają prawdziwego życia. A doktor: Aleksander Dumas też ma afrykańskie korzenie. Faktycznie, to bardzo podobne czasy. Nawet w jednym odcinku pojawiła się Janowska/Rose, która na widok Klossa/Samochodzika mówi skąd ja go znam? :-) Na pewno przystąpię wkrótce do seansu, skoro to lepsze ekranizacje Nienackiego. Przyznam, że nigdy nie lubiłem serialu o przygodach 07. Po pierwsze za pewne podlizywanie się władzy, a po drugie, że Borewicz nigdy chyba nikogo nie zabił. Inni policjanci czasami kogoś zastrzelili, a główny bohater tylko walczył wręcz.
To bardzo przekonujące, Milverton król szantażu pasował bardzo na człowieka Moriartego, może nawet współpracowali kiedyś razem. Kolejny z wybitnych złoczyńców na literę M. :-). Zgubiła go tylko zbytnia pewność siebie.
Tutaj mamy takie samo zdanie. Pies Baskervillów to chyba najlepsze dzieło o Holmesie, a z pewnością najciekawsze. Cały ten klimat średniowiecznej posiadłości, bagna, mroczna legenda, duży krąg podejrzanych, pozornie osamotniony doktor Watson i wbijające w fotel zakończenie. Aż strach pomyśleć, co byłoby gdyby autor nie posłuchał fanów. Dziękuję za zachętę :-). Bardzo dobrze, że w serialach rozbudowano komisarza Lestrade, bo była to ciekawa postać, która mogła więcej zdziałać.
O, zatem zapewne zapoznam się z serialem. Fakt, trochę dziwne było to wyjaśnienie o łzach, które powstrzymały ogień. Trzeba umieć napisać scenę erotyczną, która byłaby naprawdę ciekawa i przyjemna w odbiorze. Według mnie im więcej subtelności i niedopowiedzeń tym lepiej. Nadia jest wyjątkową postacią w powieściach przygodowych, która ofiarnie pomaga dzielnemu bohaterowi w najtrudniejszych chwilach. Z reguły bohaterki ograniczały się do pięknego wyglądu i niewinności, jak w przypadku Dzieci Kapitana Granta.
Bardzo dobrze, że padło to pytanie, właśnie miałem też napisać. :-). Oczywiście, że znam to moja chyba ulubiona seria komedii. Peter Sellers daje popis wybitnego aktorstwa. Co prawda pierwszy film a serii był dość skromny, z niewielką ilością żartów, ale od Strzału Ciemności zaczęło się mistrzostwo. Sceny z inspektorem Dreyfussem i lokajem Kato rewelacyjne. Cały komizm postaci, sytuacyjny bardzo oryginalny, aż widz się zastanawia skąd biorą się takie pomysły. Te wszystkie przebrania Clousseau, zamachy, nowatorskie metody śledztwa. :-). Nigdy mi się chyba te filmy nie znudzą. Za to po śmierci Sellersa nie ma żadnego porównania. Już ten film, na początku którego zmarł był pomyłką. Prawie brak fabuły, tylko cytaty z poprzednich. Jednak oryginalna seria naprawdę zasługuje na uznanie.

niwrok_2015

A tak, Dmochowski pasował do ról władczych osób, które umieją rządzić. Jako Sobieski był rewelacyjny. Do tego stopnia, że w filmie "NA ODSIECZ WIEDNIOWI" Jerzy Bińczycki w roli Sobieskiego już mi nie pasował. Nie żebym miał coś do Bińczyckiego - przeciwnie, uwielbiam go. Genialny Bogumił Niechcic z "NOCY I DNI" oraz rewelacyjny Rafał Wilczur ze "ZNACHORA", że już nie wspomnę o wspaniałym starym Maćku Dobrzyńskim z "PANA TADEUSZA". Wspaniały aktor. Ale jako Sobieski najlepszy był Dmochowski. Świetny był też jako Terkowski w serialu "KARIERA NIKODEMA DYZMY". Aż mi się płakać ze śmiechu chce, jak go panie z loży na polecenie Wielkiego Trzynastego urządziły xD Choć w książce wysłano go do Pekinu, a w serialu do Argentyny :) "PUŁKOWNIK KWIATKOWSKI" mnie dobija swoim zakończeniem, choć reszta filmu jest genialna. Ale ja się zawsze pocieszam, że jak mówi Krysia: "Wierzę, że się z tego wymigasz". Ostatecznie zakończenie nie mówi wprost, iż go zabito. A wiesz, że był pierwowzór pułkownika? Niedawno to odkryto. Choć pierwowzór nie był tak subtelny.
Ja też mam tę książkę, o której mówisz. Wszystkie powieści i opowiadania o Holmesie. To chyba pierwsze prawidłowe wydanie dzieł o Sherlocku. Wcześniej wydawano powieści ze szczególnym uwzględnieniem "PSA BASKERVILLE'ÓW" i kilkanaście opowiadań zwykle zmieszanych ze sobą jak groch z kapustą. Cieszę się, że wreszcie zaczęli wydawać wszystkie powieści i wszystkie zbiory opowiadań tak, jak to ułożył Conan Doyle. A nie wiem, czy wiesz, ale jednego opowiadania pierwotnie pisarz nie mógł wydawać. To opowiadanie "TEKTUROWE PUDEŁKO", gdzie przecież mąż zabija żonę i jej kochanka. Podobno opowiadanie tak zaszokowało cenzurę, zwłaszcza, iż sympatia czytelnika jest nie po stronie mordercy, ale cudzołożnej żony, dlatego też nie mógł go pierwotnie wydać i chyba wydał to opowiadanie dopiero w ostatnim zbiorze opowiadań, gdy już cenzura nie była tak surowa :) Mam też wszystkie opowiadania i powieści o Poirocie, długo je zbierałem, ale udało mi się. Tak, zaletą serialu z Suchetem jest to, jak dobrze rozbudowali pewne postacie, a zwłaszcza przyjaciół Poirota. Masz rację - Poirot wybija się nad innych detektywów stworzonych przez Christie, bo przecież Jane Marple i inni śledczy z jej książek nie są już takimi oryginałami jak Belg z wąsikami :) Właśnie, Sherlock stał się archetypem detektywa i najlepszym jego przykładem. Dupin był pierwszym detektywem i mam wszystkie trzy dzieła o nim, ale masz rację - szkoda, że tylko trzy powstały. A przy okazji wiesz, w jaki sposób zmarł Poe? Bo naprawdę jego śmierć to zagadka godna prawdziwego detektywa. Właśnie, w bajkach jak ktoś się bawi w detektywa, to właśnie strój Holmesa nosi xD Przyznam Ci się, że ja sam piszę zbiór opowiadań fanowskich o przygodach bohaterów anime "POKEMON", gdzie główny bohater Ash Ketchum jest obecnie dorosłym młodzieńcem i rozwiązuje zagadki z pomocą swoich przyjaciół oraz swej dziewczyny Sereny, która jest narratorką opowiadań i swego rodzaju Watsonem u boku Sherlocka Asha xD Wiem, zwariowane - ale zdobyłem już tą serią swoich fanów :) I przyznam Ci się, że opowiadanie 100 kończy się tym, iż Ash i jego największy wróg Giovanni podczas walki spadają w przepaść i ślad po nich zaginął. Potem znaleziono ciało Giovanniego, a Asha nie, lecz mimo to wszyscy myślą, iż zginął. A on przeżył i wrócił w opowiadaniu 104, aby złapać agenta Giovanniego, w czym pomogła mu Serena, którą wtajemniczył w ostatniej chwili swój plan :) I cóż... Czytelnikom strasznie się to spodobało, a zwłaszcza tym, którzy lubią Holmesa :) A wiesz, jeśli chodzi o detektywów, to wielu uważa za pierwszego detektywa w literaturze Edypa ze sztuki Sofoklesa "KRÓL EDYP". Bo w końcu, jakby nie patrzeć, dochodzi do prawdy odkrywając ją punkt po punkcie :) A d'Artagnan w powieści "WICEHRABIA DE BRAGELONNE" też prowadzi śledztwo w sprawie pojedynku hrabiego de Guise i wicehrabiego de Wardes i odkrywa, jak to wyglądało naprawdę :) I postępuje jak rasowy śledczy :)
To oczywiście tylko moja teoria, ale mimo wszystko myślę, iż taki żółty paszport miał za zadanie zastąpić właśnie piętnowanie czarną lilią lub innymi znakami, aby uczciwi ludzie uważali na takich ludzi. Mimo tego i tak niejeden cwany skazaniec zdołał z nizin wyjść na sam szczyt i zostać nawet urzędnikiem państwowym. Sam Vidoque był niezłym draniem i cwaniakiem, a jeśli pamiętasz film "HRABIA MONTE CHRISTO" z Lousiem Jourdainem, to Vidoque tam występuje i pomaga hrabiemu zniszczyć Villeforta :) No, jeśli chodzi o Janosika, to pierwowzór legendarnego zbójnika z polskich legend nie był jeszcze draniem, ale... pierwowzór Zorro, czyli bandzior Murietta to był łajdakiem pierwszej klasy. I potem złapał go i zabił kapitan Harry Love bodajże i jego głowę przywiózł w słoju z alkoholem na dowód, iż go zabił. A jeśli widziałeś film "MASKA ZORRO" z Banderasem, to znajdziesz tam sporo nawiązań do historii. Zauważ, że Don Diego de La Vega znajduje tam następcę, który nosi nazwisko... Alejandro Murietta, a sam Alejandro nienawidzi kapitana Love, który zabił mu brata i jego głowę woził w słoju z alkoholem :) To celowe nawiązanie do faktów i to mi się w tym filmie podoba. Umiejętne połączenie legendy o Zorro z pierwowzorem historycznym.
U mnie zaczęło się od serialu z Depardieu, potem przeczytałem książkę, potem widziałem film z Cavizelem, a potem film z Chamberlainem i bajkę. Później widziałem film z Maraisem i film z Jourdainem, a w międzyczasie kilka razy przeczytałem książkę. Podoba mi się w bajce Barbasiewicz jako hrabia, choć pierwszy raz w dubbingu słyszałem go w roli Skazy i nie sądziłem, że on umie grać postać pozytywną, ale umie i robi to z klasą. Zresztą Skaza sam w sobie także miał klasę :) Ja miałem tak, że w dzieciństwie jakoś nie miałem wielu przyjaciół, więc książki i dobre bajki i filmy mi zastępowały te braki. Choć miałem kilku przyjaciół i potem były zabawy na podwórku w to, co się w telewizji widziało. Nawiasem mówiąc to były dopiero czasy podwórkowych zabaw :) Ja też z wypożyczalni często pożyczałem na kasetach bajki i filmy. Pamiętam te czasy - miały w sobie to coś :) Jeśli chodzi o fantastykę, to jedną lubię, a jedną nie. SW czy HP to klasyki dla mnie, podobnie jak Tolkien czy C.S.Lewis. Ale to kwestia gustu.
To prawda, niektóre filmy z De Funesem ratuje tylko jego osoba np. "CZŁOWIEK Z TATUAŻEM" uważam za mało udany i dość dziwaczny. Początkowo mi się nie podobał "MANIA WIELKOŚCI", ale obecnie uważam go za całkiem dobry, a De Funes jako karykaturalne skąpiradło i nędzny intrygant dostający to, na co zasłużył jest chwilami strasznie zabawny. Świetne są z nim "OSCAR", "SKRZYDEŁKO CZY NÓŻKA" oraz "KAPUŚNIACZEK". Ale i tak najlepsza jest seria o Żandarmie. A siostrzyczka zakonna przewożąca Cruchota autem czy motorem i jeszcze śmiejąca się przy tym po prostu bawi do łez. Nicole polska uroda? W sumie czemu nie? Blondynka, niebieskie oczy...
Zgadzam się, ja naprawdę mam dość tego gadania o tych wszystkich spiskach i wrogach wewnętrznych z pokolenia na pokolenie spiskujących przeciwko Polakom. Wiesz, bo to brzmi tak, jakby pewni Polacy nie umieli przyznać, że sami Polacy doprowadzili do zaborów i sami na tacy wydawali się Rosji, Prusom i Austrii. To wręcz boli, bo przecież nie od dziś wiadomo, że znacznym powodem rozbiorów była tzw. demokracja szlachecka. A Piłsudski dążący do silnej władzy centralnej i osłabienia samowoli sejmu i innych takich, to jest w oczach takich piewców pochwalnych pieśni o polskim narodzie, nie umiejących trzeźwo sytuacji ocenić - to w ich oczach Marszałek jest zdrajcą wszystkich polskich wartości. Więcej - odbiera mu się nawet zasługi z czasów I wojny światowej. Chamstwo czy nieuctwo? A może jedno i drugie? Stawiam na to ostatnie. Zauważ, że Richelieu czy Mazarin we Francji odgrywali podobną rolę, co Piłsudski w Polsce i co? Ilu jest Francuzów, którzy by nazwali Richelieu zdrajcą? A ilu takich, co go chwalą?
Ja mam sporą wiedzę o Starym Kinie, bo mnie mama, wielka ich miłośniczka nim zainteresowała. Gdy tylko leciał film W Starym Kinie, oglądałem wszystkie i zachwycałem się nimi. A potem już samo szło - jak maszyna puszczona w ruch :) Naprawdę, potem już oglądałem nagminnie jeden po drugim i zachwycałem się. Tym stylem, talentem aktorów, piosenkami... Bodo to akurat mój ulubiony aktor - głównie dlatego, że był najwięcej ze wszystkich samoukiem i aktorem z powołania. Komedie i dramaty z nim to dzieła sztuki. Ale głównie te od 1933, gdy dźwięk w filmach już był ważny, a dialogi nie były ograniczone, a do tego genialne piosenki o dość prostych, ale przyjemnych słowach. W każdym razie ja tak to widzę. Ja to kino pokochałem, stąd moja tak wysoka ocena :)
Markiza Angelika to taka postać, która chyba ma za zadanie pokaż, iż uroda może być przekleństwem. Angelika jest piękna, blondynka o niebieskich oczach, czarująca i chwyta mężczyzn za serce. Jako nastolatka udaremnia niechcący spisek na życie Mazarina i Ludwika XIV. Potem wydana za bogatego hrabiego Joffreya de Peyrac nie cierpi go do czasu, aż poznaje go lepiej i odkrywa, jaki dobry to człowiek. Mimo blizny na policzku i kulenia na jedną nogę Joffrey zdobywa jej serce, zwłaszcza swoim oświeceniem, oddaniem nauce i potrzebom swoich poddanych. Angelika rodzi mężowi synów Florimounda i Castora. Szczęściu małżonków staje na drodze sam Ludwik XIV, który zazdrości Joffrey tego, że umie z rudy żelaza tworzyć złoto i ma większe bogactwo niż on sam. Poza tym wpada mu w oko Angelika, a do tego niedoszli zamachowcy na życie króla teraz stają się kumplami jego brata - Filipa Orleańskiego. To wszystko sprawia, iż Joffrey traci wszystko i idzie na stos, a Angelika ląduje na ulicy. Trafia na Dziedziniec Cudów, gdzie żyje między bandziorami i zostaje kochanką jednego z nich. Potem po rozbiciu bandy za pomocą odłożonych pieniędzy zakłada kawiarnię, a gdy ta zostaje zniszczona przez pijanego Filipa Orleańskiego i jego kompanów, Angelika zaczyna spekulować na giełdzie, zarabiać i wychodzi za swego kuzyna, który początkowo nie darzy jej wielką miłością, ale zmienia to się. Ale cóż, skoro sam król pragnie Angeliki. Jej drugi mąż tak kocha króla, że pozwala się zabić na wojnie, aby Ludwik miał do jego żony swobodny dostęp. Angelika zaś odkrywa, iż Joffrey wcale nie spłonął na stosie, ale umknął i teraz jako pirat niszczy galery króla Francji i uwalnia niewolników. Chce go odszukać, ale wyprawa na morze kończy się najpierw złapaniem przez okrutnych piratów, a potem sprzedaniem ją na targu niewolników sułtanowi. Ale i jemu opiera się Angelika i dzięki zakochanemu w niej niewolnikowi Colinowi ucieka z powrotem do Francji, gdzie Ludwik zamyka ją w areszcie domowym, aż mu się nie odda. Ucieka stamtąd, gdy pijani żołnierze króla demolują jej dwór i podrzynają gardło jej synkowi z drugiego małżeństwa, a ją samą ich wódz gwałci. Angelika z chłopami ze swym ziem bierze na żołdakach krwawy odwet i ucieka. Chroni się pomiędzy hugenotami, gdzie rodzi córkę Honoratę - owoc gwałtu. Hugenoci padają ofiarą prześladowań, gdy odwołano edykt nantejski, ale Angelice udaje się nawiązać kontakt z piratem Rescatorem, który zabiera ją i zaprzyjaźnionych z nią hugenotów do Ameryki. Na morzu okazuje się, że Rescator to Joffrey, który od dawna chciał odnaleźć żonę, ale dał sobie spokój słysząc o jej drugim małżeństwie. U niego są też Florimound i Castor, którzy zaginęli. Angelika i Joffrey, mimo pewnych trudności godzą się i wiążą ze sobą ponownie. W Ameryce Joffrey zakłada kolonię z ludzi różnych narodowości i kultur, co nie podoba się wielu innym koloniom. Knują oni intrygi przeciwko małżonkom. Raz wynajmują pirata, którym okazuje się być Colin - aby porwał Angelikę, co mu się udaje, ale Rescator odbija żonę, a Colina werbuje do siebie na służbę. Później intryganci dowodzeni przez członka Inkwizycji wysyłają pewną markizę, która jest biseksualistką i zakochuje się w Angelice, a odtrącona knuje perfidne intrygi, aż w końcu zostaje zdemaskowana i pozoruje swoją śmierć, aby potem porwać Honoratę. Ale bracia odbijają dziewczynkę, a markizę zabija oswojono rosomak Cantora. W międzyczasie Joffrey i Angelika zaliczają skok w bok, ale oboje sobie wybaczają, a Angelika rodzi mężowi syna i córkę - bliźnięta. Potem król Ludwik XIV zachwycony ich działalnością i sukcesami ułaskawia ich oboje i zaprasza do Francji, na co oboje się zgadzają. Tak w wielkim skrócie wygląda seria 13 książek o markizie Angelice. Sfilmowano jednak tylko 4, bo 4 jest tak obfita, że czwarty i piąty film dzieli się fabułą tej książki. Choć dodali co nieco z piątej i szóstej książki, bo filmy kończą się połączeniem małżonków na morzu i ich ucieczką do Ameryki. Filmy są o wiele mniej brutalne od książek, a same książki - pierwsze cztery są dość brutalne, Angelikę co chwila chce ktoś zabić czy zgwałcić, a to ostatnie ją często spotyka. W sama Angelika, choć szuka męża, zalicza kilka skoków w bok. W filmach ograniczono to do minimum i chwała im za to :) Sama Angelika zaś chyba pokazuje nam, że uroda to nie zawsze błogosławieństwo - w jej przypadku przekleństwo. Prócz tego mamy wyraźne podkreślenie, ile seks w życiu ludzi tamtych czasów odgrywał, choć autorka moim zdaniem przesadziła podkreślając cielesność swoich postaci i podkreślając, że motywem człowieka są pieniądze i seks. Moim zdaniem zbyt mocno spłyciła ten fakt. Sama Angelika chwilami budzi mieszane uczucia, zwłaszcza, kiedy wie, że mąż żyje i go szuka, ale mimo to jej ciało bierze górę nad wiernością i się tłumaczy przed samą sobą, że już nie mogła, bo ile można w czystości żyć itd. Osobiście moim zdaniem autorka chciała pokazać brutalny realizm świata, ale z tą brutalnością przesadziła, jak i tym, że niekiedy wręcz jej postacie są zezwierzęcone, jeśli to dobre słowo. Ale książki i filmy są warte poznania, choć osobiście wolę części o przygodach w Ameryce - są o wiele mniej brutalne. Myślę, że jako miłośnik muszkieterów możesz być tymi dziełami zainteresowany, więc o nich wspomniałem :)
U Sapkowskiego to właśnie mnie dość drażni. Kobiety, a zwłaszcza władczynie mają w sobie za mało z kobiety, a za dużo z mężczyzny. Sama Ciri, wychowanica i dziecko przeznaczenia wiedźmina Geralta budzi we mnie mieszane uczucia. Już jako dziewczynka jest dość wredna i mało sympatyczna, a jako nastolatka jest irytująca, szukająca problemów na własne życzenie, a prócz tego ma za dużo z mężczyzny i prawie wcale nie posiada empatii. O wiele lepsza jest Ciri w serialu - tam cały czas jest dzieckiem, a jej więź z Geraltem jest o wiele większa, a zakończenie serialu, gdy oni się znajdują i Geralt ją bierze pod opiekę wzrusza do łez. I można przypuszczać po zakończeniu, że wyrośnie na o wiele ciekawszą postać niż z książek. Yennefer, ukochana Geralta, to postać, której wręcz nie cierpię. Egoistka, wredna zołza, sama chwilami nie wie, czego chce i wiecznie ma o coś pretensje do Geralta. I jest za dzika i za agresywna. W sumie pytanie, co Geralta w niej zachwyciło? Chyba jej znajomość sztuki kochania, bo nie widzę jej innych zalet. To nawiasem mówiąc dowód skrajność pisarzy - najpierw panie w literaturze to były zwykle damy w opałach, a te bardziej wyemancypowane to jędze i intrygantki. A później co? Obrót o 180 stopni - delikatne panie są ukazane jako idiotki pozbawione szacunku do samych siebie, a ideałem stają się dziki i agresywne feministki, które mężczyzna albo poskramia, albo akceptuje takie, jakimi są i razem z nimi idzie świat podbijać. Osobiście nie jestem miłośnikiem takich skrajnych zmian. Tych innych pisarzy fantasy nie znam, ale z tego, co mówisz chyba warto by się było z nimi zapoznać :)
A tak, rzeczywiście - Alina Janowska/Rose gra w jednym odcinku przewodniczkę po Malborku i widząc Pana Samochodzika/Klossa zastanawia się, skąd go zna xD Ale osobiście uważam, że najlepszym Panem Samochodzikiem był Piotr Pręgowski w tych dwóch filmach. Co prawda fabuła nie ma z książkami Nienackiego wiele wspólnego, ale uwielbiam te filmy: za ich humor, za pomysłowość fabuły, a do tego za genialną obsadę i myślę, że mógłbyś je poznać, zwłaszcza "LATAJĄCE MACHINY KONTRA PAN SAMOCHODZIK", gdzie już sama obsada jest wielkim atutem filmu. A humor, piosenki w klimacie country oraz pomysłowe żarty słowne i sytuacje bawią naprawdę do łez. Dla mnie to wielkie atuty filmu. A serial o Borewiczu akurat lubię, choć to wszystko, co mówisz w sumie jest prawdą, ale mimo tego przygody porucznika są naprawdę ciekawe. W każdym razie dla mnie :) A znasz seriale "KAPITAN SOWA NA TROPIE" lub "NA KŁOPOT BEDNARSKI"? Ten drugi serial szczególnie uwielbiam :)
Osobiście uważam, że Holmes miał kilku godnych przeciwników. Moriarty na pierwszym miejscu tej listy, na drugim Moran, a na kolejnym dałbym właśnie Mivertona - tak, kolejny wróg na M :) Do listy takich poważnych przeciwników Holmesa dałbym tych, co poważnie zagrozili jego życiu np. barona Grunera ze "ZNAKOMITEGO KLIENTA" - wszak jego bandziory pobiły ciężko Holmesa, gdy ten zaczął się wtrącać do spraw ich klienta. Dodałbym do tej listy też Culvertona Smitha z "UMIERAJĄCEGO DETEKTYWA", który chciał wykończyć detektywa za pomocą podstępnego pudełka z zatrutą sprężyną. To chyba największe łotry pokonane przez Sherlocka. Irena Adler też była przeciwnikiem, ale... Wrogiem trudno jej nazwać :) W serialu radzieckim Milverton wspierał finansowo Moriarty'ego i potem profesor chce wykończyć Holmesa głównie z tego powodu. Aż to przypomina film "POZDROWIENIA Z ROSJI", gdzie Blofeld każe zabić Bonda za to, iż ten w poprzednim filmie zabił jego agenta, Doktora No :) Milverton jest taką postacią, która budzi obrzydzenie. Watson opisał go, iż przypominał Samuela Pickwicka z powieści Dickensa, ale dość szybko jego prawdziwa natura wyszła na jaw w rozmowie z detektywem i sam Watson był gotów z Holmesem siłą go obszukać i zabrać mu listy ich klientki. I tak, masz rację - zgubiła go pewność siebie :) Ale w sumie kilku wrogów Holmesa to zgubiło. Barona Grunera pewność też zgubiła - z powodu tej pewności stracił czujność i został oblany witriolem, przez co stracił władzę w oku i został oszpecony. Moran był tak pewny siebie, że nie domyślił się, iż Holmes zastawił na niego zasadzkę. Pewny siebie Culverton Smith przyszedł popatrzeć na "swoje dzieło" i wpadł w zasadzkę detektywa :) "PIES BASKERVILLE'ÓW" zachwyca tym gotyckim klimatem. Prócz tego ciekawa sprawa, a i Watson się wykazał, bo zdobył kilka danych, które uzupełniły odkrycia Holmesa. Gdy już połączyli swoje odkrycia, mogli rozwiązać sprawę. Nie ma sprawy - chętnie polecę więcej dzieł godnych uwagi :) W serialu z Brettem Lestrade jest podobnie ukazany, jak w opowiadaniach. W serialu brytyjsko-polskim jest nieco sympatyczniejszy, tworzy wręcz trio z Holmesem i Watsonem, a jego braki w inteligencji są niesamowicie zabawne, a rozmowy z Holmesem i Watsonem, gdy detektywi mu coś tłumaczą są perełkami serialu :) W serialu radzieckim mamy podobnie, choć Lestrade tam jest nieco bystrzejszy i trochę bardziej zarozumiały, ale mimo tego zawsze dogaduje się z Holmesem i Watsonem. A z tego, co oglądałem, to w radzieckim serialu właśnie on zabija Psa Baskerville'ów - kilka razy sobie cofałem tę scenę i jestem pewien, że w tej wersji zabija go Inspektor. Holmes, Watson i Lestrade strzelają, ale to Lestrade w sumie pierwszy rusza na ratunek młodemu sir. Henry'emu i to jego strzały zabijają psa. I praktycznie w całym radzieckim serialu we wszystkich sprawach pojawia się Lestrade - raz czy dwa pojawia się Gregson, ale to Lestrade odgrywa największą rolę. Nawet w sprawie Znaku Czterech to on się pojawia, a nie Jones. To moim zdaniem dobre zagranie, bo sam Lestrade był uważany ze wszystkich inspektorów ze spraw Holmesa za jedynego, który był przyjacielem detektywów. Więc warto go uwypuklić w serialu :) Tak, zgadzam się z Tobą - to by było smutne zakończenie, podobnie jak smutne jest zakończenie losów Poirota, choć on umiera na atak serca w podeszłym wieku, ale i tak mi go żal. A seria o Holmesie nie pokazuje nam śmierci detektywa i rozpaczy Watsona. Choć pierwotnie miała pokazywać :)
Ten serial o Michale Strogowie to chyba jest z 1999 roku. Wiem, że ma 4 odcinki. I strasznie mi się spodobał. Chyba jest włoski, jeśli mnie pamięć nie myli. Nagrałem go kiedyś z telewizji i uważam go za nawet lepszy niż książka. W serialu Nadia opiekuje się z ojcem synem Wielkiego Księcia. I to jego ma znaleźć Michał, a nie Wielkiego Księcia jak w powieści, bo w serialu brat cara zostaje zabity, a jego synek jest jedynym dziedzicem tronu i ukrywa się u Nadii i jej ojca. I sam chłopiec zaprzyjaźnia się z Nadią i Michałem, jest też dość rezolutnym chłopcem. A prócz tego podoba mi się francuski dziennikarz z aparatem fotograficznym - potem złapany przez Tatarów ocalał dzięki temu, że chanowi spodobał się jego wynalazek. Dzięki temu zyskuje pewną pozycję na dworze i to on ocalił Strogowa przekupując diamentami kata, aby nie wypalał oczu Michała, co uważam za ciekawsze rozwiązanie niż w książce, gdzie brzmi to dość fantastycznie. I pamiętam, jak w jednej scenie Cyganka Sangerra rozmawia z Nadią i odkrywa, iż jest dziewicą i lekko kpi z niej - Nadia mówi, iż swą niewinność może oddać tylko ukochanemu. I potem scena w chacie z Michałem, gdy ten jest "oślepiony" dowodzi jej słów. Scenę erotyczną faktycznie trzeba umieć napisać lub nakręcić. I faktycznie, subtelność i lekkie niedopowiedzenie robi swoje, wzmaga urok sceny. I tutaj to jest - Nadia naga siedzi przy Michale, bierze jego dłonie, kładzie na swe ciało i pozwoli je poznawać... Matko kochana, to jest piękne! Do tego muzyka w tle robi swoje. I to nakręcono to w czasach, gdy na ekranie erotyzm zaczął się stawać już wulgarny. A tutaj nie. I to kolejny plus. Poza tym humor w serialu też robi swoje, zwłaszcza w wykonaniu francuskiego dziennikarza, który wydaje się być osobą, która zginie od podmuchu wiatru xD A tu proszę - okazało się, że jest jedną z najbardziej zaradnych i radzących sobie postaci. Tak, bohaterki XIX wieku ograniczały się zwykle do bycia niewinnymi, pięknymi i wrażliwymi. Nadia pod tym względem jest miłym wyjątkiem - podobnie jak pani Auda z "W 80 DNI DOOKOŁA ŚWIATA" :)
He he he. No proszę, a więc Cię wyprzedziłem w pytaniu :) Uwielbiam serię o gamoniowatym inspektorze :) Jeśli chodzi o Sellersa, kocham go w tej roli. I masz rację, bo "RÓŻOWA PANTERA" rzeczywiście jest dość skromnym filmem, a od "STRZAŁU W CIEMNOŚCI" zaczęły się pojawiać gagi powtarzane w całej serii. Bo przecież inspektor Dreyfuss chcący zabić Clousseau czy służący Kato atakujący swego szefa w najmniej spodziewanych okolicznościach - to takie same perełki, jak ta zakonnica z filmów o Żandarmie :) Każdy z filmów z serii bawi do łez i ma ciekawą fabułę, gdzie praktycznie wszystko może się zdarzyć, przebieranki inspektora rozbawiają do łez xD Ja niedawno widziałem tę serię na TV4 i powiem jedno - bawiły mnie tak samo, jak za pierwszym razem. Ale tylko od "RÓŻOWEJ PANTERY" do "ZEMSTY RÓŻOWEJ PANTERY". Ten film "NA TROPIE RÓŻOWEJ PANTERY", gdy podczas jego kręcenia Sellers zmarł i nakręcili resztę filmu bez niego to już jest początek dna. Ja wiem, że chcieli jakoś rozwiązać problem braku aktora, ale... mimo wszystko mogli dać coś lepszego, a pozostałe dwa filmy to już nie to samo.

ocenił(a) film na 7
kronikarz56

Ja widziałem jeszcze Jana Sobieskiego w słabym filmie Bitwa pod Wiedniem. Skolimowski nie dorósł do poziomu Dmochowskiego, który idealnie pasował do roli. Jako minister Terkowski też świetnie pasował, a wątek świetnie oddany. Chociaż i tak najgorzej miał Terkowski grany przez Rywina, którego własna żona kazała wysłać do Afryki "na drzewo" :-). Oczywiście, że Kwiatkowskiego nie zabito, major którego uleczył i którego grał Ferency obiecał mu że kara zostanie złagodzona na kilka lat więzienia. Pierwowzór? Nic o nim nie wiedziałem, ale możliwe że tak ciekawa historia była oparta o fakty.
Wspaniale, że wydano biografię detektywa w takiej formie. Ułożone chronologicznie tj według wspomnień Watsona. Aczkolwiek niektóre sprawy rozgrywają się, jak spostrzegłem przedtem. Np gdy doktor po powrocie Holmesa przypomina jakąś jego sprawę sprzed 10 lat. Słyszałem, że w Anglii wydano wszystkie przygody Panny Marple w jednej księdze, która ma 7000 str i jest na liście rekordów Guinessa. Tak, też czytałem że to opowiadanie było ocenzurowane. Przykre trochę że nawet na Wyspach artyści mieli z tym problemy, ale epoka była wyjątkowo pruderyjna. Wszystkie o Poirocie? Naprawdę bardzo szanuję :-). Mnie jeszcze sporo brakuje do pełnej kolekcji. Właśnie nie wiem w ogóle jaka była prawda. Tyle jest rozmaitych teorii o śmierci pisarza. Jeśli masz koncepcję o przyczynie; bardzo chętnie bym poznał.
To musi być w takim razie dobre i warte zapoznania. :-). Ale spoiler, mam nadzieję że nie zapamiętam. Można uznać za pierwsze motywy, ale były to jeszcze bardzo szczątkowo działania. Mimo wszystko pionierem popularnej twórczości detektywistycznej był chyba E E Poe. Hah, zawsze bawiło mnie, gdy Sherlock na zaszczytne zdaniem przyjaciela porównanie do Dupina obraził się i powiedział, że on był zwykłym partaczem. :-D.
To prawda, a Vidoque miał bardzo ciekawą biografię, która też by się nadawała do nakręcenia. Oglądałem Maskę Zorro- dobre kino akcji. Chociaż najbardziej chyba zapamiętałem postać Zorro z komiksów. Tak, rzeczywiście widać w filmie różnice z legendarnym pierwowzorem.
Skaza był złoczyńcą na poziomie, przypomina mi nieco króla Klaudiusza z Hamleta. Król Lew w ogóle ma świetne nawiązania do dzieł Szekspira, ale najbardziej wartościowy jest pierwszy film według mnie. Kolejne już nie mają doniosłej fabuły. Podobna sytuacja, jak u mnie, choć może nie szukałem wówczas przyjaciół; preferując obcowanie z kulturą. Tak; najpierw zabawy w 4 pancernych, a potem w 4 muszkieterów :-). Ja wolę bardziej fantasy niż sf; jakoś ciekawsze wydają się czasy magii, miecza, bohaterów i ciemności. Fantastyka naukowa zbyt często zagłębia się w społeczną psychologię, Gwiezdne Wojny są tu pozytywnym wyjątkiem.
To prawda, zgubiły Polskę zapędy szlachty, samowola, parlamentarne kłótnie i brak jedności. Wiem, że to teraz nie mile widziane, ale sądzę że absolutyzm był korzystniejszym systemem. Widać to na przykładzie zaborców Polski, wszędzie panowały silne dynastie z nieograniczoną władzą. Aby państwo się rozwijało potrzebny jest albo całkowite rozluźnienie gospodarki, albo sprawnie zarządzana polityka; albo jedno i drugie. Zdrajca polskich wartości- określił bym silny przywódca na trudne czasy. Szkoda, że nie pożył dłużej, może byśmy nie byli mięsem armatnim podczas wojny. Richelieu jest teraz chwalony, ale z perspektywy czasu. Długo po śmierci był atakowany. Historia przyniesie zweryfikowanie prawdy, wątpię że za 300 lat ktoś będzie nazywał Piłsudskiego "niemieckim agentem".
Hm, skłoniło mnie to do zweryfikowania poznania kina tamtych czasów. :-). Na pewno wkrótce zapoznam się z grą tych wszystkich doskonałych aktorów. Faktem jest, że przykładano bardzo uwagę do talentu no i piosenki niektóre były naprawdę fantastyczne.
Bardzo dziękuję za tak dokładne, szczegółowe streszczenie. Bohaterka niezwykła, a jej losy bardzo ciekawe i miejscami dramatyczne. Tyle przygód, że nie sposób zapamiętać. Z pewnością sięgnę po książki i serial.
Ciri wredna może nie jest, ale zachowuje się bardzo męsko i można powiedzieć, że nie ma do siebie szacunku. Natomiast Yennefer nie cierpię od początku- nic dodać nic ująć do Twojego opisu tej postaci. :-) Serial może pokazuje niektóre wątki lepiej, ale jego bieda jest rażąca. Aktorzy niektórzy śmiesznie dobrani no i te gumowe potwory czy narysowany smok xD. W takiej Grze o Tron kobiety są już o wiele ciekawiej pokazane, na przykład moja ulubiona królowa Daenerys- ideał odważnej szlachetnej władczyni, która pomimo trudnych wyznań i podejmowanych wojen; zachowuje siebie i swoje ideały. Jeśli chodzi o mojego ulubionego Eriksona, tu trudno ukryć bohaterami są głównie mężczyźni i to bardzo potężni. Ale parę żeńskich postaci jest ciekawych. Natomiast np w Kole Czasu Jordana jest strasznie. Chodzi o to, że mężczyźni utracili zdolności magiczne po wojnie z władcą ciemności i kobiety przejęły w większości władzę, zanim pojawił się główny bohater, który zjednoczy ludzkość. Ponad połowa postaci strasznie irytuje pychą, arogancją i głupotą. Trafne spostrzeżenia. Ja również nie popieram tych zmian. Oczywiście nie jestem tak konserwatywny, by popierać dzieła średniowiecza pod względem zróżnicowania postaci, ale literatura XIX wieczna była idealna. Właśnie Jules Verne- postaci Nadii i Audy świetnie napisane. A, to jednak Piotr Pręgowski go zagrał, myślałem że Krukowski. Znam Pręgowskiego z różnych komedii, bardzo dobry. Kapitana Sowy nie znam, ale Bednarskiego jak najbardziej. Świetna seria kryminalna w przedwojennych klimatach. Friedman zanim jeszcze przystąpił do młodych wilków :-).
Dobra hierarchia, Umierający Detektyw był faktycznie dość niepokojący. Na wysokim poziomie byli jeszcze wrogowie z Ku Klux Klanu. Pułapka na pułkownika Morana cudowna, potem podobna sprawdziła się w Brylancie Mazarniniego. Nawiasem mówiąc nigdy nie wiedziałem, jak klejnot Mazarniniego znalazł się w koronie Brytanii. Skoro pojawił się nawet Gregson, to ekranizacja musi być rzeczywiście wierna.
Smutne, że Poirot musiał na koniec zginąć. Zaś odejście Holmesa bardzo dobre, zajął się hodowlą pszczół i ostatni raz pomógł w ujęciu niemieckiego szpiega przed wybuchem wojny.
Zapewne musi być fantastyczną ekranizacją. Chociaż ten wątek z księciem to według mnie przekombinowanie. Czasami zbytnie zmiany, które mają ubarwić jeszcze bardziej akcję nie są potrzebne. Dlatego tak nie znoszę tego filmu o Muszkieterach, gdzie kardynał chce zabić króla. Dziennikarz francuski już w książce był świetną postacią, tak jak jego angielski kolega. Doskonały duet poprzez kontrast typowych przedstawicieli tych nacji. :-)
Perełki, według mnie nawet większe. Humor w Różowej Panterze osiągnął można powiedzieć wyższy poziom absurdu a i żywiołowa akcja obfituje w liczne zwroty. Niedawno zrobiłem powtórkę całej serii i filmy chyba się nigdy nie zestarzeją. Scena np z Dreyfussem w szpitalu czy podchodami pod zamek- klasyka :-). Angielskie poczucie humoru na tle Francji. Natomiast zakończenie lepiej pominąć milczeniem, można za nie uznać właśnie Zemstę Różowej Pantery.

niwrok_2015

To prawda, Jerzy Skolimowski grał naprawdę dobrze, ale mimo wszystko brakowało mu pasji, jaką posiadał Wojciech Dmochowski jako Sobieski. W ogóle przyznam Ci się, że słyszałem o filmie "BITWA O WIEDEŃ" to monumentalny, wielki hit, a tu co? Okazało się, że to po prostu dobry film, ale daleko mu do monumentu. Nawiasem mówiąc ciekawie to wygląda, jak Dmochowski i Pietraszak pojawiają się w "KARIERZE NIKODEMA DYZMY" i jako przeciwnicy polityczni, a w "CZARNYCH CHMURACH" grali w jednej drużynie xD Wybacz mi, mała pomyłka. PIOTR KRUKOWSKI grał Pana Samochodzika. Pomyliły mi się nazwiska, bo Piotr Pręgowski grał także w przygodach Pana Samochodzika. W filmie "LATAJĄCE MACHINY KONTRA PAN SAMOCHODZIK" grał jednego z dwóch gamoniowatych podwładnych Waldemara Batury, przeciwnika Pana Samochodzika. I tam był niesamowicie zabawny. Chyba Pręgowski grał też w "ZMIENNIKACH" - tego, co mu Stanisław Bareja dał narkotyki w kiełbasie i potem miał je przewieść do Wojciecha Pokory, ale w sprawę się wmieszał strażak Kazimierz Kaczor, któremu Pręgowski zaaplikował "więzy przyjaźni polsko-syjamskiej" xD Jeśli nie mylę się, to był właśnie Pręgowski xD Nawiasem mówiąc tam też grał Dmochowski i rozbawił mnie w scenie, jak jego syn Marian Konieczko ma jeść miodzik i tatuś reaguje oburzeniem, jak jego żona, a mamusia Mariana mówi, że każdą zjedzoną łyżeczką da synkowi dolara xD A potem synek wcina miód jak głupi, bo w miodzie były narkotyki xD Dmochowski tam miał bardzo duet z Rewińskim. Ale masz rację - Terkowski w filmie z Pazurą rzeczywiście został wysłany do Afryki na drzewo, jak powiedział w książce Dyzma - bo w filmie z Nikosiem Dyzmą Terkowski zostaje wysłany bodajże do RPA w Afryce :) No i ja też tak uważam, że Kwiatkowskiego nie zabito. Pułkownik Kizior jednak ostatecznie puścił jego żonę wolno, choć nie musiał, a dodał przy tym, iż długo przekonywał towarzyszy partyjnych, aby człowieka z takim talentem szkoda by było zabić i zapowiedział mu, iż posiedzi sobie trochę i przemyśli, co woli: kulę w łeb czy zaszczytną służbę ludowej ojczyźnie. A co do pierwowzoru, to jakiś czas temu dopiero to wyszło na jaw - pierwowzorem Kwiatkowskiego był Tadeusz Ośko vel kapitan Wojciech Kossowski vel Sęp. Z tego, co czytałem Sęp udając oficera UB inwigilował środowisko Bezpieki, a raz dowiedziawszy się od transporcie przez milicję 7 oficerów AK zatrzymał ów konwój i zaprowadził do piwnicy jakiegoś domu, gdzie przeszukał milicjantów i odkrywszy przy nich tajny rozkaz zabicia oficerów AK wściekły rozstrzelał na miejscu milicjantów i uciekł z owymi oficerami i bawił się w partyzantkę, aż wpadł i został skazany za zabicie owych milicjantów na karę śmierci i zabity, pomimo tego, że się jeszcze zdążył ożenić i próbował się ratować jako jedyny żywiciel rodziny.
Naprawdę bardzo się cieszę, że wydawano wreszcie po polsku wszystkie dzieła o Holmesie. Uwielbiam Sherlocka i może to głupie, ale często czytając rozmowy między Holmesem a Watsonem to się uśmiecham. Zwłaszcza bawi mnie rozmowa w "BŁĘKITNYM KARBUNKULE" oraz w "TAŃCZĄCYCH SYLWETKACH". Wtedy te rozmowy są niesamowicie zabawne - wnioskowanie o właścicielu melonika po samym meloniku oraz wnioskowanie po palcach Watsona, że ten nie chce inwestować w akcje południowo-afrykańskie :) Mam wszystkie powieści i opowiadania o Poirot i wszystkie o pannie Marple. Długo musiałem ich szukać, a niektóre dopiero przez Internet zdołałem sobie zamówić, ale cóż... Udało się i mam je wszystkie. Obecnie poluję na tę nową powieść o Poirocie, którą wydali za zgodą spadkobierców Christie. Jeśli chodzi o E.A.Poe'a, to ja słyszałem pewną teorię, która mi się wydaje najbardziej sensowna. Wtedy, gdy on żył, to grasowały bandy zmuszające ludzi do głosowania na swoich klientów podczas wyborów. I cóż... Takie bandy miały taki sposób działania, że spotykali mężczyzn (wtedy tylko oni głosowali), to zatrzymywali ich, zagadywali, potem zabierali do melin i poili alkoholem lub tumanili narkotykiem albo jedno i drugie i zmuszali, aby oddawali głosy na ich partię i kandydatów. Podobno takie coś w Anglii było często stosowaną praktyką. I cóż... Według artykułu w jednej gazecie naukowej, którą czytałem to właśnie było przyczyną śmierci Poe'a. Oczywiście nikt normalny nie umrze od opium i alkoholu, nawet w sporej ilości, ale... Poe był chorowity, miał spore problemy z sercem, poza tym opium mogło był kiepską domieszką, a poza tym chore serce i alkohol równa się grób. Więc cóż... To oczywiście teoria, ale według autora tego artykułu to jest najbardziej prawdopodobna teoria, tym bardziej, że Poe był znany i jego głos był szczególnie cenny.
A więc jednak to prawda i dobrze słyszałem o opowiadaniu "TEKTUROWE PUDEŁKO". Naprawdę dziwaczne, jak straszna była ta sztywna, wiktoriańska moralność, żeby o takie coś się uczepić. Ale dobrze, że w końcu Doyle zdołał to wydać. A tak, to prawda - w powieści "STUDIUM W SZKARŁACIE" to się Holmes mocno oburzył, kiedy Watson wspominał Dupina uważając go za wzór detektywa i chyba nawet z Holmesem go porównał :) A przy okazji przypomina mi się książka "TAJEMNICA SZYFRU MARABUTA". Znasz? Tam jest detektyw Kajetan Chrumps i jego przyjaciel Kot Makawity - niegdyś przestępca i jego przeciwnik, potem pokonany i zresocjalizowany - rozwiązują zagadkę i relacje między nimi są łudząco podobne do relacji Holmesa i Watsona :) A przy okazji w ręce niedawno wpadła mi powieść Kazimierza Korkozowicza "URLOP HUBERTA GARDY", gdzie mamy pisarza Wydmę, który wspomina swoją przygodę dziejącą się w latach 30 XX wieku, którą przeżył ze swym najlepszym przyjacielem, kapitanem policji Hubertem Gardą. I relacje między Hubertem i Wydmą przypominają też relacje Holmesa i Watsona, a sam Hubert (notabene mój imiennik) jest osobą poważną, nieco oschłą, ale niesamowicie kompetentną i nieczułą na wdzięki kobiet w przeciwieństwie do Wydmy :) Więc jak widać, echa Holmesa i Watsona znajduje nawet u nas, w naszej literaturze :) A przy okazji sam Poirot i Hastings byli mocno wzorowani na Holmesie i Watsonie. Mieszkali swego czasu w tym samym domu - detektyw na dole, pomocnik piętro wyżej, mieli zaprzyjaźnionych policjantów, detektyw się zakochał w swojej przeciwniczce, a pomocnik detektywa jest narratorem i do tego jeszcze bardzo czułym na wdzięki kobiet :) Nawiasem mówiąc to zabawne, że Holmes zawsze umiał się bić z przestępcą, a Poirot od tego miał Hastingsa :) A co do moich opowiadań, to powiem Ci jedno - gdy napisałem opowiadanie o walce Asha i Giovanniego, to wielu zaraz widziało nawiązanie do Holmesa i Moriarty'ego i tym chętniej czytali :) Mam nadzieję, że może i Ty się nimi zainteresujesz, jak się uwiniesz z moją powieścią o Hrabim Monte Christo :) W razie czego mam jeszcze muszkieterów króla Ludwika XV, więc jak będziesz chciał, będziesz miał co czytać :)
Ja o postaci Vidoque'a dowiedziałem się dopiero z filmu "HRABIA MONTE CHRISTO" z Louisem Jourdainem. Potem już tak z ciekawości o nim poczytałem i naprawdę zainteresowała mnie ta postać. Ponoć Honoriusz Balzak się wzorował na jego biografii tworząc jedną ze swych najlepszych postaci. A i Victor Hugo zapożyczył co nieco z biografii Vidoque'a tworząc postać Jana Valjeana z powieści "NĘDZNICY". Osobiście najlepszy Zorro moim zdaniem to ten z serialu Disneya. Kocham ten serial, a Guy Williams jest rewelacyjny. Przy okazji jak się przyjrzysz, to Guy się nieraz uśmiechał tak samo, jak Douglas Fairbanck grający Zorro w kinie niemym. On miał taki swój charakterystyczny uśmiech z tego, co widziałem na zdjęciach i cóż... Guy ma niesamowicie podobny uśmiech jako Zorro. Przypadek czy celowe nawiązanie? :) Film "MASKA ZORRO" uważam za po prostu genialny, jego sequel to już moim zdaniem jedna wielka pomyłka. Nie jest zły, ale... Mimo wszystko nie dorasta jedynce do pięt. I podoba mi się w "MASCE ZORRO" to umiejętne połączenie legendarnego Zorro z historycznym pierwowzorem. To był doskonały pomysł i film wyszedł z tego genialny. No tak, przecież "KRÓL LEW" był wzorowany na "HAMLECIE" Szekspira. Skaza to Klaudiusz, Mufasa to Hamlet ojciec, Simba to Hamlet, Nala to Ofelia, Zazu to Poloniusz, Rafiki to Horacy i Yorick, Sarabi to Gertruda, a z kolei Timon i Pumba to Rozenkranc i Gilderstein. Ale bajka kończy się lepiej niż sztuka, gdzie praktycznie wszyscy najważniejsi bohaterowie giną. Tak, jedynka najlepsza - dwójka i trójka są dobra, a trójka niesamowicie zabawna, ale mimo wszystko jedynka jako jedyna zasługuje na słowa "Monumentalne dzieło". Nie bez powodu "KRÓL LEW" dostał wiele nagród i cieszył się ogromną popularnością w latach 90.
A więc podobne są historie naszych osób. Ja miałem tak, że miałem za przyjaciółkę moją kuzynkę mieszkają po sąsiedzku i z nią najwięcej się bawiłem, a także czasami widywałem inne kuzynki, ale pomijając to, to nie miałem wielu przyjaciół, więc książki i filmy były jedyną ucieczką od samotności. Choć z kuzynką, co się nabawiłem, to moje. Co widzieliśmy w bajce czy filmie, to przenosiliśmy na podwórko. Były zabawy w Robin Hooda, Zorro, pancernych, muszkieterów oraz w ogóle w inne postacie z bajek i filmów :) Przyznam Ci się, że też fantasy jest nieco ciekawsze niż sf, ale "GWIEZDNE WOJNY" to rzeczywiście miły wyjątek od reguły. Naprawdę uwielbiam je od pierwszej chwili, od której tylko je obejrzałem :) Widzę, że mamy podobne poglądy w sprawach historycznych, co mnie cieszy. No właśnie, Richelieu był w oczach szlachty, której prawa ograniczał jako łajdak depczący ich przywileje, ale po latach historia sprawiedliwie go oceniła i dzisiaj chyba nie ma we Francji nikogo, kto by nazwał Richelieu łotrem. A w Polsce wciąż są tacy, co Piłsudskiego tak nazywają i właśnie najwięcej się pojawia zarzutów o bycie niemieckim szpiegiem. Naprawdę nie wiem czasami sam, czy mam się śmiać czy płakać, jak to słyszę. Mam nadzieję, że masz rację i za 300 lat nikt tak nie będzie go oceniał. I tak, masz rację w sprawie absolutyzmu. Rzeczywiście, monarchie absolutne o wiele łatwiej się utrzymały i nawet Francja po rewolucji dość szybko wróciła do absolutyzmu, a Polska? Zabory i to na 123 lata. Nie ma co, Polskę właśnie zgubił brak jedności w narodzie - a co go spowodowało? Parlamentaryzm, samowola szlachecka oraz to, że król nie miał dość silnej władzy. To smutne, ale prawdziwe - Polacy sami się wręcz oddali zaborcom, a zwłaszcza w czasach II rozbioru, bo trudno nazwać inaczej zdrajców z konfederacji targowickiej, którzy wezwali wojsko rosyjskie do walki z wojskami króla. Magnaci za przywileje oddali Polskę wrogom. OK, nie planowali tego, bo chcieli tylko przywilejów swoich bronić, ale na co liczyli? Że Rosja nie zażąda zapłaty za pomoc? Nie ma co. Piłsudski w obliczu takiej anarchii i braku jedności w narodzie jest w moich oczach kimś, kto jako jeden z niewielu ludzi umie myśleć i chce silnej Polski i właśnie tej jedności. Ja stawiam na równi z Cezarem i Richelieu. Wielcy ludzie osiągnąwszy najwyższe stanowiska, którzy chcieli przede wszystkim swej ojczyzny silnej i potężnej, nie ulegającej wrogom.
Stare Kino serdecznie Ci polecam, a szczególnie filmy od 1933 roku, bo wtedy dopiero dialogi stawały się ważne, a wcześniej to w całym filmie było mało dialogów i więcej melodii lub dialogów wcale nie było, co jest nieco denerwujące. Komedie są tam dość zwariowane i głównie oparte na zasadzie komedii omyłek, a dramaty są nieco naiwne czasami, dość romantyczne, ale mają w sobie nieraz piękno. Poza tym ci aktorzy i aktorki... Ten talent, zdolność nie tylko gry, ale i śpiewania oraz tańczenia. Dzisiaj aktorzy w większości już tego nie potrafią i tym milej się ogląda tych, którzy to potrafili. Zachwyca mnie też bajka Disneya "KRÓLEWNA ŚNIEŻKA I SIEDMIU KRASNOLUDKÓW" z 1937 roku z pierwszym polskim dubbingiem nagranym jeszcze w 1938 roku. Jak się ogląda tę bajkę, czuć klimat lat 30. Drugi dubbing nagrany kilka lat temu już nie ma tego piękna i odbiera bajce klimat. Oczywiście nie każdy musi lubić ten klimat. To po prostu trzeba kochać. A ja to pokochałem i cóż... Dlatego tak to uwielbiam :)
Markiza Angelica to naprawdę ciekawa postać i miała bardzo ciekawe przygody. Ja sam dałem ci tylko dość szczątkowe streszczenie, bo jej losy mają o wiele więcej ciekawych wydarzeń i warto je poznać. Choć osobiście wolę filmy, bo jak powiedziałem: są mniej brutalne i małżonkowie rozdzieleni szybciej się odnajdują - w książkach po 15 latach, w filmach po 7. Ale muszę przyznać, że francuskie książki są jednymi z najlepszych. I mają rewelacyjne postacie - muszkieterowie, Monte Christo, Kapitan Nemo... No, jeśli chodzi o Ciri, to zgadzam się - zachowuje się zbyt po męsku i chwilami rzeczywiście nie ma sama do siebie szacunku. Prócz tego pamiętam, jak podle wykorzystywała zakochanego w niej wychowanka Nenneke imieniem Yarle, aby dostać wiadomości, które jej były potrzebne. Yennefer - jak widzę, mamy takie samo zdanie :) Mnie się najbardziej podobała postać trubadurki Oczko i jeszcze całkiem ciekawa była Triss Merigold. Ja czytałem tak dużo, że mogłem wyciągnąć z tego różne wnioski i wyciągam takie, że wolałem już te kobiety z literatury XIX wieku, gdzie poza wyjątkami były one dodatkiem do męskiej postaci. Mimo wszystko te kobiety miały jednak klasę i miło się o nich czytało. Współczesna literatura daje nam teraz coraz więcej za męskich kobiet i to często kosztem mężczyzn nie zachowujących się po męsku. Taka moim zdaniem skrajność feministyczna. W filmach tak samo - weź np. "POGROMCÓW DUCHÓW". Niedawno powstała nowa wersja, gdzie pogromcami są kobiety. Albo weź "HOBBITA", gdzie w ekranizacji pojawia się postać elfki Tauriel, męskiej kobiety, nie występującej w książce. Powód? Bo za dużo facetów w ekipie i film jest szowinistyczny. Głupie, ale niestety z takich powodów zmieniają ekranizacje znanych książek - raz widziałem "WYSPĘ SKARBÓW", gdzie mamy przebraną za mężczyznę kobietę, córkę kapitana Flinta - notabene niezłą zołzę. No, błagam! Jak tak można zmieniać książkę, aby być "poprawnym politycznie" bądź "społecznie"? Jeśli chodzi o kobiece postacie z książek przygodowych, jedną z najlepszych jest postać Niny z kryminału "LEGENDA ZA 10 MLN. DOLARÓW" Kazimierza Korkozowicza. Nina jest rewelacyjną postacią - zadziorną, pyskatą i uroczą pod każdym względem, która mimo bycia zadziorną i zaradną, jest też wrażliwa, dobra i oddana ukochanemu i pomaga mu w śledztwie. A u Verne'a zdecydowanie najlepsze są Nadia i Auda. Uwielbiam je - podobało mi się to, jak Auda sama wyznała Foggowi miłość, bo on był sztywnym, angielskim dżentelmenem i nie umiał mówić o uczuciach, a jej słowa, że go kocha i chce zostać jego żoną sprawiły, że rzucił w kąt swoje sztywne wychowanie i pokazał uczucia :) Nadia zaś najlepsza jest w serialu z 1999. Niedawno go obejrzałem i jestem pod wrażeniem, jak dobrze jest ta postać ukazana. Nie dość, że prześliczna, to jeszcze odważna, szlachetna i szczerze kochająca :) I podobało mi się w serialu ta scena, jak się kochała z Michałem Strogowem w górskiej chacie i nie wnika - jest ślub czy nie. Jest miłość, to jest fizyczna bliskość i do tego tak pięknie ukazana :)
Jeszcze raz przepraszam za pomyłkę - to Piotr Krukowski grał Pana Samochodzika, a wcześniej grali go Stanisław Mikulski i Jan Machulski. Widziałeś "WYSPĘ ZŁOCZYŃCÓW" z młodym Jasiem Machulskim w roli Pana Samochodzika? Fajny film i podobało mi się to, jak Janek Machulski rzucał żarty w kierunku młodziutkiej Joanny Jędryki, która gra jego filmową partnerkę. "KAPITAN SOWA NA TROPIE" to genialny, 8-odcinkow serial o kapitanie MO Tomaszu Sowie (Wiesław Gołas) w reżyserii Stanisława Barei. Bednarskiego po prostu uwielbiam, tylko szkoda, że serial tak głupio się skończył. Friedman rewelacyjny - a jako sierżant Owczarek vel Zbigniew, wtyka policyjna w Młodych Wilkach był rewelacyjny. Rozbawił mnie do łez, zwłaszcza, jak na końcu się zdemaskował i z zapałem powiedział, że kocha swoją pracę :)
Tak właśnie ustawiam wrogów Holmesa. James Moriarty na pierwszym miejscu, choć szkoda, że w opowiadaniach nie mieli więcej starć ze sobą. Sebastian Moran był uważany przez Holmesa za drugiego najgroźniejszego człowieka w Anglii, więc cóż... Drugie miejsce mu się należy. Potem zaś dałbym barona Adalberta Grunera, który był tak bezwzględny, że jego zbiry o mało nie skatowały Holmesa. Na trzecie miejsce równocześnie dałbym Culvertona Smitha, bo on też podjął próbę zabicia Holmesa i prawie mu się udało i gdyby nie to, że Holmes był jakieś czterdzieści sześć razy lepszy, to by się udało xD Wrogowie z Ku-Klux-Klanu też byli groźni i niebezpieczni, choć szkoda, że Holmes nie miał z nimi bezpośredniego starcia i morze załatwiło sprawę, podobnie jak w sprawie gangu Suttona vel Blessingtona z opowiadania "STAŁY PACJENT" - tam też mordercy giną na morzu. No, w sumie groźnym przeciwnikiem był też hrabia Sylvius z "KLEJNOTU MAZARINA". Ale i tak Holmes go doskonale urządził. W sumie racja, ciekawe, skąd się wziął francuski klejnot w Brytanii? :) Tak, ekranizacja radziecka jest dość wierna, choć jak mówię, podkreślono znacznie Lestrade'a jako najlepszego kompana Holmesa i Watsona, ale jeśli się nie mylę (a raczej się nie mylę) Gregsona też pokazano. Tak, Poirot umiera w smutny sposób - stary, zmęczony, na atak serca, bez wiernych przyjaciół u boku poza Hastingsem, który też jest już staruszkiem. Holmes zaś odszedł na emeryturę, zajął się hodowlą pszczół, co też pokazano w radzieckiej wersji - w ostatnich dwóch odcinkach Watson przyjeżdża do niego na wieś i prosi go o pomoc i Holmes z miejsca zaskakuje go np. stwierdzeniem, że Watson zrobił to czy tamto xD I co ciekawe, w ostatnim odcinku Holmes łapie niemieckiego szpiega, a Watson początkowo myśli, że Holmes zdradził Anglię i niemalże wszystko psuje, ale i tak detektywowi się udaje i nawet pani Hudson swoją rolę w złapaniu szpiega odegrała. Radziecka wersja jest przyjemna równie mocno, co radzieccy muszkieterowie. I aż mnie bardziej przekonuje do lepszego poznania kina ZSRR :)
Polecam serdecznie "MICHAŁA STROGOWA" z 1999 roku. Oczywiście wątek z carewiczem naprawdę nie istniejącym jest nieco naciągany, ale cóż... Sama wersja jest genialna. I nakręcili ją Włosi. Scena erotyczna w sumie tylko jedna, ale za to jaka :) Prócz tego Nadia jest równie śliczna, co odważna i waleczna, Michał chwilami wydaje się sztywny jakby kij połknął, ale jak okazuje emocje, to nie ma sobie równych. Dziennikarz francuski jest rewelacyjny, choć tu nie jest w duecie tylko sam, ale jest genialny. Wydaje się być samochwałą i blagierem, a potem udaje mu się wyrobić sobie pozycję na dworze chana i ocalić Strogowa przed oślepieniem, w cwany sposób uciec Tatarom i sfotografować własną egzekucję przed umierania ze swej strony. Jednym słowem, genialna postać i uwielbiam go :) Nawet zdrajca Ogarew jest w ciekawy sposób pokazany i chwilami można mu współczuć, choć bardziej należy współczuć jego kochance, biednej Cygance Sangeerze, która zgrywa twardą, a tak naprawdę ma bardziej miękkie serce niż chce to pokazać. Filmy z serii "RÓŻOWA PANTERA" rzeczywiście mają najwyższy poziom absurdu i żywiołową akcję, co sprawia, że w filmie praktycznie wszystko może się zdarzyć i tego po nich oczekujemy i dlatego tak nas do dzisiaj bawią. Ten humor tak zwariowany, że musi bawić. A do tego sam inspektor po prostu bawi do łez tym, jaki jest przemądrzały i zarozumiały, jak wyciąga często błędne wnioski, a mimo tego zawsze wszystko mu się udaje :) Mnie bawi to, jak inspektor próbował się dostać do zamku, gdzie miał kryjówkę Dreyfuss - ciągle wpadał do fosy, ale w końcu mu się udało. Wytrwałość popłaca xD Tak, zgadzam się - seria zaczyna się na "RÓŻOWEJ PANTERZE", a kończy na "ZEMŚCIE RÓŻOWEJ PANTERY". Resztę należy pominąć milczeniem.

ocenił(a) film na 7
kronikarz56

Bitwa pod Wiedniem mnie kompletnie rozczarowała. Za bardzo poszli w romans i tytuł jest dość mylący. Jerzy Skolimowski jeszcze trzymał poziom, czego nie można powiedzieć o większości obsady. Ale i tak Dmochowski, jako król- hetman był niezrównany, tak jak w wielu innych rolach. Faktycznie. :-). Pułkownik Dowgird- Wareda zbuntował się przeciw dowódcy i przystąpił do wrogiej partii. Aha, nie ma żadnego problemu. Na pewno obejrzę filmy z Krukowskim. Pręgowski świetnie grał w Zmiennikach, ale też w Ranczu jako Pietrek bardzo bawił :-). To była niezła scena. O, właśnie pułkownik Kizior. Ja myślę, że Kwiatkowski dożył odwilży i masowej amnestii w połowie lat 50. Oryginał był bardziej dramatyczny, ale zgadzam się filmowa wersja miała więcej finezji.
Nie, te rozmowy naprawdę były momentami zabawne. Starcie inteligentnego, ale zwykłego człowieka; z niepowtarzalnym geniuszem. Metoda dedukcji, jak zwykle niezawodna. Ale mnie się podobał bardzo Mycroft, jeszcze mądrzejszy i bardziej spostrzegawczy od brata tylko na tyle leniwy, że został analitykiem rządu. :-). Szkoda, że w książkach zbyt często się nie pojawiał.
Wow, niezwykle wyjątkowe okoliczności śmierci wyjątkowego pisarza. Ale teoria wydaje się prawdziwa. To były czasy realnych manipulacji wyborczych. Organizm Edgara był rzeczywiście dość słaby pod koniec życia. Tak, bardzo dawno czytałem tę powieść Tajemnicę Szyfru. Nie zauważyłem tych podobieństw, bo ją poznałem jeszcze przed Holmesem, ale musieli się wzorować. Sherlock to archetyp, miał bardzo licznych naśladowców. Poirot, Hastings, Panna Lemon i Japp też się nasuwają. (pani Hudson i Lestrade). Tylko brakowało Poirotowi potężnego profesora :-). Ale Agatha, królowa kryminałów mogła zrobić taki ukłon w stronę jednego z pionierów gatunku. Pewne różnice muszą być. Zapewne przeczytam. Hrabiego właściwie prawie już zakończyłem, tylko w pewnym momencie zapomniałem o komentarzach. Książka jest naprawdę świetna, ciekawie napisana i w pełni oddaje ducha oryginału, a rozwiązania fabularne są najlepsze z możliwych. Sięgnę z pewnością po kolejne pozycje Jana Kronikarza, gdy będzie więcej wolnego czasu :-).
Animowany serial o Zorro to klasyk, niestety znowu daje się we znaki nieznajomość Starego Kina. Ale już niedługo tak będzie. Jej. No, tak gdy to przedstawiłeś wszystko się zgadza. I bohater w rozterce i majordomus i źli doradcy. Chociaż najbardziej rzuca się w oczy stryj- tyran. Tylko zakończenie na szczęście zmienili. Dwójka mnie trochę nudziła, ale za to w trójce było sporo dobrych gagów. Lata 90 to była klasyka animowanych dzieł. Potem najbardziej pamiętam Gdzie Jest Nemo i Rybki z Ferajny. Dalej zerwałem z gatunkiem. No, to jednak było ciekawie, nie ma to jak bratnia dusza. :-) Ja próbowałem zainteresować tym dziedzictwem kolegów, czasami działało ale większość wolała gry na komputerze. Z fantasy było podobnie, wielu musiałem zachęcić barwnymi opowieściami do zadania sobie trudu i obejrzenia np Władcy Pierścieni hehe. Niektórzy uważają, że Gwiezdne Wojny to właściwie fantasy w kosmosie. Nie tylko moc, zakony, ale nawet czas akcji: dawno dawno temu.
Mnie też :-). Pamiętajmy, że wielu endeków i socjalistów było zwolennikami większej lub mniejszej zależności od Rosji. Piłsudski- nieprzejednany wróg wielkiego brata pod dowolnym kolorem budził oczywiście ich niechęć. Dlatego oskarżenia o współpracę z Niemcami, czy przyjaźń dla Hitlera (!!). A kto w 34' radził dokonać prewencyjnej inwazji z obu stron na III Rzeszę? To był po prostu wielki strateg. Jedynie koncepcja międzymorza okazała się fiaskiem. To prawda polski stan szlachecki doprowadził do słabości państwa, wrogowie tylko z tego skorzystali. I jeszcze ich wzywano na pomoc. No, bardzo zaszczytne porównania, ale właściwie jak najbardziej słuszne. Ja dodałbym jeszcze Simona Bolivara, podobnie jak Piłsudskiego, przedwczesna śmierć przerwała jego wielkie plany polityczne. Królewnę Śnieżkę akurat miałem przyjemność oglądać w obu wersjach i zgadzam się, że pierwotna wygrywa. Wtedy dykcja była naprawdę ważna.
Zatem chyba też będę wolał filmy. Brutalność może być bardzo dobra dla niektórych utworów, ale fatalizmu i smutku nigdy nie toleruję w nadmiarze.
Tak, Ciri wykorzystała dobrego chłopca. A propos; czy można wiedzieć jak interpretujesz zakończenie Wiedźmina? Yennefer i Geralt zginęli,a Ciri przeniosła się na Ziemię, czy może inaczej? Yen nie dość, że denerwująca czarownica; to jeszcze pod maską fałszywej ponętności ukrywała swój odrażający wygląd. Triss Merigold jeszcze była z tych sympatyczniejszych postaci. Takie samo jest i moje zdanie nt dam w literaturze. Nowi Pogromcy Duchów to jest kpina i obraza dla kogoś kto jak ja lubi oryginalne filmy. Słyszałem, że nawet kultowy Ocean o włamywaczach ma mieć żeńską wersję xD. W Hobbicie Tolkiena w ogóle nie było żadnych kobiet. Podobnie, jak w klilku innych powieściach: 20.000 Mil Podmorskiej Żeglugi, Tajemniczej Wyspie, Robinsonie Crusoe. Sami mężczyźni, a czy jest jakiś taki film? Ja nie spotkałem, musi być jakaś Tauriel, jakaś córka Kapitana Nemo, czy inne twory. W Hobbicie za to dobrze według mnie, że pokazali królową Galadrielę. Bardzo lubię tę postać, ale co prawda dali jej za wielką moc w filmach; jest o wiele potężniejsza od Gandalfa a przecież to on jest Majarem. Podobnie w LOTRze mamy Arwene elficką księżniczkę, która wzburza rzekę czarami i niszczy Nazghuli. Przecież to była zwykła cywilka, jej potężny ojciec mógł to zrobić ale i tak dużym wysiłkiem, co powiedziała książka. Na pewno taką bohaterkę bym bardzo polubił.
Nigdy nie mogłem wybrać między Hinduską i Liwonką. :-) Scena z książki była piękna z wyznaniem miłości i przełamaniem maski obeznanego z życiem flegmatyka. Oglądałem tę ekranizację i była bardzo dobra. Ta scena była super. "A tak, jestem z Policji! I kocham swoją pracę!" "Owczarek spokojnie. Ryba, wzywam cię Akwarium". Zresztą jak całe te filmy :-D.
Hm... Prawdę mówiąc dawno nie czytałem Holmesa i mocno zapomniałem niektóre opowiadania, na przykład to z baronem i jego bandytami. :-(. Jedne się pamięta doskonale, a inne bardzo mało.
Mnie też to bolało w obu opowiadaniach. Był gang bezwzględnych profesjonalnych zabójców i zaginęli sobie na morzu, nawet nie spotykając detektywa i czytelnika. Za to w Herculesie Poirot nie lubiłem, gdy sprawcy często "zwyczajnie bezczelnie uciekali", jak to mawiał Sturmbahnfuhrer Geibel- zażywając truciznę. To ciekawe, zarówno w Holmesie i Muszkieterach widać u Sowietów, jak profesjonalnie i z szacunkiem podchodzili do ekranizacji. Nie mówiąc już o własnych dziełach narodowych. Na pewno go niebawem obejrzę, jako fan literackiego pierwowzoru.
Dokładnie. Jeszcze była super scena z zamachami podczas Oktober Festu :-)

niwrok_2015

Dokładnie tak. Mnie "BITWA POD WIEDNIEM" mocno rozczarowała. Przede wszystkim dobijało mnie to, że film zbyt dużo razy pokazywał Kara Mustafę i film chwilami pokazywał to tak, jakby Kara był dobrym człowiekiem, któremu powinniśmy współczuć. Nie widać w nim tego, co widzieć się powinno - czyli fanatyzmu religijnego. Za bardzo mu się współczuło, a za mało go nienawidziło. Jerzy Skolimowski jako Sobieski zachowywał poziom, ale trochę zawiedli mnie Piotr Adamczyk i Alicja Bachleda-Curuś. Właściwie tę ostatnią postać nie wiem, po co dawali do filmu. Ostatecznie nic nie wnosi do filmu, tylko chyba podkreśla wielką moc wiary chrześcijańskiej, co też mnie nieco razi, bo nie lubię takiej bigoterii, jaką można w tym filmie dostrzec. Ja rozumiem, że tych ludzi połączyła chęć obrony chrześcijaństwa przed islamem, ale mimo wszystko można było to pokazać inaczej. Dmochowski był najlepszy jako Sobieski. W filmie "OJCIEC KRÓLOWEJ" stworzył genialną parę Sobieski-Marysieńka z Anną Seniuk, która idealnie pasowała do tej roli. W ogóle ta aktorka umie wspaniale grać role energicznych kobiet. Ignacy Machowski jako rozwiązły i zwariowany ojciec Marysieńki, który mimo swoich wad jest sympatyczną postacią, po prostu rozbawił mnie do łez :) No, a Jan Englert jako szlachcic w rodzaju d'Artagnana był rewelacyjny. Wielka szkoda, że już nie kręcą takich filmów :)
Właśnie, to niesamowicie zabawne, kiedy widzimy na ekranie, jak Wareda-Dowgird porzucił swego dowódcę Terkowskiego-Sobieskiego, a przystępuje do partii, w której jego kumplem jest Jaszuński-Walery. Bo przecież Jaszuńskiego gra zbój Walery z "CZARNYCH CHMUR", którego Dowgird i Kacper złapali i wydusili z niego, gdzie zbóje trzymają delegację kupców pruskich :) Już samo to bawi widza obeznanego z polskim kinem. Prócz tego również hrabina Koniecpolska grana przez Ewę Szykulską przypomina panią Anetę Osnowską z "RODZINY POŁANIECKICH". Co najlepsze, w obu serialach Ewa Szykulska grała filmową żonę aktora bodajże Piotra Wysockiego. W obu serialach pan Piotr zagrał jej męża-rogacza. I oba seriale nakręcił Jan Rybkowski. Żart ze strony reżysera? Pewnie tak, a może po prostu uznał, że Wysocki-Szykulska pasują do pary małżeńskiej, gdzie żona zdradza męża, o czym wiedzą chyba wszyscy poza nim samym :) To też jest zachwycające w tych filmach i serialach - to, że widzimy jakiegoś aktora bądź aktorkę w duecie z kimś innym i mówimy sobie: "Hej! Oni już grali razem!" i uśmiechamy się. To oczywiście tylko moje zdanie, ale uważam, że Piotr Krukowski był najlepszym Panem Samochodzikiem. Właśnie takim, jakim by go sobie wyobrażał. Bo ja bym go widział właśnie jako takiego wysokiego, chudego okularnika, fizycznie niezbyt sprawnego, ale umysłowo genialnego, który wyglądem wzbudza małe zainteresowanie, ale po bliższym poznaniu jesteśmy zachwyceni jego intelektem. Do tego Krukowski rzuca nieraz cięte dowcipy w obu filmach, w których gra i bawi mnie nimi do łez. Dlatego właśnie filmy z nim lubię najbardziej ze wszystkich filmów o Panu Samochodziku. Prócz tego w drugim filmie z nim wielkim atutem jest obsada z samych gwiazd: Pyrkosz, Jędryka, Feldman, Bauman i Pręgowski to przecież nie są byle jacy aktorzy i miło się ich ogląda, zwłaszcza, że widać, iż traktują swoją grę trochę na luzie, jak dobrą zabawę. Chociaż może to jest moja nadinterpretacja. Fajnie jest też pokazany Batura grany przez tego samego aktora, który grał w "KARIERZE NIKODEMA DYZMY" pana Kaniewskiego, który gdy dyrektorzy z fabryk Koborowa urażeni grubiańskim zachowaniem Dyzmy chcieli masowo odejść z pracy, on im się przeciwstawił dowodząc, iż ich zachowanie jest co najmniej irracjonalne. Ten aktor właśnie gra w obu filmach przeciwnika Pana Samochodzika i osobiście moim zdaniem gra doskonale. Taki przestępca z klasą, który ma jednak pecha co do pomagierów - trafiają mu się zwykle sami idioci do pomocy :)
Pułkownik Kizior także i moim zdaniem nie zabiłby taki umysł, który wyraźnie mu zaimponował. I też uważam, że Kwiatkowski jednak zdołał uniknąć śmierci i spotkało go ułaskawienie po jakimś czasie odsiadki. A nawiasem mówiąc Adam Ferency... Genialny aktor. W większości filmów, w których go widziałem gra drani, ale... robi to w genialny sposób. Poza tym ma świetny głos i dobrą dykcję. Lubię go w filmach. To właśnie jest genialne w rozmowach Holmesa i Watsona. To, że Watson nie jest idiotą i widać często, że w rozmowach z Holmesem błyszczy intelektem i przebywanie z przyjacielem nauczyło go sztuki dedukcji np. w "PSIE BASKERVILLE'ÓW" nawet dobrze wnioskuje na temat laski doktora Mortimera, ale i tak nie zgaduje prawdy, którą zgaduje Holmes. To mnie bawi, a scena z melonikiem z "BŁĘKITNEGO KARBUNKUŁU" wręcz bawi mnie do łez, a zwłaszcza, kiedy Holmes mówi, iż podejrzewa, że właściciel melonika nie jest kochany przez żonę i nie ma gazu. To już było niesamowicie zabawne :) Albo rozmowa na początku "TAŃCZĄCYCH SYLWETEK" też mnie bawi - Holmes nagle wyskakuje ze stwierdzeniem, że Watson nie chce zakupić akcji południowo-afrykańskich, Watson jest zdumiony, a Holmes mu wszystko wyjaśnia tak, iż doktor czuje, że sam powinien na to wpaść :) Tak, Mycroft niestety pojawia się tylko w trzech opowiadaniach, czy raczej w dwóch - bo w "GRECKIM TŁUMACZU" i "PLANACH ŁODZI PODWODNEJ BRUCE PARTINGTON". Pojawia się jeszcze w "OSTATNIEJ ZAGADCE" przebrany za dorożkarza, który zawozi Watsona na pociąg, ale Watson go nie poznaje. Prócz tego w "PUSTYM DOMU" wyjaśnia się, że tylko Mycroft wiedział, iż Sherlock żyje i ukrywał go jakiś czas u siebie. W serialu nakręconego przez Granadę i BBC, gdzie Holmesa gra Jeremy Brett, w Mycrofta wciela się Charles Grey, a do tego dodali jego postać do odcinków "KLEJNOT MAZARINA" i "ZŁOTE BINOKLE". W tym ostatnim zamiast Watsona właśnie Mycroft asystuje Sherlockowi i ciekawie wygląda współpraca dwóch genialnych braci :) A przy okazji wiesz, że Sherlock i Mycroft mieli też młodszą siostrę?
Oczywiście to, co mówię jest tylko teorią wyjaśniającą okoliczności śmierci Edgara Allana Poe'a, ale mimo wszystko brzmi ona dość realnie, zwłaszcza, że w tamtych czasach naprawdę starcie pomiędzy stronnictwami politycznymi były okrutne, czy wręcz skandaliczne. Powiedziałbym, że wtedy panowała zasada, iż wszystkie chwyty są dozwolone, a prawo przymykało na to oczy. Zresztą władze i prawo często tak robili np. w sprawie białego terroru po stu dniach Napoleona Bonaparte. Tak, właśnie tak - Sherlock Holmes stał się archetypem detektywem i licznym wzorem do naśladowania dla innych detektywów - nawet takich z bajek. Kajetan Chrumps z "TAJEMNICY SZYFRU MARABUTA" był właśnie takim bajkowym Holmesem, a jego przeciwnik Kameleon Super chwilami przypominał Moriarty'ego. No właśnie, podobieństwo historii Poirota do historii Holmesa jest ogromne, ale też, jak słusznie mówisz - Królowa Kryminałów Agathe Christie naprawdę mogła w ten sposób oddać hołd swemu wielkiemu poprzednikowi sir. Arthurowi Conan Doyle'owi. Jeśli o mnie chodzi, to nie mam nic przeciwko takiemu hołdowi. Sam w moich opowiadaniach oddaję hołd twórcy Sherlocka Holmesa. W sumie Poirot miał kogoś w rodzaju Moriarty'ego - organizacja Wielka Czwórka to w końcu nie byle kto. Cieszę się, że podoba Ci się moja powieść, choć trochę mi brakuje Twoich komentarzy. Będzie mi miło, jeśli nadrobisz zaległości, ale też nie traktuj tego jak przymusu :) Cieszę się, że tak mówisz - naprawdę starałem się pisząc moje dzieło oddać ducha oryginału i ukazać dalsze losy hrabiego najlepiej, jak to możliwe. Jan Kronikarz chętnie służy innymi swoimi dziełami :)
Serial Disneya o Zorro był po prostu genialny, a z animowanych wersji lubię wersję anime oraz wersję animowaną z lat 90. W wersji anime zaś bardzo mi się podobał pomysł Małego Zorro, pomocnika głównego bohatera. Jako dziecko bardzo lubiłem się bawić w Małego Zorro :) Tak, Stare Kino moim zdaniem warto poznać. Choć, jak mówię - komedie bywają schematyczne i zwykle opierają się na tym, że ktoś udaje kogoś innego lub ktoś bierze kogoś za inną osobę niż jest lub niesłusznie go o coś podejrzewa. Ale mimo zwykle pojawiającego się tego schematu każda komedia jest o czym innym i budzi wiele śmiechu gagami i humorem słownym oraz sytuacyjnym. Dramaty z kolei bywają nieco zbyt wzniosłe w swojej tematyce, ale są piękne - zwłaszcza niektóre. Poza tym obsada... Obsada złożona z samych gwiazd. To wielki plus tych filmów.
Nie ma co, "KRÓL LEW" to prawdziwa klasyka bajek Disneya, jedna z najlepszych ich produkcji. No i nawiązanie do "HAMLETA" jest widoczne, choć jako widz zauważyłem to dopiero jako dorosły. Tak, stryj-intrygant naprawdę najbardziej rzuca się w oczy. Zresztą jak poszukasz w literaturze światowej, to zauważysz wiele takich wątków: walka stryja i bratanka o władzę. Zaczęło się chyba od mitów egipskich. Wszak tam zły bóg Set zabija dobrego boga Ozyrysa, swego brata i potem żona Ozyrysa, Izyda wychowuje syna mściciela Horusa, który podejmuje walkę ze stryjem i w końcu go obala. Potem w wielu dziełach pojawia się zły stryj i jego dobry bratanek walczący ze sobą o władzę. Mamy to w "HAMLECIE", mamy to w "KSIĘCIU KASPIANIE" - drugiej części "OPOWIEŚCI Z NARNII". Widać, że ten wątek wciąż jest popularny :)
Zdecydowanie lata 80 i 90 miały najpiękniejsze bajki. Te z XXI wieku w większości już nie mają tego piękna. Współczesne bajki Disneya już mnie nawet nie ciekawią. Poza "KRAINĄ LODU" oraz "ZWIERZOGRODEM" już z tych najnowszych bajek mnie praktycznie nic nie ciekawi. Te dwie bajki wręcz uwielbiam, bo są super, ale to niestety wyjątki potwierdzające regułę. Właśnie, bratnią duszę dzisiaj spotkać to nie byle co :) Ja zaś miałem głównie kuzynkę za najlepszą przyjaciółkę i jeszcze paru znajomych z podwórka i praktycznie wychowywaliśmy się na tych samych bajkach, więc było się w co bawić. A z gier, to moim zdaniem nic nie zastąpi gier telewizyjnych na cardridge. To były dopiero piękne gry i wielu z nich mi dzisiaj brakuje. Chętnie bym znowu w nie zagrał :) A wiesz, coś w tym jest - "GWIEZDNE WOJNY" to faktycznie takie fantasy w kosmosie, ale może właśnie to jest jedną z przyczyn jej sukcesu? No i to, że walka dobra ze złem nigdy się nie znudzi, zwłaszcza, jeśli jest ciekawie ukazana :) A wiesz, ostatnio widziałem w telewizji bajkę "LAPICZ, MAŁY SZEWCZYK" (znaną też jako "PRZYGODY SZEWCZYKA GRZESIA") i tak mi się spodobała, że znalazłem ją potem na youtube i zgrałem, gdyż jestem nią po prostu zachwycony. Osobiście bardzo Ci ją polecam. Historia mysiego szewczyka Lapicza, który ucieka od okrutnego opiekuna i zaczyna wędrować po świecie z psem Bundaszem, a potem także i mysią dziewczynką Lizą i jej papugą Perro. Uwielbiam tę bajkę i nawet napisałem jej nowelizację w postaci czteroczęściowego opowiadania. Jakby co, służę linkiem :) Dowiedziałem się, że bajka powstała na podstawie książki chorwackiej pisarki napisanej w 1913 roku, ale tam bohaterowie są ludźmi, a w bajce ich przerobili na antropomorficzne zwierzęta, co jednak moim zdaniem było dobrym pomysłem. Bajka jest z 1997 roku i ma wielki urok w sobie. Podoba mi się w niej właściwie wszystko: fabuła, ciekawe postacie, doskonałe oddanie klimatu początku XX wieku na terenie Austro-Węgier oraz cudownie ukazana miłość Lapicza i Lisy. Oboje są dziećmi, nie mówią sobie nigdy "KOCHAM CIĘ", ale miłość bijąca z ich oczu i zachowania wobec siebie jest aż nadto widoczna. I do tego ich miłość jest typowa dla dzieci w ich wieku. Nie jest dojrzała ponad wiek, ale doskonale dopasowana do ich wieku. Jest to piękne i to mnie wręcz zachwyciło. To, że jest to uroczo naturalne :)
Dokładnie tak! Piłsudski nie lubił wcale Niemców, a współpracę z nimi traktował jak etap przejściowy. A przede wszystkim nienawidził wielkiego brata ze wschodu i miał moim zdaniem rację. Z kolei endecy i socjaliści byli, jak słusznie mówisz, za mniejszą lub większą zależnością od Rosji. No i dlatego także oskarża się Piłsudskiego o sympatię do Niemców. A tak, właśnie tak. Mniej znanym faktem z życia Marszałka jest to, że w roku 1934 chciał on najechać na III Rzeszą i obalić Hitlera zanim ten urośnie w potęgę. Jego plan był moim zdaniem realny do przeprowadzenia, a do tego przecież wielu Niemców nie pałało sympatią do Hitlera. Można było go obalić. I co? I kraje zachodnie odsunęły się od Polski i nie chciały brać w tym udziału. Zlekceważyli Hitlera, co było największym ich błędem. Dziś mało kto pamięta, że Piłsudski chciał obalenia Hitlera i nigdy go nie lekceważył. Oczywiście, że Piłsudski był wielkim strategiem, choć popełnił parę błędów, ale mimo wszystko był kimś przez duże K. I ja właśnie stawiam go na równi z takimi geniuszami wojskowymi i politycznymi jak Richelieu czy Juliusz Cezar. Obu darzę wielkim szacunkiem i Piłsudski idealnie pasuje do tego towarzystwa. Simon Bolivar też rzeczywiście pasuje tutaj jako porównanie. Myślę też, że Piłsudski miał też coś ze Stefana Batorego - obaj silni mężowie stanu i nie cierpieli wielkiego brata ze wschodu i umieli mu spuścić manto. No i zwalczali tę prywatę i samowolę wielkich panów tego kraju, która właśnie była najważniejszą przyczyną upadku tego kraju. Już za samo to należy ich obu podziwiać.
Zdecydowanie "KRÓLEWNA ŚNIEŻKA" Disneya zachwyca, ale nie tyle fabułą, co moim zdaniem czarem lat 30 XX wieku. Ten czar jest widoczny i porywa za serce. Poza tym krasnoludki są urocze, a Zła Królowa genialnie pokazana. Tak mrocznie i dostojnie zarazem. Pierwszy dubbing jest bezapelacyjnie najlepszy. Drugi moim zdaniem zabija czar lat 30 i nie czuć już tak bardzo tej magii, która towarzyszy klimatowi tej bajki. A jeśli chodzi o markizę Angelikę, to warto poznać filmy i książki, ale osobiście jestem zdania, że filmy są lepsze, bo mniej brutalne i smutne, a do tego małżonkowie szybciej się odnajdują. Tak, właśnie tak. Ja rozumiem, że musi być czasami w historii brutalność i smutek, ale bez przesady.
Właśnie to mnie razi w zachowaniu Ciri - że tak wykorzystała chłopca w niej zakochanego i w ogóle nie miała wyrzutów sumienia z tego powodu. Prócz tego ten jej lesbijski związek z tą zbójniczką... Ja rozumiem, Sapkowski chce być tolerancyjny, ale są chyba granice. Dobre pytanie - ja osobiście widzę to tak: Geralt i Yennefer zostali ocaleni przez Ciri, która zabrała ich do innego wymiaru, tam ich wyleczono i się pobrali. A sama Ciri trafiła do czasów króla Artura i tam ruszyła w świat z Galahadem i jest nadzieja, że się przemieni na hetero u jego boku. Zdaje się to potwierdzać opowiadanie "COŚ SIĘ KOŃCZY, COŚ SIĘ ZACZYNA" pokazujące ślub Geralta i Yennefer. Osobiście jestem zdania, że Geralt stworzyłby lepszy związek właśnie z Triss Merigold, która też miała lepsze podejście do Ciri niż Yen. Właśnie - ja rozumiem równouprawnienie i że kobiety w filmach i książkach nie są już tylko nagrodą dla walecznego mężczyzny, że mają robić coś więcej niż tylko ładną dziewuszką, ale mimo wszystko są jakieś granice. Dzisiejszym kobietom na ekranie i na kartach książek nieraz brakuje kobiecości. Dowodem tego choćby jest bohaterka "IGRZYSK ŚMIERCI" - tak męska i tak idealna w swej męskości, że to aż razi. O wiele lepiej wypada np. wymieniona przeze mnie Nina z kryminału Korkozowicza "LEGENDA ZA 10 MLN. DOLARÓW". Rewelacyjna postać - mimo bycia zadziorną, pyskatą i upartą dziewczyną, jest też wrażliwa, kochająca, wspierająca i śliczna. Taki typ, to ja rozumiem. No i sam widzisz, "POGROMCY DUCHÓW" to byli mężczyźni chroniący kobietę przed złymi duchami, a w remaku to cztery kobiety męskie aż do przesady. Jak dla mnie, czysta profanacja klasyka. No właśnie, dzisiaj jak nakręcą jakąś ekranizację znanej, przygodowej książki muszą dodać waleczną kobietę, przebijającą często mężczyzn w swej waleczności. Moim zdaniem to zwykłe leczenie kompleksów przez kobiety, a przez mężczyzn chęć podlizywania się paniom. "ROBINSONA CRUSOE" widziałem dwie ekranizacje i tam na szczęście nie było kobiet. Ale za to "TAJEMNICZA WYSPA"... Porażka! Widziałem trzy ekranizacje i we wszystkich były kobiety i jeszcze... zmutowane bestie. Pytanie się nasuwa, co brali ci twórcy, kiedy kręcili ten film :) W przypadku "20 000 MIL PODMORSKIEJ ŻEGLUGI" podobała mi się wersja Disneya z Kirkiem Douglasem w roli Neda. Dobry film w klimacie książki, tylko zakończenie zmienili - że niby Nemo ginie śmiertelnie postrzelony przez Anglików. Mam też super bajkę z 2002 roku, gdzie mamy fajną postać kobiecą - Bernadettę, ukochaną Pierre'a Aronaxa, która udaje swego brata bliźniaka, aby jako załogant statku "Abraham Lincoln" przebywa w pobliżu ukochanego, a potem razem z nim, Consilem (swoim wujem) oraz Nedem trafia na Nautilusa, gdzie prawda o jej płci wychodzi na jaw, ale wspólna podróż łączy ze sobą zakochanych. Sam Nemo zaś traktuje Bernadettę jak córkę i przyznaje w bajce, że stracił żonę i dwójkę dzieci, choć nie mówi, który kraj mu ich odebrał. Bernadetta w bajce jest ciekawą postacią - zadziorna, pyskata, nieco nierozsądna, ale wrażliwa, dobra, sympatyczna, szczera i oddana ukochanemu. Trudno jej nie lubić i ciekawie uzupełnia fabułę. A sama fabuła jest bardzo wierna książce poza tym dodatkiem. I na końcu, gdy nasza grupka przyjaciół ucieka z Nautilusa i myśli, że Nemo zginął w tym wirze wodnym, w który wpadł, to jednak jest inaczej. Pierre i Bernadetta wracają z przyjaciółmi do kraju i pobierają się, a w prezencie ślubnym dostają tajemniczą przesyłkę - wielką perłę z czarną tkaniną ze złotą literą N. Dzięki temu wiedzą, że Kapitan Nemo żyje i ma się dobrze. Zawsze się uśmiecham widząc tę scenę. Bajka bardzo mi się podoba, oddaje klimat książki, a do tego Nemo jest tu idealnie pokazany, a głos Grzegorza Pawlaka w polskim dubbingu idealnie jest tutaj dopasowany do postaci. I powiem tak - takie postacie to ja rozumiem i takie mi się podobają. Taką Bernadettę miło mi się ogląda. Ale już córkę kapitana Nemo, córkę kapitana Flinta czy Tauriel - męskie kobiety waleczniejsze niż wielu mężczyzn, to już razi. Księżniczka Leia Organa była nieco męska, ale mimo wszystko była urocza, seksowna i do tego wrażliwa i widać, że mimo waleczności była kobietą. To była ciekawa postać i szkoda, że twórcy nie umieją brać z tego przykładu. Zgadza się - Galadriela dobrze wypada w "HOBBICIE", choć ja też zadaję sobie pytanie: jak to jest, że Gandalf (Majar) nie pokonał Saurona (innego Majara), a z kolei Galadrieli jakoś się to udało? Rozumiem, że Gandalfa ograniczało to, że miał ludzką postać i to sprawiło, że jego moc nie była już tak wielka jak w pierwotnej postaci, ale mimo wszystko o ile mogę uwierzyć, że Sauron go pokonał, to w to, że Galadriela przegnała Saurona po prostu trudno mi uwierzyć. A przy okazji zauważyłeś, jak Galadriela całuje Gandalfa w czoło w Rivendell? A potem w kryjówce Saurona Gandalf łapie za rękę Galadrielę i woła: "Jedź ze mną, pani", a ta patrzy na niego wzrokiem kochanki, która chce, ale nie może z nim odejść". Zauważyłeś? :) Nie bardzo rozumiem, czemu takie coś dodali do fabuły. Mnie w filmach podoba się postać Arweny, dobrze rozwinęli miłość jej i Aragorna, ale... rzeczywiście, scena jak budzi magią moc rzeki w Rivendell i zalewa nimi Nazgule to już przesada. W książce wszak jest zaznaczone, że to magia Elronda uruchomiła moc rzeki, a Gandalf stojący wtedy na skale i obserwujący wszystko dołożył swoje za pomocą własnej magii. Ale pomijając to Arwena to dobra postać i dobrze rozwinęli epizodyczną postać z książki. Eowina też jest dobra i też dobrze ją rozwinęli w filmach, choć w przeciwieństwie do Arweny zachowali ducha książki - bo przecież Eowina naprawdę w przebraniu rycerza walczyła w bitwie o Minas Tirith i zabiła Wodza Nazguli. Zbyt męskie kobiety to chyba problem współczesnego kina. A przy okazji widziałem zdjęcia i fragmenty z anime o trzech muszkieterach. I wiesz co? Okazuje się, że tam Aramis jest... kobietą przebraną za mężczyznę, która chce pomścić ojca. Nieźle, co? Czego to ludzie nie wymyślą :)
Mnie się bardzo podobała pani Auda, podobało mi się, jak w scenie napadu Indian na pociąg walecznie walczyła u boku Fogga. I potem w Londynie, gdy Fogg jej mówi, że jest bankrutem i nie ma nic, co mógłby jej zaoferować, to Auda przełamuje konwenanse i sama wyznaje Foggowi miłość i że chce, aby ją poślubił. Podoba mi się to, podobnie jak reakcja Fogga ukazująca, że ta rzekoma maszyna bez uczuć jednak ma uczucia i umie kochać. Podoba mi się wersja z Piercem Brosmanem, gdzie widać, iż początku Fogg kocha Audę i ona mu się podoba, ale konwenanse i takie tam nie pozwalają mu okazywać uczuć, co samą Audę denerwuje i kilka razy prowadzi z Foggiem rozmowy na ten temat, które dają nam do zrozumienia, że oboje się kochają. Brosman jak Fogg był świetny. Podobnie jak Peter Ustinov jako Fix - podoba mi się, że w tej wersji Fix naprawdę żałuje swego postępowania i potem na końcu przyjeżdża do Fogga, aby mu powiedzieć, iż odkrył, że Fogg może jeszcze wygrać zakład - co prawda bohater już o tym wie, ale zawsze miło mi się tę scenę ogląda. I Fix też jest z Audą i Obieżyświatem przy Foggu, gdy ten wygrywa zakład, a na końcu żeni się w tym samym czasie, co Fogg z Audą, więc widać, że się mimo wszystko zaprzyjaźnili. Ciekawie to pokazali moim zdaniem. A do tego Auda jest tam prześliczna. Podobnie jak Nadia w "MICHALE STROGOWIE" z 1999 roku. Mówisz, że widziałeś już tę wersję? Mnie ona zachwyca, a Nadia jest wielkim atutem tej wersji :) Taką postać kobiecą to ja rozumiem - odważna, niezależna i waleczna, ale wciąż kobieca, wrażliwa i dobra. A do tego jeszcze prześliczna. No, czego chcieć więcej? :) Stefan Friedman to jeden z moich ulubionych aktorów. Jako Bednarski był rewelacyjny, a jako sierżant Owczarek vel Zbigniew z Młodych Wilków rozbawił mnie do łez. A w tej scenie, w której mówi, że "KOCHA" pracę w policji po prostu jest najlepszy. Świetny był również w "C.K.DEZERTERACH" jako fotograf niesłusznie oskarżony o szpiegostwo. Chyba nietypową dla niego rolą była rola flegmatycznego Kleina z "LALKI". Bo zwykle w swoich rolach jest wesoły i dowcipny.
Ja pamiętam najwięcej te przygody Holmesa, które zekranizowali w serialu z Brettem. Szkoda, że nie zekranizowali wszystkich. A propos serialu z Brettem zauważyłem coś ciekawego. W odcinku z baronem Grunerem ("ZNAKOMITY KLIENT") mamy scenę, jak Gruner ogląda swój notes z "kolekcją kobiet". Gdy to robi, w tle leci z gramofonu aria z opery "DON GIOVANNI" Mozarta. Opera jest o włoskiej wersji Don Juana, a aria jest śpiewana przez jego służącego, który pokazuje jednej z jego kochanek (chcąc ją zniechęcić do swego pana) listę "zdobyczy" Don Giovanniego. Uważam tę scenę za genialną, zwłaszcza z dobraniem arii do sceny - aria doskonale dobrana i oddaje klimat historii. No, a co do gangów z opowiadań "STAŁY PACJENT" oraz "PIĘĆ PESTEK POMARAŃCZY", to naprawdę wielka szkoda, że Holmes nie miał okazji się z nimi zetrzeć, tylko po prostu uciekli oni na morze i na nim zginęli. W przypadku Poirota zgadzam się - ta "ucieczka" mordercy poprzez truciznę czasami smuci. Widzę, że zacytowałeś bohatera granego przez Czesława Wołłejko w "STAWCE WIĘKSZEJ NIŻ ŻYCIE". Nawiasem mówiąc Geibel to jedna z lepszych postaci i trochę szkoda, że więcej go nie pokazali w serialu.
He he he. Przygody zwariowanego inspektora są po prostu rewelacyjne. Nie wiem, która mnie bardziej bawi, tak wszystkie są genialne. Chyba najbardziej bawi mnie to, jak w "POWROCIE RÓŻOWEJ PANTERY" Kato wyskakuje z lodówki, a na końcu przebrany za chińską kelnerkę atakuje swego szefa zgodnie z jego poleceniem, aby atakował go w "najmniej spodziewanym momencie" xD I chyba przebrania inspektor też mnie najbardziej bawią. Tu się przebrał za garbusa, tutaj za dentystę (który wyrwał Dreyffusowi nie ten ząb, co trzeba, czym się zdemaskował xD), tutaj znowu za malarza, tu znowu za pirata z wiecznie pompowaną papugą, a to znowu za ojca chrzestnego... Jak się z tego nie śmiać? Ja nie umiem xD Peter Sellers był genialny i bawił mnie do łez. Niedawno widziałem poleconą przez kolegę komedię sensacyjną "ZABITY NA ŚMIERĆ", gdzie ekscentryczny milioner (sir. Alec Guiness) zaprasza kilku znanych detektywów do rozwiązania pewnej zagadki. I przybywają detektywi będący parodią m.in. Herkulesa Poirota, panny Marple czy detektywa Chana. Grają ich m.in. Peter Sellers, David Nivelen, Maggie Smith i Peter Falk. Ten ostatni nieźle bawi, zwłaszcza podejściem do kobiet. Mówi: "Ostatni raz, gdy zaufałem babce, był 1940. Babka wyszła po wino, a godzinę później w mieście byli Niemcy" xD Film mnie rozbawił do łez, wszystko w nim bawi - aktorzy, gagi i wszystkie żarty, zwłaszcza dzwonek do drzwi, który jak naciśniesz, to zamiast typowego dźwięku słyszysz kobiecy wrzask xD A widziałeś filmy z Petem Ustinovem w roli Poirota? Uważam je za dobre, ale nie podoba mi się przeniesienie ich akcji do lat 70. Poza tym Poirot grany przez niego jest za mało elegancki i dystyngowany. Suchet jest lepszy. A propos Sucheta - grał on Jappa w filmie "ŚMIERĆ LORDA EDGWARE'A" z Ustinovem. Jeszcze wtedy nie wiedział, że kilka lat później sam zagra Poirota :) A jeśli chodzi o filmy z Ustinovem, to lubię najbardziej "ŚMIERĆ NA NILU" z 1978 roku. Film jako jedyny z całej serii z Ustinovem dzieje się naprawdę w latach 30 XX wieku. Prócz tego ma genialną obsadę. Oprócz Petera Ustinova grają tam też takie gwiazdy jak: Mia Farrow, David Nivelen, Maggie Smith, John Finch, Olivia Hussey i Angela Lansbury. A te nazwiska mówią same za siebie :)

ocenił(a) film na 7
kronikarz56

Uff, wreszcie za 4 podejściem udało mi się wysłać.
To wszystko nt Bitwy pod Wiedniem jest prawdą. Współczesne polskie kino historyczne mocno odstaje od dawnego, ale według mnie dobrze jeszcze wyszła Bitwa Warszawka Jerzego Hoffmana. Można temu filmowi zarzucać nadmierny patos, nadrabianie piosenkami gry aktorskiej przez Nataszę Urbańską i gumowe ręce; ale mimo wszystko realia epoki świetnie odwzorowane, obsada na wysokim poziomie- nawet Olbrychski podołał odegraniu Marszałka i można bez krępacji zrobić 11 listopada patriotyczny seans. Wiedeń jest zupełnie innym dziełem i więcej diabłów tkwi w szczegółach. Hm... bigoteria. Tak, zgadzam się. Z wątkami religijnymi jest trochę tak, jak z miłosnymi- mogą być potrzebne i piękne, ale duża ilość nigdy nie jest atutem; trzeba to ostrożnie miarkować. Niektórzy aktorzy mają po prostu talent do wcielania się w wielkich władców. Dmochowski, Christopher Lee, James Earl Jones- prawie każda kreacja budzi podziw. Ach, wtedy to byli polscy aktorzy. Z całym szacunkiem do panów: Adamczyka, Karolaka, Szyca i Kota; wolałem tamte spotkania gwiazd. Każdy prawie serial telewizyjny był udany dzięki tej plejadzie, wyjątki jak Życie na Gorąco tylko potwierdzały regułę. Adam Ferency był i jest znakomity. Często grał czarne charaktery, zwłaszcza komunistów podobnie jak jego częsty współpracownik Janusz Gajos. (Chociaż był też teatr w którym Ferency podłożył fantastycznie głos pod Hitlera) :-). Ale z reguły jego postaci budziły w pewnym stopniu sympatię i miały nieco zalet, zaś wybitny Janusz Gajos- grał już zimnych bezlitosnych złoczyńców; chociaż mnie się bardzo podoba że udało mu się zerwać z wizytówką Janka. Ferency ma genialną dykcję, mam kilka audiobooków w jego interpretacji. Watson to uosobienie nie tylko pisarza, ale także inteligentnego czytelnika, którego fascynuje kryminalistyka. Choćby nie wiadomo jak dobrze wyciągał wnioski z reguły nie wpadnie na właściwe rozwiązanie. Nawiasem mówiąc przypomniały mi się pierwsze opowiadania detektywistyczne. Były to być może legendy o hodżym Nasreddinie pochodzące z XVII w, też rozwiązywano dość skomplikowane zagadki w brawurowy sposób. Te rozmowy były świetne. Mycroft był bardzo ciekawą postacią, chyba nawet większym geniuszem niż Sherlock i Moriarty. Jego pomoc była rzadka, ale nieoceniona. Młodsza siostra? Nic takiego nie wychwyciłem w prozie Doyla, czyżby gdzieś dodał te informacje? Tak, takie to były czasy- ale gdy się zastanowimy, to nie było przynajmniej potężnych międzynarodowych mafii, jak w XX wieku, a korupcja też niewiele się zmniejszyła. O białym terrorze muszę zdecydowanie więcej poczytać, gdyż głównie wiedziałem dotychczas o zbrodniach Napoleona i rewolucjonistów, które są o wiele bardziej nagłaśniane. Prawda, Wielka Czwórka była rzeczywiście bardzo poważnym przeciwnikiem. Komentarze były trudne do napisania, gdyż naprawdę powieść była bez zarzutu i trudno było doszukać się wad. A piętnowanie błędów zawsze jakoś jest łatwiejsze. Największym atutem była zdecydowanie dobra fabuła. Ale zdjęcia również dobrane, każda postać akurat w najlepszym według mnie wykonaniu :-). W wolnym czasie, z pewnością uzupełnię komentarze i przystąpię do lektury pozostałej twórczości. Obsada nierzadko jest czynnikiem, który doskonali przewidywalną fabułę. Przyznam, że bardzo lubię oglądać filmy według ulubionych aktorów lub reżyserów (obecnie np maraton Martina Scorsese :-)), albo w dłuższych serialach wybierać całe wątki niektórych postaci. To wszystko prawda, odwieczny ból młodszego brata króla, któremu korona wymyka się z rąk. Postać Miraza bardzo dobrze napisana i odegrana w filmie. W późniejszych częściach Narnii brakuje właśnie silnych antagonistów. Aczkolwiek żałuję, że nadal nie zostały zekranizowane części 4-7. Bardzo możliwe, Gwiezdne Wojny to barwny kolaż gatunkowy. Jednakże nie ma aż takiej głębi i monumentalizmu, jak dzieła Tolkiena. Od walki dobra ze złem jedna rzecz jest jednak według mnie lepsza- walka zła ze złem. Właśnie niektóre sagi dark fantasy ukazują takie konflikty, ambitnych i bezlitosnych władców, gdzie zwycięża największy machiawellista.
Też tak sądzę, Rosjanie zabrali Polsce najbardziej żyzne ziemie i największe miasta, żaden wróg nie był równie niebezpieczny; dlatego poparcie państw centralnych oceniam jako rację stanu. A Roman Dmowski, który chciał unii personalnej z carem na polskim tronie? Absolutnie nie mój typ wyzwoliciela. Hitler też miał wielki talent polityczny, te czasy doskonale pokazują wyższość dyktatury nad demokracją w wypadku prowadzenia wojny, zwłaszcza wojny totalnej. Żadne demokratyczne państwo nawet z bilionowym budżetem nie wytrzymało by według mnie 3 tygodni Operacji Barbarossa, a Sowieci dotrzymali pola. Stefan Batory też wybitnie dowodził, chociaż za jego czasów armie carskie nie miały jeszcze tak wielkiej przewagi liczebnej.
Choć lesbijskie wątki nieraz są ciekawe, powtórzę nadmiar zawsze jest zgubą. A może to nie poprawność polityczna, tylko jego własne poglądy? Prywatnie przyznam, że Sapkowski uczył się w moim liceum, a moje dawne liceum zawsze było libertyńskie xD. O, dziękuję za interpretacje. Chyba kupuję tę wersje wydarzeń, chociaż częściowy happy end. Choć pamiętajmy, jak skończyła Pani Jeziora w oficjalnym podaniu. Zabita przez nieszczęśliwego rycerza Balina. Hah, Igrzysk Śmierci nie czytałem, nie oglądałem i chyba tego nie będę robić podobnie jak Zmierzchu. Podobno ta seria uderza w elity i kapitalistów, czyli klasy które darzę największym szacunkiem ;-).
Księżna Leia choć na swoje czasy, pewnie była nowatorską postacią, moim zdaniem idealnie się obroniła. Złoty środek- odważna, waleczna młoda polityk, lecz pełna wdzięku, uroku osobistego i arystokratycznej dystynkcji. Śp. Carrie była idealnym wyborem, szkoda że nie zagra już w dalszych epizodach.
Cóż, Gandalf nie był tak potężnym majarem, jak Sauron. Ograniczała go ludzka powłoka, Saurona natomiast brak powłoki, ale w końcu to Władca Ciemności, uczeń Melkora, któremu samotny Istari nie dałby rady. Galadriela natomiast była najpotężniejszą królową elfów pozostałych w Śródziemiu i posiadała drugi najsilniejszy pierścień, w końcu to ona zniszczyła ów zamek, zabijając bodajże Khamula w Wojnie o Pierścień. Czy sama pokonałaby Saurona nawet bez powłoki? Oczywiście, że nie, pada to z jej ust w Drużynie Pierścienia. Według mnie szturm Białej Rady na Dol Guldur powinien być pojedynkiem Gandalfa, Sarumana i Galadrieli z Sauronem. We troje byliby w stanie go przepędzić. Elrond i pradawni rycerze, jak Glorfindel powinni w tym czasie przepędzić Upiory Pierścienia, tak jak pokazano to świetnie w filmie, w walce na magię i miecze. Tak sobie to wyobrażałem czytając prozę Tolkiena. Niestety zmniejszono skład Białej Rady, by było łatwiej dla widza i wyszło jak wyszło. Gandalf stał się niezdolny do walki, Saruman i Elrond zajęli się Nazguhlami, Radagast był bezużyteczny i dzielna królowa sama sprawiła cięgi Wielkiemu Nieprzyjacielowi. :-). Według mnie to powinien być Saruman, tzn oni też brali by udział, ale przełożony Rady dowodził by walką, to tłumaczyło by późniejszy respekt Saurona do niego. Tak, wychwyciłem- Jackson którego nie odmawiam nigdy geniuszu, zapomniał czym jest dla Noldora małżeńska wierność. :-). Eowina była bardzo dobra, zawsze budziła mi skojarzenie z Joanną d'Arc. Jeśli chodzi o Powrót Króla dopatrzyłem się jednej sporej niekonsekwencji. Pamiętasz scenę, gdy Wódz Nazghuli powoduje upadek Gandalfa BIAŁEGO i łamie jego różdżkę? Jakim cudem człowiek, który posiadł magiczne moce i sługa Majara pokonał najpotężniejszego obecnie Istari? Aramis, kobietą xDD. Gdyby doszli do Wicehrabiego, to mielibyśmy nieomal drugą papieżycę. Cała książka w 80 Dni Dookoła Świata była wspaniała, zwłaszcza dla czytelnika, jak ja, który ma obsesję na punkcie map, podróży, liczenia i czasowej precyzji :-). Ekranizacja z Brosnanem dobra, choć nie podoba mi się to przekombinowanie, szukanie na siły dramatycznych wydarzeń, nowych przygód i niespodzianek. Po co poprawiać geniuszy powieści przygodowej, jak Verne czy Dumas? Natomiast bardzo szanuję ekranizację Wyspy Skarbów z Hestonem. Idealnie i wiernie odwzorowane dzieło, bez zarzutu. A nie, jeszcze nie oglądałem. Mówiłem o starej wersji Pana Samochodzika. Tak :-). Wołłejko był fantastyczny w tej kreacji, jak zresztą większość obsady. Co by nie mówić, w Stawce najlepiej moim zdaniem odegrane zostały postaci Niemców, zwłaszcza oficerów z SS, te kulturalne rozmowy agentów były wspaniałe. Humor Różowej Pantery jest nieśmiertelny, przebrania długo zapadają w pamięć. :-) Jeszcze nie oglądałem filmów z Ustninovem, ale się przymierzałem, choć lekko odrzuca właśnie ta zmiana czasu akcji. Ale Sucheta w roli inspektora na pewno warto obejrzeć.
P.S. Z tym szacunkiem do Karolaka oczywiście żartowałem ;-)

niwrok_2015

Takie samo jest i moje zdanie. "BITWĘ WARSZAWSKĄ" to ja po prostu uwielbiam. Uważam to jeden z naprawdę udanych współczesnych filmów historycznych. Tak, owszem. To prawda, że jest tam za dużo patosu, a także wszystko się wydaje być takie poprawne - mężczyźni są odważni, kobiety niczym Marusia z "CZTERECH PANCERNYCH" nie wahają się z karabinu do wroga, ułani to chłopcy malowani, Piłsudski jest genialnym strategiem i wielkim wodzem, Witos jest miłym i uprzejmym chłopem, który nawet nie pomyśli o tym, żeby bruździć Piłsudskiemu, ksiądz Skorupka jest niemalże świętym człowiekiem, a bolszewicy są jak zaraza. Wszystko poprawne politycznie, że tak powiem. Mimo to bardzo lubię ten film, bo jest dobrze nakręcony, klimat lat 30 XX wieku jest doskonale oddany, a do tego obsada z takimi gwiazdami jak Olbrychski, Linda, Ferency, Bończak czy Wiśniewska. To są wszystko wielkie atuty filmu. Poza tym Piłsudski i Wieniawa są tu rewelacyjnie ukazani. Uwielbiam ich obu, zwłaszcza w duecie. Jeśli zaś chodzi o "BITWĘ POD WIEDNIEM", to od razu rzuciło mi się w oczy, że za dużo tam miłości kogoś do kogoś, a także za dużo religii, która wręcz zahacza o bigoterię. Jak słusznie mówisz, nadmiar we wszystkim jest szkodliwy i tutaj także. A tak, zgadzam się z Tobą - niektórzy aktorzy byli wręcz urodzeni do roli władców. Aleksandra Śląska była rewelacyjną Boną, a Jerzy Zelnik zarówno jako Zygmunt II August, jak i jako Ramzes XIII naprawdę daje czadu. Dmochowski to był rewelacyjny jako Sobieski i jako August II Mocny, jego następca na polskim tronie. Podobał mi się też Ryszard Filipski w roli wodzów. Przykładowo był mistrzowski jako Piłsudski z czasów sanacji w filmie "ZAMACH STANU" oraz jako major Hubal w filmie "HUBAL", a do tego był świetnym Łokietkiem w serialu "ZNAK ORŁA". Równie dobrze dał sobie radę jako Soroka w "POTOPIE". Poza tym podoba mi się jego sposób wypowiadania kwestii w filmach, a jako Piłsudski zdaje mi się, choć mogę się mylić, że nawet odtworzył wileński akcent Marszałka. Christopher Lee to powiedziałbym - mistrz czarnych charakterów. Prawie zawsze widziałem go w roli drani i zawsze doskonale dawał sobie radę. A znasz film animowany "OSTATNI JEDNOROŻEC"? Tam Lee podstawia głos szalonemu królowi Haggardowi i robi to rewelacyjnie, choć wersja z lektorem tego filmu jest kiepska - głównie dlatego, że źle tłumaczą imiona bohaterów. Próbują je przerobić na polsko brzmiące, co jest dość żałosne. O wiele lepsze pod tym względem wersja z polskim dubbingiem, gdzie zachowano oryginalne imiona bohaterów. Ale w wersja z lektorem ma jedną zaletę - niesamowitego Christophera Lee, którego głos jest tak mroczny, że hej. Podobnie mroczny głos stworzył John Hurt w bajce "TARAN I MAGICZNY KOCIOŁ" Disneya. Ja wiem, że bajka nie jest może najlepsza, bo powstała na podstawie dwóch książek i zmieszali z nich tyle, ile się da, a pewne sprawy nie są tam należycie wyjaśnione, ale sama fabuła jest ciekawa, mroczna atmosfera genialna, a Rogaty Król z głosem Hurta... Mistrzostwo przez duże M :) James Earl Jones też jest genialny, a jego głos Vadera w "GWIEZDNYCH WOJNACH", to jest po prostu nie do podrobienia. Ale podobał mi się też w filmach "ALLAN QUATERMAIN I ZAGINIONE MIASTO ZŁOTA" oraz "KSIĄŻĘ W NOWYM JORKU". Świetny był też w dubbingu do bajki "KRÓL LEW", gdzie wcielił się w postać Mufasy. Ja osobiście lubię niektóre współczesne komedie z Adamczykiem czy Karolakiem, nie są takie złe, ale w większości z nich fabuła jest przewidywalna, a postacie chwilami nijakie. Dlatego też bardzo cenię sobie seriale z czasów PRL-u. Tam fabuła jest ciekawa, postacie ciekawe, muzyka niekiedy nawet wręcz piękna, a obsada... To, po prostu nie ma porównania ze współczesnymi filmami. Dlatego cieszą mnie takie sytuacje, jak w "LISTY DO M", gdzie pojawiają się takie gwiazdy jak Leonard Pietraszak i Beata Tyszkiewicz w roli małżeństwa :) Podobają mi się też komedie Machulskiego, ale nie wszystkie - film "DEJA VU" trochę mi się wydawał... irracjonalny. "ILE WAŻY KOŃ TROJAŃSKI?" też mnie zawiódł. "AMBASSADA" już była lepsza, choć czasami zawarty w niej humor nie był tak śmieszny, jak powinien. Ale już "SUPERPRODUKCJA" i "VINCI" bardzo mi się podobały. Choć i tak najlepsze komedie Machulskiego to obie części "VABANKU", a zaraz po nich "SEKSMISJA" i "KINGSAJZ", a także obie części "KILERA". Prócz tego Jan Machulski w prawie każdym z tych filmów jest perełką filmu. Uwielbiam go na ekranie, a Kwinto... Po prostu kocham tę postać :) A wiesz, masz rację - Gajos zawsze, jak gra drania, to gra go całą gębą, z kolei Ferency jako drań potrafi jeszcze wzbudzić nieraz uśmiech na twarzy. Przykładowo w "PUŁKOWNIKU KWIATKOWSKIM" jego sarkazm i udawane dobre maniery są po prostu rewelacyjne, choć widzimy wyraźnie, że chce ocalić głównego bohatera od wyroku śmierci, ale na swoich warunkach. Z kolei jako czekista Bykowski w "BITWIE WARSZAWSKIEJ" ujął się za zgwałconą dojarką i surowo ukarał winnego tej zbrodni, choć w pewnym sensie nie zrobił tego z pobudek sentymentalnych, co raczej z dbałości o zasady partii bolszewickiej i jej honor. Gajos jako bodajże Gross w filmie "PSY" jest taką gnidą, że aż czekamy chwili, kiedy wreszcie Linda go ustrzeli :) Mam też słuchowisko radiowe "DOKTOR JEKYLL I PAN HYDE" z Ferencym w roli głównej. Jest tam po prostu rewelacyjny i przykuwa uwagę słuchacza swoim głosem.
Tak, w sumie racja - Watson to nie tylko uosobienie autora, ale również czytelnika, który śledzi z Holmesem sprawę, snuje domysły, ale praktycznie zawsze detektyw go zaskoczy. Jeśli chodzi o Mycrofta, to sam Sherlock bodajże mówi, że jego starszy brat jest jeszcze większym geniuszem i byłby największym detektywem na świecie, gdyby nie to, że jest leniwym odludkiem. Ale ciekawa z niego postać i szkoda, że tak rzadko mamy duet obu braci Holmes w opowiadaniach. Tak, Holmes miał siostrę - w opowiadaniu "PRZYGODA W COPPER BECHES", gdy klienta Violet Hunter pyta Holmesa, czy ma przyjąć dość podejrzaną ofertę pracy guwernantki, Holmes mówi, że widzi, iż podjęła już decyzję i nie chce jej od niej odwieźć, ale... SWOJEJ MŁODSZEJ SIOSTRZE nie pozwoliłby przyjąć takiej posady. Co oznacza, że Holmes ma siostrę. Oczywiście może to być tylko takie porównanie, mówienie, że gdyby Holmes miał siostrę, to by nie pozwolił jej przyjąć takiej pracy. Ale... Holmes nie użył słowa "gdyby". To zmusza do myślenia. Prócz tego w dwóch seriach książek, które znam - "MŁODY SHERLOCK HOLMES" oraz "SHERLOCK, LUPIN I JA" jest napisane wprost, iż Sherlock oprócz starszego brata ma młodszą siostrę, dość zresztą chorowitą. W tej drugiej serii często opiekuje się nią, nie mając przy tym żadnego wsparcia ze strony Mycrofta, który poświęca czas naukom matematycznym. Wydaje się więc, że fani oficjalnie przyjęli, że Holmes miał siostrę. Ale czy Doyle też tak uważał - tego się już nie dowiemy :) Jeśli chodzi o mafię, to wielu uważa, że pierwszą rodziną mafijną była rodzina Borgiów z papieżem Aleksandrem VI na czele jako ojcem chrzestnym. Nawet Mario Puzo - autor słynnego "OJCA CHRZESTNEGO" napisał powieść "RODZINA BORGIÓW", gdzie przedstawił całą rodzinkę jako mafię XVI wieku. Myślę, że w swoim opisie niewiele się minął z prawdą, jeśli w ogóle :) O Białym Terrorze słyszałem tylko w "HRABIM MONTE CHRISTO", ale po przeczytaniu kilku źródeł odkryłem, że takie coś miało miejsce po ostatecznym upadku Napoleona - rojaliści wymordowali wtedy dość sporą grupę ludzi i władze nie podjęły żadnych kroków, aby ukarać sprawców tych czynów. Wielka Czwórka była naprawdę potężnym przeciwnikiem i Poirot się musiał namęczyć, aby ich pokonać. Aha, jeśli tak, to rozumiem :) Miło mi, że tak pozytywnie się wyrażasz o mojej powieści. Będzie mi miło, jeśli uzupełnisz komentarze pod rozdziałami, ale jak powiedziałem - nie jest to przymus. Choć przyznam się - lubię mieć wizytówki od wiernych czytelników. Może to próżność pisarska, nie wiem, ale lubię :) Ja mam podobnie - często oglądam jakiś film czy serial głównie ze względu na jakiegoś aktora lub aktorkę, a także reżysera, bo jeśli wiem, że się któreś z nich sprawdziło, to wiem, że w innym filmie też da sobie radę. Filmy np. W STARYM KINIE" też oglądam zwykle w kategoriach aktor/aktorka :) Właśnie - często mamy motyw młodszego brata, który zazdrości starszemu korony. Chyba jednym z najlepszych tego przykładów w historii jest przykład Jana Bez Ziemi, który spiskował przeciwko swemu bratu Ryszardowi Lwie Serce, a po jego śmierci objął koronę, choć wcale nie przyniosło mu to szczęścia, a obecnie jego imię jest synonimem nieudolnego króla. Tak bardzo, że żaden inny król Anglii nie nosił imienia John. Choć jak obaj dobrze wiemy, Ryszard Lwie Serce nie był wcale uosobieniem wszelkich cnót i waleczności, a raczej dzikim zabijaką, który większość życia spędził na wojnach i krucjatach, a potem w niewoli u Austriaków, a w Anglii był może trzy razy i nawet nie znał angielskiego, prócz tego zaś zginął w bezmyślnej wręcz walce. Z kolei Jan Bez Ziemi nie był wcale nędznym intrygantem i nieudolnym królem - po prostu żył w kiepskich dla Anglii czasach, kiedy kraj był zubożały, a w wielu miejscach baronowie przejęli tak wielką władzę, że niemalże byli samodzielnymi królami na ziemiach i trzeba było kupować ich wierność przywilejami. Aż to przypomina Polskę z czasów demokracji szlacheckiej. Miraz był rzeczywiście obok Białej Czarownicy najlepszym antagonistą w serii, a w filmie nawet ulepszyli jego postać, ale i tak padł ofiarą intrygi własnych podwładnych, których nie umiał należycie docenić. Mnie jest żal tego, że drugi film tak mocno odszedł od książki, a Piotr i Kaspian kłócą się i biją ze sobą o władzę i przez ich głupotę połowę armię tracą w nieudanym ataku na zamek Miraza. I pytanie się rodzi - gdzie był wtedy Aslan? W książkach, gdy dochodziło do podobnych sytuacji, gdzie jego podopieczni mieli tak ostre sprzeczki i o popełniali tak poważne błędy, to zawsze on w jakiś sposób interweniował. A tutaj nie, co mocno się kłóci się z wizją C.S.Lewisa. A trzeci film... Jest niezły, ale daleko mu do ducha książki - do tego Łucja w spodniach? I jeszcze do tego pragnąca być piękną zalotnicą? OK, w książce zazdrościła siostrze, chciała być na jej miejscu, ale to była tylko chwila - rozdmuchanie tego wątku było jak dla mnie dość niesmaczne. Albo Edmund chcący wstąpić do wojska i udający dorosłego - błagam! Co to ma być?! Czy ci ludzie nie mogą się skupić na kręceniu fabuły książki zamiast dodawać masę wątków od siebie? Jeśli chodzi o "GWIEZDNE WOJNY", to bardzo mnie zawiodły nowe filmy i prawdę mówiąc, nie uznaję za kanon - dla mnie kanon to wszystko to, co kiedyś było kanonem: czyli książki obecnie uznawane za tzw. Legendy. Osobiście wychowałem się na książkach i na losach bohaterów w nich ukazanych. Były genialne i bardzo pomysłowe. I co? Nagle Disney sobie kupuje prawa do filmu, kręci nowe filmy i uznaje, że ich wizja to jest kanon, a to wszystko, co wcześniej stworzono, nie jest kanonem i nie ma prawa się tak nazywać? Mnie takie coś mocno razi i dlatego tego nie uznaję. Poza tym spójrzmy prawdzie w oczy - fabuła nowych filmów po prostu trąci kiczem i pożycza pomysły już stworzone. Z kolei książki są bardzo pomysłowe, ciekawe, interesujące, czuć w nich ducha sagi, a poza tym sam Lucas je uznał. I cóż... Teraz nagle ktoś to wszystko wywraca do góry nogami. To jest policzek wymierzony we wszystkich fanów. Tak samo, jak wersja muszkieterów z Milady oddającej cześć szatanowi i zabijającej dla diabelskich mocy swoje dziecko, które urodziła Atosowi - bo taka wersja jest także. I powiem Ci jedno - Dumas tą wersją dostał w twarz i wszyscy fani jego twórczości także samo.
No proszę, widzę, że się zgadzamy w istotnych kwestiach, co mnie bardzo cieszy. Ja również, choć szanuję Dmowskiego, to jakoś nie widzi mi się on jako wyzwoliciel Polski z unią personalną z Rosją i carem na polskim tronie. Do mnie także to nie trafia. Co innego Piłsudski jako król... On by mi na króla pasował. Króla w stylu Stefana Batorego czy Władysława I Łokietka. No właśnie, Hitler dowiódł wyższości dyktatury nad demokracją, podobnie Stalin. W czasach II RP praktycznie demokracja nie miała prawa bytu, bo rodziła tylko anarchię i praktycznie wszędzie dookoła kraje te wprowadzały dyktaturę. Więc Polska nie była w tej sprawie wyjątkiem i robienie dzisiaj z Piłsudskiego zbrodniarza podobnego Hitlerowi to dowód na to, że po prostu ludzie dzisiaj chyba kiepsko czytają książki historyczne. Sam Stanisław Cat-Mackiewicz pisał, że Piłsudskiemu się wytyka proces brzeski, a Hitlerowi nikt nie wytyka nocy długich noży. Dlaczego? Bo Hitler zdławił wszelką opozycję i nie pozwolił na jej istnienie. Piłsudski opozycję po prostu rozbił w perzynę i zniszczył ich jedność, ale nigdy opozycja nie przestała istnieć, a sama sanacja nie wprowadziła tego, co wprowadziła III Rzesza. A do dziś są ludzie, którzy chwalą Hitlera i jednocześnie potępiają Piłsudskiego. Delikatnie mówiąc, to jest... DZIWNE! Batory to jeden z moich ulubionych królów i pokazał, że z naszymi sąsiadami ze Wschodu, to tylko jednym językiem można rozmawiać - wojskową siłą. I tylko wtedy Wielki Brat nas szanuje. Piłsudski też dobrze to wiedział, dlatego też dążył do silnej Polski, a silna to jego zdaniem zintegrowana politycznie. Ale cóż... To wielkie marzenie raczej nigdy się nie spełni, nawet dzisiaj.
Ja nie jestem homofobem, ale mimo wszystko wątki lesbijskie w książkach Sapkowskiego trochę mnie rażą, ale dobrze, że jest ich niewiele. Ja właśnie za pierwszym razem, gdy czytałem sagę o wiedźminie, to takie widziałem zakończenie - Ciri zabiera Geralta i Yennefer do innego wymiaru, tam oboje zostają wyleczeni, pobierają się, żyją spokojnie, a Ciri rusza do świata króla Artura szukać nowych przygód. I opowiadanie "COŚ SIĘ KOŃCZY, COŚ SIĘ ZACZYNA" jest dla mnie potwierdzeniem tej tezy. Poza tym nie wyobrażam sobie innej wersji wydarzeń. A tak, rzeczywiście - Pani Jeziora zginęła ścięta przez nieszczęsnego rycerza Balina, choć z drugiej strony we wszystkich wersjach legend Pani Jeziora pojawia się wraz z Morganą Le Fay w łodzi, która zabiera króla Artura na Avalon, więc może jednak przeżyła? :) A pewnie wiesz, że w pierwszych wersjach legend Panią Jeziora była czarodziejka Nimue, która zakochana w Merlinie i odtrącona przez niego zmieniła postać i jako Vivienna uwiodła Merlina, ukradła mu księgę magii i zamknęła go w dębie (jaskini lub krzaku głogu - do wyboru, do koloru xD). Potem zaś zeszła do jeziora i jako Pani Jeziora wychowała Lancelota. Choć nowsze wersje legend rozdzielają obie te postacie. Jeśli chodzi o mnie, to też darzę wielkim elity i kapitalistów, choć uważam, że więcej powinny one dbać o tzw. lud pracujący. Poza tym, jak ma być książka przygodowa, to najlepsze są takie o przygodach szlachty i arystokratów, a nie chłopów czy robotników :) Także ja jestem też za elitami i monarchią, byleby tylko ich rządy były oświecone i uwzględniały potrzeby biednych ludzi. W innym przypadku podobnie jak Dumas - popieram lud idący na barykady, ale nie taki, co chce obalić królów, ale taki, który chce tych królów nauczyć rozumu. Bo w końcu wielu bogatych łatwo zapomina o tym, że biedni to też ludzie i nie pomaga im, a wręcz się wywyższa ponad stan. Ja tam jestem za tym, aby ludziom biednym się żyło jak najlepiej, ale nie za tym, aby w tym celu obalać elity czy władców. To już moim zdaniem przesada. I potem co? Dać władzę ciemnemu ludowi, który nie wie, jak ją sprawować? Mieliśmy podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej dowód na to, co się może wtedy stać. I wiemy, że takie coś grozi anarchią, a anarchia z kolei prowadzi prędzej czy później do rządów jednostki w postaci dyktatury. Jako politolog z wykształcenia dobrze wiem, co mówię :) A jeśli chodzi o kapitalistów, to byle nie trafili nam się tacy jak Karol Borowiecki z "ZIEMI OBIECANEJ", bo od takich chrońcie nas niebiosa :)
Księżniczka Leia jest rewelacyjna, uwielbiam ją. Naprawdę bardzo ją lubię, a jako nosi ten strój tancerki w pałacu Jabby, to po prostu trudno od niej oderwać wzrok. Była bojowa, wojownicza, odważna i szlachetna, ale też seksowna i urocza, a także była kobietą w każdym znaczeniu tego słowa. Z kolei Padme Amidala - niestety, wyszła raczej na postać symbol niż postać z krwi i kości, co trochę mnie smuci, bo lubię tę postać, ale trudno mi zaprzeczyć oczywistym faktom, a do tego bardzo lubię Natalie Portman, choć obecnie już nie dostaje naprawdę bardzo dobrych ról, a szkoda.
A więc mamy podobne zdanie w tej sprawie. Nie ma co, Gandalf rzeczywiście był ograniczony przez cielesną powłokę i rzeczywiście mógł sobie nie dać rady z Sauronem, ale Galadriela w pojedynkę go pokonująca, to już zakrawa na farsę, zwłaszcza - że jak sam zauważyłeś - w "DRUŻYNIE PIERŚCIENIA" zaznacza, iż nie dałaby mu radę w walce. No tak, zmniejszona liczba członków Białej Rady jest w filmowej wersji "HOBBITA" dość rażąca i do tego jeszcze Gandalf... Powiedz mi, dlaczego Sauron kazał najpierw zamknąć maga w klatce, potem wymaszerować swoim wojskom, a dopiero potem zabić Gandalfa i odebrać mu jeden z Trzech Pierścieni Elfów? Nie lepiej było zabić go od razu? Trochę to nielogiczne - choć to się zarzuca wielu filmom, że ten zły zawsze najpierw dręczy dobrego, gdy go złapie pokazując mu ogrom swej potęgi, a potem dopiero każe go zabić, gdy ten dobry ma już plan działania xD Ale to się nawet sprawdza np. w filmach o Bondzie, ale nie tutaj. Tu wygląda dość ironicznie i za bardzo przypomina uwięzienie Gandalfa przez Sarumana we "WŁADCY PIERŚCIENI". No i jeszcze wyraźne uczucie między Gandalfem a Galadrielą, o którym w książce nie ma ani słowa :) W sumie nie myślałem o tym w ten sposób, ale masz rację. Wódz Nazguli mógł dość poważnym przeciwnikiem dla Gandalfa, ale żeby złamać mu różdżkę? To rzeczywiście tutaj nie pasuje. Ale podoba mi się za to w filmie walka Eowiny z Wodzem Nazguli - w książce za szybko mu się ujawniła moim zdaniem. W filmie wypadło to lepiej - zanim zadaje cios, aby zwiększyć jego porażkę pokazuje mu, kim jest i dopiero wtedy go zabija. W filmach Jacksona trochę denerwuje to, że Frodo jest tam dość niezaradny i chwilami sam sobie nie radzi z niczym. W książce zaś dobrze sobie radził i chwilami nawet panował nad Gollumem i nie pozwolił mu się skłócić z Samem. A tu co mamy? To, co mamy.
Nie inaczej - w wersji anime Planchet jest dzieckiem wziętym pod opiekę przez d'Artagnana, a z kolei Aramis jest kobietą udającą mężczyznę, aby pomścić śmierć ojca. Ciekawe, nie powiem, ale masz rację - jakby doszli do planów Aramisa w sprawie bycia papieżem, to rzeczywiście nowa papieżyca Joanna się nasuwa :) Widziałeś więc ekranizację z Brosmanem? Masz rację, że rzeczywiście nowe dodatki do przygód trochę mogą razić, ale lubię tam chemię między Foggiem a panią Audą. Poza tym Brosman pasuje mi do roli angielskich sztywniaków, którzy jednak w walce pokazują, na co ich stać :) W sumie racje - po co poprawiać geniuszy? Choć czasami niektóre wstawki od reżysera są nawet niezłe i żal, że ich nie ma w książce np. w wersji Lestera scena, jak Portos ćwiczy sztuczkę z rzucaniem szpadą, Aramis ją wyśmiewa, a potem Portos w walce z ludźmi kardynała ratuje Aramisa... właśnie tą sztuczką :) Scena moim zdaniem genialna i świetnie pokazuje relacje między czwórką przyjaciół. To czubienie się bardzo mi się podoba :) Heston jako Długi John Silver to po prostu rewelacja. W sumie czuć w nim coś z Richelieu, którego też zagrał. Obie postacie mają coś, za co trudno je nie lubić :)
Wołłejko był genialny w każdej roli, którą grał i do tego miał charakterystyczny głos, który zawsze można rozpoznać. I bardzo dobrą dykcję. "STAWKA WIĘKSZA NIŻ ŻYCIE" ma doskonałą obsadę i w sumie racja - oficerowie SS są tam grani przez same gwiazdy. Bo tak: mamy tu Emila Karewicza, Czesława Wołłejko, Krzysztofa Chamca, Mariusza Dmochowskiego, Witolda Pyrkosza, Gustawa Lutkiewicza... To są gwiazdy przez duże G i każdy gra genialnie. Brunnera nie cierpię, choć chwilami jego postać bawi np. jak Wołłejko go zobaczył w samej bieliźnie i złośliwie to skomentował :) Albo bawi mnie to, jak pada dialog między Wołłejko a Karewiczem:
- Gdybym był niedyskretny, to bym zapytał, skąd pana stać na pięciomarkowe cygara.
- Ba! A gdybym ja był niedyskretny?
- Na szczęścia obaj jesteśmy dyskretni.
:)
Humor w serii filmów "RÓŻOWA PANTERA" po prostu bawi do łez. Ten absurd, ta pomysłowość inspektora w przebieraniu się za różne osoby, te walki inspektora z Kato... Tak, zgadzam się. To jest nieśmiertelne i tego nie da się zapomnieć :) W filmach z Ustinovem właśnie mnie też odrzuca zmiana czasu akcji, ale za to "ŚMIERĆ LORDA EDGWARE'A" ma wielki plus w postaci Davida Sucheta jako Jappa. Ciekawa odmiana dla widza, który go zna jako Poirota. Poza tym Japp w jego wykonaniu sprawia nawet inteligentne wrażenie :) A film "ŚMIERĆ NA NILU" z Ustinovem bardzo mi się podoba, głównie właśnie dlatego, że jako jedyny film z serii z Ustinovem dzieje się w latach 30 XX wieku. Pozostałe nie wiedzieć czemu przeniesiono do lat 70 XX wieku. Ale ten jeszcze się dzieje w latach 30, na co wskazują samochody i stroje bohaterów. Poza tym plejada gwiazd w tym filmie także jest wielkim plusem. W każdym razie ja tak uważam. A przy okazji mała ciekawostka - w filmie "ŚMIERĆ NA NILU" z 1978 roku statkiem, na którym się dzieje akcja jest ten sam statek, który potem użyto w filmie "ŚMIERĆ NA NILU" z 2004 roku z Davidem Suchetem. W obu filmach mamy ten sam statek :)
P.S. Domyślałem się tego, że z tym szacunkiem to żart :)

ocenił(a) film na 7
kronikarz56

Czasami taki wyidealizowany obraz historii jest potrzebny. Zwłaszcza, że to był naprawdę jeden z największych sukcesów polskiego oręża. Już te wszystkie dramaty wojenne o zbrodniach, traumie, niedocenieniu, fatalizmie mogą się znudzić, ja tak miałem. A tu dostaliśmy dobrze zrealizowany obraz, ze świetnymi aktorami który pokrzepia myślą o dawnych zwycięstwach. Też lubię ten duet aktorski. Śląska stworzyła w Królowej Bonie jedną z najlepszych kobiecych kreacji w polskiej telewizji, szkoda że nie powstało więcej odcinków o monarchini. Filipskiego niestety nie znam w roli Piłsudskiego. A czy Twoim zdaniem sprawdził się jako Marszałek jeszcze lepiej od swojego pułkownika Kmicica- Olbrychskiego? :-). Mnie się jeszcze bardzo podobał Janusz Zakrzeński w serialu Polonia Restituta, za to Zapasiewicz nieco rozczarował. Lee grał mnóstwo czarnych charakterów, ale zawsze z klasą i charyzmą. Nie, tej animacji jeszcze nie widziałem, ale np w Alicji w Krainie Czarów podłożył głos pod potwora. Kilka minut, a zapada w pamięć. James Jones niezwykle utalentowany, zarówno głosowo jak aktorsko. Ja go także uwielbiam w Conanie Barbarzyńcy gdzie odegrał czarnoksiężnika Tholsa Doom- zawłaszcza cały kadr mroczną aurą. Same te filmy o Conanie niewiele mają co prawda wspólnego z wybitnymi opowiadaniami Howarda, ale i tak klasyka. Prawda, w PRL selekcja była o wiele większa niż obecnie i poziom niektórych gatunków był naprawdę wysoki. Jeśli chodzi o filmy Machulskiego, ja dałbym na pierwszym miejscu Kilery, potem Vabanki, następnie Seksmisję, Superprodukcję. Jeszcze w zeszłym roku wyszedł Volta z Braciakiem, ale na razie nie oglądałem.
Ach, za wcześnie chyba poznałem Psy i potem kilka razy przychodziły koszmary właśnie z majorem Grossem w roli głównej. Jedna z najczarniejszych kreacji polskiego filmu, no i jeszcze major Kąpielowy z Przesłuchania- portretowy stalinowski oprawca. Tam właśnie towarzyszył mu Ferency w roli kapitana UB, ale miał litościwe odruchy i w końcu zakochał się w głównej bohaterce. Wracając do Psów- Gajos stworzył podobną postać Tuwary w Ekstradycji, ale choć ten był znacznie wyżej w hierarchii mafijnej i szpiegowskiej; to daleko mu było do demoniczności Grossa. Obok grał wtedy Ferency, jako Fiduk- bogaty gangster, ale stroniący od przemocy i przeżywający rozterki wewnętrzne. Ekstradycja 3 nie oszukujmy się poważnie odstaje od rewelacyjnej 1 i 2.
Według mnie Mycrofta dobrze odegrał Mark Gatiss w serialu Sherlock. Choć dzieło mnie nie przekonuje, to starszego Holmesa ciekawie przedstawiono, ale książkowy budził mimo wszystko więcej ciepła. O, to naprawdę głębokie szczegóły. :-). Być może to i prawda, ja zawsze zakładałem że tam jest gdyby. A możliwe też, że autor miał pomysł na postać siostry, ale ostatecznie go nie wykorzystał. W tych książkach musiało być sporo prawdy, to była mroczna karta Państwa Kościelnego. To najzupełniej zrozumiałe, dlatego nie omieszkam zamieścić dokładniejszych opinii :-)
Historia Ryszarda i Jana jest bardzo ciekawa i jednocześnie przykra. Historia wbrew faktom wydała wyrok na braci już za życia. To wszystko prawda, król o tak szlachetnym przydomku 10 lat spędził poza granicami kraju, a jego brat usiłował nie ulegać coraz silniejszym wpływom francuskim. Magnę Cartę wydano, co przyczyniło się do praworządności. Za to polskie przywileje poszły o wiele za daleko. Wszystko z powodu chaosu politycznego i długich okresów bezkrólewia. Każdy władca zawdzięczał prawie szlachcie wyniesienie na tron i musiał za to słono płacić. Zgadzam się w całej rozciągłości. Ze szlachetnych bohaterów, zrobiono emocjonalnych z buzującymi hormonami. Zwłaszcza nie podoba mi się, jak potraktowano Piotra Wspaniałego, który bije się z kolegami na dworcu. Jednak Księciu Kaspianowi nie można odmówić świetnej scenografii, zdjęć, muzyki; film jest naprawdę epicki. Za to trzecią część, na podstawie mojej ulubionej powieści bardzo spłycili. Pomieszano wszystkie prawie wyspy i dodano jak zwykle mnóstwo niepotrzebnego dramatyzmu dla komercji. Za to Lew Czarownica i Stara Szafa wyszedł naprawdę wybitnie. Ekranizacja mniej więcej na takim poziomie jak LOTR, idealnie uzupełnia się z oryginałem. Jeśli chodzi o resztę Narnii, najbardziej chciałbym zobaczyć podstępnych Kalormenów, chociaż pewnie poprawność polityczna karze im zmienić oryginalny scenariusz.
Hm... nie czytałem książek Gwiezdnych Wojen, także nie wypowiem się na ten temat :-(. Co do filmów, najbardziej nie lubię Łotra 1, który miał dość mizerną fabułę i główne postaci.VII część przeciętna, ale VIII już dość ciekawie się oglądało i widzowie mieli sporo niespodzianek. Luke i Leia też nie wyszli jeszcze z wprawy. Jaka wersja? Zgroza...
O, tak to byłoby wspaniale. Król Polski Józef z rodu Piłsudski w miejsce Rady Regencyjnej. Ja jedyne, co mam mu do zarzucenia, to że za bardzo przystawał z socjalistami i robił ukłony początkowo w stronę lewicowego modelu państwa. Chociaż rozumiem, że zgoda narodowa była potrzebna.
Przyznam się, że homoseksualizm w literaturze toleruję raczej żeński, niż męski, chociaż też wtedy gdy czemuś to służy, a nie dla ciekawości. Natomiast takie zakończenie Wiedźmina jest naprawdę dobre :-). Ja jestem w posiadaniu tych późniejszych podań, gdzie Mordred nie był bastardem króla, tylko siostrzeńcem.
Za monarchią, jak miło to słyszeć. Churchill powiedział że demokracja jest najlepsza, ale mimo to także był monarchistą i Torysem. Bo nawet w demokracji potrzebna jest realna głowa państwa. Zgadza się, elity finansowe i intelektualne powinny myśleć także o większym dobru i pomocy niższym klasom, symbioza między pracodawcami i robotnikami musi być. Ale idee równości i sprawiedliwości społecznej to szkodliwa demagogia. Karol Borowiecki to dość skrajny przykład powieści Reymonta, którego ukształtowała tamta epoka i pochodzenie. Ale tak, takie rekiny na nie powinny być przykładem do naśladowania. Po drugiej stronie mamy jednak np Tonego Starka- filantropa i wynalazcę.
Ach, ten strój. Jabba ubierał kobiety we wstyd, ale tu się niestety przeliczył.
No tu już wkraczamy w książkę, Gandalf wspomina na kartach powieści, że był więźniem Saurona w Dol Guldur, ale przeżył. Ten pojedynek był wspaniały i kwestia "Nie jestem mężem" moment przed zadaniem ostatecznego pchnięcia- wbija w fotel. Cóż, nie zauważyłem tej zmiany w wątku Froda. Bądź co bądź LOTR to arcydzieła filmowe i pomimo pewnych uproszczeń zająłby pierwsze miejsce w moim rankingu ekranizacji. Choć książka jeszcze lepsza razem z Silmarillionem, którego niestety nadal nie przeniesiono na ekran.
Tak, oglądałem ten film i był naprawdę dobry, tylko początek nieco zbytnio zmienili.
Prawda, Stawka była rewelacyjna. Cała ta plejada, scenariusz, niezwykle ciekawa fabuła, oryginalny klimat wojenny. Można wracać dziesiątkami i się nie nudzić. W przeciwieństwie do Czterech Pancernych nie było też aż tyle o Sowietach i nigdzie oficjalnie nie pada, że Kloss pracował dla NKWD. A ci aktorzy fantastyczni. Brunner co prawda zbyt podły by budzić sympatię, chociaż wątek jego przyjaźni z Hansem mistrzowsko ukazany. Ja jeszcze dodam standartenfuhrera Dibeliusa "Nie mamy czasu polować na zwierzęta, polujemy na ludzi. Przepraszam panie Hrabio, na podludzi" i strurmfuhrera Stedke "Nauczyłem się, że nikomu nie należy wierzyć. Zwłaszcza zbyt dobrym oficerom.".
Sowieci nakręcili swoją odpowiedź 17 Mgnień Wiosny z nieśmiertelnym Stirlitzem, ale jakoś nigdy nie miałem siły by obejrzeć całość.

niwrok_2015

Tu się zgadzam, że czasami taka idealizacja jest nam potrzebna. Zwłaszcza, jeśli dzieło powstaje głównie ku pokrzepieniu serc, aby pomóc Polakom poczuć się prawdziwymi Polakami, którzy mają powód do tego, aby być dumni ze swojego pochodzenia i swoich przodków. Pod tym względem takie dzieła przydają się, zwłaszcza wtedy, gdy coraz więcej ludzi wyjeżdża z Polski, a wielu z nich wstydzi się tego, że są Polakami. Takie dzieło jak ten film pomaga nam zrozumieć, że rzeczywiście - wiele zarzutów wobec Polaków jest słusznych, ale też Polacy mają swoje zalety, a w wielu sytuacjach umieli wykazać się wielkim męstwem. Prócz tego potrzebne nam są dzieła, które pokazują, ile może dokonać naród, który jest zintegrowany. Pamiętam wywiad z Olbrychskim, który powiedział, że bardzo lubi grać z Lindą i żałuje, że poza "PANEM TADEUSZEM" i "BITWĄ WARSZAWSKĄ" nie mieli okazji więcej razem zagrać. Ja też uważam, że serial o królowej Bonie powinien być nieco dłuższy, choć jest i tak naprawdę bardzo dobry. Aleksandra Śląska podstawiła też głos pod Elżbietę I Wielką w polskim dubbingu brytyjskiego serialu "KRÓLOWA ELŻBIETA" i moim zdaniem idealnie pasowała do tej roli. Ryszard Filipski zagrał Piłsudskiego w filmie "ZAMACH STANU", który na dodatek sam wyreżyserował. To dobre pytanie i nie jestem pewien, ale moim zdaniem jednak wachmistrz Soroka lepiej sobie poradził z rolą Marszałka niż jego pułkownik Kmicic :) Co prawda ocena ich obu kreacji jest bardzo trudna, bo każdy z nich pokazuje Piłsudskiego w innym etapie jego życia - Olbrychski jest Piłsudskim jeszcze w pełni życia, z roku 1920, gdy Marszałek się jeszcze liczył jako Tymczasem Naczelnik Państwa, a Filipski to Piłsudski z lat 1926-1932. To już inny człowiek: wypalony, nieco zmęczony życiem i polską demokracją, której nienawidzi (i nie bez powodu), odsunięty od polityki, nie liczący się dla opozycji, który nagle pokazuje wszystkim, ile jest wart i nie cacka się z przeciwnikami. Jest już zmęczony, mówi zwykle wolno i cicho, ale gdy trzeba, potrafi energicznie wkroczyć do akcji i krzyczeć. Prócz tego pomimo bycia wielkim wodzem, jest też człowiekiem i widać to w kilku scenach np. jak zjeżdża z córkami na sankach, jak z uśmiechem ściska dzieci ze szkoły podstawowej, które recytują wierszyk na jego cześć, jak rozmawia z Walerym Sławkiem o swoich poglądach, z którymi trudno się nie zgodzić. Powiedziałbym, że Filipski włożył więcej głębi w swoją kreację w postać Piłsudskiego: u niego Piłsudski to nie tylko wódz, ale i filozof, myśliciel, człowiek nieco skomplikowany, lecz budzący raczej sympatię. Z kolei Piłsudski Olbrychskiego to w sumie tylko wielki wódz i doskonały polityk kochający Polskę i walczący nie tylko o jej wolność, ale i godność. To doskonała kreacja, ale brakuje w niej nieco większej głębi postaci, którą posiada Filipski. Choć oczywiście w filmie Hoffmana ta głębia nie miała być chyba ukazana i pewnie dlatego Piłsudski jest tu bezgranicznie dobry i wspaniały, jest wręcz człowiekiem symbolem, jak np. Jeremi Wiśniowiecki w "OGNIEM I MIECZEM". U Filipskiego zaś jest on przede wszystkim człowiekiem, z którym możemy się utożsamiać, który jest wodzem budzącym szacunek i respekt nawet u wrogów, ale mamy spory nacisk na jego ludzką postawę np. gdy próba rozmowy z prezydentem Wojciechowskim na moście Poniatowskim nie udaje się, Marszałek podchodzi do polskich żołnierzy stojących po stronie rządu i załamany pyta, czy będą oni do niego strzelać. Gdy słyszy, że tak, załamany odchodzi, a potem co robi? W swojej kwaterze kładzie się na kanapie i załamany pali papierosy, dyskutując z generałem Gustawem Orliczem-Dreszerem, który dowodzi całą akcją walk podczas przewrotu majowego. Udziela mu rad, nieco krytykuje za opieszałość, a z jego głosu bije rozpacz, że tych walk nie dało się uniknąć. Jest to genialnie pokazane z dwóch powodów. Po pierwsze tak naprawdę było, a po drugie to pokazuje ludzką naturę Piłsudskiego, który miał ludzkie cechy jak np. załamanie się po porażce jego pierwotnych planów. Oczywiście z drugiej strony film "ZAMACH STANU" miał pokazywać tę głębię postaci Piłsudskiego, a film "BITWA WARSZAWSKA" miał się skupić na samej wojnie i postawie ludzi wobec niej. W filmie "ZAMACH STANU" razić może tylko jedno - to, że komuniści są tam ukazani jako najbardziej prześladowani ludzie za reżimu sanacyjnego, a chwilami widzimy ich jako biednych, pokrzywdzonych ludzi chcących jedynie równości i przestrzegania demokratycznych praw, a przecież taki obraz nie ma wiele wspólnego z prawdą. Ale cóż... Z drugiej strony film powstał w czasach PRL-u, to jak miał ukazać komunistów? Janusz Zakrzeński w "POLONIA RESTITUTA" jest bardzo podobny w swojej kreacji do kreacji Filipskiego i również dlatego jest taki doskonały. A czemu Zapasiewicz Cię nieco rozczarował? Chodzi o to, że jego postaci brakuje charyzmy, jaką roztaczali jako Marszałek Filipski i Zakrzeński? Bo tego rzeczywiście tu brakuje. Poza tym uważam, że serial "MARSZAŁEK PIŁSUDSKI" jest za krótki. W 8 odcinkach chcieli pokazać całe jego życie, ale uważam, że odcinków powinno być co najmniej 12, bo wiele elementów jego życia pominięto - dzieciństwo, studia, pobyt na Syberii i pierwszy romans, znajomość z Wieniawą, a także znajomość (i być może romans) z doktor Eugenią Lewicką. Tego wszystkiego tu nie ma, a powinno być i to też razi, zwłaszcza miłośników historii.
Christopher Lee potrafił być tak mroczny, że ktoś sobie kiedyś żartował, że to jest ostatni aktor, który mógłby czytać audiobooki książek dla dzieci :) To prawda, grał drani z klasą. W końcu Dracula, Rasputin, Rochefort, ślepy Pew, hrabia Dooku i Saruman Biały to postacie zagrane przez niego doskonale i czuć w nich jakąś klasę połączoną z grozą. Film animowany "OSTATNI JEDNOROŻEC" to jedna z moich ulubionych animacji, która jest zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych, choć chyba ci drudzy bardziej ją lubią :) Lee jako szalony król Haggard potrafi wzbudzić swoim głosem ciarki na plecach. A tak, słyszałem, że to on był smokiem Żabberzwłokiem w filmie Tima Burtona "ALICJA W KRAINIE CZARÓW", a w polskim dubbingu zagrał tę postać Franciszek Pieczka, który o dziwo stworzył tak mroczny głos, że po prostu trudno go poznać :) James Earl Jones jest rewelacyjny i w sumie nie dziwię się, że dali jego głos Vaderowi. Jeśli Vader miał z założenia budzić grozę, ale też później i współczucie, to jedno i drugie ten głos potrafi wzbudzić wtedy, kiedy potrzeba. Jeśli chodzi o Conana, to bardziej mi się podobał serial animowany "CONAN: ŁOWCA PRZYGÓD", który leciał kiedyś na TVN. Moim zdaniem miał w sobie nieco więcej głębi niż filmy, gdzie Conan trochę mi się wydawał prostacki. Właśnie, za czasów PRL-u filmy i seriale były kręcone inaczej. Może się mylę, ale odnoszę chwilami wrażenie, że tamte filmy miały być polską wizytówką, którą Polacy mogą się poszczycić. Prócz tego była wtedy moda na dzieła historyczne, a zwłaszcza podkreślające wojny polsko-niemieckie. Kompleks II wojny światowej i niechęci do Niemców wciąż panował, więc w modzie były nie tylko dzieła wojenne, ale też dzieła takie jak "ZNAK ORŁA", "KRZYŻACY" czy "KRÓLOWA BONA", gdzie mamy podstępnych i podłych Szwabów spiskujących przeciwko Polsce. Tematu wojen z Ruskimi nie poruszano, wiadomo dlaczego. Ale mimo tej cenzury filmy i seriale miały dość wysoki poziom, aktorzy się starali nie tylko dla pieniędzy, ale i dlatego, że czuli się Polakami i czuli, że tworzą coś dla Polski. Może to nieco idealizuję, ale czuć z wielu ich dzieł miłość do Polski i widać, że wkładają w to serce. Dziś w filmach trudno to dostrzec. No i kiepską robi sobie nasz kraj wizytówkę tworząc jedną po drugiej kiepską komedię romantyczną według wypróbowanych do znudzenia schematów. Juliusz Machulski to najlepszy polski reżyser komediowy. Na drugim miejscu dałbym chyba Romana Załuskiego, którego kilka komedii bawi mnie do łez, a zwłaszcza "OCH, KAROL" i "WYJŚCIE AWARYJNE". Oba są po prostu rewelacyjne, że lepsze być już chyba być nie mogły. "KOGEL MOGEL", "GALIMATIAS CZYLI KOGEL MOGEL 2" oraz "KOMEDIA MAŁŻEŃSKA" są również dobre, naprawdę dobre, ale nie są już na tak wysokim poziomie, jak te dwie. W każdym razie ja tak uważam :)
Oj, tak... Gross grany przez Gajosa może budzić przerażenie i to choćby samą sceną przesłuchania jednego gościa w worku foliowym. Najpierw widzimy, jak gość wisi do góry nogami, potem Gajos mówi do niego niczym osoba kulturalna i chce perswazją go przekonać do mówienia. Gdy to nie pomaga, odwraca się, aby nie patrzeć, jak Maciej Kozłowski zaczyna tego gościa w worku kopać nogą aż do krwi. Brr... Jeśli Gajos chciał zerwać z łatką Jana Kosa, to zerwał i to brutalnie :) Ale za to był genialnym i uroczym policjantem w takich filmach jak "FUKS" oraz "OSTATNIA MISJA", gdzie jego rola strasznie mi się podoba. Aż dziw bierze, że jeden człowiek umie zagrać tak skrajnie różne postacie. To się nazywa talent :) "EKSTRADYCJĘ" widziałem tylko jedynkę i to dawno temu. Będę musiał ją sobie przypomnieć, w końcu Wojciech Wójcik, jej reżyser umiał kręcić bardzo dobre kino akcji i sensacji. Dowodem tego może być uwielbiana przeze mnie "SFORA", serial o policjantach połączonych przyjaźnią rodem z muszkieterów Dumasa - których to muszkieterów bohaterowie serialu wręcz uwielbiają i jest zaznaczone, że się na nich wzorują :) Ferency to moim zdaniem też jeden z najbardziej utalentowanych polskich aktorów. Może to głupie, ale uwielbiam sceny z nim w "BITWIE WARSZAWSKIEJ". Lubię słuchać, jak się wypowiada przed Szycem, jak wykazuje się swoim podejściem do życia, jak budzi w nas mieszane uczucia od niechęci i wstrętu po nawet częściowe zrozumienie.
Mnie się bardzo podobał Charles Grey w roli Mycrofta w serialu z Brettem. Ciekawie też rozszerzyli jego postać, a jego osoba budzi nieraz wiele uśmiechu na twarzy i wydaje się być czasami bardziej przystępny do ludzi niż Sherlock, bo wszak Sherlock miał zmienne nastroje, potrafił jednego dnia nie odzywać się do Watsona ani słowem lub go skrytykować, a także potem tego samego dnia rozmawiać z nim, jakby nic się nie stało i chwalić go za choćby nawet najmniejsze postępy. Mycroft z kolei - w serialu z Brettem - sprawia wrażenie cały czas pogodnego i przyjaźnie nastawionego do innych oraz podchodzącego z dystansem do samego siebie i swoich zdolności, a w relacjach z Watsonem widać w nim więcej sympatii niż u Sherlocka, czy może nie tyle sympatii, czy może pobłażliwości i większej wyrozumiałości. Wiesz, większość mojego dotychczasowego życia upłynęła mi na książkach i filmach, a że każde dzieło, które polubię czytam (lub oglądam) o wiele więcej niż raz, to zapamiętać takie szczegóły jest mi łatwo. Więc można wyciągnąć wniosek z tego, co przytoczyłem, że Sherlock miał młodszą siostrę. A dzieła o młodym Holmesie, które powstały też się trzymają tej teorii i uważam, że nie jest ona pozbawiona sensu. Osobiście uwielbiam Holmesa i Watsona i naprawdę sprawia mi przyjemność czytanie opowieści o ich przygodach. Podobnie polubiłem Poirota. Też jest wielkim geniuszem, a do tego David Suchet uczynił go bardziej uroczym. Mario Puzo to świetny pisarz i mam jego książki "OJCIEC CHRZESTNY" oraz "RODZINA BORGIÓW" i wiem, że są warte poznania. Ta druga pokazuje Aleksandra VI jako właśnie kogoś w rodzaju szefa mafii, ojca chrzestnego, a jego potomstwo jako osoby odcinające kupony od pozycji tatusia i nie wahające się brać siłą nawet to, czego chcą. Mroczna, ale jaka prawdziwa karta historii Kościoła. Dziękuję. Cieszę się, że mnie rozumiesz w sprawie tych komentarzy od Ciebie. Chciałem być zrozumiany i cieszę się, że mi się to udało. Dlatego będę więc liczył na Ciebie w tej sprawie :)
Czytałem, że Ryszard Lwie Serce stał się głównie dlatego ideałem władcy, bo... nie było go długo i Anglicy nie mieli możliwości wyrobić sobie o nim opinii. A że mieli dość samowoli wielu magnatów i tego, że książę Jan nie był w stanie ich poskromić, więc widzieli w Janie nieudolnego władcę, a niekiedy nawet podłego intryganta, który wręcz spiskuje z tymi magnatami, aby obalić szlachetnego brata. Myślę, że w tym tkwi sedno sprawy - że Ryszarda nie znano, tylko słyszano opowieści o jego bohaterstwie i sukcesach odniesionych w obronie chrześcijaństwa, więc cóż... Widziano go jako ideał władcy. I dlatego czekano na jego powrót spodziewając się, że z jego przybyciem zapanuje sprawiedliwość. A prawda była taka, że Ryszarda mało Anglia obchodziła, a on sam wolał wojny w obcych krajach niż rządzenie krajem, prócz tego popadł w austriacką niewolę przez własną głupotę - nie umiał zachować ostrożności podróżując po ziemiach swego przeciwnika incognito i został łatwo zdemaskowany. A i jego niewola nie była wcale taka okrutna, jakby się mogło wydawać, a jego wykupienie kosztowało Anglię mnóstwo pieniędzy i jeszcze bardziej zubożyło ten kraj. A do tego był ponoć gwałtowny i mściwy - słyszałem, że bodajże w Jerozolimie bez skrupułów kazał ściąć kilkuset ludzi muzułmańskiej wiary za to, że czymś go rozsierdził Saladyn. Jak na obrońcę Krzyża, to bardzo godne potępienia zachowanie. Podobno do dzisiaj Anglików można podzielić na dwie kategorie - tych, co uważają Magna Carta za powód do chluby i tych, co uważają wręcz przeciwnie. Myślę, że masz rację, iż Magna Carta przyczyniła się do praworządności, z kolei przywileje szlacheckie były destrukcyjne dla Polski, bo władcy z ich pomocą kupowali sobie tron od kapryśnej szlachty, osłabiając tym samym swoją pozycję, a Konstytucja Nihil Novi, to już była jedna wielka pomyłka. Powiedziałbym, że upadek Polski zaczął się właśnie od niej, choć już wcześniej zaczął się okres upadku, od przywilejów koszyckich, jednak to było jeszcze nic w porównaniu z Nihil Novi. Wtedy to dopiero szlachta się rozbestwiła. I wtedy to by się przydał taki Richelieu w Polsce.
Dokładnie tak - "KSIĄŻĘ KASPIAN" jest dobrym filmem, naprawdę dobrym, ma ciekawe postacie i dobrze rozbudowane, a Miraz to już szczególnie jest rozbudowany. Doskonale też wypadki Sobiepan i Glozell, osoby tak skrajnie różne, ale tworzące potem spisek przeciwko Mirazowi, którego nienawidzili. Sobiepan to oczywiście myślący tylko o sobie łajdak, a Glozell to szlachetny generał wojsk Miraza, zaufany człowiek, nie pochwalający zbrodni swego pana, nie szafujący na prawo i lewo życiem swoich ludzi, mający swoje zasady i bardzo szanujący Kaspiana. Podoba mi się scena, jak Miraz każe generałowi strzelać do walczących na dziedzińcu zamku wojsk. Glozell w szoku mówi: "Przecież tam są moi ludzie". Wie, że strzelając ubije też swoich, więc nie wykonuje rozkazy, a Miraz wściekły wyrywa mu kuszę i sam zaczyna strzelać. Po tym wydarzeniu Glozell traci wszelkie złudzenia i przystępuje do spisku Sobiepana i przyczynia się do śmierci Miraza. Dobre rozbudowali wątek opozycji wobec uzurpatora w samych Telmarach. Ale za to to, co zrobili z Piotrem było godne pożałowania. Edmund o wiele lepiej już wypada we wszystkich trzech filmach. Jego psychika jest bardziej zrozumiała, nawet w jedynce - gdzie jest draniem, ale... widzimy dlaczego: zazdrości bratu pozycji w rodzinie i tego, że brat może wszystko, a on w sumie za byle co jest karcony. Również matka, żegnając Edmunda co mówi? "Słuchaj zawsze brata". To zdecydowanie nie jest zbyt budujące. Ale po nauczce z jedynki, w dwójce Edmund jest o wiele rozsądniejszy od Piotra, ale wypycha się naprzód, lecz robi swoje, a przy okazji on ostatecznie przepędza Białą Czarownicę. W trójce znowu jego kompleksy wychodzą na jaw, ale... Są w odpowiedni sposób ukazane, także mnie one nie rażą. Ale już pokręcenie kolejności odwiedzania wysp, składanie siedmiu mieczy siedmiu telmarskich lordów na stole Aslana, żeby przegnać zieloną mgłę... A właściwie, to niby czemu właśnie te miecze miały taką moc? Zwłaszcza, że to były miecze najeźdźców, którzy najechali Narnię? Dziwne, że teraz one mają ratować cały ten kraj. Poza tym Łucja jako nastolatka chcąca wkręcić się na miejsce siostry, to byłoby nawet w porządku, gdyby nie to, że w książce to tylko pewien fragment historii, a tutaj przez pierwszą połowę filmu mamy go nam narzuconego. Poza tym brak mi tej więzi emocjonalnej pomiędzy Edmundem a Łucją, jaką widzimy w jedynce. Bo co? Bo już są nastolatkami i nie wypada im się kochać tak, jak kochali się nawzajem, gdy byli dziećmi? Bo nie wypada się przytulić, porozmawiać jak dawniej, wesprzeć rozmowami takimi jak dawniej? To mnie tu razi. Jakby odcinali się od wszelkiej czułości. W filmie "LEW, CZAROWNICA I STARA SZAFA" wręcz ulepszyli książkę rozbudowując psychikę Edmunda i nadając mu ciekawą osobowość, rozbudowali też postaci karła Czarownicy i lisa. Podoba mi się też to, że w książce Aslan negocjując z Jadis wyraźnie jest uległy i pokorny, a w filmie jest majestatyczny i nie daje się zaszczuć, wręcz warknął na Czarownicę, gdy go spytała, czy zapomniał o prawach Narnii. A do tego bitwa jest genialna, Tumnusa nieco więcej pokazują, a sceny czułości... Może to głupie, ale zawsze chciałem mieć kochającą młodszą siostrzyczkę. Więc uwielbiam sceny, gdy Łucja się przytula do Edmunda - a robi to cztery razy na cały film. Raz, gdy odkrywa, że on też trafił do Narnii. Dwa, gdy on został ocalony przez Aslana i wrócił do drużyny - tutaj scena jest wręcz przepiękna. Łucja widzi Edmunda, radośnie chce go biec uściskać, ale Piotr ją zatrzymuje, rodzeństwo czeka na powrót Edmunda, nikt nie wie, co powiedzieć i Łucja przełamuje lody tuląc się mocno do brata. Ja po prostu kocham tę scenę :) Trzeci raz go tuli, gdy Aslan oznajmia, iż Czarownica zrezygnowała z krwi Edmunda. Czwarty raz, gdy Edmund został ocalony dzięki jej eliksirowi. Też kocham tę scenę - Łucja podaje mu eliksir, Edmund przestaje nagle się poruszać, wszyscy myślą, że nie żyje, a Łucja wręcz płacze, a wtedy nagle Edmund oddycha, budzi się, a Piotr go ściska, obaj się śmieją i płaczą ze szczęścia, a Łucja? Łucja skacze radośnie bratu na szyję, a potem dopiero jeszcze Zuzanna go ściska. Nie wiem, jak Ty, ale ja uważam te sceny za piękne i to najpiękniejsze sceny w całym filmie i bardzo mi brakuje czegoś podobne w pozostałych filmach. Już słyszałem o tym, że film piąty ma być mocno ocenzurowany z powodu wyraźnie negatywnego obrazu kultury arabskiej. Ech, ta poprawność polityczna. Przez nią mamy wyzwolonych Murzynów w XVIII wiecznej Francji w filmie "PIĘKNA I BESTIA", co rzuca się w oczy i wywołuje śmiech, bo przecież wtedy czarnoskórzy ludzie we Francji nie mieli co liczyć na bycie równorzędnymi obywatelami. Pochwalam tolerancję religijną i równość rasową, ale trzeba się z tym tak afiszować? Takie afiszowanie się budzi niesmak.
Ja po poznaniu i pokochaniu filmów z serii STAR WARS potem kupowałem sobie książki pisane przez fanów za zgodą samego Lucasa. Głównie brałem te, które były po przecenie :) Ale wiem, że przedstawione w nich historie są strasznie ciekawe i bardziej do mnie przemawiają. Przykładowo Luke założył zakon Jedi na nowych zasadach np. bez celibatu, sam mam żonę Marę Jade i syna Bena. Han i Leia mają trójkę dzieci i najstarszy Jacen staje się potem Sithem i podbija na pewien czas Galaktykę, ale dość szybko zostaje obalony. Nie ma powtarzających się schematów ani głupiej śmierci Hana Solo - bo śmierć Hana była tak irracjonalna, że po prostu szkoda słów. Podobnie jak irracjonalna jest ta wersja muszkieterów, o której mówię. Tak, jest taki film. To "D'ARTAGNAN I TRZEJ MUSZKIETEROWIE" z 2005 roku. Nazywa się tak samo, jak genialna wersja radziecka z 1978 roku, ale nie umywa się do niej ani trochę. I tam właśnie Milady rodzi syna Atosowi, którego potem zabija diabłu w ofierze, za co Atos ją wiesza, ale diabeł ją ratuje i daje jej piekielne moce. Serio! Taki film powstał. Nieźle, co? I potem nasi muszkieterowie muszą nie tylko wykonać swoje zadanie, ale też i zniszczyć cyrograf, aby odebrać Milady jej moce.
Ja też bym nie miał nic przeciwko królowi Józefowi I z rodu Piłsudskich. A co do socjalizmu, to powiem tak: Piłsudski rzekł raz, iż kto nie był buntownikiem i socjalistą za młodu, będzie gnidą na starość. Mawiał też, iż tylko krowa nie zmienia poglądów. A prócz tego socjalizm był tylko etapem przejściowym w jego życiu, podobnie jak służba Legionistów Piłsudskiego u boku armii cesarza Austro-Węgier. Piłsudski był szlachcicem ziemskim, więc to oczywiste, że przede wszystkim wiązał swoje nadzieje z ziemiaństwem, czego dowiódł po przewrocie majowym. Jeśli chodzi o literaturę, to powiem Ci, że jestem dość zaskoczony, iż chrześcijaństwo jako nurt w literaturze, okres twórczości literackiej jest pełen seksu i to zwykle pozamałżeńskiego. Tristan i Izolda oraz Ginewra i Lancelot to pary przyprawiające rogi znanym i szlachetnym władcom, a jednak zawsze pisze się o nich tak, że sympatia czytelnika jest po ich stronie. Ciekawe, prawda? :) Ja mam dwa wydania legend arturiańskich. Jedno jest starsze - gdzie Artur ma tylko jeden miecz, Merlin zostaje uwiedziony i uwięziony przez Viviennę, która potem zostaje Panią Jeziora, a Mordred jest bastardem. No i Morgana nie jest zła. W drugim wydaniu, pokazującym nowsze wersje legend, Artur ma dwa miecze, Morgana jest zła i knuje przeciwko bratu, Mordred jest siostrzeńcem Artura, Merlin umiera, a Pani Jeziora traci głowę. Podobno późniejsze wersje legend powstały podczas polowań na czarownice i dlatego Morgana jest wcieleniem zła, bo kobieta parająca się magią była w oczach Kościoła wszelkim złem. A nawiasem mówiąc w sadze o wiedźminie mamy bardzo seksowne czarodziejki, choć ja i tak wolę Triss Merigold zamiast Yennefer. A zakończenie sagi moim zdaniem jest właśnie takie, jak mówię, co potwierdzać może opowiadanie "COŚ SIĘ KOŃCZY, COŚ SIĘ ZACZYNA".
Ja praktycznie zawsze byłem monarchistą i miło mi, że mamy takie samo zdanie w tej sprawie. Podzielam to zdanie, iż nawet w demokracji musi być jakaś realna głowa państwa z realną władzę, a nie tylko osoba będąca w pewnym sensie tylko do ozdoby, bo trudno to nazwać inaczej. Jeśli chodzi o równość i sprawiedliwość społeczną, to ja się zgadzam na równość i sprawiedliwość, ale bez tego ostatniego słowa. Bo ja uważam, że wszyscy ludzie powinni być równi wobec prawa i sprawiedliwie osądzeni zgodnie z ich zasługami i przewinami. Temida na posągach nie bez powodu ma przewiązane oczy - bo nie patrzy na pochodzenie, na majątek itp. sprawy. Taką równość rozumiem. Równość wszystkich ludzi wobec prawa, każdy ma być sprawiedliwie traktowany i sprawiedliwie osądzony. To rozumiem i to pochwalam zwłaszcza, że osobiście zetknąłem się z niesprawiedliwością z tego powodu, że byłem nikim, a ci, którzy mnie skrzywdzili byli bogaci. Ale żeby z tego powodu posyłać elity na gilotynę? Albo żeby obalać władze, iść na barykady i wymyślać jakieś bzdety? To już przesada. Nie będę przecież rąbał z karabinu do każdego, kto jest bogaty i zabierał mu, aby rozdać ludowi. Socjaliści byli chorzy, bo takie coś głosili - Marks wszak pisał wyraźnie o konieczności rewolucji. A rewolucja to mordowanie ludzi, krew na ulicach, przejęcie władzy siłą i represje wobec każdego, kto choćby myśli inaczej. Jak można głosić szlachetne idee i jednocześnie głosić konieczność zabijania ludzi? Przecież to się wzajemnie wyklucza. Dlatego nie popieram nigdy takich skrajnych lewicowców, a socjalistów i komunistów wręcz się wystrzegam, bo wiem doskonale z lekcji historii, czym ich poglądy się kończyły. Nie oszukujmy się - jaka była równość w Rosji po rewolucji w 1917 roku? Żadna. Był wielki pan na tronie, rasa uprzywilejowanych urzędników mających wszystko, a reszta ma tyle, ile łaskawie im partia da. George Orwell, którego twórczość na pewno doskonale znasz, ukazał to we właściwy sposób - "FOLWARK ZWIERZĘCY" mówi sam za siebie, czym się kończą rewolucje, nawet mające szlachetne hasła na sztandarach. Szlachetne hasła kończą się jednym wielkim hasłem "Wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są równiejsze od innych". Tego chyba nie trzeba tłumaczyć. A poza tym jaka równość? Spójrzmy na dzisiejszy świat. Na świat w każdej epoce. Kiedy ludzie byli są równi? Zawsze ktoś będzie od kogoś lepszy lub gorszy. Przykładowo: rodzic zawsze może więcej zrobić niż dziecko, a z kolei dziecko, jak złamie prawo, to jest łagodniej traktowane jak dorosły. I powiedz mi, gdzie w tym wszystkim jest równość? Albo zobacz takie coś: człowiek jeździ po pijaku i zostanie złapany przez policję. Co robi policja? Zabiera mu prawo jazdy. A teraz polityk jedzie po pijaku. Policja go zatrzymuje i co robi? Puszcza go wolno i zatuszowuje całą sprawę, bo on ma immunitet. I gdzie tu jest równość? A czy socjaliści czy komuniści wprowadzili taką równość? Nie. Ich politycy, panowie partyjni i panie partyjne mieli przywileje, byli RÓWNIEJSI, a reszta hołoty to była do roboty i była RÓWNA między sobą, ale do RÓWNIEJSZYCH im było daleko. Więc tym bardziej jestem przeciwko takim hasełkom i zgadzam się, że są niebezpieczne, bo wiem, do czego one prędzej czy później doprowadzą. Zawsze będą klasy wyższe i niższe wywołane głównie statusem majątkowym. Ale pochwalam to, co mówisz - ci, co są należą do elit finansowych i intelektualnych, powinny wspierać biedniejszych, powinny pomagać innym i mieć serce, a nie tylko konto w banku. Symbioza, o której mówisz to jest coś, pod czym podpisuję się obydwoma rękami :) Karol Borowiecki to właśnie taki anty-przykład polskiego finansisty i dorobkiewicza, który nie ma serca, tylko portfel. A Daniel Olbrychski zagrał go doskonale. Jego postać można znienawidzić - zwłaszcza, jak Anna Nehrebecka mówi do niego o jednym z jego robotników, który stracił kończynę lub dwie, a Daniel na to: "To niech sobie zdycha z Bogiem". Jedno zdanie wypowiedziane obojętnym tonem, a mówi wiele o człowieku. Daje nam obraz bezdusznego łajdaka, pozbawionego empatii. A co ciekawego, jako przeciwwagę mamy dość uczciwego Niemca Maksa Bauma, granego przez Andrzeja Seweryna, który mimo pewnych wad jest wzorem cnót w porównaniu z Karolem Borowieckim. Ale cóż, Reymont lubił krytykować Polaków, a zwłaszcza tych bogatych, zwykle ukazując ich jako ludzi bezdusznych i myślących tylko o sobie. To oczywiście obraz wielu ludzi, ale też brakuje tu obrazu takich ludzi, jak np. Wedel, który też był kapitalistą i fabrykantem, a czytałem o nim, że świat nie znał drugiego tak dobrego pracodawcy i szlachetnego człowieka, jak on.
He he he. Propos tego stroju słyszałem słowa obrońców moralności, którzy narzekają na strój księżniczki Lei, że jest seksistowski i wulgarny i przeszkadza w oglądaniu "POWROTU JEDI" całą rodziną. Serio :) Z powodu tej moralności szwedzkie filmy na podstawie książek Astrid Lindgren są w Polsce rzadko puszczane, bo w wielu z nich mamy sceny, jak nagie dzieci się kąpią w rzece i to chłopcy z dziewczynkami razem. Widziałem te filmy i sceny mnie nie zgorszyły. Przeciwnie, uważam je za to, co chciała pokazać sama Lindgren - niewinność dziecięcego świata i sposób wychowania dzieci przez Szwedów różny od naszego, gdzie np. z nagości robi się temat tabu i coś wstydliwego, a w książkach Lindgren np. dzieci z Bullerbyn siedzą w saunie czy kąpią się nago w rzece nie wstydząc się swoich ciał i tego, że są obojga płci. Ich nagość jest czymś normalnym dla nich. A w filmie "RONJA, CÓRKA ZBÓJNIKA" mamy piękną scenę - Ronja i Birk (jej najlepszy przyjaciel, z którym potem łączy ją coś więcej) kąpią się nago w rzece. Nie widać zbliżenia na miejsca intymne, a dzieci chlapią się wesoło i słodko, a potem leżą nago na trawie, a Birk pieści czule włosy Ronji patrząc na nią z miłością. Scena piękna, niewinna, urocza i podkreślająca więź postaci. Ale obrońcy moralności i jej się przyczepili. Nie wiem, jakie jest Twoje zdanie, ale ja uważam, że to po prostu demonizowanie. Twórcy nie chcieli nic złego w tej scenie pokazać, a wręcz przeciwnie, więc szukanie w tym drugiego dna moim zdaniem ich obraża. A wiesz, w jednym romansie historycznym czytałem scenę, jak chłopiec i dziewczynka wpadli do wody i nago się suszą w szopie, tuląc mocno do siebie i całują się w usta. Potem tych dwoje dorosło i zostało parą, a ich miłość w książce jest piękna. I powiedz sam, czy ta scena jest wulgarna, nieetyczna i niemoralna? Czy może wręcz przeciwnie, jest piękna i pełna uczuć? Ja jestem zdania, że to drugie i lepiej się takich scen nie czepiać. I tak samo z tym strojem księżniczki Lei - obrońcy moralności chyba nie mają co robić, skoro takie coś robią :)
Ano tak, masz rację. Wybacz, zapomniałem o tym. Ale mimo wszystko to brzmi dość irracjonalnie, że Sauron najpierw każe uwięzić Gandalfa, a potem dopiero go zabić i zabrać mu Pierścień. Chyba, że zwyczajnie Sauron go nie docenił. Ale i tak uważam, że w książce lepiej jest to ukazane niż w filmie, gdzie jest trochę nieścisłości, co sam zauważyłeś. Ale pewne sprawy film ulepszył -choćby scena zabicia Wodza Nazguli przez Eowinę. W książce za szybko się ujawniła i wygłosiła dość patetyczną mowę. W filmie zaś ujawnia się dopiero przed zadaniem ciosu i mówi "Nie jestem mężem" i zadaje cios. Tylko tyle i aż tyle. Właśnie Frodo w książce sprawia wrażenie bardziej zaradnego, zwłaszcza w sprawie z Gollumem, a w filmie wydaje się łatwo ulegać jego wpływom, zwłaszcza w filmie "POWRÓT KRÓLA", gdzie Gollum nim wręcz manipuluje, aby oddzielić go od Sama. "SILLMARILION" ma za dużo fabuły, aby powstał na jej podstawie film. Ale serial... Nie miałbym nic przeciwko serialowi :)
Przyznam Ci się, że jako dziecko byłem wielkim fanem "CZTERECH PANCERNYCH". Obecnie nadal ich uwielbiam, ale jednak "STAWKA" bardziej mnie ciekawi i bardziej przykuwa moją uwagę. Mam wszystkie trzy książki z opowiadaniami o Klossie, a prócz tego zbieram komiksy z serii "KAPITAN KLOSS", gdzie Kloss ma wyraźnie twarz Mikulskiego. Mam nadzieję uzbierać całą kolekcję. Fabuła każdego odcinka jest ciekawa i trzyma w napięciu, a aktorzy... rewelacyjni. Brunnera mimo wszystko lubię jako przeciwnika Klossa. Uwielbiam ich w duecie i wiem doskonale, że zawsze J-23 wyjdzie zwycięsko z ich starć, ale też Brunner zawsze spadnie na cztery łapy i walka między nimi będzie trwała dalej. Mnie się też podoba oficer SS grany przez Krzysztofa Chamca - chyba Lothar. Podoba mi się jego zimny spokój i opanowanie i to, że chyba ani razu nie wpadł w gniew i na nikogo nie krzyczał, a mimo to potrafił być groźny - zwłaszcza w scenie, jak niemalże łamie Ewie Wiśniewskiej palce podczas przesłuchania. Tak, Stirliz to ruska odpowiedź na Klossa, ale słyszałem, że jest dość nudny, bo akcja jego przygód zawsze dzieje się w pokojach i nigdy w plenerach. Też się nie zdobyłem na obejrzeniu "SIEDEMNASTU MGNIEŃ WIOSNY". Ale chcę obejrzeć ruską wersję "ANNY KARENINY" i kilka innych nakręconych przez ZSRR wersji znanych dzieł literatury światowej. Z tego, co mogę wnioskować po filmach, które już poznałem, to czuję, że to są piękne dzieła.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones